niedziela, 3 lutego 2019

Wrocław zimą kolorowy :)

Niedzielny ranek budzi nas ogromną zmianą pogody.Za oknem biało i cały czas sypie śnieg.Całkiem sporo już go nasypało,oj sporo.
Dziś zaplanowaliśmy wyjazd do Wrocławia.
Jemy śniadanie,pijemy kawę,pakujemy plecaki i ruszamy w kierunku stacji kolejowej.Bilety mamy,więc od razu idziemy na peron gdzie stoi nasz pociąg.Wsiadamy do niego,znajdujemy wygodne miejsca,rozsiadamy się i o 8:44 ruszamy ku nowej przygodzie :)
Podróż umilamy sobie rozmową i podziwianiem widoków,więc mija nam szybko i bezproblemowo.Biały,śniegowy krajobraz towarzyszy nam prawie do Wrocławia.Jednak kiedy docieramy do stolicy Dolnego Śląska,wita ona nas ledwie przypruszonymi białym puchem trawnikami.Tu śniegowe chmury jeszcze nie dotarły.
No cóż nas to nie martwi.Po opuszczeniu pociągu idziemy najpierw na "gwoździa programu"-czyli na sikundę w galerii handlowej.Po załatwieniu przyziemnych spraw,powoli ruszamy ku jednemu z naszych dzisiejszych celów.



Niespiesznie wędrujemy ulicami Wrocławia i po kilkunastu minutach docieramy do budynku w którym mieści się Muzeum Etnograficzne-to nasz jeden z dzisiejszych celów.

"Budynek będący obecnie siedzibą Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu został wzniesiony z inicjatywy kardynała Philippa Ludwiga von Sinzendorfa i usytuowany na terenie istniejącego już od XVI wieku majątku ziemskiego biskupów wrocławskich zwanego miedzy innymi Białym Folwarkiem (niem. Weisses Vorverk). Budowę pałacu, zaprojektowanego przez architekta Christophera Hacknera, rozpoczęto w 1737 roku, natomiast prace wykończeniowe i wnętrzarskie trwały praktycznie do II wojny śląskiej (1744–1745). Rezydencja wykorzystywana była sezonowo jako miejsce do odpoczynku i podejmowania gości, miała ogromną salę balową i cztery pokoje mieszkalne. Urodą zachwycał przylegający do pałacu park i ogród w stylu francuskim. Po śmierci kardynała rezydencję objął jego następca – biskup Philipp Gotthard von Schaffgotsch. Tenże, początkowo wspierany przez pruskiego króla Fryderyka II, popadł w niełaskę, kiedy podczas wojny siedmioletniej (1756–1763) poparł Austrię, a nie Prusy. W 1766 roku skazano go na banicję, zaś sam pałac skonfiskowano i upaństwowiono. W następnych latach budynek jeszcze wielokrotnie zmieniał swoje przeznaczenie i właścicieli.
W 1803 roku, kiedy jego właścicielami zostali Karl Juliusz Meyer oraz Brandon Georg von Sprockhoff, stracił swój reprezentacyjny charakter. W oficynach, kuchni i budynku ogrodnika urządzono fabrykę przerabiająca cykorię, używaną do wyrobu kawy zbożowej. Zlikwidowano wówczas także ogród francuski, który został przeznaczony na podjazdy.
W 1880 r. pałac zakupił przemysłowiec Egmond Websky, który rozbudował go w stylu neobarokowym i przystosował do potrzeb mieszkalnych. Budynek nazywany „willą Webskich” w prawie niezmienionej formie architektonicznej przetrwał do dziś. W 1907 roku stał się siedzibą Urzędu Stanu Cywilnego, podczas II wojny światowej uległ zniszczeniu (wypalone wnętrze) i został odbudowany w latach 1962–1965 według projektu Jana Grudzińskiego. Od tego czasu do przejęcia go na siedzibę w 2004 roku przez Muzeum Etnograficzne pełnił funkcję Domu Aktora.
Z przeszłością budowli związana jest również historia zbrodni w afekcie. Pod koniec XVIII w. pałac kupił Leopold von Zedlitz, który wynajął go węgierskiemu kupcowi Lajosowi von Troerowi. Ten często podróżował w sprawach zawodowych, więc opiekę nad posiadłością powierzył swojej przyjaciółce Teresie Strommein. Wybranka wdała się jednak w romans z baronem Zedlitzem, co doprowadziło do tragedii – zazdrosny Węgier, dowiedziawszy się o zdradzie, zamordował niewierną kochankę."-tekst ze strony: https://mnwr.pl/oddzialy/muzeum-etnograficzne/historia/
Za nim wejdziemy do środka,robimy kilka zdjęć na zewnątrz i dopiero po nich wchodzimy do środka.W kasie kupujemy bilety-dziś mamy tańsze,bo jedna z wystaw stałych jest zamknięta z powodu awarii.No cóż,będzie to jeden z powodów by tu wrócić-śmiejemy się stemplując nasze kajety.Po dopełnieniu formalności idziemy do szatni,gdzie zostawiamy kurtki i plecaki.Bierzemy aparaty i ruszamy zobaczyć inny "świat".










Wchodzimy do pierwszej sali na parterze.Tu pod ścianami poustawiano ule.Są to niezwykłe ule.

"Ule figuralne.
Spośród zgromadzonych przez Muzeum dawnych i współczesnych uli figuralnych wyróżnia się,będący świetnym przykładem monumentalnej rzeźby ludowej,zepół tzw.Apostołów z Dworka koło Lwówka Śląskiego.Ule figuralne odnotowane były przed II wojną światową w licznych miejscowościach na Dolnym Śląsku.Już wtedy jednak należący do rodziny znanego tutejszego pszczelarza Gottfireda Ubeschaera ( 1750-1830) zespół apostołów uważany był za wyjątkowo interesujący,opisywany w  wielu-także w  zagranicznych czasopismach i polecany jako szczególna atrakcja turystyczna.W opracowaniach naukowych mamy do czynienia z dużą rozpiętością datowania uli  należących do tego zespołu ( od XVI do XVIIIw.),czemu towarzyszy znaczne zróżnicowanie domniemywań co deo ich autorstwa.Najbardziej prawdopodobna wydaje się jednak  hipoteza,że więkrzość obiektów została wykonana na zlecenie ojca G. Uberschaera lub nawet jego samego w Lwówku Śląskim ok. roku 1800,a następnie zbiór był systematycznie powiększany przez kolejnych właścicieli.Nazwa Apostołowie, znajdująca uzasadnienie zaledwie w dwóch wpadkach, prawdopodobnie wynikała ze skojarzenia liczby uli,stanowiących pierwotnie trzon zespołu,z dwunastoma Apostołami.Z pośród 20 uli odnotowanych w 1920 roku eksponowanych w Dworku na specjalnej,zadaszonej platformie,dziś w zbiorach zachowało się 13 uli i fragment czternastego.Nadnaturalnej wielkości figury to interesujące artystycznie Mojżesza,Arcykapłana,Symeona  z dzieciątkiem Jezus,biskupa,zakonnicy,strażnika,apostołów,pary narzeczonych oraz kobiet w strojach regionalnych."-tekst z tablicy informacyjnej Muzeum Etnograficznego.

Bez pośpiechu oglądamy wszystkie i robimy zdjęcia.Są niesamowite,wielkie,stare i piękne.


































Po obejrzeniu i zrobieniu zdjęć uli figuralnych,przechodzimy do drugiej sali na parterze.Dziś jest ostatni dzień wystawy "Piękno duszy metalu".

"Piękno duszy metalu 29 września 2018 – 3 lutego 2019
Wystawa prac wrocławskiego kowala Ryszarda Mazura powstałych w latach 2016–2018.
Każdy wie, jak wyglądają latarnie zdobiące rynek i uliczki Starówki, wszyscy znają Smoki przy fontannie na placu Solnym i rzeźbę Wrocławianin, kraty kaplic w kościele garnizonowym i ozdobne wrota katedry. Ale tylko nieliczni wiedzą, że autorem tych prac jest wrocławski kowal Ryszard Mazur. W Muzeum Etnograficznym można obejrzeć około 50 kutych przedmiotów jego autorstwa, wykonanych tradycyjnymi technikami kowalskimi.
Choć ekspozycja poświęcona jest głównie twórczości Ryszarda Mazura z lat 2010-2018, to ma jednocześnie charakter podsumowania całego jego dorobku, stanowiącego efekt trwającej niemal pół wieku działalności rzemieślniczej. Na wystawie prezentowane są przedmioty wykonane tradycyjnymi technikami kowalskimi. Wiele z nich łączy walory estetyczne z funkcjami użytkowymi np. zestawy kominkowe, lampy, świeczniki, ozdobne kraty i zawiasy.
W skład ekspozycji wchodzi również kilkadziesiąt fotografii. Część z nich przedstawia prace artysty z ostatniego okresu twórczości (m.in. ogrodzenia, bramy wjazdowe, furtki, balustrady, kraty), które ze względu na rozmiary nie mogły się znaleźć na wystawie. Na kilkunastu fotografiach zobaczyć można również najbardziej znane i rozpoznawalne rzeźby Ryszarda Mazura, powstałe w latach wcześniejszych, licznie obecne choćby w przestrzeni miejskiej Wrocławia, zdobiące place i ulice, obiekty użyteczności publicznej oraz wnętrza kościołów."-tekst ze strony: https://mnwr.pl/piekno-duszy-metalu/



























































































Tu w kilku niewielkich pomieszczeniach mamy okazję oglądać prawdziwe cudeńka wykute w metalu.Każde z nas ogląda po swojemu i robi zdjęcia,a mimo to powielamy się na każdym kroku.Spokojnie,bez pośpiechu przechadzamy się od eksponatu do eksponatu,oglądamy wszystko i robimy całe mnóstwo zdjęć,mając przy tym ogromną radość :)


































































































Na tej miotle wysoko bym nie poleciała....






















































Po obejrzeniu wystawy na parterze,wchodzimy po schodach na pierwsze piętro.Tu znajduje się stała wystawa "Dolnoślązacy. Pamięć, kultura, tożsamość."

"Muzeum Etnograficzne Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu jest jedyną placówką na Dolnym Śląsku, która specjalizuje się w etnograficznej dokumentacji regionu oraz opisie i interpretacji jego kulturowej zmienności. Liczące ponad 20 tysięcy eksponatów zbiory Muzeum obrazują skomplikowane dzieje Dolnego Śląska, w którego przeszłości spotkały się dwie tradycje: przedwojenna – miejscowa i powojenna – osób przyjezdnych. Wyjątkowy obszar, na którym w krótkim czasie i na sporej powierzchni doszło do niemal całkowitej wymiany ludności, gdzie rzeczy pozostawione spotkały się z przywiezionymi.
Wystawa stała „Dolnoślązacy. Pamięć, kultura, tożsamość” składa się z dwóch części. Pierwsza poświęcona jest kulturze i historii ludności, która zamieszkiwała tereny Dolnego Śląska przed 1945 r. Druga część pokazuje powojenne losy osadników, którzy przybyli tu z różnych stron.
Na ekspozycji zestawione zostały dwa wizerunki tutejszej kultury ludowej: w miarę stabilnej, choć niejednorodnej, dziewiętnastowiecznej oraz z pierwszych lat powojennych, będącej mozaiką – nakładających się na tamtą – tradycji grup osadniczych.
Z prezentowanych zabytków ilustrujących dawną dolnośląską kulturę tradycyjną wyłania się obraz wsi pozostającej w bliskich związkach z miastem, wsi, do której przenikają już liczne wytwory pochodzenia fabrycznego. Wnętrze izby, zaaranżowane jednak w sposób nie będący próbą wiernej rekonstrukcji, wypełnione jest doskonale wykonanymi zdobionymi meblami. Są to nie tylko szafa, kredens, stół, skrzynia, zydle, ale też kołyska i łoże.
Z mniejszych form odnajdziemy także pulpit do książek, łyżniki, solniczki i różnego rodzaju skrzyneczki. Ściany zdobią głównie malowane na szkle obrazy z maryjnymi wizerunkami ze śląskich miejscowości pielgrzymkowych oraz przedstawieniami popularnych na tym terenie świętych, ale zobaczyć tu możemy także oleodruki i obrazy haftowane na tekturowej kanwie.
Na półkach rozstawione są liczne naczynia. Pojawiające się, nie tylko w tej części wystawy, postacie przedwojennych Dolnoślązaków odziane zostały w stroje wyraźnie wzorowane na mieszczańskich. Zarzucony w 2. połowie XIX w., tutejszy strój ludowy miał charakterystyczne dla subregionów odmiany: wrocławską, kłodzką, wałbrzyską, jeleniogórską, karkonoską, kaczawsko-nadbobrzańską, głogowską i nyską. W zbiorach muzealnych zachowało się stosunkowo niewiele elementów dawnego odzienia. Z reguły pochodzą one z przełomu XIX i XX w. i nie wykazują już dawnego subregionalnego zróżnicowania. Licznie reprezentowany jest tylko strój kobiecy – utrzymany w ciemnej kolorystyce, o kroju odwołującym się do ubiorów renesansowych. Składają się na niego krótkie katanki z bufiastymi, zwężającymi się rękawami, długie spódnice, na które nakładano zapaski, białe z ażurowym haftem lub jedwabne, zakładane na ramiona kolorowe, biało haftowane chusty oraz bogato zdobione czepce.
Dolnośląskie rzemiosła reprezentowane są na tej wystawie przez bednarstwo, tkactwo, garncarstwo, kowalstwo, piernikarstwo i drewniane wyroby zdobione snycerką. Obok bednarskich wyrobów zobaczyć tu można liczne narzędzia, między innymi kobylicę do przytrzymywania drewna przy jego obróbce, wątorniki służące do wycinania rowka w klepkach, drewniane kleszcze i klamry do zakładania obręczy na złożone już naczynia.
Zwiedzający mogą obejrzeć też ule figuralne, które przed wojną stanowiły jedną z atrakcji turystycznych regionu, grafikę dewocyjną adresowaną do pielgrzymów z różnych krajów, formy piernikarskie, czepce dolnośląskie, malarstw szkle i malowane meble.
Tkactwo na Dolnym Śląsku miało zarówno charakter przeznaczonej na własne potrzeby wytwórczości domowej, jak też produkcji chałupniczej, stanowiącej często podstawę utrzymania całej wsi, zwłaszcza w rejonie Sudetów i ich przedgórza. Wysokiej jakości produkty tkaczy dolnośląskich docierały na rynki zagraniczne, w tym – amerykańskie i angielskie. Upadek tego rzemiosła przypadł na 1. połowę XX w. i związany był z rozwojem przemysłu tekstylnego. W rejonie sudeckim usytuowane były także warsztaty, w których ręcznie farbowano i drukowano płótna, o czym przypominają na wystawie misternie wykonane klocki do drukowania oraz zdobiony za ich pomocą obrus – tzw. blaudruk.
Wystawa w zaaranżowanym jako diorama fragmencie przywołuje także pamięć o tzw. wieczorach przędzalnianych, które w początku XX w. odbywały się w wielu miejscowościach Dolnego Śląska. Głównym rekwizytem tego obrzędu – spektaklu, połączonego zazwyczaj z biesiadą, był zawsze kołowrotek, a jego uczestnicy obowiązkowo przywdziewali ludowe stroje. Aranżacja ta pozwoliła na zaprezentowanie na ekspozycji oprócz warsztatu tkackiego także różnego rodzaju kołowrotków i deseczek tkackich.
Ważnym elementem izby wiejskiej, i to zarówno ze względu na swą użyteczność jak i walory dekoracyjne, była również kamionkowa i fajansowa ceramika gliniana. Wytwarzana w warsztatach garncarskich występujących powszechnie jeszcze w wieku XVII, już w XIX w. wypierana była przez docierające w tym czasie na wieś coraz liczniej fabryczne naczynia metalowe oraz wyroby manufaktury bolesławieckiej: butle na oliwę i wodę, formy do ciast i galaret.
Kowalstwo istniało na wsi dolnośląskiej już od średniowiecza. Do końca XVIII w. kowale wyrabiali pługi, metalowe okucia do drewnianych narzędzi, kopaczki, motyki, sierpy. Ich dziełem były też żelazne krzyże nagrobne i przydrożne, elementy ogrodzeń, kraty okienne, zawiasy i zamki do drzwi, szaf i skrzyń, okucia wozów, a także siekiery, tasaki, noże, świecaki itp. W każdej wsi znajdowała się co najmniej jedna kuźnia, a jej stałym wyposażeniem było palenisko, przy którym zawsze usytuowany był skórzany miech do nadmuchiwania powietrza do ogniska. Na środku stało kowadło, a narzędzia zawieszano na ścianach, układano na podręcznych stołach lub w szafkach.
Na wystawie zaprezentowano przede wszystkim zdobione wyroby kowalskie, w tym okucia do wozów oraz zdobione i datowane kowadła z cennej muzealnej kolekcji, liczącej 26 tego typu obiektów. W końcu XIX w. tradycyjne kowalstwo zaczęło upadać.
Dolny Śląsk był także silnym ośrodkiem rzemiosła piernikarskiego. Jego rozwój przypada na okres od XVI do XVIII w. W tym czasie warsztaty takie istniały w większości miast śląskich. Ich liczba wahała się od jednego do trzech w jednej miejscowości; na tym tle w zdecydowany sposób przodował Wrocław z sześcioma piernikarzami. Stosunkowo niewiele warsztatów usytuowanych było na wsi, co niewątpliwie związane było także z tym, że piernik, ze względu na wysoką cenę potrzebnych do jego wypieku składników – miodu i korzeni, przez długi czas należał do produktów elitarnych. Sytuacja ta uległa zmianie dopiero po upowszechnieniu się syropu trzcinowego, a zwłaszcza po odkryciu możliwości uzyskiwania cukru z buraka cukrowego, co miało miejsce w roku 1801 w położonej na Dolnym Śląsku miejscowości Konary. W konsekwencji tych procesów pod koniec wieku XVIII i w wieku XIX wytwórczość pierników w coraz większym stopniu zaczęły przejmować ośrodki prowincjonalne i wyspecjalizowane firmy pracujące w systemie fabrycznym. Uproszczeniu ulegał też proces produkcji, a artystycznie zdobione formy coraz częściej trafiały już wyłącznie do zbiorów muzealnych.
Na wystawie zaprezentowano zaledwie kilkanaście rzeźbionych form piernikarskich z liczącej kilkaset obiektów muzealnej kolekcji. Ich autorami mogli być sami mistrzowie piernikarstwa lub zatrudnieni w warsztatach rzemieślnicy. Bywali nimi jednak także wykwalifikowani snycerze i drzeworytnicy, a nawet artyści rzeźbiarze.
Zaprezentowane na wystawie formy piernikarskie sytuują się na pograniczu sztuki i rzemiosła. Ludową snycerkę przedstawiono także na przykładzie zdobionych form na masło oraz kabłąków dzwonków pasterskich.
Codzienne zajęcia w gospodarstwie wiejskim ilustrują: dłubana w klocu drewna nożna stępa do obtłukiwania zboża na kaszę, stępa ręczna, różnego rodzaju kopaczki i motyki, wyrywacze, noże, widły, grabie, kosa i kapicowe cepy z ciężkim bijakiem, nosidła, maselnica kołyskowa, ostrzałka do noży oraz sanki do gnoju. Na wystawie pokazano chomąta do zaprzęgu koni, jarzma, dzwonki do sań. Zwiedzający zobaczą tu także słomiany ul – koszkę, czyli ul wydrążony w pniu drzewa, a także narzędzia rybackie.
Nie taką jednak wieś zastali osadnicy, którzy przybyli tu po II wojnie światowej. W ówczesnym krajobrazie przeważało budownictwo murowane, z dużymi budynkami gospodarczymi, wieloizbowymi, często piętrowymi domami mieszkalnymi. Budownictwo drewniane zrębowe i bardziej charakterystyczne dla tego regionu słupowo-ryglowe przetrwało w większym stopniu w Sudetach, na ich przedgórzu. Na ekspozycji zobaczyć można fragment ścianki wydzielonej z budynku o tej konstrukcji, z charakterystycznym splotem wiązek słomy owiniętych wokół słupów i polepionych gliną. Zasiedlane przez osadników domy umeblowane były przeważnie politurowanymi sprzętami pochodzenia fabrycznego. Już przed wojną wieś ta została zelektryfikowana, a większość gospodarstw objęła mechanizacja produkcji. Tradycyjne narzędzia przetrwały tylko w formie reliktów.
Przybysze – mający już pewne przyzwyczajenia i umiejętności i własny, ugruntowany światopogląd – musieli odnaleźć się w zmienionym otoczeniu, często całkowicie nieporównywalnym do tego, w jakim żyli dotychczas.
Wieś dolnośląską zasiedlali osadnicy z byłych Kresów Rzeczpospolitej, z województw lwowskiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego, wołyńskiego, poleskiego, w mniejszym zaś stopniu – z wileńskiego i nowogródzkiego. Część osadników opuściła przeludnione regiony Polski: Krakowskie, Łódzkie, Warszawskie i pobliską Wielkopolskę. Osiedlali się na tych ziemiach także Polacy lub ich potomkowie, powracający po długiej emigracji z Rumunii i Jugosławii. W zbiorach Muzeum nie znalazła odzwierciedlenia kultura reemigrantów z Belgii i Francji, którzy przybywali przeważnie do miast, oraz politycznej emigracji z Grecji.
Interesujący dla badacza kultury jest również proces trudnej adaptacji na tych terenach ludności łemkowskiej, przymusowo przesiedlonej na Dolny Śląski podczas akcji „Wisła”.
Przywiezione przez wszystkie osadnicze grupy przedmioty z czasem zasiliły zbiory muzealne. Były to pamiątki rodzinne, rzeczy, które przedstawiały dużą wartość materialną, ale i takie, które mogły być pomocne w prowadzeniu gospodarstwa, umożliwiały kontynuowanie dotychczasowych zajęć.
Każdą grupę wyróżniał przede wszystkim strój odświętny. Tworzyły go zarówno elementy uszyte na własny użytek w gospodarstwie domowym, jak i gotowe, kupowane w mieście, stanowiące już integralny składnik ludowego ubioru. Pierwsze lata powojennej współegzystencji nie sprzyjały manifestowaniu swego regionalnego pochodzenia, a strój był jego najbardziej czytelnym przejawem. Stąd też wiele jego części – niemal wprost ze skrzyń, z którymi podróżowano – trafiło do Muzeum.
Wśród eksponatów na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza bogato zdobione haftem koszule lwowskie i tarnopolskie, dekorowane haftami i aplikacjami ze skóry kożuszki huculskie oraz wyszywane drobnymi koralikami koszule Polaków z Bukowiny rumuńskiej. Ponadto znalazły się tutaj stroje poleskie, utrzymane w tonacji biało-czerwonej, oraz wielokolorowe pasiaki łowickie i opoczyńskie.
W wiannych skrzyniach (również zaprezentowanych na ekspozycji) przywożono także tkaniny: ręczniki – lwowskie z haftem krzyżykowym, poleskie o przetykanych wzorach geometrycznych, ozdobnie tkane wileńskie narzuty, kilimy – głównie huculskie, o pięknych motywach geometrycznych.
Z charakterystycznych dla poszczególnych grup narzędzi i sprzętów gospodarstwa domowego na wystawie przedstawiono między innymi garnki żeliwne i nosidła do siana (tzw. rezginie) z Wileńszczyzny, duży kosz słomiany (tzw. szyjan) na zboże z Polesia, ceramikę pokucką oraz narzędzia pasterskie z Bukowiny rumuńskiej. Autentyczne realia życia wszystkich osadników przed ich przybyciem na Dolny Śląsk i w pierwszych latach zamieszkania na tych terenach przywołują zdjęcia ilustrujące historie poszczególnych rodzin. Osadnictwu ludności polskiej, ale także łemkowskiej, żydowskiej i greckiej poświęcone są także dokumentalne filmy, udostępniane w ramach działań edukacyjnych. Pokazują one bogaty i wieloznaczny świat dolnośląskiej kultury.
Wystawa podejmuje próbę zaprezentowania bliższej i dalszej historii Dolnego śląska, postrzeganej jako proces kształtowania się kultury ludowej w warunkach zróżnicowania narodowościowego i wyznaniowego. Muzealne zabytki zostały tu niejako „wpisane” w opowieść o Dolnoślązakach – ich życiu codziennym i odświętnych obrzędach, systemach wartości, pracy, poczuciu wykorzenienia i sposobach adaptacji w nowych dla siebie warunkach. Autentyczne realia życia wszystkich osadników przed ich przybyciem na Dolny Śląsk i w pierwszych latach zamieszkania na tych terenach przywołują zdjęcia ilustrujące historie poszczególnych rodzin. Osadnictwu ludności polskiej, ale także łemkowskiej, żydowskiej, greckiej czy rumuńskiej poświęcone są także filmy dokumentalne, udostępnione w ramach działań edukacyjnych. Pokazują one bogaty i wieloznaczny świat dolnośląskiej kultury.
Na uwagę zasługuje fakt, że z uwagi na charakter działalności Muzeum Etnograficzne jest koordynatorem Europejskich Dni Dziedzictwa na Dolnym Śląsku. Ponadto we współpracy z partnerami realizuje długofalowe projekty, dynamizując środowisko sąsiedzkie – Przedmieście Oławskie."-tekst ze strony: https://mnwr.pl/dolnoslazacy-pamiec-kultura-tozsamosc/















































Tu dopiero mamy co oglądać.W kilku pomieszczeniach zgromadzono i pokazano eksponaty przywiezione przez ludzi tu przesiedlonych.Powolutku wszystko oglądamy,robiąc przy okazji mnóstwo zdjęć.Z zachwytem patrzymy na eksponaty pokazujące dawne życie i zwyczaje.Oboje lubimy takie miejsca :),więc czas,który tu spędzamy jest długi,oj długi...

































































































Po bardzo długim czasie spędzonym na pierwszym piętrze,idziemy schodami na drugie piętro,gdzie znaduje się wystawa "Jan Koloczek – malowane marzenia", 26 stycznia – 19 maja 2019

"Magiczne, baśniowe postaci, barwne ptaki, przedstawienia jak z marzeń sennych – tak w skrócie można opisać niezwykłe prace Jana Koloczka, jednego z najciekawszych działających obecnie artystów nieprofesjonalnych.
Na wystawie jego prac, inaugurującej rok 2019 w Muzeum Etnograficznym, prezentowanych jest 97 rzeźb i 17 obrazów.
Tworzący w Nysie na Opolszczyźnie Jan Koloczek od najmłodszych lat przejawiał zdolności plastyczne. Będąc w szkole średniej, po raz pierwszy spróbował malowania na płótnie, a 26 lat temu zaczął rzeźbić w drewnie, poszukując możliwości przedstawiania sztuki w kilku wymiarach.
W ciągu 26 lat swojej pracy stworzył własny, niepowtarzalny styl – jego znakiem rozpoznawczym są zwłaszcza postacie o bujnych włosach przechodzących w różnorodne, rozbudowane formy przestrzenne (postacie kobiet, aniołów) oraz niepowtarzalne kolory i desenie malatury.
Tematyka prac artysty oscyluje wokół sacrum, sprowadzającego się nie tylko do sfery religijnej, ale wkraczającego w ogólnie pojęty porządek życia i śmierci. Oprócz rzeźb przedstawiających Chrystusa, Matkę Boską, anioły czy świętych tworzy przedstawienia Drzewa Życia, żywiołów, miesięcy, pór roku, znaków zodiaku oraz licznych alegorii.
Prezentowane na wystawie prace Jana Koloczka pochodzą z Muzeum Wsi Opolskiej w Opolu-Bierkowicach i z prywatnej kolekcji Bogdana Jasińskiego z Opola."-tekst ze strony: https://mnwr.pl/jan-koloczek-malowane-marzenia/

Kiedy przekraczamy próg pomieszczenia na drugim piętrze,to dopiero dostajemy oczopląsu.Niesamowicie kolorowe rzeźby kuszą by przy każdej zatrzymać się choć na chwilkę.Dla nas to oznacza chwil wiele,oj bardzo wiele :)
Cztery żywioły :)









Powietrze :)

Ogień :)

Woda :)

Ziemia :)

Styczeń :)

Luty :)
Marzec :)

Kwiecień :)
Maj :)

Czerwiec :)
Lipiec :)

Sierpień :)

Wrzesień :)
 
Październik :)

Listopad :)

Grudzień :)




































































































































Paź królowej :)





























Rak :)







Baran :)





Bliźnięta :)

Strzelec :)



Skorpion :)



Koziorożec :)



Wodnik :)



Ryby :)

Waga :)


Byk :)

Panna :)




Lew :)


































































































































Mnóstwo czasu spędzamy na drugim piętrze.Niesamowicie kolorowe rzeźby przyciągają nas jak magnes.Patrzymy na wszystko zachwyceni z błyskiem w oku.Radość z możliwości oglądania tego wszystkiego jest niesamowicie wielka.Więc kiedy opuszczamy Muzeum Etnograficzne,nie marudzimy że na dworze pada deszcz,że jest zimno i zamiast białego puchu,jest szaro i buro.W nas cały czas tkwi kolor i radość z jego oglądania :)
Wędrujemy ulicami Wrocławia,powoli zmierzając ku kolejnemu naszemu dzisiejszemu celowi.Przechodzimy Przejściem Słodowym,gdzie znajduje się ceramiczny mural i oczywiście zatrzymujemy się na zrobienie kilku zdjęć,a po nich wędrujemy dalej.Po drodze fotografujemy nowe krasnale,jest ich we Wrocławiu coraz więcej,przez co cieszą dorosłych i dzieci.Nas cieszą szczególnie,więc spacer ulicami Wrocławia to niesamowita frajda.








































































Kolejnym naszym celem jest mural Wandy Rutkiewicz.Odnajdujemy go bez problemu.Robimy sobie z nim zdjęcia i ruszamy do Synagogi pod Białym Bocianem-to nasz kolejny dzisiejszy cel.

"8 grudnia odsłonięto we Wrocławiu mural Wandy Rutkiewicz, najwybitniejszej polskiej himalaistki. Mural powstał w ramach akcji „Kobiety na mury”.
Portret znanej wrocławianki zaprojektowała Marta Frej. Projekt został zrealizowany przez artystki z grupy Red Sheels. Akcja „Kobiety na mury”, zorganizowana przez “Wysokie Obcasy”, to jeden z elementów obchodów stulecia praw wyborczych kobiet w Polsce. Partnerem wydarzenia we Wrocławiu był Urząd Miejski Wrocławia.
Wanda Rutkiewicz była jedną z najwybitniejszych kobiet w himalaizmie światowym. Była pierwszą kobietą na świecie, która zdobyła szczyt K2 (i pierwszą osobą z Polski), jako pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie zdobyła najwyższy szczyt Ziemi – Mount Everest. Na Mount Everest wyznaczyła ówczesny polski rekord wysokości.
Rutkiewicz zdobyła osiem z czternastu ośmiotysięczników. Była propagatorką alpinizmu i himalaizmu kobiecego. Z jej sylwetką i dokonaniami alpinistycznymi możecie się zapoznać w artykule Janusza Kurczaba."-tekst ze strony: https://wspinanie.pl/2018/12/mural-wanda-rutkiewicz-wroclaw/











"Synagoga Pod Białym Bocianem.
Synagogę wybudowano na działce, na której wcześniej stała gospoda Pod Białym Bocianem. Autorem projektu świątyni jest Carl Ferdinand Langhans.
Od 1847 roku Synagoga Pod Białym Bocianem była ogólnodostępną synagogą liberalnej frakcji gminy żydowskiej, ale w 1872 r. przejęli ją Żydzi konserwatywni. Religijne wymogi rozdzielenia płci podczas nabożeństw wymusiły dobudowanie klatek schodowych, prowadzących na galerie dla kobiet. Przebudowa, dokonana przez Paula i Richarda Erlichów w 1905 r., zostawiła po sobie żelbetowe, neoromańskie galerie dla kobiet.
Podczas nocy kryształowej 9 listopada 1938 r., ze względu na bliskie sąsiedztwo innych budynków, Synagogi Pod Białym Bocianem nie podpalono. Hitlerowcy wykorzystywali ją jako warsztat samochodowy oraz magazyny zrabowanego mienia żydowskiego.
Po II wojnie światowej żydowska społeczność odzyskała świątynię, ale w 1966 r. władze zamknęły synagogę, wskazując na zły stan techniczny obiektu. Dwa lata później ostatecznie zawieszono nabożeństwa Pod Białym Bocianem. Budynek przechodził pod władanie kolejnych instytucji, zarazem ulegał ciągłej dewastacji. Społeczność żydowska odzyskała go ponownie dopiero w 1996 r.
W maju 1996 r. rozpoczęto remont Synagogi Pod Białym Bocianem, który trwał do 2010 r. Olbrzymi wkład organizacyjny w ten proces miała Fundacja Bente Kahan. Dzisiaj w Synagodze Pod Białym Bocianem odbywają się uroczystości religijne, koncerty, przedstawienia i spotkania.
Synagoga współtworzy Dzielnicę Czterech Wyznań."-tekst ze strony: https://visitwroclaw.eu/miejsce/synagoga-pod-bialym-bocianem

Do Synagogi docieramy dość szybko,wchodzimy do środka,bierzemy bilety wstępu na zwiedzanie mykwy i piwnic w Synagodze i ruszamy na zwiedzanie.

"Mykwa (Mykłe) (hebr. מקווה) – w judaizmie zbiornik z bieżącą wodą (niekiedy basen) dla osób i naczyń, które zaciągnęły jakiegoś rodzaju nieczystość rytualną. Obmycie w mykwie dokonuje się przez całkowite zanurzenie. Obmywane są także naczynia nowo nabyte. Kąpiel w mykwie odbywali także neofici, jako element obrzędu przyjęcia do synagogi. Od średniowiecza łączona była z łaźnią – również określaną tą samą nazwą: mykwa.
W Misznie przepisy dotyczące mykwy znajdują się w szóstym porządku o tytule Tohorot (Czystości) w rozdziale Mikwaot (Zbiorniki wodne) i mówią o obmyciach mężczyzn. Właściwy zbiornik powinien zawierać przynajmniej 40 sea wody (ok. 270 litrów) tak, żeby możliwe było zanurzenie całego ciała. Woda nie może być „czerpana” tzn. być uzupełniana wiadrami, ma pochodzić bezpośrednio z rzeki lub źródła, lub wody deszczowej bezpośrednio doprowadzonej do zbiornika. Osoby przechodzące na judaizm odbywały w mykwie rytualną kąpiel (Twila) w obecności trzech świadków (Bejt din). W czasie takiej kąpieli woda powinna pochodzić z naturalnego źródła (np. deszczu), a odbywająca ją osoba powinna zanurzyć w wodzie całe ciało.
Chasydzi codziennie przed modłami odbywają podobną kąpiel, wszyscy mężczyźni są natomiast zobowiązani do tego przed świętem Jom Kipur.
We współczesnym judaizmie ortodoksyjnym żydówki powinny odbywać kąpiele po każdej menstruacji, a także przed swoim weselem i po porodzie."-Wikipedia.

Przechadzamy się niespiesznie i spokojnie oglądamy wszystko i robimy zdjęcia.









































































Po obejrzeniu Mykwy,przechodzimy do piwnic Synagogi,tu znajduje się wystawa "Nieukończone życia".
Jest to wystawa prezentująca artystów z różnych krajów,więzionych i zgładzonych za swoje pochodzenie,dzielących tragiczny los europejskich Żydów w trakcie II wojny światowej.
Spokojnie,bez pospiechu przechadzamy się,robimy zdjęcia,czytamy,oglądamy i słuchamy.
















































































Po obejrzeniu wystawy,patrzymy na siebie i zadajemy sobie nawzajem pytanie czy czekamy do 14-tej na wykład o wroclawskiej Mykwie,skoro już ją obejrzeliśmy?
Oboje decydujemy jednogłośnie że nie zostajemy.Opuszczamy więc Synagogę pod Białym Bocianem i idziemy ku centrum miasta.Pora coś zjeść.















































I tradycyjnie,tam gdzie chcemy coś zjeść,brak miejsc,albo zarezerwowane stoliki :( Już któryś raz nam się to zdarza we Wrocławiu.Odpuszczamy i idziemy na piwo do Spiża.

"Wrocławski Rynek – serce miasta . To miejsce , od którego każdy zaczyna zwiedzanie . Jego obszar, w kształcie nieregularnego prostokąta o wymiarach 207 x 172 metry , został wytyczony już w pierwszej połowie XIII wieku . Obecny poziom Rynku pochodzi jednak z XIV wieku i jest o prawie 3 metry wyższy od pierwotnego , z czasu lokacji miasta . Swój kształt ostateczny w pierzejach ( z ok. sześćdziesięcioma kamienicami ) przybrał w XVI wieku . W centralnej części Rynku , w RATUSZU , mają swoją siedzibę władze miasta (prezydent , rada miejska) , oraz liczne instytucje wpływające na prestiż współczesnego Wrocławia . RATUSZ, to najważniejszy świecki obiekt Wrocławia . Powstawał na raty . Najpierw , pod koniec XIII wieku , wzniesiono budynek parterowy .W XIV wieku dodano pierwsze piętro z Salą Książęcą, a w wieku XV , po wielkiej przebudowie , bryła otrzymała prawie dzisiejszy kształt . XVI wiek to dla wrocławskiego ratusza czas pojawienia się renesansowych portali, płaskorzezb , w tym też czasie wieża ratusza uzyskała zwieńczenie w postaci hełmu . Na hełmie umieszczono bodaj najstarszy w mieście wizerunek herbu Wrocławia , wykonany w 1536 r. W wieży natomiast – najstarszy w Polsce dzwon zegarowy z 1368 roku . Dalsze prace wykończeniowo-konserwatorskie w XVIII i kolejnych wiekach , kwalifikują ratusz do najwyższej klasy tego typu obiektów na świecie . Elewacja południowa RATUSZA jest niezwykle bogata pod względem ornamentyki i elementów figuralnych . Zdobią je trzy wykusze z póznogotycką kamieniarką , nakryte miedzianymi hełmami . To właśnie tutaj znajduje się wejście do Mini-Browaru i Restauracji „Spiż”. Miejsce to już w ubiegłym stuleciu - ok. 1899 roku „Stadthauskeller” : Piwnica Ratuszowa - zapoczątkowało swe „gastronomiczne„ przeznaczenie . W latach dwudziestych naszego wieku kontynuowano tradycję i tu gdzie dziś znajduje się minibrowar „Spiż” , funkcjonowała „Ratuszowa” _ „Ratsweinkeller” słynąca z wyśmienitego wina . Jej historyczne wnętrze do złudzenia przypomina obecny minibrowar „Spiż”. Jego Właściciel Bogdan Spiż , ekonomista , biznesmen , technolog browarnictwa z wykształcenia i zamiłowania , przy kapitalnym remoncie zadbał o wszystkie detale historyczne .

Czasy współczesne - P O W S T A N I E „ Spiża „
27 czerwca 1992 roku otwarty został pierwszy w Polsce minibrowar i restauracja „ Spiż”. We wrocławskim Ratuszu , w jego zabytkowych wnętrzach , na oczach gości , rozpoczęto warzenie piwa „spiżowego”, którego receptury warzenia opracował sam Bogdan Spiż. W pięknie odremontowanych , pod okiem konserwatora , zabytkowych wnętrzach , stworzony został zespół usługowo-produkcyjny, który tworzą : restauracja , minibrowar , letni , piwny ogródek , sklepik z firmowymi upominkami oraz pub piwny . To właśnie w nim umieszczony jest niezwykle ciekawy w formie kocioł warzelny oraz kadż filtracyjna . Inne urządzenia technologiczne goście obserwują przez szklane ściany . Dziś w „Spiżu” produkuje się 6 gatunków piwa . Równie znany i lubiany przez gości , jest ciemny chleb z firmowym smalcem , dodawany do każdego „spizowego” piwa .
W czerwcu 2005 roku powstał kolejny minibrowar w Katowicach , o całkowicie odmiennym stylu . Katowicki – w młodzieżowym , nowoczesnym klimacie , wrocławski – rustykalny , zabytkowy , a każdy adresowany do tych samych odbiorców : wielbicieli piwa świeżego , żywego , niepasteryzowanego , niefiltrowanego – „ spiżowego”."-tekst ze strony: http://spiz.pl/wroclaw/#historia















Wchodzimy do browaru,siadamy przy stoliku obok miedzianych kadzi.Radek sprawdza jakiego piwa możemy się napić i idzie po nie.Po chwili przynosi do stolika dwa kufle pysznego piwa AIPA.Rozkoszujemy się smakiem,robimy zdjęcia i chwalimy owe piwo.Po ich wypiciu decydujemy się na dwa małe.Jedno ciemne karmelowe,a drugie pszeniczne.I tu obydwa piwa nas rozczarowują-smak wodnisty.Rozczarowanie totalne...
Po wypiciu,powoli zbieramy się do wyjścia.Na spokojnie chcemy dotrzeć do stacji kolejowej-tak postanowiliśmy.





































Po opuszczeniu browaru Spiż,nasz plan uległ zmianie.Zaciekawieni podchodzimy do grupy młodych ludzi w białych maskach z ekranami.I stało się-czas nam uciekł...Patrzymy na filmy pokazujące męczenie zwierząt,słuchamy młodego mężczyzny,który usiłuje przekonać nas do przejścia na dietę wegańską,a czas zwyczajnie sobie upływa,a my znów prawie biegniemy na pociąg.Tak to z nami już niestety bywa....
Na stacji jesteśmy ciut przed odjazdem pociągu.Wsiadamy do niego,znajdujemy wolne miejsca-całe szczęście że jest brzydka pogoda i niedziela niehandlowa,bo nie ma tłumów-rozsiadamy się wygodnie i ruszamy w drogę powrotną,do domu.





Podróż mija nam spokojnie i szybko,prawie ją przesypiamy.Wysiadamy w Jeleniej Górze,w białej od śniegu Jeleniej Górze i idziemy do domu,kończąc w ten sposób dzisiejszą wycieczkę.Kolejna już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz