sobota, 21 maja 2016

Osmaganek Plamek,Paso Fino i Rogowiec :)

Na dziś mieliśmy całe mnóstwo planów...
Jednak jak to zwykle bywa,wszystko rozbija się o czas pobudki i pogodę....
I tak,po dość wczesnej pobudce,jesteśmy lekko zdezorientowani...
Ot normalka !!!
Pogoda zapowiada się "żyleta",więc musimy zdecydować: Świerki i Włodzicka Góra,czy Głuszyca i Rogowiec ???
Czasu mamy tyle co,do kupna biletów....
Śniadanie,kawa,pakowanie plecaków-kanapki,picie,kajety itp....i kiedy jesteśmy gotowi idziemy na stację kolejową,cały czas zastanawiając się:Świerki czy Głuszyca???
Link do filmiku:https://picasaweb.google.com/104452894196676741932/6287817490273858625?authkey=Gv1sRgCOW_kKKUqMKONw#6287819515788014786




\

\



Stojąc w kolejce do kasy biletowej,decydujemy się na Głuszycę.Kupujemy więc bilety do Głuszycy.Idziemy na peron,czekamy kilka minut na nasz pociąg,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego i ruszamy ku naszej przygodzie.
Podróż do Wałbrzycha umilamy sobie rozmową,więc mija nam szybko i przyjemnie.Wysiadamy w Wałbrzychu Głównym-tu mamy ponad dwadzieścia minut oczekiwania na przyjazd pociągu jadącego do Kłodzka.Kiedy ten wjeżdża na stację i wysiądą z niego wszyscy pasażerowie,my wsiadamy do środka,rozsiadamy się wygodnie w fotelach,przeglądamy mapy i czekamy na odjazd,a później kilkanaście minut jazdy i wysiadamy na stacji Głuszyca.






















Jesteśmy jedynymi podróżnymi,którzy wysiedli z pociągu.Na stacji nie ma nikogo innego.Robię kilka zdjęć,stajemy na chwilkę przed oznaczeniem szlaków i po chwili zastanowienia,decydujemy się iść do informacji turystycznej,bo mają w sprzedaży vizytki turystyczne,poza tym pieczątka,folderki,może jakieś mapki-to wszystko kusi,więc powodów by tam dotrzeć jest całkiem sporo.Mamy wprawdzie numer telefonu do punktu informacji turystycznej,ale nijak nie możemy się tam dodzwonić-bo numer albo jest poza zasięgiem,albo zwyczajnie nikt nie odbiera...:( No cóż,postanawiamy iść do centrum miasta.Zatrzymujemy napotkanego rowerzystę i pytamy o drogę.Po szczegółowym wytłumaczeniu nam trasy,dziękujemy i ruszamy w kierunku centrum miasta.

"Głuszyca (niem. Nieder Wüstegiersdorf) – miasto w województwie dolnośląskim, w powiecie wałbrzyskim, w gminie miejsko-wiejskiej Głuszyca, której jest siedzibą, nad rzeką Bystrzycą, w Kotlinie pomiędzy Górami Sowimi a Kamiennymi (Górami Suchymi) w Sudetach Środkowych. Historycznie leży na Dolnym Śląsku.
Wedle badań z 31 marca 2011 r. w Głuszycy mieszkały 6872 osoby.
Miejscowość stanowiła ośrodek przemysłu włókienniczego, odzieżowego oraz drzewnego.
Przez Głuszycę kursują autobusy komunikacji miejskiej z Wałbrzycha. Przez miasto biegnie również czynna w ruchu pasażerskim linia kolejowa Kłodzko – Wałbrzych, obsługiwana szynobusami przez samorządowe Koleje Dolnośląskie.
W latach 1975–1998 miasto należało administracyjnie do województwa wałbrzyskiego.
W obrębie miasta wyróżniona jest 1 jego część – Zimna (niem. Kaltwasser), której polską nazwę nadano 1 października 1948 roku.
W okresie II wojny światowej Głuszyca znajdowała się w rejonie budowy ogromnych podziemnych budowli kompleksu Riese, których przeznaczenia nie ustalono do dziś. Obecna nazwa została administracyjnie zatwierdzona 7 maja 1946.
W miejscowości znajdowała się filia obozu koncentracyjnego Groß-Rosen dla więźniów i robotników przymusowych zatrudnionych w kompleksie Riese.
Wedle rejestru Narodowego Instytutu Dziedzictwa na listę zabytków wpisane są:
-Willa Kauffmanna,tzw. pałac fabrykanta powstał w 1894 roku. Pierwotnie otaczało go rozległe założenie ogrodowo – parkowe. Obecnie funkcjonuje jako ogródek jordanowski. Pałac jest budowlą piętrową z narożną okrągłą wieżą i kolumnowym portykiem. Okna budowli zamknięte są półkoliście i prostokątnie w dekoracyjnych opaskach. Silnie zaznaczone są gzymsy piętrowe. Wewnątrz zachowały się resztki wyposażenia m.in. schody, boazerie, lustra i żyrandole. Budowla mieściła zakładowy dom kultury ZPB „Piast”, pałac ślubów i inne instytucje, ul. Grunwaldzka 21
-pałac, obecnie służy jako budynek mieszkalny, późnobarokowy, z k. XVIII w., zbudowany na planie prostokąta, piętrowy, siedmio osiowy, nakryty dachem mansardowym z lukarnami. Naroża boniowane, okna w bogatych opaskach o charakterze dekoracji. Architektoniczny portal z otworem zamkniętym łukiem koszowym, wyżej kartusz herbowy i wygięty gzyms naczółkowy. Najokazalszy budynek w mieście, ul. Grunwaldzka 41, w Głuszycy Górnej
-zajazd „Pod Jeleniem”, drewniano-murowany z 1784 r., przebudowany w poł. XIX w., ul. Grunwaldzka 44, w Głuszycy Górnej
Inne zabytki:
-zabytkowe pałacyki fabrykanckie
-zabytkowe kościoły drewniane z XVII w. w Grzmiącej i Sierpnicy.
Atrakcje turystyczne-
-zespół sztolni z czasów II wojny światowej
-Podziemne Miasto Głuszyca
-Kompleks Osówka
-węzeł szlaków pieszych do Walimia, Jugowic, ruin zamku Rogowiec i uzdrowiskowej Jedliny-Zdroju
-tereny i wyciągi narciarskie w pobliskiej Łomnicy.
Najwyższe wzniesienia to Włodarz, Waligóra, Soboń, Jedlińska Kopa i Rogowiec.
Zachodnim skrajem Głuszycy przebiega linia kolejowa Wałbrzych – Kłodzko z najdłuższymi w Polsce tunelami zbudowana w połowie XIX w."-Wikipedia.

"HISTORIA WSI
Początki naszej wsi nie są do końca całkiem jasne, pierwszy zapis pochodzi z około 1300r. w Liber Fundationis  wymieniający Głuszycę Górną jako wieś biskupią,  w późniejszych dokumentach nie rozgraniczano Głuszycy i Głuszycy Górnej,  nie wiadomo właściwie,  której osady informacje dotyczą. Być może pierwszą osadą była Głuszyca Górna, ponieważ powstał tu pierwszy kościół, a do XVIII Głuszyca Górna była większa od młodej Głuszycy. W XIII Głuszyca Górna należała do dóbr zamkowych na Rogowcu ks. Bolka I Świdnickiego.
Osada została prawie w całości zniszczona przez wojska husyckie. Po woli odbudowująca się wieś, rozwijała się głównie dzięki eksploatacji ogromnych lasów w okolicy. W 1504r. na mocy przywileju czeskiego króla Władysława Jagiellończyka F.Von Czettriz wybudował w Głuszycy Górnej komorę celną do pobierania opłat za transportowane tamtędy drewno.
Od 1509 roku Głuszyca Górna przechodzi w posiadanie Hohbergów panów na Książu. W połowie XVI wieku oraz początkiem XVIII wieku podejmowano próby wydobywania ród miedzi. Na początku XVI wieku zbudowano kaplice cmentarną a w 1633 r. pierwszy murowany kościół ewangelicki. Pod koniec XVI wieku zaczęło rozwijać się tkactwo chałupnicze, które przerwała wojna 30 letnia niszcząc całą wieś wraz z kościołem. Dopiero po zakończeniu wojny nastąpił gwałtowny rozwój tkactwa, które stało się podstawą bytu mieszkańców, w latach 1640-50 odbudowano kościół ewangelicki, który w 1654 został przekazany katolikom. Pod Koniec XVIII wieku w Głuszycy Górnej i Głuszycy było, aż 30 bielników co stanowiło największe skupisko w Sudetach. W XIX w. Głuszyca Górna rozwijała się u boku sąsiedniej Głuszycy razem tworząc duży ośrodek przemysłu tkackiego. W 1880roku powstaje linia kolejowa z Kłodzka do Wałbrzycha. Powstaje nad ulicą kłodzką wiadukt kolejowy 3 przęsłowy o konstrukcji kratowej z wysokimi filarami kamiennymi. Z początku XX wieku rozpoczęto eksploatację melafiru w kamieniołomie na wsch. zboczach Raroga i Ostoi. Wieś zaczęła odgrywać znaczną rolę w ruchu turystycznym, powstał hotel i kilka gospód. W okresie II wojny światowej Głuszyca Górna znalazła się w granicach potężnego przedsięwzięcia górniczo-budowlanego prowadzonego przez Organizację Todt pod kryptonimem  Rise gdzie ze stacji szeroko torowej w Głuszycy Górnej na zbocza Osówki została doprowadzona kolej wąskotorowa . Przy budowie hitlerowcy zatrudniali więźniów z obozu koncentracyjnego GROSS ROSEN i jeńców wojennych ulokowanych w licznych obozach pracy w całej okolicy, w Głuszycy Górnej w latach 1944-45 istniał obóz pracy dla mężczyzn, w którym przebywało 1200/1400 więźniów zatrudnionych głównie w kamieniołomach i przy budowie dróg. Po 1945 roku Głuszycę Górną nazwano Gieszcze Górne, w terminie późniejszym nazwę zmieniono na Głuszycę Górną. Osada zachowała układ wsi łańcuchowej, obecnie funkcjonują małe zakłady usługowe i drzewne, wieś posiada znaczne walory krajobrazowe, widokowe i krajoznawcze."-fragment tekstu ze strony http://www.karus-troter.cba.pl/miasto.html

Wędrujemy według wskazówek podanych nam przez spotkanego rowerzystę i docieramy do budynku w którym mieści się informacja turystyczna.Zaglądamy do wnętrza przez szybę-nie ma nikogo,drzwi zamknięte na głucho,brak jakichkolwiek informacji o godzinach otwarcia,tylko numer telefonu na szybie,pod który trzeba dzwonić.Oczywiście jest to ten sam numer,pod który dzwoniliśmy....
No cóż,pora więc ruszyć na szlak.Najpierw jednak postanawiamy przejść się trochę ulicami miasta i zrobić kilka zdjęć.Kiedy dostrzegam piękny budynek poczty i fotografuję go,podchodzi do nas Pan,który mówi nam gdzie możemy znaleźć stare zdjęcia Głuszycy.Chwilkę z Nim rozmawiamy,dziękujemy za informacje,żegnamy się i ruszamy w drogę powrotną do stacji kolejowej,bo tam zaczyna się nasz szlak.












Tu mieści się informacja turystyczna-zamknięta na głucho!!!









Ruprechtický Špičák z wieżą widokową :)









Znak się zapadł???



Wędrujemy więc żółtym szlakiem.Idziemy skrajem asfaltowej,dość ruchliwej drogi.Rozmawiamy i robimy zdjęcia.I tak docieramy do Grzmiącej.Kiedy widzimy nazwę wsi na tabliczce przystankowej,zastanawiamy się z czym ona nam się kojarzy.Niestety,gdzieś w umyśle "zamknęła się klapka" i za nic nie możemy sobie przypomnieć-tak to bywa z umysłem ludzkim....
Idziemy przez wieś,podziwiamy pięknie zagospodarowane tereny dookoła wiejskich domów,rozmawiamy,pocimy się-zrobiło się gorąco i wspinamy się coraz wyżej i wyżej.I kiedy naszym oczom ukazała się drewniana wieża kościoła,w naszych głowach odblokowały się klapki-toż właśnie Grzmiąca kojarzy nam się z drewnianą świątynią!!!










Wchodzimy przez bramę w murze okalającym cmentarz przy kościółku.Stajemy na chwilkę,patrzymy,robimy zdjęcia i dopiero po sesji obchodzimy świątynię dookoła,zaglądając przez okna do wnętrza.

"Kościół p. w. Narodzenia NMP stoi prawie na samym końcu wsi, po jej zach. stronie. Został wzniesiony przez ewangelików ok. połowy XVI w. a w 1619 r. przebudowany (data na chorągiewce wieży). W 1654 r. przejęli go katolicy. Jest zwartą, orientowaną budowlą 13,3 x 7,7 m, wieża 4 x 4 m jest dostawiona do północnej ściany, a do ściany wsch. dołączono małą zakrystię 2 x 2,18 m. Wewnątrz nad nawą i prezbiterium mamy strop sklepiony łukowato. Wyposażenie skromne: ołtarz bez cech stylowych (prócz dwóch barokowych aniołków), na ławach malowane motywy maureski z ok. r. 1670, trzy szyby z malowanymi scenami Zwiastowania, Ukrzyżowania i Zmartwychwstania datowane na rok 1641 i mała ambona z poł. XVIII z późniejszymi malowidłami czterech ewangelistów."-tekst ze strony http://www.karus-troter.cba.pl/miasto.html

Po obejrzeniu kościółka z zewnątrz,obejściu go dookoła i zrobieniu sporej ilości zdjęć,opuszczamy teren przykościelny i wychodzimy na asfaltową drogę,którą jak na razie cały czas wiedzie nasz szlak.Wspinamy się nią cały czas do góry.Docieramy-tak nam się wydaje-do ostatnich zabudowań wsi,a asfaltowa droga zaczyna się piąć dość ostro do góry.Radek stwierdza,że listonosz gdy tu dociera,to ma pewnie wszystkiego dość.....Wędrujemy zalani potem jeszcze spory kawałek,gdy dostrzegamy,że szlak skręca w prawo,w leśną drogę.Radujemy się,bo nasze nogi odpoczną od asfaltu,a my od żaru lejącego się z nieba.I tak,mijamy ostatnie,opuszczone budynki wsi i wchodzimy między drzewa.Ich korony dają nam cień,ale nie dopuszczają do nas żadnego podmuchu wiatru.Pniemy się więc serpentynową ścieżką cały czas do góry.Pocimy się przy tym niemiłosiernie,co jakiś czas mamy możliwość obejrzeć panoramę Głuszycy i wsi ją okalających-wtedy robimy zdjęcia i odpoczywamy,więc droga nie jest aż tak ciężka,jakby się wydawało.








\





























My pójdziemy w prawo,a nie do góry :)

















































Leśna droga pnie się cały czas do góry aż do podnóża skałek na Jeleńcu,a stamtąd powoli,delikatnie zaczyna opadać w dół,by po kilku zakrętach znów zacząć piąć się dość ostro w górą.Cały czas wędrujemy sami.Na szlaku nie ma nikogo.Otacza nas tylko świergot ptaków i szmer wiatru poruszający korony drzew.Niezwykłe są takie puste,bezludne szlaki :) Pniemy się cały czas w górę,raz ostrzej,to znów łagodniej i tak docieramy do krzyżówki szlaków.Nie ma tu żadnego drogowskazu,dokąd który kolor szlaku wiedzie.Nic kompletnie !!! Na drzewie namalowano jedynie czerwony,niebieski i żółty szlak i jeśli nie ma się mapy przy sobie,to trzeba iść na  tzw.nosa.My dziś jesteśmy przygotowani,więc nas ten brak oznaczenia nie zraża.Idziemy wciąż żółtym szlakiem.Przed nami Góra Rogowiec z ruinami Zamku Rogowiec.



































Podchodząc pod szczyt słyszymy głosy ludzkie.Jesteśmy tym ciutkę zaskoczeni,ale nie zdziwieni,wszak na Rogowiec wiodą inne szlaki.Wchodzimy wąską,wydeptaną ścieżką,która obiega sam szczyt.Docieramy nią do miejsca,które służy do prac archeologom.Przechodzimy obok odkopanego i uzupełnionego murku i znów,wąską ścieżką wędrujemy ku szczytowi.Kiedy tam docieramy,stajemy zachwyceni-tak jak i dwoje młodych ludzi,których głosy wcześniej słyszeliśmy.Widok wręcz przecudny,więc nasz zachwyt jest całkiem na miejscu :)

"Rogowiec - szczyt o wysokości 870 m n.p.m. w południowo-zachodniej Polsce, w Sudetach Środkowych, w Górach Kamiennych, w paśmie Gór Suchych.
Góra położona jest około 3,3 km na południowy zachód od granic miejscowości Głuszyca, w środkowo-północnej części masywu Gór Suchych, po północno-wschodniej stronie od Waligóry.
Góra stożkowata i skalista. Zbocza strome i pocięte małymi, lecz głębokimi dolinkami, oraz usiane malowniczymi skałkami.
Góra wraz z sąsiadującymi skałkami Skalne Bramy, zbudowana jest z permskich melafirów (trachybazaltów), należących do północnego skrzydła niecki śródsudeckiej.
Szczyt zwieńczony ruinami zamku Rogowiec.
Góra porośnięta lasem mieszanym bukowo–świerkowym regla dolnego.
Leży na obszarze Parku Krajobrazowego Sudetów Wałbrzyskich.
Przez szczyt prowadzą szlaki turystyczne:
-szlak turystyczny czerwony - fragment Głównego Szlaku Sudeckiego prowadzący z Jedliny do Sokołowska i dalej.
-szlak turystyczny niebieski - prowadzący z Mieroszowa do Wałbrzycha.
-szlak turystyczny żółty - prowadzący z schroniska Andrzejówka do Głuszycy."-Wikipedia.

"Zamek Rogowiec

Początki zamku Rogowiec sięgają końca XIII stulecia i związane są z fundacją księcia świdnicko-jaworskiego Bolka I. Usytuowane na trudno dostępnej skale założenie obronne służyć miało utrwalaniu władzy zwierzchniej na bardzo słabo jeszcze zaludnionych terenach górskich, wraz z twierdzami Radosno, Grodno i Nowy Dwór stanowiło też lokalną linię umocnień przy południowej granicy księstwa. Najstarsze źródłowe wzmianki dotyczące Rogowca zachowały się w dokumentach klasztoru cysterskiego w Krzeszowie - dwukrotnie (1292, 1299) wymieniają one Reinsko Schoff'a jako urzędującego na zamku miejscowego kasztelana. Na początku XIV wieku warownię prawdopodobnie opanowali i przez jakiś czas trzymali rycerze-rozbójnicy, w 1353 z pewnością należała ona już jednak do księcia, bowiem w roku tym panujący wówczas Bolko II Mały zapisał ją swojej bratanicy Annie, świeżo poślubionej cesarzowi i królowi Czech Karolowi IV. Zapis ten mógł mieć charakter czysto formalny, ponieważ w latach kolejnych zamkiem wciąż zarządzali książęcy dworzanie, m.in. w 1361-74 rezydował tutaj ochmistrz dworu świdnickiego Mikołaj Bolcze, pochodzący z rodu właścicieli zamku Bolczów w Rudawach Janowickich. W 1392 roku po śmierci księżnej Agnieszki (wdowy po Bolku II) skalna twierdza przeszła pod panowanie czeskie, a w XV wieku stanowiła siedzibę rodów rycerskich, których przedstawiciele nierzadko trudnili się rozbojem, wśród nich byli m.in. wzmiankowany w 1420 Franz Pogarell i niesławni bracia Hans i Niklas Schellendorf, właściciele zamków Książ oraz Radosno. W 1483 na rozkaz zmęczonego licznymi skargami na Schellendorfów króla Czech Macieja Korwina zbójeckie gniazdo zostało wysadzone w powietrze przez słynnego królewskiego pacyfikatora Georga von Stein (który później objął wspomniany Książ), a następnie rozebrane przez okolicznych mieszkańców z czasem popadło w całkowitą ruinę.
Książęca warownia zbudowana została z łamanego kamienia na skalnym wyniesieniu o wysokości 862 m n.p.m. W jej skład wchodził tzw. zamek górny, międzymurze oraz zamek dolny. Zamek górny, ulokowany na nieregularnym plateau, posiadał kształt zbliżony do trójkąta o powierzchni około 700 m2, na którego zachodnim wierzchołku stała okrągła wieża ostatniej nadziei (bergfried) o średnicy około 10 i grubości murów przyziemia 3,6m. XIII-wieczne założenie tworzył ponadto dwuskrzydłowy budynek mieszkalny o wymiarach 8,5x15 i 10x17 m, przystawiony do kurtyny północnej oraz wschodniej. W XIV stuleciu na miejscu skrzydła wschodniego powstała czworoboczna wieża mieszkalna (o bokach 9,2x11), wzmocniono też obwód obronny, wznosząc dodatkowo w jego północno-wschodnim narożu półokrągłą basteję. Druga linia umocnień znajdowała się na tzw. zamku niskim, gdzie obok murów obwodowych zidentyfikowano dwie baszty, budynek bramny oraz wapiennik.
Na zachowane do czasów nam współczesnych relikty książęcego założenia składają się odsłonięte przez badaczy kawałeczki murów obwodowych, nikłe pozostałości baszt oraz fragment cylindrycznej wieży o wysokości około 3 metrów. Nie ma tego wiele, ale tak naprawdę w tym przypadku szczególną magię miejsca tworzą nie szczątki warowni, lecz ich usytuowanie - Rogowiec jest bowiem najwyżej położonym zamkiem w Polsce i jestem przekonany, że żaden inny obiekt w tym kulejącym kraju nie oferuje równie wspaniałych warunków dla smakowania wybornych krajobrazów. Ze szczytu wzniesienia (870 m n.p.m.) rozpościera się wspaniała, ujmująca panorama Gór Suchych (od południa) i Wałbrzyskich (od północy), na tyle atrakcyjna, że mimo dużej odległości od lokalnej cywilizacji atmosfera potrafi być gęsta, szczególnie w ciepłe niedzielne popołudnia, kiedy tłoczą się tutaj grupki szczęśliwych zdobywców z aparatem cyfrowym w jednej ręce i z parasolką w drugiej.
Ruiny warowni Rogowiec to pozostałość po najwyżej w Polsce położonym zamku rycerskim. Położone są na skalistej górze Rogowiec na wysokości 870m n.p.m. Zamek ufundowany został w XIII wieku przez księcia piastowskiego Bolka I Świdnickiego, zwanego również Srogim. Sto lat później – w 1392 roku - warownia przechodzi pod panowanie czeskie. Niespełna 30 lat później Dolny Śląsk staje się obszarem walk w wojnach husyckich. W roku 1420 zamek zdobywa Franz von Pogorell, rycerz rozbójnik, a dziewięć lat później ród Schelllendorfów, którzy łupią okoliczne wsie i karawany kupieckie długo po zakończeniu wojen. W 1483 roku na rozkaz króla czeskiego Macieja Korwina zamek zdobywa Georg von Stein i wysadza go powietrze. Dzieła ostatecznego zniszczenia w kolejnych latach dokonują miejscowi chłopi, którzy rozbierają większość murów zamku jako materiał budowlany.

Tajemnica

„Rankiem, na świętego Michała Roku Pańskiego 1483, pod mury naszego Rogowca przybył Korwinowy pacyficator, surowy niczym ów dominikanin Torqemada, słusznie przy tym swoim nazwiskiem zwany, Georg von Stein, co nie inaczej, jak na Kamień się tłumaczy. Panowie moi, Niclas i Hanz ze Schellendorfów, raubritterzy i hulaki okrutne, zadrżeli na wieść o tem. Siła rejzy Steinowej nie była wielka, pół setki zbrojnych najwięcej, ale sława okrywająca dowódcę potężna. Poselstwo von Steina, zwanego też Praskim Sprzątaczem, zawarowało natychmiast punkty kolejne kapitulacji moi panków. Sprzątacz z Pragi dał nam czas do południa na opuszczenie zbójeckiej sadyby, przy tym jako golce zamek mieliśmy zostawić.
Rejwach tedy powstał, bo pankowie w komorze piwnicznej skarbek już spory zgromadzili łupiąc kupców i wielmożów na trakcie i zostawić go nie chcieli. Koniec końców skórę własną woleli ratować. Skarbek zakamuflowali, a na przedmurze jak stali z końmi tylko wyszli. I tak ich Sprzątacz von Stein wziął i na powrozach powiesił za pięści, a gdy o majątku zdać sprawy nie chcieli, pobliską lipę nimi przyozdobił. Truchła ich aż do jesieni wisiały pod zamkiem. Sługi von Steina Rogowiec do skały przejrzeli, ale skarbku Schellendorfów nie naszli. Praski Sprzątacz marsa na twarzy objawił, poczem uśmiechnął się złowieszczo i nakazał prochu w mury nasypać i zamek w niwecz obrócić.
Tak oto skarb raubritterów do dzisiaj na zamku się ostał.”  - Z opowieści pachołka w jednej z tabern w Reichenbach spisany roku 1524 przez cystersa brata Anzelma.

Zamek obecnie

Do dzisiejszych czasów zachowane relikty książęcego zamku składają się z fragmentów murów obwodowych, nikłych pozostałości po basztach oraz fragmentu cylindrycznej wieży o wysokości około 3 metrów. Obecnie prace wykopaliskowe na zamku są prowadzone przez studentów archeologii i etnologii Uniwersytetu Wrocławskiego pod nadzorem dr Artura Boguszewicza.
Fragmenty ceramiki i paciorek różańca z okresu średniowiecza, guzik z XIX wieku oraz kości zwierząt zostały odkryte podczas trwających od początku lipca prac wykopaliskowych na Rogowcu, najwyżej położonym zamku w Polsce. Wykopaliska prowadzone są nie po raz pierwszy, ale jak zwykle posłużą do odtworzenia historii zamku.
Prace archeologiczne na Rogowcu koło Grzmiącej w gminie Głuszyca pod kierunkiem dra Artura Boguszewicza prowadzone są przez studentów Uniwersytetu Wrocławskiego. I to po raz kolejny, bo na badania z tej placówki naukowej zaczęto tu przyjeżdżać cyklicznie od 1988 do 1992 roku. Po kilkuletniej przerwie badania wznowiono w 2005 roku i niemal co roku studenci, w ramach wolontariatu, przez blisko miesiąc kopią, przerzucają dziesiątki kilogramów ziemi po to, aby trafić na pozostałe tu elementy broni, odzieży, naczyń czy wyposażenia wojskowego.
Dzięki prowadzonym badaniom udało się ustalić m.in. sposób zdobycia twierdzy w XV wieku przez wojska Macieja Korwina.- Zamek został rozstrzelany z armat z sąsiedniej góry, z Jeleńca, gdzie ulokowała się artyleria. Strzelano z dział kalibru 330 mm kulami wykonanymi z granitu strzegomskiego - wyjaśnia dr Artur Bouszewicz i dodaje, że załoga, broniąca zamku, do strzelania używała kul m.in. wykonanych z odkutych detali architektonicznych zamku. - Podczas prowadzonych kilka lat temu badań znaleźliśmy również elementy broni palnej i uzbrojenia ze wspomnianego okresu - podsumowuje dr Boguszewicz."-tekst ze strony http://www.karus-troter.cba.pl/miasto.html












Po dość długiej sesji zdjęciowej na szczycie i przejściu przez niego dwóch kolejnych par ludzi,postanawiamy uczcić zdobycie szczytu,przyniesionym w plecaku piwem z Browaru "ROCH" Einsiedler - White IPA,Paso Fino - Pszeniczne.
"Paso Fino - rasa koni, powstała w XVI w. na terenie Puerto Rico, kiedy konkwistadorzy przywieźli swoje hiszpańskie konie.Są to wierzchowce pełne życia, niezwykle twarde i odporne. Chętne do współpracy, choć znane z indywidualnej osobowości. Mają łagodny, opanowany temperament.Wasze zdrowie!"-tekst z etykiety na butelce.
Wejście uczczone,piwo smakowało wybornie i zaostrzyło nam apetyt.Rozsiadamy się więc wygodnie na ziemi,wyjmujemy z plecaka kanapki i upajając się widokami spokojnie,bez pospiechu zjadamy je.Odpoczywamy i cieszymy się ciszą jaka tu panuje.






























































Po posileniu się,przejrzeniu mapy,ustaleniu dalszej trasy i odpoczynku,robimy jeszcze parę fotek i wspólne zdjęcie,pakujemy plecaki i powoli schodzimy z Rogowca.Rozmawiamy i zastanawiamy się,dlaczego nie ma żadnej tablicy opisującej szczyt i ruiny Zamku.Miejsce piękne,czyste-co trzeba zaznaczyć,nie ma tu śmieci-ale i pozostawione trochę "bezpańsko".Mimo to my jesteśmy zachwyceni.Warto było "wylać" hektolitry potu i wspiąć się na szczyt :)





















Na Rogowcu,postanowiliśmy,że pójdziemy czerwonym szlakiem do Jedliny-Zdrój.Schodzimy więc czerwonym i niebieskim szlakiem.Przez jakiś czas oba szlaki wspólnie nas prowadzą.Rozchodzą się dopiero za skrzyżowaniem szlaków rowerowych.Niebieski skręca w lewo,a czerwony w prawo.Wędrujemy najpierw dość delikatnie w dół.Po jakimś czasie droga zaczyna nabierać ostrzejszego kąta,przez co włączamy dodatkowe "hamulce" i tak docieramy do asfaltowej drogi i nią dochodzimy do "Gospody Sudeckiej".Chwila na sesję zdjęciową z przepięknym budynkiem i ruszamy dalej.














































Wędrujemy skrajem dość ruchliwej drogi.Zastanawiam się,czy do samej Jedliny-Zdrój tak będziemy iść.Nie cierpię asfaltu :(
Po dość długim odcinku asfaltowym,szlak skręca w lewo,na szeroką leśną drogę,która jest zarówno szlakiem turystycznym pieszym,jak i rowerowym.Pniemy się nią w górę,delikatnie serpentynując.Im jesteśmy wyżej,tym za nami pojawiają się piękniejsze widoki.Oglądamy się więc co jakiś czas,podziwiamy i robimy zdjęcia.I tak docieramy do Przełęczy pod Wawrzyniakiem.Tu nasz czerwony szlak schodzi ostro w dół ,a rowerowy odchodzi w bok.Chowam aparat,wyszukuję odpowiedniego kija i zaczynamy schodzić.Powoli,bez pośpiechu,skrajem drogi,uważając na każdy stawiany krok,by nie zjechać na wyschniętym na popiół żwirze,piachu i kamieniach.Ciężko się idzie,oj ciężko i kiedy stajemy na samym dole,oboje stwierdzamy,że podczas tego zejścia więcej wylaliśmy potu,niż w czasie dzisiejszych wejść.Oddychamy z ulgą,że udało nam się bezpiecznie zejść.Ot właśnie takie są Góry Wałbrzyskie-ostre wejścia,strome zejścia-to ich urok :)










Kiedy odetchniemy ciutkę,idziemy dalej,kierując się ku stacji kolejowej w Jedlinie-Zdrój.Po drodze napotykamy niewielkiego motylka,którego fotografuję z dość dużej odległości,bo nie chcę by mi uciekł.

"Osmaganek plamek (Pseudopanthera macularia)-żółty miernikowiec,w czarnobrunatne plamki (sprawiające, że tego gatunku nie da się pomylić z innymi).Pod względem rozmiaru nie jest zbyt duży,rozpiętość jego skrzydeł wynosi od 2,5 do 2,8 cm.Mały,ale za to bardzo urodziwy.Osmaganek,jak na ładną ćmę przystało,fruwa w ciągu dnia i bardzo chętnie się kręci przy drogach,poszukując soli mineralnych,ale również innych "smakołyków", chociażby soku z odchodów.Dorosłe motyle spotyka się od maja do końca lipca,a występują dość powszechnie w sporej części kraju.Jeśli chodzi o środowiska w jakich żyje,to spotkać go można w widnych lasach mieszanych oraz liściastych,a także na nasłonecznionych obrzeżach lasu i polanach.Jego zielone gąsienice,ozdobione białymi pasami,żerują m.in. na jasnotach,miętach i ożankach właściwych (Teucrium chamaedrys)."

Po zdjęciach,idziemy niespiesznie na stację.Sprawdzamy o której mamy pociąg do Wałbrzycha i stwierdzamy,że nie mamy szans czasowych,by zejść do Pałacu Jedlinka.Gdybyśmy nie poszli do centrum Głuszycy,to teraz mielibyśmy o wiele więcej czasu....No cóż,i tak też bywa....
Idziemy na peron,na którym nie ma ani jednej ławki,więc trzeba na stojąco czekać na pociąg.My nie marudzimy,zjadamy resztę kanapek i owoców,ciesząc się z bardzo udanej wycieczki :)
Rozmawiamy i czekamy,a pociągu nie ma....
Kiedy opóźnienie jest już kilkunastominutowe,jesteśmy zdezorientowani.Idziemy sprawdzić na rozkładzie,czy czasem,czegoś nie przeoczyliśmy i okazuje się,że pociąg powinien dzisiaj jechać,a nie jedzie....
W końcu,gdy nasza cierpliwość zaczyna być na wyczerpaniu,do naszych uszu dolatuje dźwięk jadącego pociągu.Oddychamy z ulgą.Wsiadamy do niego i jedziemy do Wałbrzycha Głównego-tu mamy przesiadkę na pociąg jadący do Szklarskiej Poręby.Dzięki opóźnieniu w Jedlinie-Zdrój,w Wałbrzychu czekamy zaledwie kilka minut,więc nie ma tego złego,co by na dobre nie wyszło :)
Wracamy do domu w wyśmienitych nastrojach.Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Przez całą drogę z Wałbrzycha Głównego do Jeleniej Góry,nie przeszedł obok nas żaden konduktor,nikt nie sprawdzał biletów-czyli to chyba norma na tej trasie!!!
Kończy nasza piękna i wyczerpująca wycieczka.Jesteśmy szczęśliwi,że udał nam się dzień.Kolejna wędrówka już niebawem,więc do zobaczenia :)
























Wczoraj mieliśmy przepiękną wycieczkę,a dziś niestety trzeba jechać do pracy....
Miałam pojechać autobusem,ale Radek postanowił,że mnie odwiezie,a przy okazji zajrzymy do kościółka w Barcinku.
Tak jak zostało postanowione,tak też robimy.Z głównej drogi zjeżdżamy do Barcinka.Zostawiamy samochód na niewielkim parkingu,bierzemy aparaty i idziemy w kierunku kościoła.Na tablicy sprawdzamy kiedy odprawiane są msze i okazuje się,że mamy szczęście,bo za kilkanaście minut ma zacząć się msza.Czekamy chwilkę i to się opłaca,bo świątynia zostaje otwarta,a my wchodzimy do środka.Chwilka modlitwy i zadumy,kilka zdjęć i opuszczamy mury kościółka-nie chcemy przeszkadzać wchodzącym wiernym.

"Kościół św. Michała Archanioła po raz pierwszy wzmiankowano w 1400 r. Była to mała, bezwieżowa świątynia składająca się z nawy założonej na planie kwadratu, takiegoż prezbiterium oraz zakrystii. Poważną przebudowę przeprowadzili ewangelicy ok. 1600 r. - wybudowano nowe prezbiterium, drugą zakrystię oraz od południa kaplicę z lożą kolatorską. Jest to późnogotycko-renesansowa, dość rozczłonkowana, orientowana budowla. Dwuprzęsłowe prezbiterium przekryte jest sklepieniem krzyżowo-żebrowym, dobudowane wschodnie prezbiterium - krzyżowym, stara zakrystia niskim kolebkowym. Kościół nakryty wysokim dachem dwuspadowym krytym blachą z masywną 8-boczną, drewnianą sygnaturką w jego środkowej partii. Sygnaturkę wieńczy rzadko spotykany na tym terenie hełm rokokowy.Portal południowy ujęty w dwuramienny łuk schodkowy. W drzwiach tego portalu późnośredniowieczne okucia.Z czasów, gdy kościół służył ewangelikom, zachował się zespół kamiennych nagrobków rycerskich z lat 1574÷1580 wśród których wyróżniają się płyty H. v. Zedlitz u. Gersdorf zu Berteldorf, zm. w 1577 r. i jego małżonki Urszuli de domo v. Falkenhain zm. w r. 1593, kamienna chrzcielnica z końca XVI w. oraz drewniana, polichromowana ambona. Nieco późniejsze są polichromowane stalle z 1683 r. oraz polichromowany ołtarz główny z 1727 r. Na XIX w. cmentarzu otaczającym kościół pomnik ofiar I wojny światowej."-tekst ze strony http://dolny-slask.org.pl/518327,Barcinek,Kosciol_sw_Michala_Archaniola.html


























I taki to sposobem kończy się sobotnio-niedzielne wędrowanie :)
Następne już wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)












2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawą wycieczkę odbyliście. Świetnie, że na brak kondycji nie narzekacie. Nie ruszając się z fotela i ja podążałam za Wami. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu cieszy nas,że wędrujesz z nami-choćby siedząc w fotelu :)
      Ja po dziesięciodniowej kuracjii antybiotykowej,wróciłam do "życia" i cieszę się,że mogę Radkowi towarzyszyć :)
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń