czwartek, 28 września 2017

Ukraińska przygoda-Rzęsna Ruska (Рясне-Руське),Lwów (Львів)-zakochania ciąg dalszy-dzień czwarty :)

Dzień nas budzi błękitnym niebem,słoneczkiem i lekkim chłodem.No cóż,mamy już jesień.Wczoraj wróciliśmy ze Lwowa dość późno,ale było tak niesamowicie,że nikt nie żałuje,a jak było wczoraj można zobaczyć tu:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2017/09/ukrainska-przygoda-rzesna-ruska-zokiew.html
Kąpiel,kawa i schodzimy do restauracji na śniadanie.Spokojnie i bez pośpiechu je zjadamy.Po posiłku idziemy do pokoju po aparaty,kancelarię i idziemy do autokaru,wsiadamy do niego i kiedy jesteśmy w komplecie ruszamy ku naszej nowej ukraińskiej przygodzie.
Jedziemy do Lwowa-do centrum.Po drodze zabieramy naszego Przewodnika,który po przywitaniu się z nami,rozpoczyna opowieść o miejscach przez które przejeżdżamy i tak aż do Cmentarza Łyczakowskiego.
Autokar zatrzymuje się na parkingu przy nekropolii,wysiadamy z niego i ruszamy w przeszłość zapisaną w kamieniu.














"Cmentarz Łyczakowski.
Jedno z magicznych miejsc Lwowa, gdzie chyba najlepiej uwidoczniona jest historia miasta i jego mieszkańców w ciągu ostatnich 200 lat. Złożone losy miasta tak bliskiego nam, ale również Ukraińcom, Żydom, Ormianom i przedstawicielom innych nacji, którzy zamieszkawszy - pokochali je, zrywy powstańcze w czasach zaborów, czego niezbitym dowodem są kwatery powstańców listopadowych i styczniowych na cmentarzu, konflikty narodowościowe wieku XX, które doprowadziły do tragicznej walki dotychczasowych sąsiadów o władzę nad miastem i które po krwawych doświadczeniach II wojny światowej echem batalii o Cmentarz Orląt nie są obce i obecnym pokoleniom, chwalebne i tragiczne dzieje pokoleń naszych rodaków znalazły swoje odzwierciedlenie w grobach Łyczakowa.

Jeśli chcesz poznać historię miasta czy ziemi, idź na cmentarze....

Miejsce jakże chwalebne, dumne a jednocześnie smutne i pełne nostalgii. Wspaniałe grobowce, rzeźby nagrobne, dostojne kaplice, bujna i dzika dziś zieleń przykrywająca dzieło zniszczenia, jakiemu ludzka ręka, czas i opuszczenie umarłych przez tych, którzy w normalnej sytuacji opiekowaliby się miejscem wiecznego spoczynku swoich bliskich, ratowali przed zniszczeniem i upadkiem to wspaniałe miejsce.
W 1973 roku wędrując po Lwowie w poszukiwaniu na własną rękę śladów polskości, trafiłem na Łyczaków wczesną jesienią. Wędrowałem po alejkach cmentarnych, czytając nazwiska - w zdecydowanej większości polskie - znów nie wiedząc, że to jeden z panteonów polskiej chwały. Niedaleko od bramy wejściowej trafiłem na pierwsze znane nazwisko: Gabriela Zapolska, nieco dalej kolejne: Maria Konopnicka. Po drodze górujący obelisk z lwem, tak charakterystycznym dla tego miasta - czytam inskrypcję: Ordon. "Redutę Ordona" - tak wspaniały wiersz recytowało się w szkole; zdziwienie więc - Ordon tutaj? Niedaleko Konopnickiej Artur Grottger, tuż obok - Stefan Banach, w niedalekim sąsiedztwie znany lwowski architekt, którego dzieło - Operę Lwowską podziwiają kolejne pokolenia - Zygmunt Gorgolewski. Wracając do głównej alei napotykam grób - pomnik Seweryna Goszczyńskiego, w innym zaś miejscu historyka i pisarza - Władysława Bełzy...
Wędrując dalej, na wzgórzu zobaczyłem pomnik powstańca z flagą w ręku: to kwatera powstańców styczniowych. Metalowe, charakterystyczne krzyże z półkolistą osłoną na mogiłach powstańców, a wśród nich granitowy pomnik sędziwego powstańca, zesłańca, Sybiraka - Benedykta Dybowskiego, który przeżywszy 97 lat, wsławił się nie tylko walką o Polskę, ale rozległymi badaniami flory i fauny Syberii (jezioro Bajkał), a zmarł w 1930 roku we Lwowie....(...)

Informacje o cmentarzu Łyczakowskim na podstawie pięknej i obszernej książki Stanisława Niciei: "Cmentarz Łyczakowski we Lwowie" wydanej przez Ossolineum w 1988 roku.

Cmentarz Łyczakowski założony został w końcu XVIII wieku, gdy - w czasie upadku państwa polskiego - dekretami władców państw zaborczych - likwidowane były cmentarze przykościelne. Lwów od 1772 roku był pod zaborem austriackim, więc gdy w 1783 roku wyszedł dekret cesarski nakazujący likwidację dotychczasowych cmentarzy i wytyczenie nowych, poza obrębem miast, magistrat miejski wytyczył dla każdej większej dzielnicy odrębny cmentarz. Powstały wówczas cmentarze: Łyczakowski, Gródecki, Żółkiewski i Stryjski. Trzy ostatnie zamknięto po około 100 latach - w drugiej połowie XIX wieku,. w ich miejsce otwierając największy terytorialnie cmentarz lwowski - cmentarz Janowski.
Cmentarz Łyczakowski, założony w 1786 roku jest więc jedną z najstarszych istniejących do dziś w Europie nekropolii. Cmentarz Powązkowski w Warszawie został założony w 1790 roku, Rakowicki w Krakowie - w 1803 roku, Pere-Lachaise w Paryżu również w 1803 roku, zaś wileńska Rossa wcześniej, bo w 1769 roku.
Cmentarz Łyczakowski położony jest na bardzo ciekawym obszarze: "Falista rzeźba terenu o wielu tarasowo spadających zboczach, zwieńczona kurhanowym wzgórzem, wywoływała wrażenie jak gdyby - używając określenia poety - "sama przyroda ułożyła się tu na kształt mogilnika". Ówcześni ogrodnicy, a zwłaszcza mistrz w swoim fachu, zarządca uniwersyteckiego ogrodu botanicznego Karol Bauer, znakomicie wykorzystali ten teren do wytyczenia cienistych alei, dróg i drożyn, pomiędzy którymi usytuowano ponad 80 pól grobowych, obramowanych soczysta zielenią specjalnie zasadzonych tu krzewów i latorośli". Cmentarz na Łyczakowie - pisze w jednym z esejów Władysław Ogrodziński - przetacza się po łagodnych pagórkach i aleje przecinają go nieco kapryśnie; urbaniści miasta umarłych nie trzymali się schematu i strychulca.
W okresie administrowania cmentarzem przez Tytusa Tchórzewskiego w drugiej połowie XIX wieku cmentarz osiągnął wielkość 40 hektarów i wtedy ukształtowano jego obecny układ głównych alei, rond i dróg dzielących poszczególne pola grobowe. Od 1885 roku zaczęto prowadzić z wielka pedanterią księgi cmentarne, pozwalające szybko ustalić, gdzie znajduje się mogiła danej osoby.
Drugim oprócz położenia, ważnym czynnikiem, decydującym o krajobrazowo - parkowym charakterze łyczakowskiej nekropolii było wysunięcie na frontowe miejsca poszczególnych pól pomników o wysokiej często wartości artystycznej, przedstawiających alegoryczne postacie i wizerunki zmarłych a także wzniesienie kaplic, edykuł, obelisków, kolumn w różnych stylach. Oryginalne zdobnictwo nagrobne, które powstało w ciągu kilkunastu dziesięcioleci we Lwowie, zwierało rozwinięcie niemal całej antycznej i chrześcijańskiej symboliki pośmiertnej. W niezliczonych wariantach powtarzają się tu postacie zasmuconych aniołów, kobiet obejmujących sarkofagi, boleściwych płaczek , przeróżne kreacje symbolizujące ból, żal, smutek oraz chrześcijańskie wyobrażenia pociechy, ukojenia, wiary, nadziei i miłości.
Na tysiącach mogił i grobowców najczęściej eksponowane są rzeźby i płaskorzeźby zniczy, gromnic, klepsydr, zgaszonych pochodni, opadłych skrzydeł, skrzyżowanych piszczeli, nad którymi góruje godło męki - krzyż, symbol życiowego cierpienia.
Autorami najcenniejszych pomników na cmentarzu Łyczakowskim byli rzeźbiarze i architekci różnych narodowości , m.in. Hartman Witwer, Anton, Jan i Leopold Schmiserowie, Abel Maria Perier, Cyprian Godebski, Julian Markowski, Tadeusz Borącz, Leonard Marconi, Kazimierz Ostrowski i inni.
Lwów był miastem bogatym, sprzyjało to więc wznoszeniu kosztownych grobowców i kaplic cmentarnych . Cmentarz Łyczakowski obok Parku Stryjskiego był jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsc spacerowych miasta. Na cmentarz szło się nie tylko po to, by odwiedzić groby bliskich, ale także na spacer wspomnieniowy. Przy głównych alejach grzebano zasłużonych dla kultury, nauki, oświaty i polityki, więc spacer alejami Łyczakowa był lekcją poglądową historii.
W chwili erygowania cmentarza Łyczakowskiego Lwów liczył około 25 tysięcy mieszkańców. Co ciekawe - jako jedyne miasto w Europie - Lwów miał w swoich murach trzy stolice biskupie trzech różnych obrządków chrześcijańskich uznających zwierzchnictwo papieża: rzymskiego, ormiańskiego i unickiego.
Lwów był także wielkim skupiskiem ludności wyznania mojżeszowego.
Przez cały XIX wiek około 50% mieszkańców Lwowa należało do wyznania rzymskokatolickiego, około 13% -grekokatolickiego (unickiego) i około 30% mojżeszowego.
W 1910 roku, gdy Lwów liczył już 206 tys. ludności, około 175 tys. jako język ojczysty podało polski, około 22 tys. - ukraiński, ok. 7 tys. - niemiecki.
W 1921 roku, gdy Lwów liczył około 220 tys. mieszkańców, wyznawców religii rzymskokatolickiej było około 112 tys. (51,3%), greckokatolickiej ok. 27 tys (12,1%), mojżeszowej ok. 77 tys. (35,4%), zaś język ojczysty jako polski deklarowało około 140 tys. (63,8%), ukraiński ok. 19 tys. (8,9%), niemiecki - ok. 1,5 tys. (0,7%), żydowski około 57 tys. (26%).
W 1930 roku przy około 300 tys. mieszkańcach Lwowa, język ojczysty polski deklarowało ok. 65% (wyznanie rzymsko-katolickie 51%), żydowski ok. 30%, ukraiński - według języka 11%, według wyznania 16%.
Przytoczone wyżej dane rzutowały niewątpliwie na oblicze narodowościowe cmentarzy lwowskich. Poza Żydami, którzy mieli we Lwowie osobne cmentarze, gdzie mogli grzebać swoich zmarłych pod nagrobkami w językach: hebrajskim i jidysz, pozostali mieszkańcy, zarówno Polacy, Ukraińcy, Austriacy, Niemcy jak i inni przybysze z ziem Cesarstwa Austro-Węgierskiego, znajdowali ostatni spoczynek przede wszystkim na cmentarzu Łyczakowskim, a od 1888 roku na cmentarzu Janowskim.
W ponad 200- letnich dziejach cmentarza Łyczakowskiego można wydzielić trzy wyraźne okresy, w których dominowały epitafia i inskrypcje w czterech różnych językach: niemieckim (1786-1830), polskim (1830-1945) oraz ukraińskim i rosyjskim (po 1945 roku), co wiązało się z burzliwą historią Lwowa.
Od początku XIX wieku cmentarz Łyczakowski na tle innych lwowskich nekropolii zaczął coraz wyraźniej nabierać charakteru reprezentacyjnego i wyrózniać się bogactwem nagrobków. Istotne jest, że do 1830 roku na cmentarzach lwowskich wolno było stawiać pomniki tylko osobom zasłużonym i to za zgodą władz. Od początku też wyraźny był podział na godniejszy - Łyczaków i uboższy - początkowo Stryjski, później Janowski, gdzie grzebano biedotę.
Sytuacja polityczna Lwowa i Galicji, oderwanej od Polski w 1772 roku - po pierwszym rozbiorze - była zdecydowanie odmienna od reszty kraju, mającej okrojoną suwerenność. Nie było tu patriotycznych uniesień, wzrostu świadomości narodowej i istotnych wydarzeń końca suwerennej Polski (Sejm Czteroletni, Powstanie Kościuszkowskie). Wprowadzone w Galicji reformy józefińskie - obiektywnie postępowe, ale realizowane przede wszystkim w interesie austriackiego zaborcy, miały przynieść w efekcie wynarodowienie ludności słowiańskiej.
Z politycznego marazmu i nastroju rezygnacji wyrwał społeczeństwo polskie w Galicji wybuch powstania listopadowego. Myśl romantyczna rozbudziła patriotycznie młodą generację. Zaczynają wychodzić nowe czasopisma i almanachy literackie. Kuźnią młodego pokolenia polskiej inteligencji w Galicji stał się zniemczony jeszcze wówczas Uniwersytet Lwowski.
W dziele emancypacji narodowej Polaków niebagatelne znaczenie miało wówczas udostępnienie w 1827 roku kregom inteligencji zbiorów istniejącego od 10 lat Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie.
Tak więc po wybuchu powstania listopadowego nastepuje gwałtowny proces repolonizacji cmentarza. Coraz częściej inskrypcje na pomnikach są polskie.
Urodzony we Lwowie z rodziców Niemców syn urzędnika, bądź "importowany z Austrii i Czech" mieszczanin, wychowany po niemiecku, obeznany jednak z językiem i literaturą polską, sam nie wie, do której narodowości ma się zaliczyć, zwłaszcza gdy któreś z rodziców było pochodzenia polskiego.
Zachowały sie liczne dowody świadczące, iż niemieckim przybyszom i zgermanizowanym Czechom, wywodzącym się często z dołów społecznych, obejmującym we Lwowie posady urzędnicze, z czasem imponowała obyczajowość polska, szybko więc ulegali procesom asymilacji.
Burzliwe wydarzenia Wiosny Ludów wyniosły do władzy pierwszego gubernatora Galicji - Polaka - Wacława Zaleskiego, zaś po uzyskaniu w 1870 roku przez Galicje autonomii, co pociągało za sobą spolszczenie szkolnictwa lwowskiego i administracji krajowej. Autonomia, na która składał się zespół aktów ustawodawczych i norm zwyczajowych, stworzyła warunki rozwoju kultury narodowej wyjątkowe w skali trójzaborowej. Od 1871 roku do I wojny światowej namiestnikami krajowymi oraz prezydentami Lwowa byli Polacy. Większość z nich spoczęła po śmierci na Łyczakowie. Za ich to głównie sprawą cmentarz nabrał charakteru wybitnie polskiego.
Zabłąkany tu i ówdzie napis niemiecki był odtąd do II wojny światowej tym, czym polski nagrobek na cmentarzu Pere-Lachaise w Paryżu, a więc świadectwem, że mury każdego większego miasta mieszczą w sobie pewną liczbę cudzoziemców.
W 1875 roku cmentarz Łyczakowski ogrodzono, wznosząc od strony ulicy Piotra i Pawła długi ceglany mur i dwie główne neogotyckie bramy. Jako materiału budowlanego przy wznoszeniu bram użyto płyt ze starych pomników i nagrobków pozbawionych należytej opieki ze strony rodzin zmarłych.
Najcenniejsze pod względem artystycznym figury ustawiono w myśl projektu m.in. Ignacego Drexlera wzdłuż muru centralnego, tworząc swoiste lapidarium.
Na przełomie stuleci powstał też projekt profesora Juliana Zachariewicza (autora projektu gmachu głównego Politechniki), aby pod cmentarzem Łyczakowskim zbudować katakumby i w nich chować najwybitniejszych lwowian. Projekt ten jednak ze względu na duże koszty nie został zrealizowany.
W 1861 roku został wzniesiony na Łyczakowie pierwszy pomnik ze składek publicznych lwowian. Spoczął pod nim 24-letni, śmiertelnie ranny w pojedynku, powieściopisarz i publicysta - Walery Łoziński - autor m.in. "Zaklętego dworu", któremu przepowiadano sławę Aleksandra Dumas. Po raz pierwszy Galicja uczciła polskiego autora takim uznaniem jego zasług. Z czasem zwyczaj ten upowszechnił się. Na Łyczakowie powstanie wiele pomników, wznoszonych na koszt społeczny, co dowodzi, jak silnie uczucia narodowe rozwijały się i konsolidowały społeczeństwo polskie w dobie autonomii galicyjskiej.
Nazwisko Walerego Łozińskiego otwiera długa listę pogrzebanych na cmentarzu Łyczakowskim wybitnych Polaków, których miejsce w dziejach kultury, oświaty, nauki i literatury jest niepodważalne. Urodzili się oni we Lwowie bądź schronili tam przed represjami zaborców w okresie, gdy było to nie tylko miasto stołeczne autonomicznej Galicji, ale równocześnie wielkie centrum kulturalne i ośrodek polskiego ruchu niepodległościowego.
Cmentarz Łyczakowski począł spełniać wówczas rolę polskiego sepulcrum patriae i swoistego Panteonu Wielkich Polaków.
Napisy w języku ukraińskim pojawiły sie stosunkowo późno. W 1863 roku penetrujacy Łyczaków Ludwik Powidaj nie natrafił tam na żaden napis w cyrylicy lub grażdance. Lwów stanowił w tym czasie wielką, świetnie zorganizowaną enklawę polskości. Rozpoczety w latach 30-tych XIX wieku powolny proces emancypacji narodowej Ukraińców w Galicji Wschodniej - mimo absolutnej dominacji Polaków i języka polskiego na Łyczakowie - doprowadził do pojawienia się nagrobków z napisami w grażdance. Pochowano tam szereg wybitnych literatów, naukowców i działaczy ukraińskich, m.in. poetę Markijana Szaszkewycza (1811-1843), pisarza i redaktora Wołodymyra Barwińskiego (1810-1883), historyka - profesora Uniwersytetu i członka Akademii Umiejetności w Krakowie - Izydora Szaraniwycza (1821-1901), profesora Politechniki Lwowskiej - Iwana Lewińskiego (1851-1919) i wuielu innych.
Na Łyczakowie spoczęli też w specjalnym grobowcu metropolici greckokatoliccy.
W pierwszym dziesięcioleciu XX wieku Lwów staje się miejscem ostrych konfliktów narodowościowych na niespotykaną dotąd skalę, noszących znamiona szowinizmu, pomiędzy częścia społeczeństwa polskiego i ukraińskiego.
12 kwietnia 1908 roku ukraiński student Mirosław Siczyński zastrzelił namiestnika Galicji, hrabiego Andrzeja Potockiego.
Miejscem szczególnie zapalnym stał się Uniwersytet - w czasie jednego ze starć młodzieży endeckiej ze studentami ukraińskimi zginął ukraiński student Adam Kocko. Jego pogrzeb na cmentarzu Łyczakowskim przemienił się w wielką manifestację, w czasie której doszło do szmotaniny i uszkodzenia znajdującego się w pobliżu pomnika Artura Grottgera."-fragment tekstu ze strony:
http://www.lwow.home.pl/lyczakow.html

I jak to z nami bywa-"urywamy" się-Radek mówi mi że i tak spotkamy naszą grupę i to nie jeden raz,więc spokojnie możemy sami przejść się między grobami.No się skusiłam.Wędrujemy więc niespiesznie i oglądamy niesamowicie piękne nagrobne rzeźby.Nie ma tu trupich czaszek czy piszczeli,są za to rzeźby ludzi zastygłych w zadumie,odpoczywających czy też śpiących.Mnóstwo tu rzeźb pięknych kobiet,w długich sukniach z wiankami,młodych mężczyzn ze skrzydłami i pochodnią.Wędrując między grobami ma się wrażenie spaceru alejkami parku.
My przystajemy przed odnowionym pomnikiem nagrobnym Seweryna Goszczyńskiego-społecznika,powstańca,pisarza i poety romantycznego.Na wysokim cokole umieszczono nadnaturalnej wielkości,siedzącą w fotelu postać zmarłego.Monument ten wykonał rzeźbiarz lwowski Julian Markowski.Po chwili zadumy idziemy dalej i zatrzymując się przed piramidą.Jest to grób Konstantego Juliana Ordona-jeden z najsłynniejszych uczestników Powstania Listopadowego.To jego śmierć opisał Adam Mickiewicz.Oczywiście była to rzekoma śmierć,bo Ordon zmarł w wyniku samobójstwa.Na szczycie piramidy rozsiadł się ogromy orzeł,a u stóp zrywa się do boju ranny lew.Piękny pomnik nagrobny.Oglądamy go,robimy zdjecia i idziemy dalej,by po chwili zatrzymać się przy grobie "Polskiego Króla Nafty".

"Stanisław Szczepanowski był odkrywcą złóż naftowych w Galicji, założycielem największej kopalni ropy w tamtych czasach, w Słobodzie Rungurskiej, a także kopalni pod Krosnem. Wybudował rafinerię i prężnie rozwijał przemysł naftowy. Określa się go mianem polskiego króla nafty. Był także znanym publicystą. Kiedy zmarł, głazy na jego grób przywieziono z Karpat i ułożono w kształt piramidy. Na jej szczycie umieszczono orła, strzegącego spokoju zmarłego. Z przodu grobowca umieszczono popiersie, idealnie odwzorowujące wizerunek Szczepanowskiego."-tekst ze strony:
https://www.biegunwschodni.pl/2015/05/przewodnik-po-cmentarzu-lyczakowskim-lwow.html

Przechodzimy obok tajemniczego,pięknego grobu,jest to grobowiec rodziny dr Zakrejsa.

"Stojący przy jednej z głównych alei, wykonany z czarnego granitu grobowiec zwraca na siebie uwagę. Co ciekawe nie ma tam ani słowa informującego o tym, do kogo należy i kto pod nim spoczywa. Jest za to piękna rzeźba, przedstawiająca żałobnicę a także tablica, poświęcona pamięci Władysława Dragosława Truszkowskiego – rycerza Grobu Chrystusowego, kapitana i komendanta artylerii austriackiej, poległego w bitwie pod Gazą w 1917. Jak informuje tablica, jego zwłoki spoczywają w katakumbach oo. Assumpcjonistów w Jerozolimie. Grobowiec ten należy do rodziny doktora Franciszka Zakrejsa."-tekst ze strony: https://www.biegunwschodni.pl/2015/05/przewodnik-po-cmentarzu-lyczakowskim-lwow.html












Naszą grupę spotykamy przy sarkofagu Gabryeli Zapolskiej-polskiej aktorki,dramatopisarki,powieściopisarki i publicystki.Była przedstawicielką polskiego naturalizmu,wykpiwała moralną obłudę mieszczaństwa;pisała komedie satyryczne,dramaty i powieści.Ze szkoły najbardziej pamiętam "Moralność pani Dulskiej".Przystajemy na ciut dłużej przy grobie polskiej pisarki.Darek opowiada o Jej życiu,a my zaglądamy do kolejnego miejsca,gdzie spoczywa znany Polak.Każdy z nas zna z dzieciństwa wierszyk "Kto ty jesteś? Polak mały.",a napisał go Władysław Bełza,który ma swój grób na Cmentarzu Łyczakowskim.

KTO TY JESTEŚ?  POLAK MAŁY...
— Kto ty jesteś?
— Polak mały.
— Jaki znak twój?
— Orzeł biały.
— Gdzie ty mieszkasz?
— Między swymi.
— W jakim kraju?
— W polskiej ziemi.
— Czym ta ziemia?

— Mą Ojczyzną.
— Czym zdobyta?
— Krwią i blizną.
— Czy ją kochasz?
— Kocham szczerze.
— A w co wierzysz?
— W Polskę wierzę!
— Coś ty dla niej?
— Wdzięczne dziecię.
— Coś jej winien?
— Oddać życie.























Kolejne groby pomniki znanych Polaków,to grób Marii Konopnickiej i Stefana Banacha.
Maria Konopnicka-polska poetka i nowelistka okresu realizmu,krytyk literacki,publicystka i tłumaczka.

"Choć związała się ze Lwowem dopiero u kresu swojego życia, po jej śmierci nikt nie miał wątpliwości gdzie ją pochować. Na pogrzeb Konopnickiej, 11 października 1910 roku, przybyło 50 tysięcy osób, całe miasto było pogrążone w żałobie, w oknach wisiały czarne flagi i szarfy żałobne. Była to forma manifestacji patriotycznej Polaków we Lwowie. Ten grób łatwo dostrzec, gdyż zawsze jest tu dużo kwiatów, zniczy i biało-czerwonych szarf. Popiersie, które stoi tam obecnie nie jest oryginalne. To pierwsze, dłuta rzeźbiarki Luny Drexlerówny, zostało zniszczone podczas II wojny światowej."-tekst ze strony: https://www.biegunwschodni.pl/2015/05/przewodnik-po-cmentarzu-lyczakowskim-lwow.html

Przy grobie Marii Konopnickiej spotykamy naszą grupę,więc przystajemy tu na ciut dłużej,słuchając tego co mówi Darek,a po opowiadaniu idziemy razem ze wszytskimi do grobu Stefana Banacha.










"30 marca 1892 roku w Krakowie urodził się Stefan Banach – słynny polski matematyk, twórca podstaw analizy funkcjonalnej, członek lwowskiej szkoły matematycznej.
Początkowo trudno było przewidzieć, że Stefan Banach zostanie światowej sławy profesorem matematyki. Wprawdzie jego talent matematyczny dawał o sobie znać już w gimnazjum, jednak w 1914 roku wojna przerwała jego naukę na Politechnice Lwowskiej (zdążył zdobyć tzw. półdyplom), a młody pasjonat był zmuszony uczyć się dalej samodzielnie. W Krakowie często spotykał się z Ottonem Nikodymem oraz Witoldem Wilkoszem (wszyscy zostali później profesorami), z którymi prowadził dysputy matematyczne. Przypadkowym świadkiem jednej z takich dyskusji był lwowski uczony Hugo Steinhaus, który tak wspominał swoje pierwsze spotkanie z Banachem:
"Idąc letnim wieczorem r. 1916 wzdłuż plant krakowskich, usłyszałem rozmowę, a raczej tylko kilka słów; wyrazy „całka Lebesgue’a” były tak nieoczekiwane, że zbliżyłem się do ławki i zapoznałem się z dyskutantami; to Stefan Banach i Otton Nikodym rozmawiali o matematyce.)"
Tak oto przypadek dał początek długoletniej współpracy obu matematyków, która już w 1919 roku zaowocowała pierwszą wspólną publikacją: artykułem „Sur la convergence en moyenne de séries de Fourier” („O zbieżności w przeciętnej szeregu Fouriera”) zamieszczonym w „Biuletynie Akademii Krakowskiej”.
W 1920 roku nieposiadający tytułu magistra Banach został asystentem prof. Antoniego Łomnickiego z Politechniki Lwowskiej. W tym samym roku młody matematyk ożenił się z Łucją Braus... i obronił pracę doktorską „Sur les opérations dans les ensembles abstraits et leur application aux équations intégrales” („O operacjach na zbiorach abstrakcyjnych i ich zastosowaniach do równań całkowych”). Co ciekawe, Banach doktoryzował się... nieświadomie. Jak wspominał ks. prof. Andrzej Turowicz:
"Gdy [Banach] rozpoczął pracę we Lwowie, był już autorem wielu doniosłych rezultatów i wciąż uzyskiwał kolejne. Jednak na uwagi, że powinien wkrótce przedstawić pracę doktorską, odpowiadał, że ma jeszcze czas i może wymyślić coś lepszego, niż to, co osiągnął do tej pory. W końcu więc zwierzchnicy Banacha zniecierpliwili się. Ktoś spisał najnowsze rezultaty jego pracy, co zostało uznane za znakomitą pracę doktorską. Przepisy jednak wymagały również egzaminu. Pewnego dnia zaczepiono Banacha na korytarzu Uniwersytetu Jana Kazimierza: „Czy mógłby pan wpaść do dziekanatu, są tam jacyś ludzie, którzy mają pewne problemy matematyczne, a pan na pewno potrafi im wszystko wyjaśnić”. Banach udał się zatem do wskazanego pokoju i chętnie odpowiedział na wszystkie pytania, nieświadom tego, że właśnie zdaje egzamin doktorski przed komisją specjalnie w tym celu przybyłą z Warszawy."
Obroniona praca ukazała się dwa lata później w trzecim tomie „Fundamenta Mathematicae” – francuskojęzycznym czasopiśmie wydawanym w Warszawie przez polskich matematyków. Już w roku publikacji swego doktoratu Banach uzyskał... habilitację i został profesorem Uniwersytetu Lwowskiego (profesurę zwyczajną otrzymał w roku 1927). O znaczeniu jego ówczesnego dorobku pisał Stanisław Mazur:
rok 1922, w którym Stefan Banach w polskim czasopiśmie „Fundamenta Mathematicae” ogłosił swą rozprawę doktorską pt. „Sur les opérations dans les ensembles abstraits et leur application aux équations intégrales”, jest datą przełomową w historii matematyki XX wieku. Ta kilkudziesięciostronicowa rozprawa ugruntowała bowiem ostatecznie podstawy analizy funkcjonalnej, nowej dyscypliny matematycznej, która – jak to wykazały rezultaty badań Stefana Banacha i innych – posiada kapitalne znaczenie dla dalszego rozwoju nie tylko samej matematyki, ale również nauk przyrodniczych, a w szczególności fizyki.
5 (małych) piw i żywa gęś-Między innymi wokół Banacha powstała tzw. lwowska szkoła matematyczna, która w krótkim czasie skupiła wielu wybitnych matematyków. Mieli oni zwyczaj spotykania się w kawiarni Szkocka i dyskutowania tam o matematyce. Na marmurowych blatach tamtejszych stolików można było pisać kopiowym ołówkiem, ale też łatwo było wytrzeć tak sporządzone notatki. Ponieważ matematyczne twierdzenia padały niekiedy ofiarą ścierki, żona Banacha kupiła specjalny zeszyt w twardej oprawie, który przechowywano stale w kawiarni i który wydawano na życzenia każdemu matematykowi. Uczony mógł umieścić w nim matematyczny problem do rozwiązania przez innych bywalców lokalu.
Autorzy zagadek fundowali czasami nagrody za ich rozwiązanie. Zdobyć można było m.in.: butelkę wina, whiskey, brandy czy też szampana, 5 małych piw, małą kawę, 100 g kawioru, kilogram bekonu, lunch w restauracji „Dorothy” w Cambridge, obiad w najlepszym lwowskim hotelu „U George’a”, fondue w Genewie, lub też żywą gęś. To ostatnie, nietypowe trofeum zaoferował w 1936 roku Stanisław Mazur, a jego zadanie znalazło pogromcę dopiero po 36 latach. Okazał się nim 28-letni Szwed Per Enflo, który specjalnie przyjechał do Warszawy po swoją gęś i odebrał ją z rąk Mazura.
Zeszyt z lwowskiej kawiarni, zwany „Księgą Szkocką” zachował się do dziś i jest własnością rodziny Stefana Banacha. Jego zawartość została później przepisana na maszynie i przetłumaczona na angielski przez Stanisława Ulama.
W 1929 roku lwowscy matematycy byli gotowi, by zacząć wydawać własne czasopismo poświęcone analizie funkcjonalnej – „Studia Mathematica”. Środowisko rozsławił Banach w 1932 roku, kiedy to we Francji ukazało się tłumaczenie jego pracy „Teorja operacyj”, t. I, „Operacje linjowe” („Théorie des opérations linéaires”).
Choć Banachowi proponowano wyjazd do USA, gdzie mógł liczyć na ogromne honoraria, jako gorący patriota nigdy nie zdecydował się na emigrację, nawet gdy widmo wojny stawało się coraz wyraźniejsze. Oczywiście miało to dla niego poważne konsekwencje. Syn uczonego tak opisywał okupacyjne losy swojej rodziny:
(...) w końcu uciekłem do swego dziadka, górala, pod Nowy Targ na Podhalu w 1943 r. Przedtem pracowałem u p. Rudolfa Weigla, który był kierownikiem Instytutu Bakteriologicznego we Lwowie, gdzie karmiłem wszy i w ten sposób utrzymywałem przy życiu (kartofiami) całą naszą trójkę. Po mojej ucieczce ojciec zresztą również tam pracował, właśnie karmiąc klateczki z wszami.
Niemcom zależało na prowadzonych z użyciem wszy badaniach i produkcji szczepionki na tyfus, dzięki czemu karmiciele pasożytów chronieni byli przed innymi represjami. Banach co 12 dni miał do wyżywienia nowych 10 tys. larw
Po ponownym zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną Banach powrócił do pracy naukowej i miał wkrótce wyjechać do nowo tworzonej Polski, by objąć posadę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Niestety, w styczniu 1945 roku wykryto u niego raka płuc, na którego zmarł 31 sierpnia. Został pochowany dwa dni później na cmentarzu Łyczakowskim, a syn uczonego wspominał, że Był to ostatni oficjalny pogrzeb katolicki w mieście z przejściem konduktu przez miasto (z księdzem!)"-tekst ze strony: https://histmag.org/Stefan-Banach-zyciorys-w-119.-rocznice-urodzin-5353

Darek opowiada a my słuchamy z zaciekawieniem.Niesamowici ludzie tu spoczywają,a przez to,niezwykłe jest to miejsce.I nie dziwi,że każdy grób to pomnik,cudny,niezwykły,ciekawy i inny.










































































Idziemy z całą grupą,słuchamy Przewodnika,rozglądamy się,robimy zdjęcia i przystajemy przed kontrowersyjnym grobem-pomnikiem.

"Kompozycyjnie unikatowy pomnik Pawła Eutele, wzniesiony na grobie Teresy z Kłosowskich (1809-1870) i Józefa Iwanowiczów (1804-1877). U wezgłowia zmarłych umieszczono na wysokim cokole postać Madonny naturalnych wymiarów z klęczącymi po bokach i modlącymi się aniołkami. U podnóża zaś na niskim ceglanym murku ustawiono popiersie Iwanowicza z leżącymi po jego bokach w pozycji "waruj" kamiennymi rzeźbami dwóch psów Pluto i Nero. Taka była zapewne wola zmarłego, by tych czworonożnych przedstawicieli symbolizujących wierność i przywiązanie umieścić na straży rodzinnego grobu. Legenda głosi, że psy te, po śmierci ich pana, ułożyły się przy świeżej mogile i po kilku dniach, nie przyjmując pokarmu zakończyły swe  wierne życie. Paweł Eutele, projektujący pomnik, poruszony tym zdarzeniem, po uzgodnieniu z rodziną zmarłego postanowił wyrzeźbić Pluto i Nero na flankach pomnika. Burza oburzenia, niesmaku i konsternacji przeszła przez ówczesny Lwów z tego powodu.... a dziś, przewodnicy chętnie zatrzymują się i opowiadają o tej dozgonnej wierności, wskazując na łzy na psich mordach jakie Paweł Eutele wyrzeźbił. Podobne pomniki znane były wtedy tylko w Londyńskim i Sofijskim cmentarzu."-tekst ze strony: https://iledzisiaj.pl/felietony/570-cmentarz-lyczakowski-czyli-lekcja-historii-polskosci.html






































I znów idziemy z grupą i docieramy do grobu niezwykłej urody.Jest to pomnik nagrobny Artura Grottgera,ufundowany przez Jego narzeczoną Wandę Monné.

"Artur Grottger był znakomitym dziewiętnastowiecznym polskim rysownikiem i malarzem. Swoimi mistrzowskimi dziełami do głębi poruszał uczucia Polaków, budząc w nich świadomość narodową i ucząc patriotyzmu kolejne pokolenia uciskanego i prześladowanego przez rosyjskiego zaborcę społeczeństwa.
Urodził się 11 grudnia 1837 roku w Ottyniowicach. Jego ojciec, Jan Józef Grottger, walczył w Powstaniu Listopadowym jako oficer 5. Pułku Ułanów "Warszawskie Dzieci". Z zamiłowaniem uprawiał malarstwo, w wolnej chwili ucząc jego tajników Artura. Był również znakomitym gawędziarzem. Patriotyczne opowieści i powstańcze wspomnienia ojca głęboko zapadały w serce przyszłego artysty. "Dom Grottgerów był więc najszczerzej i najserdeczniej polski, czego bezspornych dowodów dostarczył w swym krótkim życiu także sam Artur, nie tylko zresztą w postaci stworzonych przez siebie wspaniałych i przejmujących swą patriotyczną treścią dzieł, lecz również gorącym przywiązaniem do swojego polskiego w przeważającej mierze rodowodu i jego tradycji" - pisze Witold Szolginia w "Tamtym Lwowie".
Kiedy ojciec Artura zauważył, że jego syn jest obdarzony przez Boga talentem artystycznym, wysłał go w wieku 11 lat na naukę malarstwa do pracowni lwowskiego malarza Jana Maszkowskiego. Artur uczył się u niego w latach 1848-1852. Przez krótki okres uczył go malować również Juliusz Kossak. W 1852 r. młody Grottger udał się do Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie doskonalił swój warsztat artystyczny. Pobierał tam nauki u takich malarzy i pedagogów, jak prof. Władysław Łuszczkiewicz i prof. Wojciech Stattler. Na studiach Grottger przyjaźnił się z Janem Matejką i Aleksandrem Kotsisem. W latach 1855-1858 kształcił się dodatkowo w Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu pod kierunkiem Karla Blaasa, Karla Mayera, Karla Wurzingera, Petera Geigera i Christiana Rubena. W stolicy austro-węgierskiej monarchii mieszkał do 1865 roku. W tym czasie odbył kilka podróży: do Monachium (1858 r.), Wenecji (1864 r.) i na Węgry (1856 r., 1860 r., 1862 r.), gdzie gościł w posiadłościach hr. Aleksandra Pappenheima, swego wieloletniego patrona, mecenasa i przyjaciela. W 1865 r. wyjechał z Austrii. Już wtedy miał opinię świetnego grafika i malarza.
Rysował i malował akwarelą sceny batalistyczne, konie, zaprzęgi, polowania, sceny rodzajowe, portrety. Jako ilustrator współpracował z kilkoma wiedeńskimi czasopismami. Niestety, choć malował i rysował wiele, wciąż brakowało mu środków do życia. Biograf Grottgera - poetka Maryla Wolska - tak opisuje tę kwestię: "A nad Arturem, oprócz rozpaczy po zmarłym, ukochanym ojcu, znęcać się zaczyna zabójcza, dozgonna troska o środki na życie dla pozostałych najbliższych... Wszystko, co dotąd zarobi, o czym zamarzy, rozpadać się będzie doraźnie na garść okruszyn, z których na niego samego przypadnie najczęściej ledwie znikoma ostatnia...". Mimo ciężkiej, wytrwałej pracy przez swoje krótkie dorosłe życie znajdował się w trudnej sytuacji finansowej. Korzystał więc często z pomocy przyjaciół i znajomych. "Wędrował od dworu do dworu i od pałacu do pałacu, przebywając w nich krócej lub dłużej na łaskawym utrzymaniu swych gospodarzy. Nierzadko też otrzymywał finansowe wsparcie od zasobniejszych przyjaciół i znajomych" - dodaje Szolginia. Grottger odwiedzał ziemskie majątki Erazma i Emmy Larysz-Niedzielskich w Śledziejowicach pod Wieliczką (1855 r.) i Jana Maszkowskiego w Barszczowicach (1860 r.). Mieszkał ponadto w Śniatynce k. Drohobycza należącej do Stanisława Tarnowskiego (1865 r., 1866 r.), Pieniakach, Grybowie, Krynicy, Porębie i Dyniskach. Mimo przeciwności, w tym niesprzyjającym wydawałoby się dla artysty czasie, tworzy on swoje największe dzieła. Są to przejmujące swoim ideowym przesłaniem rysunki, wykonane czarną i białą kredką na kartonach. Mowa tu o cyklach "Warszawa I" (1861 r.) i "Warszawa II" (1862 r.) ukazujących terror polityczny i krwawe stłumienie patriotycznej manifestacji przez rosyjskiego zaborcę. Pod wpływem wybuchu Powstania Styczniowego powstały wstrząsające rysunki, tj. "Polonia" (1863 r.) i "Lituania" (1864-1866 r.). Obrazowały one w sposób bardzo sugestywny tragedię i równocześnie wielkie bohaterstwo uciskanego przez zaborcę Narodu Polskiego.
Po opuszczeniu Wiednia w 1865 r. Artur Grottger znalazł się ponownie we Lwowie. To właśnie tam w 1866 r. spotkał swoją prawdziwą, wielką miłość - pannę Wandę Monné. Miał wówczas 28 lat, a ona 16. Stanisław Wasylewski w książce "Lwów" tak ją wspomina, kreśląc jednocześnie w skrócie życiorys Grottgera: "Trzy karty jego życia pisały się we Lwowie. Najpierw tęskniło do wielkiej stolicy dziecko, bawiące się w 'Moskala i Polaka' w ogrodzie w Ottyniowicach, o osiem mil drogi, dalekich osiem mil drogi od rogatki Zielonej. Potem szumiał młodzieniec wśród hulaszczej młodzieży szlacheckiej i cesarsko-królewskich kawaleryjskich entuzjastów jego wielkiego talentu. Lump był wtedy i pustak lekkomyślny, co tu ukrywać. Lecz nie utonął w austriackim powidle. Wydobywa go z topieli lwowianka. Wiadomo. Za sprawą poznanej na balu na Strzelnicy Wandy, najpiękniejszej z panien, zmienia się birbant szalony w zakonnika obowiązku. Rusza przebojem po nowe, wielkie zdobycze swej sztuki. Tę lwowiankę znacie dobrze: każda twarz kobieca jej twarzą się staje pod ołówkiem Grottgera. Muza Artura z gwiazdką nad czołem żyje na kartonach 'Wojny'. I wszędzie indziej". Wanda była gorącą polską patriotką, czego wiele dowodów dała w swym życiu. We Lwowie uczestniczyła w różnych działaniach konspiracyjnych. "W okresie Powstania Styczniowego - wspomina Szolginia - odziana zgodnie z narodowym obyczajem tamtego okresu w żałobną sukienkę z żelaznym krzyżykiem u szyi, była uosobieniem postaci, którą po latach Stanisław Wasylewski nazwie 'dziewczątkiem z orłem białym'". Zakochany w niej Grottger cały czas przesiadywał w jej domu, rozmawiał z nią i ciągle ją malował. Kiedy wyjeżdżał z miasta do dworów i pałaców przyjaciół, gdzie powstawały jego słynne dzieła, prowadził z Wandą bardzo ożywioną korespondencję. Choć wielu sprzeciwiało się ich związkowi, zwracając uwagę na różnicę wieku między młodymi, a także na chorobę Artura i permanentny brak dochodów, ich miłość się rozwijała. Wczesną zimą 1866 r. Artur wyjechał do Paryża, mając nadzieję, że zarobi tam więcej pieniędzy na sprzedaży swoich prac niż w Polsce. Niestety, tam również, tak jak wcześniej w Wiedniu, żył z dnia na dzień, praktycznie w nędzy. Mimo że był ciężko chory na gruźlicę, która mu bardzo przeszkadzała w pracy twórczej, to właśnie w Paryżu kończył swój słynny cykl "Wojna", rozpoczęty w Porębie i przeznaczony do eksponowania na paryskiej Wystawie Powszechnej w 1867 r. Obrazował on nieszczęścia sprowadzane na ludzkość przez wojnę oraz moralną degradację człowieka jako nieuniknioną konsekwencję wojny w uniwersalnym, powszechnym wymiarze. W stolicy Francji nawiązał kontakty z polską kolonią skupioną wokół Hotelu Lambert. Tam wybitny paryski akademik Jean Léon Gérôme udzielał mu rad przy realizacji kartonów "Wojny".
Artur Grottger wyczerpany gruźlicą, częstymi krwotokami płucnymi został przez lekarzy skierowany do uzdrowiska Amélies-les-Bains we francuskich Pirenejach, gdzie 13 grudnia 1867 r. zmarł. Jego zwłoki sprowadziła do Lwowa 4 lipca 1868 r. jego narzeczona Wanda, z którą nie zdążył się ożenić. W swoim pamiętniku zapisała przeżycia po śmierci ukochanego: "Byłam jak obłąkana. Już długo przedtem całymi tygodniami nie spałam z trwogi nieopisanej, nieokreślonej, bo ani chwili nie wierzyłam, że choroba ta tak się może zakończyć. Cios ten zastał mnie zupełnie nie przygotowaną. Zachwiał moimi zmysłami. (...) Postanowiłam sama sprowadzić do Lwowa trumnę. (...) Trumnę mi złożyli u Bernardynów w korytarzu, tam, gdzie stacje Męki Pańskiej na ścianach. Każdą sercem przebolałam. Odjęto wieko. (...) Naokoło stali: Filippi z gipsem dla zdjęcia odlewu z ręki, który mieć pragnęłam, Kornel Ujejski, Karol Maszkowski, Oleś Grottger i Karol Młodnicki. Ale gdy się Filippi nachylił, aby zdjąć batyst osłaniający twarz, zabrakło mi sił, nie byłam w stanie popatrzeć. Bezwładna osunęłam się na kolana. Nie widziałam go. Nie zdołałam. Oleś Grottger przyniósł mi po chwili mój pierścionek z opalem. Gdy Filippi robił odlew, pierścionek pozostał w formie. Popatrzyłam i kazałam założyć na powrót. Także listy moje, tak przezeń ukochane, włożył mu Ujejski do trumny. I krzyżyk na piersi ode mnie i bukiet róż". Artur Grottger został pochowany we Lwowie na cmentarzu Łyczakowskim. Sześć lat po pogrzebie artysty stanął na grobie Grottgera pomnik wykonany przez jego przyjaciela, lwowskiego rzeźbiarza Parysa Filippiego. Oddajmy tutaj głos znawcy dawnego Lwowa Witoldowi Szolgini, który w swojej książce zamieścił na temat tego pięknego pomnika następujący zapis: "Na jego kamiennej tumbie nagrobnej stanął ów pomnik, składający się z kilku rzeźbiarskich elementów. Głównym wśród nich był posąg młodej, głęboko zasmuconej kobiety o twarzy przypominającej oblicze Wandy, klęczącej na wielkim głazie, obok której przysiadł kamienny sokół o rozpostartych skrzydłach, symbolizujący miłość i wierność. Pod tymi dwiema rzeźbami, na wspomnianym głazie widnieje owalny medalion z płaskorzeźbionym wizerunkiem Grottgera (wymodelowany przez samą Wandę, która stała się uzdolnioną rzeźbiarką), lira o pękniętych strunach i złamana paleta malarska - symbole przerwanej przez śmierć twórczości i talentu artysty, oraz trupia czaszka - symbol pamięci o owej śmierci. Po lewej stronie medalionu umieszczono kamienne wyobrażenie wielkiej teki rysunków, na okładce której znalazły się tytuły głównych rysunkowych cyklów Grottgera: 'Warszawa', 'Polonia', 'Lituania', 'Wieczory zimowe' i 'Wojna'. Na epitafijnej tablicy grobowej tumby znalazło się imię i nazwisko zmarłego artysty oraz ułożona przez Wandę inskrypcja: 'Niech Cię przyjmie Chrystus, który Cię wezwał, a do chwały Jego niech Cię prowadzą aniołowie'. Nad górną zaś płytą tumby znalazł się jeszcze jeden napis: 'Świętej Jego pamięci pomnik ten postawiła Wanda'".
Artur Grottger to jeden z czołowych przedstawicieli romantyzmu w malarstwie polskim. Zapisał się w historii polskiej sztuki przede wszystkim jako twórca patriotycznych cyklów rysunkowych, które reprodukowane po wielekroć, stały się częścią kanonu sztuki narodowej. Stworzyły one topos martyrologicznej ikonografii, utrwaliły w pamięci i wyobraźni wielu pokoleń Polaków sceny powstańczych walk, agonii i męczeństwa, a także kluczową dla wymowy grottgerowskich dzieł ideę solidaryzmu narodowego. Jego twórczość zyskała ogromną popularność dzięki swojej głęboko patriotycznej wymowie. O wartości jego prac, które znalazły się w wielu prywatnych kolekcjach, niech świadczy fragment z "Quodlibeta" Maryli Wolskiej. Poetka wspomina tam: "Kult ojca dla pamięci Grottgera był też czymś głęboko wzruszającym. Pamiętam, gdy kartony z albumu mamy szły na wystawę którąkolwiek, ojciec sam wkładał je pod szkło i nigdy żaden introligator nie tknął ram z nimi. Sam na gumowanych paseczkach kitajki przytwierdzał je do paspartusów, sam zaklejał tekturę na plecach obrazu. Gdy ciężkie położenie materialne i niedomaganie ojca skłoniło mamę do rozstania się z szeregiem tych rysunków w roku 1894, odczuł to ojciec jako moralną katastrofę, której nie przebolał nigdy. Zwłaszcza gdy w roku 1893 Karol Lanckoroński z Rozdołu przybył wybrać któryś z Grottgerowskich rysunków, pamiętam wrażenie tej chwili w domu... Nad kanapą w salonie wisiała wstępna karta 'Wojny', ów widmowy hufiec klęsk otaczających jadącą konno niewieścią postać o zasuniętej na profil przyłbicy. Na pierwszym planie postacie Artysty i Muzy. Na tym jedynym rysunku pozostawił Grottger własne swoje rysy Artyście... Pamiętam ten obraz od chwili, gdym zaczęła patrzeć i spostrzegać... W jego szybie odbijały się wszystkie świeczki naszych choinek... Nie był nigdy przeznaczony na sprzedaż. Nic w ogóle z tego, co wisiało na naszych ścianach... Przyszedł Lanckoroński. Oczywiście mama nie była obecna, tylko sam ojciec go przyjmował. Wyjęte już naprzód kartony albumu zostały mu pokazane jako te jedyne, które były do nabycia. Pamiętam wysoki głos mecenasa i w niezbyt pewnej polszczyźnie wygłaszane zachwyty. Byłyśmy obie z mamą w przyległym do salonu pokoju i serce ściskała nam żałość okrutna. Czas jakiś trwało oglądanie, po czym wynikła rozmowa, w której nie od razu wyznałyśmy się. Wreszcie nie było wątpliwości. Pamiętam oczy mamy, gdy na mnie popatrzyła, rozszerzone strachem. Lanckoroński, obejrzawszy wszystko, co było do nabycia, oświadczył ojcu, że nabyć gotów tylko ów pierwszy karton do 'Wojny', ten ze ściany, który do kupienia nie był... Tatko tłumaczył, przedstawiał (bez mamy oczywiście decydować nie mógł). Magnat, znawca i zbieracz, uparł się jednak. Wyszedł tatko z salonu. Miał na twarzy wypieki i oczy strwożone, bezradne... Niedomagał już wtedy często na serce. Prawie bez słów wydała mama wyrok na obraz kochany. Gdy znikł ze ściany, było w domu jak po pogrzebie"."-tekst ze strony: http://www.lwow.com.pl/naszdziennik/grottger.html




































Zasłuchani w niesamowitą historię opowiadaną przez Darka,zastygamy na dłuższą chwilę przy niezwykłym pomniku nagrobnym.
Po zadumie i oczarowaniu,przechodzimy do kolejnego grobu-jest to grób Józefa Torosiewicza.

"Józef Torosiewicz (ur. 1784 we Lwowie, zm. 1869 we Lwowie) – polski lekarz pochodzenia ormiańskiego; doktor medycyny, działacz społeczny, filantrop.
W 1865 ufundował we Lwowie własnym sumptem Bursę Ormiańska dla chłopców ormiańskich zwaną później Zakładem Naukowym im. dr Józefa Torosiewicza. Oprócz znacznej jak na owe czasy kwoty pieniężnej Torosiewicz zakupił również pod siedzibę bursy kamienicę od ormiańskiej rodziny Krzysztofa i Katarzyny Barączów przy ulicy Skarbkowskiej 21. Zakład wychowawczy stanowił mieszkanie dla dzieci obrządku ormiańskokatolickiego w wieku od 7 do 18 lat, zapewniając im bezpłatne utrzymanie i wykształcenie. Kierownictwo Zakładu Torosiewicz powierzył kapitule ormiańskiej we Lwowie, powołał przy tym kuratorów świeckich wywodzących się z ormiańskich rodzin a kolejnymi dyrektorami uczynił księży ormiańskich. Pierwszym dyrektorem, i jednocześnie najbardziej zasłużonym dla Zakładu, został ks. Kajetan Kajetanowicz, który nim kierował przez 35 lat. W 1882 bursa skupiała w swoich murach prawie 50 chłopców, nie tylko obrządku ormiańskiego. Następcą Kajetana został pochodzący z Kut zasłużony infułat Bogdan Dawidowicz. Pieniądze na utrzymanie Zakładu oprócz dużego funduszu przeznaczonego przez Torosiewicza pochodziły także ze stypendiów fundowanych przez liczne rodziny ormiańskie i polskie, oraz z organizacji akcji m.in. słynnych karnawałowych balów ormiańskich, które stały się trwałym elementem życia towarzyskiego Lwowa, a z których dochód w całości przekazywano na bursę. Zakład opieką otaczali także sami arcybiskupi lwowscy obrządku ormiańskiego Izaak Mikołaj Isakowicz i Józef Teodorowicz.
Józef Torosiewicz zmarł we Lwowie i został pochowany na miejscowym cmentarzu Łyczakowskim. Jego nagrobek, dłuta Edmunda Jaskólskiego, jest jednym z najpiękniejszych na Łyczakowie zlokalizowanym przy głównej alei cmentarza. Przedstawia mężczyznę w podeszłym wieku o twarzy wyrazistej i łagodnych rysach, w stroju polskim, do którego tuli się dwoje dzieci-sierot, w koszulach i bosych. Jedno dziecko spogląda na otwartą książeczkę, a drugie wpatruje się w oblicze starca. W grobie obok Torosiewicza spoczywa także ks. Kajetan Kajetanowicz (1817-1900) infułat, współzałożyciel i kierownik Zakładu. Piękny pomnik z piaskowca, nieodnawiany od dnia powstania, regularnie traci na swoim blasku i wymaga aktualnie prac konserwatorskich."-Wikipedia.












I znów się odłączamy.Wędrujemy sami oglądając i przystając przy niezwykłych grobach.W większości są to mogiły-pomniki Polaków.Przepasane biało-czerwonymi wstążkami,na których palą się znicze w barwach narodwych.I tak zaglądamy na grób Franciszka Zaremby,uczestnika Insurekcji kościuszkowskiej,który zmarł mając 112 lat.Tuż obok stoi piękny,odnowiony pomnik nagrobny Józefa Czułowskiego-Rotmistrza wojsk polskich,żołnierza Napoleona,biorącego udział w 1808 roku w bitwie pod Samosierrą,adiutanta Dziewanowskiego.Nasz wzrok przyciąga olbrzymi orzeł,który przysiadł na cokole-grobie Karola Szajnocha-polskiego pisarza,historyka i działacza niepodległościowego.Tuż nieopodal,równie ogromny orzeł przysiadł na pniu-jest to grób polskiego generała powstania styczniowego,Józefa Śmiechowskiego.









































Kawałek dalej nasz wzrok przyciąga młoda,piękna kobieta leżąca na łożu.Wygląda jakby spała.Jest to Józefa Markowska,żona słynnego polskiego rzeźbiarza Juliana Markowskiego,który osobiście wykonał po jej śmierci pomnik nagrobny.Prawdziwe dzieło sztuki-zachwyca pięknem,delikatnością i prostotą.Niedaleko stoi rzeźba nagrobna z pniem i gałązką dębową,jest to grób polskiego leśnika,urzędnika państwowego służby leśnej w Galicji.I tak idąc w głąb nekropolii co chwila spotykamy polskie nazwiska,na grobach z pięknymi rzeźbami.Przystajemy co jakiś czas,przyglądamy się i robimy zdjęcia,powolutku wędując dalej.Nie sposób jest wymienić wszystkie nazwiska ludzi pochowanych na Cmentarzu Łyczakowskim,ale tu można zapoznać się spisem osób wymienionych w książce "Cmentarz Łyczakowski we Lwowie" Stanisława Niciei: http://www.lwow.home.pl/lyczakow/indeks.html



































































































































My powolutku zmierzamy w kierunku Cmentarza Orląt Lwowskich,jednak zanim tam dotrzemy chcemy zobaczyć ukraińską część Cmentarza.Tu Darek nie przyprowadzi naszej grupy.

"Przed wejściem na Cmentarz Orląt Lwowskich znajduje się cześć ukraińska cmentarza wojskowego z nowym Memoriałem Żołnierzy Ukraińskiej Armii Halickiej (UGA) oraz Ukraińskim Strzelcom Siczowym (USS).
Wierzchołek kolumny zwieńczono rzeźbą z brązu przedstawiającą Michała Archanioła z gałązką dębową w lewej ręce i mieczem.
Ważnym elementem tego panteonu jest „Ołtarz Pamięci” w formie półkola. Na płytach granitowych wyryto 239 nazwisk strzelców UGA, poległych w bojach za Lwów (1918-1919). Ołtarz również jest uzupełniony dwoma obeliskami, między którymi w obrębie koła rozmieszczono siedem kartuszy z wizerunkami odznaczeń bojowych USS i UGA, wylanych w brązie.
Do Pola Zasłużonych w dolnym poziomie Memoriału UGA z lewej i prawej strony, otaczając symboliczny grób, prowadzą wysokie granitowe schody. Tu, w dolnej części w kaplicy, w krypcie spoczywa Prezydent Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, Jewhen Petruszewycz (1863-1941). Obecnie znajdują się tutaj także nowe groby ukraińskich żołnierzy, którzy zginęli w ostatnim czasie, podczas walk w regionie Donbasu."-fragment tekstu ze strony: https://podroze-blizej-i-dalej.blogspot.com/2015/09/lwow-lwowskie-nekropolie.html

Wędrujemy niespiesznie po ukraińskiej części niekropolii,przystajemy przy grobach,robimy zdjęcia i powoli idziemy w kierunku Cmentarza Orląt Lwowskich.


























































"W czasie I wojny światowej Lwów został początkowo zajety przez wojska rosyjskie, a że front przez kilka miesięcy rozciągał się niedaleko miasta, polegli w walce i zmarli z ran w lazaretach Lwowa liczni żołnierze rosyjscy grzebani byli najpierw na cmentarzu Stryjskim, później założono - ufundowany przez żonę rosyjskiego gubernatora Lwowa, hrabinę Bobrinską - osobny cmentarz wojskowy nazywany Wzgórzem Sławy, rozciągający się setkami grobów tuż za cmentarzem Łyczakowskim.
Dla żołnierzy armii austro-węgierskiej wyznaczono na wieczny spoczynek teren przylegający z lewej strony do cmentarza Łyczakowskiego. Spoczęło tam około 5 tys. żołnierzy, w tym 600 Polaków.
Rozpad Austro-Węgier w 1918 roku pociągnął za sobą wyjątkowo krwawe starcia zbrojne w stolicy Galicji pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Wówczas - podczas walk na terenie cmentarza, ostrzeliwując się zza nagrobków, zginął m.in. Jurek Bitschan, 14-letni gimnazjalista, jeden z wielu młodych ludzi walczących o polskość Lwowa, jeden z wielu Orląt Lwowskich. W czasie walk o Lwów poległych grzebano na prowizorycznych cmentarzykach w pobliżu poszczególnych punktów oporu, m.in. obok Szkoły Kadetów, szkoły im. Sienkiewicza i w ogrodzie Politechniki.
Po wygaśnięciu walk polskie władze Lwowa postanowiły ekshumować ciała zabitych i przenieść je na specjalnie wydzielony obszar, przylegający od strony Pohulanki do cmentarza Łyczakowskiego. Sprawą zajęło się powołane w 1919 roku z inicjatywy matki jednego z poległych gimnazjalistów - Marii Ciszkowej - towarzystwo Straż Mogił Polskich Bohaterów.
Po zgromadzeniu odpowiednich funduszy w 1921 roku rozpisano konkurs na mauzoleum obrońców Lwowa, na który wpłynęło pięć prac.
Do realizacji wybrano projekt - jak się później okazało - autorstwa studenta architektury Politechniki Lwowskiej, Rudolfa Indrycha, uczestnika listopadowych walk o Lwów. Projekt swój ten niezamożny student ofiarował bezinteresownie pamięci zmarłych bohaterów, swoich kolegów i polskiemu społeczeństwu. Wyróżniał się on wyjątkowym rozmachem i oryginalną koncepcją architektoniczno - przestrzenną, wykorzystującą tarasowe uskoki wydzielonego pod mauzoleum terenu.
Projekt Indrucha przewidywał stworzenie głównego wejścia na cmentarz Orląt od ulicy Pohulanka. Tędy miała przebiegać szeroka aleja wysadzana strzelistymi drzewami, zamknieta bramą wejściową ujętą w stylu klasycznym i zwieńczoną na szczycie rzeźbą wielkiego kamiennego orła garnącego pod swoje skrzydła młode orleta.
Od bramy w głąb cmentarza miały prowadzić trzy szeregi kamiennych schodów ku trzem półkolistym tarasom grobów. Tarasy te, otoczone niskim żywopłotem sklamrowanym murowanymi słupkami, stanowić miały zwarta całość. W środkowej części miał stanąc monumentalny pomnik w formie łuku triumfalnego z kolumnadą tworzącą półkole zamkniete dwoma przysadzistymi pylonami.
Na szczycie łuku triumfalnego miała znajdować się dużych wymiarów rzeźba rycerza opartego na mieczu. Po bokach bramy umieszczono dwa wielkich rozmiarów lwy kamienne, trzymające w łapach tarcze z herbem Lwowa. Za łukiem triumfalnym usytuowane miały być katakumby i rotundowa kaplica Orląt.
Budowa tego gigantycznego monumentu trwała kilkanaście lat. W pierwszym etapie wzniesiono rotundową kaplicę i katakumby, gdzie w ośmiu kryptach złożono 72 ekshumowanych, wybranych przez specjalną komisję z róznych odcinków frontowych.
Uroczyste poświęcenie kaplicy nastąpiło 23.IX.1925 roku.
W latach 30-tych ukończono kolumnadę i łuk triumfalny z napisem "Mortui sunt ut liberi vivamus" ("Umarli, abyśmy mogli żyć wolni"). Poszczególne kolumny fundowały miasta wojewódzkie.
Wybuch II wojny światowej uniemozliwił pełną realizacje projektu Indrucha (m.in. nie zdążono wykonać rzeźby rycerza opartego na mieczu). Mimo to Cmentarz Obrońców Lwowa stał się najpiękniejszą częścią łyczakowskiej nekropolii i otrzymał miano "Campo santo".
Tu w jesienne popołudnie 1925 r. - po wylosowaniu w Warszawie miejsca, skąd należy ekshumować zwłoki do symbolicznego Grobu Nieznanego Żołnierza w stolicy na placu Saskim (obecnie Zwycięstwa) - odbyła się ceremonia wydobycia z ziemi szczątków bohatera walk o niepodległość. W miejscu, z którego wzięto prochy nieznanego z nazwiska żołnierza, położono tablicę z białego marmuru.
Cmentarz Obrońców Lwowa jest wielkim urbanistyczno - architektonicznym monumentem o licznych obiektach składowych: kolumnada, łuk triumfalny, katakumby, kaplica, pomnik amerykańskich lotników i francuskich żołnierzy oraz koncentryczne półkoliste rzędy mogił.
Po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę we wrześniu 1939 roku Lwów i znajdujące się w obrębie miasta koszary wojskowe były ostrzeliwane przez agresorów. Obok cmentarza Łyczakowskiego stacjonowała załoga 40 pułku piechoty. Podczas ostrzału cmentarza pociski druzgotały pomniki i łamały wielkie drzewa.
20 września patrole niemieckie przedarłszy się od południowego zachodu weszły na cmentarz Łyczakowski. Po kontrataku pluton karabinów maszynowych usunął Niemców z cmentarza, biorąc do niewoli kilku żołnierzy Wehrmachtu.
Tego samego dnia do głównodowodzącego obrona Lwowa generała Władysława Langnera dotarła wiadomość, że idące z odsieczą dywizje gen. Kazimierza Sosnkowskiego uległy Niemcom w nierównej walce. Od wschodu nadciągały tymczasem oddziały sowieckie.. Im to gen. Langner postanowił oddać miasto.
30 czerwca 1941 roku Lwów został zajęty przez armię hitlerowską.
23 lipca 1944 roku rozpoczęła się czterodniowa bitwa o Lwów. Brały w niej udział oddziały Armii Krajowej w sile 3 tysięcy ludzi pod dowództwem pułkownika Władysława Filipkowskiego, dowódcy lwowskiego okręgu AK. W walkach o miasto szczególnie wyróżnili się żołnierze 14 pułku ułanów jazłowieckich pod dowództwem rotmistrza Włodzimierza Białoszewicza, którzy po koncentracji w rejonie Winnik i na przedmieściu Łyczakowskim weszli do boju wspierani ogniem człgów sowieckich i przez park Głowackiego, a następnie Cmentarz Łyczakowski i ulicą Piekarską przebili się do centrum.
Natomiast od rogatki ulicy Zielonej weszły w większości czołgi i wojska sowieckie z nieliczna grupą żołnierzy AK, którzy współdziałając, przez ulice Zieloną, Piłsudskiego, Plac Halicki dotarli do Rynku.
27 lipca Lwów został wyzwolony spod okupacji hitlerowskiej.
W czasie walk o miasto obok żołnierzy sowieckich zginęło siedmiuset żołnierzy AK, a około pięciuset ciężko raniono.
Poległych żołnierzy sowieckich pochowano m.in. w mauzoleum urządzonym mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie istniało dawniej - zniszczone przez Austriaków w 1916 roku - rosyjskie Wzgórze Chwały z czasów I wojny światowej.
W wyniku układów w Jałcie i Poczdamie Lwów został przyznany ZSRR. U schyłku 1945 roku Polacy w zwartych grupach są expatriowani na zachód i osiadają w Bytomiu, Gliwicach, Opolu i w przeważającej masie we Wrocławiu.
Dla cmentarza Łyczakowskiego oznacza to zmierzch jego polskiej epoki. Jego obszar zaczynaja wypełniać mogiły Rosjan i Ukraińców. Na obrzeżach cmentarza, gdzie przeważały zwykłe groby znaczone jedynie skromnymi krzyżami, po kilkudziesięciu latach nastąpiła "pokoleniowa zmiana warty". Obecnie są tam nagrobki w językach ukraińskim i rosyjskim i gnieniegdzie tylko przewija się napis polski. Natąpiła też znaczna dechrystianizacja cmentarza.
Przy głównych alejach, gdzie przeważały okazałe pomniki, upływający czas przyniósł większe lub mniejsze zmiany. Zachowały się w większości pomniki o wysokiej wartości artstycznej oraz te grobowce, którymi opiekują się Polacy posiadający obywatelstwo miejscowe oraz krewni mieszkający w Polsce.
Od 1975 roku cmentarz został zamkniety i uznany za obiekt zabytkowy. Nie znaczy to jednak, że nie grzebie się tam zmarłych: tych, których rodziny mają tam rodzinne grobowce i mogiły najbliższych. Jest to miejsce spoczynku dla zasłużonych i wybitnych obywateli obecnego Lwowa.
Z wybitnych Polaków pozostałych po 1945 roku we Lwowie na cmentarzu Łyczakowskim spoczęli m.in. profesorowie Politechniki Lwowskiej: Witold Aulich, Jan Bagiński, Tadeusz Szubert, Adam Kuryłło, profesorowie Uniwersytetu: Juliusz Makarewicz, Tadeusz Wilczyński, Marceli Chlambacz, kompozytorzy: Adam Sołtys, Tadeusz Majewski, malarze i plastycy: Stanisław Kaczor - Batowski, Janusz Witwicki (twórca plastycznej panoramy Lwowa), twórca Polskiego Teatru Ludowego Piotr Hausvater, ostatni polski kurator zbiorów Ossolineum Mieczysław Gębarowicz."-tekst ze strony: http://www.lwow.home.pl/lyczakow.html












Na Cmentarz Orląt Lwowskich docieramy przed naszą grupą,więc spokojnie możemy wszystko sobie obejrzeć.Piękne,proste,jednakowe groby i białe krzyże z biało-czerwonymi opaskami wywierają na nas ogromne wrażenie.

"Cmentarz po wzniesieniu był okazały i podniosły. Na cały kompleks składała się stojąca na najwyższym wzniesieniu Kaplica, katakumby poniżej niej oraz Pomnik Chwały z trzema pylonami połączonymi kolumnadą składającą się z dwunastu kolumn. Przed pomnikiem, który był wejściem na cmentarz stały dwa lwy z zapisanymi na tarczach bardzo wymownymi słowami. Pierwszy miał herb Lwowa i napis „Zawsze Wierny”, drugi herb Rzeczypospolitej i napis „Tobie Polsko”. Niestety kolumnada w 1971 roku została zniszczona przez sowieckie czołgi, a lwy usunięte.
25 sierpnia 1971 roku na cmentarz, który był już mocno zdewastowany wjechały sowieckie czołgi, którym władze poleciły jego likwidację. Czołgi zniszczyły okazałą kolumnadę, groby zasypano ziemią oraz zbudowano na części z nich asfaltową drogę. Usunięto między innymi schody, a na tarczy, gdzie znajdował się herb Lwowa umieszczono sierp i młot. W katakumbach umieszczono zakład kamieniarski. Z cmentarza udało się ocalić tylko Lwy, które wywieziono i ukryto. Jeden z nich znalazł się na drodze z Lwowa do Winnik, drugi zaś niedaleko szpitala psychiatrycznego na lwowskim Kulparkowie.
Prace restauracyjne zostały podjęte w 1989 roku przez pracowników polskiej firmy Energopol. Prace początkowo miały charakter nielegalny. Z czasem inicjatywę przejęły polskie władze, które przez lata negocjowały możliwość odnowienia cmentarza, który ostatecznie ponownie otwarty został w 2005 roku.
W grudniu 2015 roku lwy powróciły na swoje miejsce. Niestety z przyczyn politycznych zaraz po swoim powrocie zostały zasłonięte płytami ze sklejki, pod pozorem koniecznej konserwacji, która miała zakończyć się na początku 2016 roku. Niestety lwy nadal są zasłonięte. Policja ukraińska w tym czasie badała między innymi legalność ich powrotu.
W centralnym punkcie cmentarza, przed Pomnikiem Chwały znajduje się mogiła gdzie pogrzebanych zostało pięciu nieznanych żołnierzy, którzy zginęli na Persenkówce. Mogiła ma płytę z polerowanego czerwonego marmuru, na której znajduje się szczerbiec, daty 1918-1920 oraz napis „Tu leży żołnierz Polski poległy za Ojczyznę”. Renowacja pomnika budziła duże kontrowersje. Władze Lwowa próbowały usunąć szczerbiec, nie zgadzały się również na wiele napisów.
Przed II Wojną Światową napis na mogile brzmiał „Nieznanym bohaterom poległym w obronie Lwowa i Ziem Południowo-Wschodnich”. Kiedy podjęto prace nad renowacją cmentarza w 1998 roku Polska zaproponowała napis „Nieznanym żołnierzom poległym w walce o niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej 1918-1920”, spotkało się to jednak ze sprzeciwem radnych Lwowa. W 1999 przed wizytą prezydentów Polski i Ukrainy na cmentarzu, rada miejska umieściła napis z błędem „Nieznanym polskim wojakam poległym w wojnie polsko-ukraińskiej”. W 2001 roku władze Polski i Ukrainy porozumiały się co do napisu, który miał brzmieć „Nieznanym żołnierzom bohatersko poległym za Polskę w latach 1918–1920”, kolejny raz napis został jednak zablokowany przez radę miejską. Ostateczny kształt napisu ustalono w 2005 roku.
Pomnik lotników amerykańskich.
W lipcu 1919 amerykański lotnik kapitan Merian C. Cooper oraz major Cedrik Fauntleroy zgłosili się do przebywającego w Paryżu premiera Ignacego Paderewskiego, aby umożliwić im oraz kilku ich kolegom walczyć w armii polskiej. Zgodę otrzymali i utworzyli 7 Eskadrę Myśliwską im. Tadeusza Kościuszki. Do Polski przybyło 17 lotników amerykańskich, którzy zasłynęli między innymi tak niskimi przelotami nad konnicą bolszewicką, że niemal skrzydłami mogli dosięgać głów jeźdźców i koni.
W walkach poległo 3 lotników, którzy zostali pochowani na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Odsłonięcie pomnika nastąpiło 30 maja 1925 roku, nosił on napis „Amerykanom Poległym w Obronie Polski w latach 1919–1920”. Pomnik, jak większość cmentarza, został zniszczony w 1971 roku przez sowieckie czołgi.
Pomnik Francuzów.
W obronie Polski udział brali również Francuzi. Na Cmentarzu Orląt spoczęło 17 Francuzów, w tym 9 oficerów. Z czasem na prośbę rodzin ich ciała przeniesiono do Francji, a na cmentarzu pozostały jedynie szczątki szeregowca Jeana Laroueta. Na płycie grobowej widnieje więc obecnie napis „Szeregowiec 57 Pułku P. Jean Larouet ur. w Sigolens-Gironde 1899 r. † 14 stycznia 1920”. Po bokach rzeźby znajdują się nazwiska pozostałych poległych. Pomnik powstał później, niż pomnik amerykańskich lotników. Konkurs rozpisano w 1936 roku, a odsłonięcie pomnika miało miejsce 26 maja 1938 roku.
Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie skrywa szczątki nieznanego żołnierza ze Lwowa. Kiedy postanowiono stworzyć Grób Nieznanego Żołnierza wybrano 15 najważniejszych miejsc, gdzie ginęli polscy żołnierze. Drogą losowania postanowiono wybrać szczątki jednego nieznanego bohatera i uroczyście przenieść je do stolicy.
W wyniku losowania wybrano Lwów. 29 października 1925 roku rozkopano trzy mogiły oznaczone napisem „Nieznany Żołnierz”. Wydobyto szczątki szeregowca, kaprala i sierżanta nosiły ślady ran, pochowani zostali też w zakrwawionych i postrzępionych mundurach, co świadczyło, że byli żołnierzami liniowymi.Wyboru szczątków, które uroczyście miały zostać przeniesione do Warszawy dokonała Jadwiga Zurugiewiczowa – matka dwóch obrońców Lwowa, z którego jednego nie można było zidentyfikować. Po uroczystościach we Lwowie koleją szczątki przewieziono do Warszawy. W miejscu, gdzie znajdował się wcześniej grób umieszczono natomiast napis „Zwłoki zabrano dnia 29 października 1925 r. i uroczyście przewieziono w dniach 30–31 października i 1 listopada do Warszawy, gdzie pochowano w mogile na placu Marsz. Józefa Piłsudskiego, dawniej Saskim, jako zwłoki Nieznanego Żołnierza”."-fragmenty tekstu ze strony: https://roadtripbus.pl/cmentarz-orlat-lwowskich/









Lwy są cały czas zamknięte !!!























































Po spacerze między mogiłami młodych ludzi waczących o Lwów,opuszczamy Cmentarz Orląt Lwowskich i wędrujemy alejami Cmentarza Łyczakowskiego,zmierzając w kierunku autokaru.Kiedy do niego docieramy,wsiadamy i jedziemy.Przed nami kolejne miejsce,warte poznania.





Wzgórza Wuleckie,to miejsce gdzie w 1941 rozegrała się rzeź na lwowskich profesorach.Tuż nieopodal miejsca owej kaźni,wysiadamy z autokaru i wędrujemy parkową alejką w dół.

"Mord profesorów lwowskich – zabójstwo polskich naukowców, wykładowców uczelni lwowskich, dokonana nad ranem 4 lipca 1941 przez Einsatzkommando zur besonderen Verwendung, specjalną jednostkę policyjną Sicherheitsdienst – policji bezpieczeństwa III Rzeszy, po rozpoczęciu okupacji Lwowa przez III Rzeszę, a także związane z tymi samymi sprawcami egzekucje trzech naukowców polskich z 11 i 26 lipca 1941.
W historiografii przyjęte jest określenie omawianych wydarzeń mianem mord profesorów lwowskich, jednak ofiarą zbrodni tej padli również docenci wyższych uczelni Lwowa oraz członkowie rodzin i współlokatorzy naukowców.
(....)W lecie 1939 przed agresją III Rzeszy na Polskę odbyły się rozmowy pomiędzy naczelnym dowództwem wojsk lądowych (Oberkommando des Heeres, OKH) a szefem policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa Rzeszy Reinhardem Heydrichem. Zakończone porozumieniem stały się następnie podstawą rozkazu nr 6 wydanego dnia 31 lipca 1939 w którym określono ogólnie: „Zadaniem Specjalnych Oddziałów Operacyjnych Policji Bezpieczeństwa jest zwalczanie wszelkich elementów wrogich Rzeszy i antyniemieckich w kraju nieprzyjacielskim na tyłach walczących wojsk. Ogólny charakter rozkazu, pozwalał na daleko idącą swobodę działania. W Polsce był nad wyraz radykalny, na zewnątrz więc działania Policji i SS wyglądały na brutalną samowolę. We Lwowie takie działania przeprowadziła Einsatzkommando policji bezpieczeństwa, sformowane przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy.
Wiedział o niej na pewno generalny gubernator Frank, który pamiętając o kłopotach, jakie hitlerowcy mieli w związku z aresztowaniem w 1939 r. profesorów Wszechnicy Jagiellońskiej, w przemówieniu wygłoszonym w dniu 30 maja 1940 r. do kadry oficerskiej SS w Krakowie powiedział: Nieprzyjemne kłopoty mieliśmy z profesorami krakowskimi. Gdybyśmy ich sprawę załatwili tutaj na miejscu, nie byłoby tego. Dlatego, moi panowie, proszę was stanowczo, nie wysyłajcie nikogo więcej do obozów koncentracyjnych w Rzeszy, lecz sprawę załatwiajcie tutaj na miejscu.(…) My mamy tutaj zupełnie inne metody, inne sposoby postępowania i te muszą być nadal praktykowane.
Kilka dni po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej Lwów został zajęty przez Wehrmacht. Przed opuszczeniem miasta przez Armię Czerwoną i sowiecką administrację NKWD wymordowało kilka tysięcy więźniów politycznych przetrzymywanych we lwowskich więzieniach: Zamarstynów, Brygidki, więzienie przy ul. Łąckiego. Egzekucji uniknął wówczas, zbiegając 29 czerwca (wraz z o. Rafałem Kiernickim) z więzienia Brygidki, prof. Roman Rencki, zamordowany w kilka dni później przez Niemców w grupie profesorów.
30 czerwca 1941 o godz. 4.30 rano, siedem godzin przed zajęciem miasta przez 1 dywizję strzelców górskich Wehrmachtu, wkroczył do miasta złożony z Ukraińców niemiecki batalion Wehrmachtu Nachtigall (część dywersyjnego pułku Brandenburg podporządkowanego Abwehrze), którego oficerem łącznikowym był Theodor Oberländer.
Mord profesorów nastąpił dzień po pierwszym pogromie Żydów lwowskich, w okresie istnienia tzw. rządu Jarosława Stećki, aresztowanego 11 lipca 1941 przez Gestapo.
2 lipca do Lwowa przybył oddział Einsatzkommando zur besonderen Verwendung (Oddział specjalnego przeznaczenia) pod dowództwem Eberharda Schöngartha. Na siedzibę dla szeregowych członków oddziału wybrano budynek dawnej szkoły kadetów, położonej niedaleko cytadeli i kilkaset metrów od przyszłego miejsca zbrodni na Wzgórzach Wuleckich
2 lipca 1941 przed południem w swoim gabinecie na terenie Politechniki Lwowskiej został aresztowany przez Gestapo prof. Kazimierz Bartel. Odstawiono go do siedziby Ottona Rascha, co wskazuje go jednoznacznie jako winnego tego aresztowania. Bartel został uwięziony w przejętej przez Gestapo dotychczasowej siedzibie NKWD przy ulicy Pełczyńskiej (przedwojenna siedziba Miejskich Zakładów Energetycznych), pełniącej funkcję centrali oddziału do specjalnego przeznaczenia. Jego żona Maria po powrocie do domu, zastała tam gestapowców, którzy zmusili ją wraz z córką do wyprowadzenia się w ciągu 10 minut. Cenne antyki Bartlów zostały zagrabione, część bogatej domowej biblioteki Niemcy spalili, a książki naukowe wywieziono do Berlina. W willi profesora zamieszkali gestapowcy. Kazimierz Bartel został zabity przez Niemców jako „największy polski komunista” na dziedzińcu więzienia w dawnym klasztorze Brygidek. Był to ten sam dziedziniec, na którym ledwie kilka dni wcześniej odkryto ciała więźniów wymordowanych przez NKWD.
W nocy z 3 na 4 lipca 1941 oddział specjalnego przeznaczenia, podzielony na kilkuosobowe grupy, dokonał brutalnego aresztowania dwudziestu dwóch profesorów uczelni lwowskich (głównie Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza i Politechniki Lwowskiej), członków ich rodzin i osób przebywających w ich mieszkaniach. W sumie aresztowano 52 osoby.
Kilku profesorów aresztowano z rodzinami i gośćmi. Z jednego domu wywleczono 82-letniego starca, profesora położnictwa w stanie spoczynku, Adama Sołowija wraz z 19-letnim wnukiem Adamem Mięsowiczem. Z mieszkania prof. Ostrowskiego zabrano będących u niego gości – między innymi ordynatora szpitala żydowskiego dra Stanisława Ruffa z całą rodziną i księdza Komornickiego. Tak samo uczyniono w domu profesora Jana Greka, zabierając gospodarza wraz z żoną i szwagrem, Tadeuszem Boy-Żeleńskim, którego nie było na liście proskrypcyjnej. Lista polskich profesorów Uniwersytetu sporządzona została prawdopodobnie przez ukraińskich studentów z Krakowa związanych z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), była zdezaktualizowana, co stwarzało w tych tragicznych sytuacjach dodatkowe komplikacje: zdarzało się, że siepacze dopatrywali się ukrywania szukanego, kiedy nie znajdowali go pod wskazanym adresem (rzecz dotyczyła np. zmarłych przed agresją III Rzeszy na ZSRR profesorów: Romana Leszczyńskiego, Adama Bednarskiego i dyrektora Ossolineum Ludwika Bernackiego). Aresztowania uniknął dwudziestoletni syn profesora Cieszyńskiego, którego podczas aresztowania uratowała matka, przedstawiając go jako 17-latka. Gestapowcy wykazywali duże zainteresowanie majątkiem aresztowanych: prof. Longchampsowi zabrano torbę z dokumentami, brylantowy pierścionek, a nawet wyrwano papierośnicę z ręki. Ograbiono również prof. Franciszka Groëra.
Aresztowanych profesorów przewożono do budynku bursy dawnego Zakładu Wychowawczego im. Abrahamowiczów położonego pomiędzy nową siedzibą Gestapo w budynku dawnego zarządu elektrowni i Szkołą Kadetów, w której koszarach poprzedniego dnia zakwaterowane zostało Einsatzkommando zur Besonderen Verwendung.
Przewiezionych do bursy profesorów wraz z rodzinami ustawiono na korytarzu w ciemnościach, z opuszczoną głową, twarzą do ściany. Każdy ruch, podniesienie głowy karane były uderzeniami. Wśród bijących świadkowie zapamiętali m.in. Hansa Krügera. Z korytarza profesorowie pojedynczo prowadzeni byli na przesłuchania. Prof. Groëra podczas przesłuchania oskarżono o zdradę; ten jednak odrzucił te zarzuty, stwierdzając, że jest Polakiem, a nie Niemcem, mimo że skończył niemiecki uniwersytet. Po przesłuchaniu profesora pozwolono mu jako jedynemu wyjść na podwórze. Przed końcem godziny policyjnej zwolniono go z więzienia wraz z pięcioma osobami ze służby i woźnym z Politechniki. Dieter Schenk uważa, że zwolnienie prof. Groëra było spowodowane obawą nazistów przed krytyką opinii międzynarodowej. Żoną profesora była bowiem Angielka Cecylia Cumming. Wpływ na tę decyzję mogły mieć też odbyte studia i doktorat Groëra w Niemczech.
Podczas przesłuchań gestapowcy zastrzelili syna chirurga Stanisława Ruffa – Adama, który dostał ataku padaczki. Ciało młodego Ruffa zostało wyniesione przez profesorów pod eskortą gestapowców na podwórze za budynek, a następnie w kierunku Wzgórz Wuleckich. Po pół godzinie prof. Groër, który czekał na uwolnienie, usłyszał serię z karabinów maszynowych.
Na miejsce straceń na Wzgórzach Wuleckich poprowadzono profesorów w dwóch grupach. Pierwsza grupa udała się tam pieszo niosąc ciało Adama Ruffa, druga grupa okrężną drogą została przetransportowana ciężarówką. Następnie osobno dowieziono trzy kobiety. We wczesnych godzinach rannych 4 lipca 1941 r. rozstrzelano w sumie 37 osób, w zbiorowej mogile spoczął także zabity wcześniej Adam Ruff. Wśród ofiar było 21 profesorów, małżonki trzech z nich, synowie dziewięciu, jeden wnuk a również ksiądz, lekarz, prawnik oraz mąż jednej z gospodyń.
Spośród aresztowanych w bursie z niewiadomych przyczyn wydzielono jeszcze sześć osób: cztery z nich rozstrzelano tego samego dnia lub następnego.
Ofiary
1.Prof. dr med. Antoni Cieszyński, lat 59, kierownik Katedry Dentystyki Uniwersytetu Jana Kazimierza, obrońca Lwowa w 1918
2.Prof. dr med. Władysław Dobrzaniecki, lat 54, ordynator Oddziału Chirurgii Państwowego Szpitala Powszechnego, obrońca Lwowa w 1918
3.Prof. dr med. Jan Grek, lat 66, profesor w Klinice Chorób Wewnętrznych UJK;
4.Maria Grekowa, lat 57, żona profesora Jana Greka;
5.Doc. dr med. Jerzy Grzędzielski, lat 40., ordynator Kliniki Okulistycznej UJK;
6.Prof. dr Edward Hamerski, lat 43, kierownik Katedry Chorób Zakaźnych Zwierząt Domowych Akademii Medycyny Weterynaryjnej, obrońca Lwowa w 1918;
7.Prof. dr med. Henryk Hilarowicz, lat 51, profesor Kliniki Chirurgii UJK, obrońca Lwowa w 1918;
8.Ks. dr Władysław Komornicki, lat 29, wykładowca nauk biblijnych w Wyższym Seminarium Duchownym we Lwowie i na UJK oraz języka greckiego na UJK;
9.Eugeniusz Kostecki, lat 36, mistrz szewski, mąż gospodyni profesora Dobrzanieckiego;
10.Prof. dr Włodzimierz Krukowski, lat 53, kierownik Katedry Pomiarów Elektrycznych Politechniki Lwowskiej;
11.Prof. dr Roman Longchamps de Bérier, lat 56, kierownik Katedry Prawa Cywilnego UJK, prorektor UJK w latach 1938–1939, obrońca Lwowa w 1918;
12.Bronisław Longchamps de Bérier, lat 25, absolwent Politechniki Lwowskiej, syn profesora;
13.Zygmunt Longchamps de Bérier, lat 23, absolwent Politechniki Lwowskiej, syn profesora;
14.Kazimierz Longchamps de Bérier, lat 18, syn profesora;
15.Prof. dr Antoni Łomnicki lat 60., kierownik Katedry Matematyki Wydziału Mechanicznego Politechniki Lwowskiej;
16.Adam Mięsowicz, lat 19, wnuk profesora Sołowija, zabrany ze swoim dziadkiem;
17.Prof. dr med. Witold Nowicki, lat 63, kierownik Katedry Anatomii Patologicznej UJK, dwukrotny dziekan Wydziału Lekarskiego, obrońca Lwowa w 1918;
18.Dr med. Jerzy Nowicki, lat 27, asystent Zakładu Higieny UJK, syn profesora;
19.Prof. dr Tadeusz Ostrowski, lat 60., kierownik Kliniki Chirurgii, dziekan Wydziału Lekarskiego 1937–1938, obrońca Lwowa w 1918;
20.Jadwiga Ostrowska, lat 59, żona profesora;
21.Prof. dr Stanisław Pilat, lat 60, kierownik Katedry Technologii Nafty i Gazów Ziemnych Politechniki Lwowskiej;
22.Prof. dr Stanisław Progulski, lat 67, profesor w Klinice Pediatrii UJK;
23.Inż. Andrzej Progulski, lat 29, syn profesora;
24.Prof. dr med. (prof. honor.) Roman Rencki, lat 74, były kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych UJK;
25.Maria Reymanowa, lat 40., pielęgniarka Ubezpieczalni Społecznej, zabrana z mieszkania profesora Ostrowskiego;
26.Dr med. Stanisław Ruff, lat 69, ordynator Oddziału Chirurgii Szpitala Żydowskiego, zabrany z mieszkania profesora Ostrowskiego;
27.Anna Ruffowa, lat 55, żona dr. Ruffa;
28.Inż. Adam Ruff, lat 30., syn dr. Ruffa;
29.Prof. dr Włodzimierz Sieradzki, lat 70., kierownik Katedry Medycyny Sądowej UJK, rektor UJK w latach 1924-1925, obrońca Lwowa w 1918 roku;
30.Prof. dr med. Adam Sołowij, lat 82, emerytowany ordynator Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Powszechnego i dyrektor Szkoły Położnych;
31.Prof. dr Włodzimierz Stożek, lat 57, kierownik Katedry Matematyki Wydziału Inżynierii Lądowej i Wodnej Politechniki Lwowskiej;
32.Inż. Eustachy Stożek, lat 29, asystent Politechniki Lwowskiej, syn profesora;
33.Inż. Emanuel Stożek, lat 24, absolwent Wydziału Chemii Politechniki Lwowskiej, syn profesora;
34.Dr praw Tadeusz Tapkowski, lat 44, zabrany z mieszkania profesora Dobrzanieckiego;
35.Prof. dr Kazimierz Vetulani, lat 61, kierownik Katedry Mechaniki Teoretycznej Politechniki Lwowskiej;
36.Prof. dr Kasper Weigel, kierownik Katedry Miernictwa Politechniki Lwowskiej;
37.Mgr prawa Józef Weigel, lat 33, syn profesora;
38.Prof. dr Roman Witkiewicz, lat 55, kierownik Katedry Pomiarów Maszyn Politechniki Lwowskiej;
39.Walisch, lat 40–45, właściciel magazynu konfekcyjnego Beier i S-ka, zabrany z mieszkania profesora Sieradzkiego;
40.Dr Tadeusz Boy-Żeleński, lat 66, lekarz, publicysta, krytyk literacki, tłumacz literatury francuskiej, podczas okupacji sowieckiej Lwowa, w latach 1939–1941, kierownik Katedry Literatury Francuskiej Uniwersytetu Lwowskiego, zabrany z mieszkania szwagra – profesora Jana Greka.
Ponadto 5 lipca 1941 rozstrzelani zostali:
-Katarzyna (Kathy) Demko, lat 34, nauczycielka języka angielskiego, zabrana z mieszkania profesora Ostrowskiego;
-Doc. dr med. Stanisław Mączewski, lat 49, ordynator Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Powszechnego i dyrektor Państwowej Szkoły Położnych.
11 lipca 1941 aresztowany został dr Władysław Tadeusz Wisłocki, długoletni kustosz Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie. Jego śmierć do dnia dzisiejszego pozostaje niewyjaśniona.
12 lipca 1941 zamordowani zostali:
-Prof. dr Henryk Korowicz, lat 53, profesor ekonomii Akademii Handlu Zagranicznego;
-Prof. dr Stanisław Ruziewicz, lat 51, profesor matematyki Akademii Handlu Zagranicznego;
26 lipca 1941 rozstrzelany został:
-Prof. dr Kazimierz Bartel, lat 59, kierownik Katedry Geometrii Wykreślnej Politechniki Lwowskiej, pięciokrotny premier rządu RP.
Przywiezienie profesorów na miejsce zbrodni zaobserwował Kazimierz Wojtas, rozpoznał wśród nich prof. Łomnickiego i Stożka. Wkrótce usłyszał strzały. Poinformował o tym wydarzeniu swojego kolegę dr. inż. Zbigniewa Schneigerta, który wraz z psem udał się na Wzgórza Wuleckie. Tam odkrył miejsce zbiorowej mogiły. Śmierć męża, nie wiedząc o tym, obserwowała Maria Łomnicka. Zauważyła pięcioosobowe grupy osób rozstrzeliwane na Wzgórzach. Świadkiem był również inż. Tadeusz Gumowski (szwagier rozstrzelanego prof. Witkiewicza) wraz z rodziną, mieszkający przy sąsiedniej ul. Nabielaka. Nad ranem dostrzegł on żołnierzy kopiących dół. Następnie z ojcem, żoną i siostrą obserwował całą egzekucję rozpoznając niektórych rozstrzelanych, w tym prof. Witkiewicza. Podobne opisy dostarczyła Zofia Nowak-Przygodzka i Zofia Orlińska-Skowronowa.
Profesor Zygmunt Albert, pracownik naukowy Wydziału Lekarskiego UJK, już w czasie wojny rozpoczął zbieranie relacji świadków zbrodni poprzez wywiad osobisty z rodzinami i domownikami ofiar. 51 dokumentów – osobistych świadectw aresztowań i zbrodni zostało opublikowanych w roku 1989 w pracy Kaźń profesorów lwowskich, wydanej przez Uniwersytet Wrocławski. Książka Zygmunta Alberta zawiera najobszerniejszą opublikowaną dokumentację źródłową zbrodni.
Egzekucji dokonali członkowie oddziału Einsatzkommando zur besonderen Verwendung, przy czym według wypowiedzi jednego świadka oddział rozstrzeliwujący składał się z jednego SS-Führera i 5–6 policjantów pomocniczych, którzy jako Ukraińcy byli tłumaczami, odziani w niemieckie mundury. Według dziennika Felixa Landaua był on jednym z rozstrzeliwujących. Hans Krüger podczas przesłuchania Karoliny Lanckorońskiej, przekonany, że aresztowana wkrótce poniesie śmierć, przyznał się do kierowania egzekucją i osobistego w niej udziału. Zdaniem Szymona Wiesenthala egzekucją dowodził Walter Kutschmann.
Sprawstwo na tle rabunkowym pośpiesznego nocnego mordu profesorów przypisuje się holenderskiemu aferzyście Pieterowi Mentenowi, jako obeznanemu w okresie międzywojennym z prywatnymi kolekcjami we Lwowie. W lecie 1941, podczas zajęcia przez Niemców Lwowa, który w stopniu Hauptsturmführera SS Einsatzkommando dowodzonego przez Schöngartha powrócił do Lwowa, w którym mieszkał przez lata przed wojną. 2 lipca Menten znalazł się we Lwowie w charakterze tłumacza, przewodnika i historyka sztuki, 3 lipca wieczorem widziano go w samochodzie w pobliżu mieszkań prof. Ostrowskiego i prof. Greka, a już nazajutrz po zamordowaniu prof. Ostrowskiego ulokował się w jego mieszkaniu.
Dieter Schenk na podstawie analizy dowodów przypuszcza, że w egzekucji brali udział:
-Max Draheim (1898–1973)
-Walter Martens (1893–1961)
-Paul Grusa (ur. 1911)
-Hans Krüger
-Walter Kutschmann
-Johann Maurer (ur. 1914)
-Wilhelm Maurer (ur. 1918)
11 lipca gestapo aresztowało dwóch profesorów Akademii Handlu Zagranicznego: Henryka Korowicza i Stanisława Ruziewicza, zostali rozstrzelani następnego dnia w nieznanym miejscu.
Kazimierz Bartel po pobycie w więzieniu Gestapo przy ul. Pełczyńskiej, 21 lipca został przeniesiony do więzienia przy ul. Łąckiego a następnie rozstrzelany 26 lipca na rozkaz Heinricha Himmlera.
Po klęsce pod Stalingradem hitlerowcy podjęli decyzję o ukryciu dokonanych zbrodni. W tym celu sformowali z Żydów oddział „Sonderkommando 1005”, który rozkopywał masowe groby i palił zwłoki pomordowanych. 8 października 1943 członkowie oddziału wydobyli zwłoki profesorów i zawieźli je na stos. Następnego dnia ciała spalono wraz z innymi trupami. Żydzi z komanda zaciekawieni eleganckim ubiorem pomordowanych, znaleźli w ubraniach dokumenty wskazujące, że byli to polscy profesorowie. Po wojnie wydarzenie to opisał w swoim pamiętniku Leon Weliczker, członek komanda.
Domy profesorów i ich mienie zostały częściowo rozgrabione przez gestapowców z oddziału Schöngartha. Po aresztowaniach zabytkowe meble, obrazy i dywany wywieziono samochodami SS. Pieter Nicolaas Menten zamieszkał w willi prof. Ostrowskiego, skąd wywiózł dzieła sztuki i biżuterię do Krakowa. Znacznie ucierpiały też majątki rodziny prof. Bartla i Greka. Znamienny jest fakt, że w przypadku najcenniejszych zbiorów rodziny Ostrowskich i Greków wraz z profesorami zamordowano mieszkające w domach kobiety, a służbę przepędzono.
Na miejscu zbrodni w 1956 roku władze Lwowa rozpoczęły budowę pomnika. Stanęły fundamenty pod trzy betonowe bloki pomnika, wzniesiono jeden z bloków z wyrzeźbionymi realistycznymi postaciami uczonych. Prac jednak wkrótce zaniechano i w drugiej połowie lat 70. zniwelowano teren po zaczątkach budowy. Dopiero po upadku ZSRR, staraniem rodzin pomordowanych, postawiono w latach 90. XX wieku na miejscu egzekucji skromny pomnik z dwujęzyczną (polską i ukraińską) listą ofiar tragedii.
W nocy z 9 na 10 maja 2009 roku lwowski pomnik profesorów został sprofanowany przez nieznanych sprawców, pokryto go swastykami i napisami w języku ukraińskim – „Śmierć Lachom”. Zdaniem Lucyny Kulińskiej profanacji dokonali nacjonaliści ukraińscy.
3 lipca 2011 roku na Wzgórzach Wuleckich został odsłonięty pomnik profesorów lwowskich autorstwa prof. Aleksandra Śliwy z Krakowa. Pomnik został zbudowany ze środków budżetowych miast Wrocławia i Lwowa, Politechniki Lwowskiej i składek społecznych , z inicjatywy prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza i mera Lwowa Andrija Sadowego. Realizatorem budowy Pomnika było Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu. Pomnik ten nie zawiera żadnego napisu. Jego symbolika nawiązuje do piątego przykazania Dekalogu: „nie zabijaj”, jednak nie jest to całkowicie jednoznaczne z uwagi na istnienie kilku sposobów podziału tekstu biblijnego na poszczególne przykazania (w zależności od przyjętej tradycji) w innych wyznaniach. Przesłanie jest jednoznaczne dla wiernych Kościoła rzymskokatolickiego, greckokatolickiego i luterańskiego. W prawosławiu, w niektórych wyznaniach protestanckich, w judaizmie i w islamie piąte przykazanie oznacza „czcij ojca swego i matkę swoją”, gdyż odpowiednik przykazania „nie zabijaj” jest tam szóstym przykazaniem. Przy drodze prowadzącej do pomnika ustawiono jednak kamienną tablicę z napisem w językach polskim, ukraińskim i angielskim: Pomnik profesorów lwowskich zamordowanych przez nazistów w 1941 roku i informacją, że pomnik powstał dzięki władzom Lwowa i Wrocławia oraz ofiarności społecznej.
Ponadto tablice pamiątkowe znajdują się w katedrze łacińskiej we Lwowie i w gmachu głównym Politechniki Lwowskiej."-fragmenty tekstu z Wikipedii.


Po wysłuchaniu niesamowitej historii o mordzie Profesorów na Wgórzach Wuleckich,powolutku w skupieniu i ciszy wracamy do autokaru.Niezwykłe i niesamowite losy przeszło to miasto.....
Po drodze wstępujemy do niewielkiej drewnianej cerkwi,gdzie po kilku zdjęciach i chwili zadumy,wędrujemy do autobusu.Wsiadamy do niego i jedziemy do centrum Lwowa.












Wysiadamy z autokaru tuż obok zegara kwiatowego.Pytamy Darka gdzie i o której mamy się stawić i od razu się "urywamy".Znów chcemy chłonąć to miasto sami.Zakochania we Lwowie ciąg dalszy :)
Wędrujemy wzdłuż murów,przystajemy na chwilę by zrobić zdjęcia.Zaglądamy do czerwonego,zabytkowego tramwaju,gdzie kupujemy pocztówki,które po wypełnieniu,zaadresowaniu i podstemplowaniu Radek wrzuca do skrzynki pocztowej-(dotrą do Polski pod koniec listopada).
Po załatwieniu formalności wychodzimy z zabytkowego tramwaju i idziemy niespiesznie ulicami Lwowa,chłonąc atmosferę miasta :)















I tak docieramy do Placu  Daniela Halickiego-dawny Plac Strzelecki,niedaleko Straży Pożarnej i Teatru Lalek.Siedzącą postać w szarawarach i tureckiej czapeczce,z imbrykiem kawy u boku,workami z kawą to Jerzy Franciszek Kulczycki.Podchodzimy bliżej,chwilkę czekamy aż nikogo przy pomniku nie będzie i dopiero wtedy przysiadamy przy Kulczyckim,robiąc sobie z Nim dość długą sesję zdjęciową.

"Jerzy Franciszek Kulczycki herbu Sas (ur. 1640 w Kulczycach zm. 20 lutego 1694 w Wiedniu) – tłumacz z języka tureckiego, dragon Kompanii Handlu Wschodniego, dyplomata, żołnierz Jana Sobieskiego, posłaniec z oblężonego w 1683 r. Wiednia, założyciel jednej z pierwszych kawiarni w Wiedniu.
Urodził się w Kulczycach koło Sambora – rodzinnej wsi atamana Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego[3] w ziemi przemyskiej. O jego dzieciństwie nic nie wiadomo. Sam uważał się za „rodowitego Polaka”, pochodzącego z „królewskiego polskiego wolnego miasta Sambora”. W ukraińskiej historiografii uważany jest za kozaka i Ukraińca. W Serbii bywa określany Serbem – gdyż z Serbii przybył do Wiednia – w Austrii natomiast przyjmuje się, że był Austriakiem polskiego pochodzenia. Dwa imiona, których używał wskazują, że był wyznania rzymskokatolickiego i jako wyznawca tego wyznania mieszkał w Wiedniu aż do śmierci. Możliwe jest, że jego przodkowie byli wyznania prawosławnego, ale nie uprawnia to do tego, aby uznawać go za Ukraińca, gdyż takiej narodowości nie było wówczas. Najwłaściwszym byłoby wskazanie, że był obywatelem Rzeczypospolitej wyznania rzymskokatolickiego uważającym się za Polaka, a mającym ruskie (prawosławne) korzenie.
W młodości poznał język turecki i kulturę południowego sąsiada Rzeczypospolitej. Umiejętności te wykorzystywał, pracując jako tłumacz dla belgradzkiego oddziału austriackiej Wschodniej Kompanii Handlowej (niem. Orientalische Handelskompagnie), będącej stowarzyszeniem kupców wiedeńskich do handlu ze Wschodem. Dzięki zarobionym funduszom otworzył w Leopoldstadt własną firmę handlową.
W czasie oblężenia Wiednia w 1683 roku na ochotnika w towarzystwie Jerzego Michałowicza (prawdopodobnie polskiego jeńca, być może kolegi, którego wyciągnął z tureckiej niewoli), użył podstępu i w przebraniu żołnierza osmańskiego, podśpiewując pod nosem tureckie piosenki, 13 sierpnia przeszedł przez obóz wroga, wykradł się z miasta i skontaktował z księciem lotaryńskim Karolem V Leopoldem, którego odpowiedź zapowiadającą odsiecz zaniósł z powrotem obleganym. Wieści te odwiodły radę miasta od poddania się wielkiemu wezyrowi tureckiemu Kara Mustafie.
Po zwycięstwie Jana III Sobieskiego Kulczycki został uznany za bohatera przez mieszkańców miasta. Rada miejska nagrodziła go znaczną sumą pieniędzy (100 dukatów), otrzymał także dom na osiedlu Leopoldstadt. Król Jan Sobieski pozwolił mu wybrać jako nagrodę dowolną rzecz z obozu pokonanego nieprzyjaciela. Zadziwiając wszystkich Kulczycki zdecydował się na 300 worków zawierających „dziwne ziarno”, które zwycięzcy zamierzali wyrzucić uznawszy je za karmę dla wielbłądów. W workach tych znajdowały się zapasy kawy. 10 stycznia 1684 r. cesarz Leopold obdarzył go tytułem cesarskiego tłumacza języka tureckiego. Otrzymał także zwolnienie z podatków na 20 lat.
Powszechnie przypisuje mu się otwarcie pierwszej w Wiedniu – i jednej z pierwszych w Europie – kawiarni znanej jako „Dom Pod Błękitną Butelką” (Hof zur Blauen Flasche) na ulicy Schlossergassl obok katedry. W swym lokalu na pamiątkę zwycięstwa nad Turkami miał podawać gościom ciasteczka w kształcie półksiężyców, sam występując w tureckim stroju. Przypisuje mu się pomysł dosładzania kawy miodem, a przede wszystkim epokowy wynalazek doprawiania kawy mlekiem. Z innych źródeł wynika, że pierwszym właścicielem kawiarni w imperium Habsburgów był jednak od roku 1685 Ormianin Johannes Diodato (lub Johannes Theodat).
Zygmunt Gloger opisał zwyczaj wiedeńskich właścicieli kawiarni świętujących w październiku Kolschitzky Fest dekorując portretami Kulczyckiego okna swych lokali. W 1862 uczczono pamięć Kulczyckiego nadając jego imię jednej z ulic w Wiedniu. Trzy lata później, w 1865 roku właściciel kawiarni przy Kolschitzkygasse uhonorował patrona ulicy wystawiając mu pomnik na narożniku domu. Dziś do tradycji Herr Kolschitzky'ego nawiązuje firma kawiarska Julius Meinl.
Zmarł na gruźlicę w Wiedniu 19 lub 20 lutego 1694 w wieku 54 lat w domu przy ulicy Domgasse, niedaleko katedry św. Szczepana, i został pochowany na cmentarzu przykatedralnym. Jego kawiarnia została zamknięta krótko po śmierci założyciela.
Wiadomo o istnieniu w czasach Kulczyckiego kawiarni w Paryżu, Londynie, Oksfordzie oraz w Bostonie.
W 1998 roku, chcąc potrzymać tradycję swojego przodka, Tadeusz Kulczycki otworzył willę i restaurację - Villa Eva w Gdańsku, gdzie serwuje tradycyjnie podaną kawę Jerzego Franciszka Kulczyckiego.
W serii „Ślady polskie w Europie” Poczta Polska przedstawiła sylwetkę Jerzego Franciszka Kulczyckiego na znaczku o numerze katalogowym, wprowadzonym do obiegu 16 listopada 2009, który miał upowszechnić jego postać .
22 października 2013 we Lwowie na Placu Daniela Halickiego odsłonięto pomnik Kulczyckiego."-Wikipedia.


























Po zrobieniu sporej ilości zdjęć z Kulczyckim,powolutku idziemy dalej.Przyglądamy się kamienicom,co jakiś czas przystajemy by coś sfotografować i tak niespiesznie docieramy do Opery,gdzie spotykamy znajomych.Chwilę czekamy na resztę grupy i gdy jesteśmy w komplecie wchodzimy do budynku.























"Historia Teatru Miejskiego we Lwowie.
Rozmowę o historii Teatru Wielkiego we Lwowie należy rozpocząć od przytoczenia historii budynku z lat 1837-1842, który znajduje się nieopodal Wałów Hetmańskich. Mowa oczywiście o klasycystycznym gmachu sponsorowanym przez hrabiego Stanisława Skarbka. Teatr Skarbkowski, bo o nim mowa, był ówcześnie jednym z największych – o ile nie największym teatrem – w Europie z miejscem dla 1460 widzów.
Budynek projektu Johanna Salzmanna i Ludwiga Pichla wzniesiono na 16 tysiącach dębowych bali wzmacniających konstrukcję czyniąc budowę gmachu najdroższą budowlą Lwowa. Działał tu teatr polski oraz wymuszony przez zaborców teatr ze spektaklami w języku niemieckim. Pierwszym dyrektorem obydwu scen był oczywiście mecenas – Stanisław Skarbek. Pierwszą sztuką wystawioną w teatrze otwartym 28 marca 1842 roku była niemiecka Życie snem, a pierwszą polską Śluby panieńskie Fredry.
Budynek Teatru Skarbowskiego posiadać miał hotel na 500 łóżek, którego nigdy nie otwarto, ale działała tu część mieszkalna. Mieszkali tu m.in. Juliusz Kossak i Artur Grottger, który nawiasem mówiąc blisko miał do swojej nieletniej narzeczonej Wandy Monne. Ukochana mieszkała w budynku przy Teatralnej 10 mieszczącym wtedy również słynną kawiarnię Sztuka. Od 1872 roku działała tu operetka. We Lwowie grywał Liszt i Paganini. Hrabia przekazał budynek teatru na użytkowanie miastu, ale zgodnie z jego wolą zwolnienie z czynszu obowiązywało tylko przez 50 lat. Od 1892 roku miasto musiało wnosić opłatę w wysokości 17 tysięcy złotych reńskich rocznie (bardzo dużo) na rzecz Fundacji Skarbkowskiej. Decyzja ta przyczyniła się do rozpoczęcia budowy nowego teatru miejskiego. Teatr Skarbowski zamknięto ostatecznie we wrześniu 1900 roku. Od tego momentu aż do wybuchu II wojny światowej gmach Teatru Skarbkowskiego był domem dla lwowskiej filharmonii, a później kina.
W 1893 roku do Lwowa przeprowadził się jeden z najwybitniejszych ówcześnie polskich architektów – Zygmunt Gorgolewski. Owdowiały w 1889 roku Gorgolewski pragnął patriotycznego wychowania dla swoich córek, które, w przeciwieństwie do Wielkopolski, mogły we Lwowie uczyć się w polskiej szkole. Objął więc posadę dyrektora Szkoły Przemysłowej we Lwowie nie wiedząc jeszcze, że wkrótce stanie się autorem jednego z największych symboli Lwowa.
Jeszcze przed zamknięciem Teatru Skarbkowskiego we Lwowie pojawiały się głosy lobbujące za budową nowego. Ówcześnie każde duże miasto chciało posiadać reprezentacyjny gmach teatralny. Myślano o rozpoczęciu budowy przy placu Halickim, placu św. Ducha, placu Castranum (rejon obecnej ul. Niski Zamek) lub nawet na Wałach Hetmańskich. Ostatecznie postawiono na plac Gołuchowskich. Zbliżał się okres intensywnej rozbudowy miasta. W 1884 roku Rada Miejska zaciągnęła gigantyczny kredyt na budowę wielu nowych budynków. Po trzech latach wnoszenia opłat za wykorzystanie Teatru Skarbkowskiego miasto w 1895 roku ogłosiło konkurs na projekt nowego Teatru Wielkiego.
O nadsyłanie projektów poproszono wyłącznie Rusinów i Polaków. Wpłynęły cztery projekty, ale tylko dwa miały szanse na realizację. Do konkursu – w sporej tajemnicy – przystąpił Gorgolewski. Projekt zrealizował i przesłał anonimowo z Lipska. Pokonał autora Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie – Jana Zawiejskiego ponieważ jego projekt uznano zbyt podobnym do teatru w Krakowie z 1893 roku, zbyt drobiazgowym i posiadającym “niekorzystną sylwetkę zewnętrzną”.
Gorgolewski otrzymał nagrodę w wysokości 6 tysięcy koron. Koszt realizacji projektu budowli o wymiarach 45 x 95 metrów oszacowano na okrągły milion. Władze Lwowa przekazały 700 tysięcy, a kolejne 300 przekazały władze Galicji. Ostatecznie realia pokazały, że kwota ta była nieoszacowana o kolejne pół miliona. Gorgolewski ruszył w tournee po Europie i odwiedził wiele najnowocześniejszych teatrów. W tym oczywiście Teatr Słowackiego, który od momentu powstania był obiektem zazdrości mieszkańców Lwowa.
Od czerwca 1897 roku nad zasklepionym nie tak dawno korytem Pełtwi przystąpiono do prac nad budynkiem zamykającym do dziś perspektywę Wałów Hetmańskich w kierunku północnym. Zadanie było trudne z powodu podmokłego terenu, który już wcześniej utrudniał budowę Teatru Skarbkowskiego oraz konieczności przesunięcia podziemnego koryta Pełtwi. Budowę Teatru Wielkiego we Lwowie od początku do końca osobiście nadzorował architekt. Zygmunt Gorgolewski zmarł we Lwowie 3 lata po ukończeniu swojego opus magnum 5 lipca 1903 roku. Architekt znalazł miejsce wiecznego odpoczynku na Cmentarzu Łyczakowskim. Grobowiec Gorgolewskich znajdziecie łatwo, znajduje się on w kwaterze nr 1B naprzeciw zmarłej 7 lat później Marii Konopnickiej.
Pierwotnie projekt teatru zakładał zbudowanie monumentalnych schodów prowadzących do budynku. W czasie prac konstrukcyjnych doszło do osunięcia się fundamentów przez co zrezygnowano z budowy schodów. Do Teatru Wielkiego wchodzi się bezpośrednio z poziomu promenady tzw. lwowskiego Corsa czyli dzisiejszego prospektu Swobody. Przy okazji – jeśli staniecie twarzą do budynku patrząc z pewnej odległości na wejście do dzisiejszej opery zobaczycie, że gmach nie do końca trzyma poziom. Uważajcie na jedną z kretyńskich legend powtarzanych przez głupich przewodników po Lwowie od których usłyszeć możecie, że po osunięciu się fundamentów Zygmunt Gorgolewski popadł w depresję i powiesił się z rozpaczy. Jest to oczywiście wierutna bzdura, bowiem zmarł już po ukończeniu budowy.
Jak wiele budowli ówczesnego Lwowa będącego dużym placem budowy, również i Teatr Wielki był jednym z nowocześniejszych. Poza wykorzystaniem nowatorskich rozwiązań podczas wznoszenia gmachu nad korytem zasklepionej rzeki wykorzystano też nowinki techniczne wewnątrz. Budynek miał centralne ogrzewanie, elektryczne oświetlenie, nowatorski system wentylacji pozwalający na błyskawiczną wymianę powietrza w głównej sali. Nowinką była hydrauliczna maszyneria sceny, którą wraz z  metalową kurtyną oraz gigantyczną kopułą budynku (w II RP pokryto ją miedzią) przygotował pierwowzór dzisiejszego Autosanu czyli Pierwsze Galicyjskie Towarzystwo Akcyjne Budowy Wagonów i Maszyn (odpowiedzialne też za halę peronową dworca Lwów Główny). Podczas budowy szczycono się, że Teatr Wielki korzysta w bardzo dużej części z rozwiązań polskiego przemysłu oraz pracy polskich rąk.
Zadbano o wygodę – okolice wejścia oraz otoczenie Teatru Wielkiego zostały wyasfaltowane umożliwiając łatwy dojazd pod budynek. Znalazło się również miejsce dla wszelkiego rodzaju pojazdów parkujących przed teatrem. 23 marca 1881 roku w Nicei spalił się Theatre Municipal, niedługo później 8 grudnia 1881 roku w Wiedniu spłonął Ringtheater, którego pożar odebrał życie co najmniej 384 widzów. W wyniku tragedii wprowadzono nowe przepisy pożarowe do których oczywiście dostosowano powstający nieco później Teatr Wielki we Lwowie.
O bezpieczeństwo widzów należycie zadbano. Budynek Teatru Wielkiego wyposażono w aż 14 wyjść ewakuacyjnych oraz osobne klatki schodowe dla każdego z balkonów. Zastosowano żelazną kurtynę podnoszącą bezpieczeństwo w razie wybuchu pożaru. Projekt przygotowano tak, by w razie pożaru każdy widz mógł wydostać się z gmachu w czasie nie przekraczającym trzech minut. Oczywiście poza byciem nowinką techniczną budynek był małym dziełem sztuki. Do ozdabiania gmachu zaproszono najwybitniejszych twórców ówczesnego Lwowa.
Budynek zdobią liczne alegoryczne rzeźby oraz metaforyczne słynnego Antoniego Popiela, Tadeusza Barącza, Juliusza Bełtowskiego, Juliana Markowskiego, Tadeusza Wiśniowieckiego, Piotra Wojtowicza i Stanisława Wójcika. Charakterystyczne figury Geniusza Dramatu Geniusza Muzyki oraz alegoria Sławy zdobiące koryncki tympanon budynku zostały wykonane w wiedeńskiej fabryce A.M. Beschornera według projektu Piotra Wojtowicza i Podgórskiego.
Za znajdujące się poniżej rzeźby zdobiące tympanon z patriotycznymi motywami odpowiadał Antoni Popiel. Wyróżniającymi się zdobieniami gmachu Teatru Wielkiego są również muzy: komedii Talia, tragedii Melpomene, poezji chóralnej Polihymnia oraz poezji miłosnej Erato. Na elewacji nie zabrakło patriotycznych akcentów w postaci orła, tarczy i miecza. Na elewacji pojawił się również herb Polski wykonany przez Edwarda Pietscha.
Za wewnętrzną sztukaterię złoconą później prawdziwym złotem oraz za rzeźby odpowiadał Piotr Harasimowicz, z zewnątrz gmach zdobił Edmund Pliszewski, a kamiennymi zdobieniami nad łukami okien zajął się Stanisław Wójcik. Za wnętrze klatki schodowej odpowiadał Tadeusz Popiel, sali głównej Stanisław Rejchan, a sali lustrzanej Stanisław Dębicki. Wnętrza zdobiły wyłącznie dzieła sztuki przedstawiające słynnych Polaków. Ustawiono popiersia trzech wieszczów – Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego oraz Jana Kochanowskiego na dodatek oraz wykonano ozdobne medaliony z wizerunkami Bogusławskiego, Bohomolca, Fredry, Kamińskiego, Korzeniowskiego, Kraszewskiego, Niemcewicza i Zabłockiego.
Zdobiona kurtyna Teatru Wielkiego – podobnie jak kurtyna teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie – jest dziełem wybitnego polskiego malarza Henryka Siemiradzkiego, mieszkającego wówczas w Rzymie. Dzieło “Parnas” zostało wykonane w latach 1899-1900 na belgijskim płótnie. Zanim kurtyna dotarła do Lwowa prezentowano ją w Rzymie i w warszawskiej Zachęcie. Siemiradzki skasował za nią 15 tysięcy złotych reńskich (warto dodać, że według informacji dotyczących ówczesnej wartości pieniądza podanych przez serwis Genealog.mrog.org wójt gminy w Galicji zarabiał rocznie 30 złr).
Publiczne odsłonięcie dzieła we Lwowie miało miejsce dopiero 13 stycznia 1901 roku na kilka miesięcy po oficjalnym otwarciu Teatru Wielkiego. Krótko po odsłonięciu zarzucano malarzowi, że zbytnio nie napracował się nad przygotowaniem kurtyny dla Lwowa i że jest ona tylko powtórzeniem sprawdzonego w Krakowie wzorca. “Parnas” o wymiarze 6×9 metra został wzbogacony dekoracjami tak, by w pełni zakrywać otwór sceniczny o wymiarze 9×11,5 metra. Zadaniem tym zajął się malarz Feliks Stanisław Jasiński.
W październiku 1900 roku wnętrza Teatru Wielkiego nie były jeszcze ukończone, ale czas gonił. Po kilku latach błyskawicznej budowy w czwartek 4 października 1900 roku nadszedł dzień oficjalnego otwarcia. Na uroczystość zaproszono Henryka Siemiradzkiego, Ignacego Paderewskiego i Henryka Sienkiewicza. Na widowni zasiadł prezydent Godzimir Małachowski oraz Leon Piniński i Stanisław Badeni. Obecna była też delegacja z Pragi w postaci prezydenta miasta oraz byłego szefa praskiego Narodnego Divadla (Teatru Narodowego) oraz przedstawiciele władz okupacyjnych. Podczas uroczystości odegrano hymn zaborcy, hymn Polski oraz Czech (specjalnie dla gości z Pragi). Jeszcze przed uroczystym otwarciem prezydent Lwowa Małachowski zaapelował do wszystkich gości wybierających się na otwarcie budynku o założenie tradycyjnych polskich strojów. Apel został wysłuchany, wprawdzie nie przez wszystkich, ale na widowni pojawił się m.in. goście w kontuszach oraz przyodziany w tradycyjną sukmanę Jakub Bojko (poseł do Sejmu Krajowego we Lwowie oraz do parlamentu austriackiego, późniejszy szef PSL Piast i wicemarszałek Sejmu II RP).
Czwartkowe uroczystości rozpoczęto od mszy w Katedrze Łacińskiej. Następnie budynek został poświęcony przez Izaaka Mikołaja Isakowicza (zbieżność nazwisk z Tadeuszem Isakowiczem Zaleskim nie jest przypadkowa). Święcenia przeprowadził jedynie arcybiskup katolicki obrządku ormiańskiego ponieważ stanowiska zwierzchników lwowskiego kościoła katolickiego innych obrządków pozostawały wówczas nieobsadzone. Papież Leon XIII ustanowił Józefa Bilczewskiego metropolitą lwowskim niedługo później – 17 grudnia). W piątek do wnętrza powróciły ekipy wykończeniowe.
Na dzień otwarcia przygotowano widowisko Baśń nocy świętojańskiej Jana Kasprowicza i Seweryna Bersona. Następnie wystawiono Odludki Aleksandra Fredry oraz specjalnie przygotowaną operę Janek Władysława Żeleńskiego. Pierwszym dyrektorem Teatru Wielkiego we Lwowie został Tadeusz Pawlikowski, były szef Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.
Pierwotnie zakładano, że przed gmachem Teatru Wielkiego również pojawi się rzeźba. Typowano pomnik Juliusza Słowackiego, ludność ukraińska skłaniała się ku popiersiu Tarasa Szewczenki. Fontanny przed gmachem nie było.
W czasie I wojny światowej starano się ochronić cenne dzieło Siemiradzkiego. Kurtyna została zabezpieczona i przeniesiona z teatru. Powróciła na swoje miejsce dopiero w 1931 roku i wykonano dla niej futerał. Krótko po zakończeniu Obrony Lwowa w szóstego grudnia 1918 roku wystawiono Piosenki ułańskie Witolda Bunkiewicza, następnie 19 grudnia zagrano Obronę Częstochowy.
W oblężonym Lwowie teatr działał pod wodzą Michała Tarasiewicza. W teatrze we Lwowie wystawiono m.in. Klątwę Wyspiańskiego oraz Nie-boską komedię Krasińskiego, a także adaptacje Jezioro Łabędzie Czajkowskiego, Tartuffe’a Moliera czy też Wiele hałasu o nic Szekspira. 25 września 1921 roku po zamachu pod Ratuszem na Rynku publiczność Teatru Wielkiego aplauzem powitała Józefa Piłsudskiego szczęśliwie miniętego przez ukraińską kulę. Strzelający do niego weteran Legionu Ukraińskich Strzelców Siczowych, Ukraińskiej Armii Halickiej i Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej strzelał z bliskiej odległości ale spudłował i niegroźnie ranił wojewodę lwowskiego. W czasach powojennego kryzysu doszło do krótkotrwałego kryzysu również w teatrze we Lwowie. Od 15 września 1929 roku przez 10 dni strajkowali aktorzy, którym nie wypłacano pensji. Dobra passa miejskiego teatru trwała aż do wybuchu II wojny światowej.
W czasach II RP budynek teatru remontowano. Pojawiła się wspomniana już wcześniej miedź na kopule, przeprowadzono remont kanalizacji, wentylacji, centralnego ogrzewania i oświetlenia. Z okazji 30-letnia w Teatrze Wielkim pojawiła się nowa obrotowa scena i ruchome miejsce dla orkiestry. Na deskach Teatru Wielkiego we Lwowie pojawiał się m.in. Jan Kiepura, Aleksander Sas-Bandrowski, Aleksander Myszuga, Władysław Brochwicz, Edward Fertner, Bronisław Dąbrowski, Stanisław Milski, Adam Didur Hanka Ordonówna czy Salomea Kruszelnicka oraz tłumy zagranicznych grup dających w mieście występy gościnne.
W czasie sowieckiej okupacji Lwowa już w grudniu 1939 roku utworzono tu Lwowski Państwowy Teatr Opery i Baletu. Placówka działała dalej zarówno pod butem Niemców i Sowietów. Podczas II wojny światowej zdemontowano i przetopiono miedzianą kopułę i niewiele brakowało, by taki sam los spotkał Geniuszy i Sławę. W obawie przed kradzieżą kurtyny przez okupujących Lwów Niemców w 1944 roku dzieło zwinięto i ukryto.
II wojna światowa była dla Teatru Wielkiego dużo łaskawsza niż dla Pasażu Mikolascha, fabryki J.A. Baczewki czy dworca głównego. Wprawdzie zniszczono jedną z rzeźb oraz wiele detali zdobiących elewację, ale konstrukcja budynku nie została naruszona w żaden poważny sposób. Nastały nowe czasy i po wojnie powrócono do pomysłu postawienia pomnika przed reprezentacyjnym gmachem. Ostatecznie przed Teatrem Wielkim we Lwowie w 1952 roku stanął witany przez tłumy… Lenin. Z tej okazji naprawiono oczywiście uszkodzenia z czasów wojny i nie odmówiono sobie przyjemności zniszczenia śladów polskości Lwowa. Zniszczono wszystkie popiersia i medaliony polskich artystów zdobiące wnętrza i westybul. Kilka lat później “pożyczono” sobie kościelne organy, które trafiły do budynku we Lwowie. W 1956 roku miejskiemu Teatrowi Wielkiemu nadano imię Iwana Franki, a po upadku ZSRR Teatr Wielki w 2005 znów nazwano inaczej i do dziś nosi imię sopranistki Salomei Kruszelnickiej.
Pierwszy remont Teatru Wielkiego przeprowadzono z okazji 30-lecia istnienia. Na drugi trzeba było trochę poczekać dłużej, niż kolejne 30 lat, ale wreszcie w 1979 roku stał się faktem. Usprawniono wentylację, oświetlenie i dostosowano budynek do nowych wytycznych przeciwpożarowych. Odnowiono złocenia, i mające już 80 lat fotele, szatnie, parkiety i obicia, usprawniono kanalizację i instalację elektryczną. Dach Opery ponownie pokryto miedzią, a główną salę wyposażono w sprzęt audio-video ograniczając tym samym pojemność widowni. Konserwacje przeszło dzieło Henryka Siemiradzkiego oraz malowidła we wnętrzach budynku. Miejsca po zniszczonych pamiątkach po polskich twórcach zajęły popiersia wschodnich artystów. Z wyjątkiem Mickiewicza, który powrócił do budynku. Kolejny remont przeprowadzono po następnych 20 latach. Od 23 do 27 czerwca 2001 roku na pielgrzymce na Ukrainie przebywał Jan Paweł II. 23 czerwca miała miejsce światowa premiera opery Mojżesz, którą dedykowano pielgrzymce, a w jej powstanie zaangażowano nawet środki watykańskie.
Otoczenie Teatru Wielkiego nieco zmieniło się od czasu, gdy we Lwowie nie ma Polski. W pewien sposób przebudowano Wały Hetmańskie, zbudowano fontannę odciągającą wzrok od budynku, a w okolicy gmachu dokonano nielegalnej nadbudowy w budynku hotelu New York, po wojnie zwanego Hotelem Dnipro, a dziś Hotelem Panorama z restauracją z widokiem na Operę na siódmym piętrze.
Działający dziś we Lwowie Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej w sporym stopniu współpracuje również z Operą narodową w Warszawie i innymi polskimi operami przez co można z powodzeniem wybrać się na gościnne występy artystów lwowskiej opery w Polsce. W operze we Lwowie czasem odgrywane są również sztuki w języku polskim. Opera we Lwowie zatrudnia ponad 40 solistów, gigantyczny chór i orkiestrę symfoniczną (razem ponad 100 artystów).(.....)"-fragment teksu ze strony: https://www.kawiarniany.pl/2017/12/02/opera-lwowska-historia-bilety-zwiedzanie-ceny/

Po kupieniu wejściówek,wchodzimy do wysokiego,dużego i pięknego hoolu z reprezentacyjnymi schodami.Robimy zdjęcia i podziwiamy wszystko zadzierając wysoko głowy.Schodami idziemy na piętro,gdzie znajduje się Sala Lustrzana i znów zadzieramy glowy do góry,oglądając przepięknie zdobiony sufit.Przysiadamy na kanapach,przeglądamy się w lustrach i słuchamy Darka,który opowiada historię tego miejsca.


























































Kiedy już obejrzymy wszystko w Sali Lustrzanej idziemy na widownie.Siadamy w fotelach na galerii,spoglądamy na scenę i na sufit z przepięknym żyrandolem.Oczywiście nie mamy możliwości zobaczyć słynnej kurtyny,gdyż jest ona opuszczana jedynie podczas uroczystych okazji.Robimy zdjęica,oglądamy wszystko i słuchamy opowiadania Darka,ma niesamowicie bogatą wiedzę,ale nam nie sposób wszystkiego spamiętać
















































Kiedy już obejrzymy wszystko we wnętrzach Opery,wychodzimy na zewnątrz.Proszę wszystkich by nigdzie się nie rozchodzili,a ustawili się do zdjęcia grupowego.Robię ich kilka,dziękuję i znów się "urywamy".Mamy prawie dwie godziny na kupienie prezentu dla Majki i Wiktora (została zebrana pewna sumka by uczcić Ich rubinową rocznicę ślubu).Wczoraj zaglądaliśmy do sklepu firmowego Baczewskiego i po rozczarowaniu,doszliśmy do wniosku,że kupimy zestaw-buteleczka naleweczki wiśniowej z kryształowymi kieliszkami w Pijanej Wiśni-“П'яна вишня”.Wedrujemy więc w kierunku Rynku.









Oczywiście zanim przyjdzie czas na  prezent,kupujemy sobie po kieliszku wiśniowej naleweczki,wychodzimy na zewnątrz i rozkoszujemy się jej smakiem,podziwiając lwowski Rynek.















Po rozkoszach dla ciała,pora na chwile rozkoszy dla oczu,duszy i aparatów.Wędrujemy więc do Kaplicy Boimów.Kiedy tam docieramy,kupujemy bilety i wchodzimy do środka.

"Kaplica Boimów, właściwie kaplica Trójcy Świętej i Męki Pańskiej (ukr. Каплиця Боїмів) – zabytkowa manierystyczna grobowa kaplica lwowskiej rodziny kupieckiej Boimów, usytuowana obok katedry łacińskiej. Jej fundatorem był pochodzący z Transylwanii Jerzy (György) Boim, kupiec i rajca miejski, sekretarz króla Stefana Batorego.
Kaplica została wzniesiona na terenie cmentarza obok Katedry Łacińskiej w latach 1609-1611 i konsekrowana w roku 1615. Służyła początkowo za mauzoleum rodu Boimów i mieściła 14 grobowców. Otaczający kaplicę cmentarz został zlikwidowany w XVIII wieku.
Budowniczym kaplicy był Andrzej Bemer, dekoracja rzeźbiarska jest dziełem dwóch mistrzów z Wrocławia: Johanna (Hanusza) Scholza (ur. 1573 we Wrocławiu, zm. przed 1642 w Brzeżanach) oraz Hansa Pfistera (ur. 5 sierpnia 1573 we Wrocławiu, zm. 1642 we Lwowie), któremu przypisuje się wystrój rzeźbiarski kopuły.
Kaplica została zbudowana na planie kwadratu i jest przekryta kasetonową kopułą opartą na ośmiobocznym tamburze. Latarnię kopuły wieńczy figura Chrystusa Frasobliwego z inskrypcją Niech ten, który przechodzi, zastanowi się, czy jego smutki są większe od moich. Układ przestrzenny przypomina nieco Kaplicę Zygmuntowską na Wawelu (arch. Bartolommeo Berrecci), różni się od niej bogato zdobioną fasadą. Kaplica została wzniesiona jako wolnostojąca, dopiero w XIX wieku przybudowano do niej od strony południowej kamienicę.
Stylistycznie kaplicę zalicza się do sztuki późnego renesansu z wpływami niderlandzkiej dekoracji rzeźbiarskiej. Jakością wystroju i brakiem umiaru ustępuje dziełom czynnych w Krakowie mistrzów włoskich, stanowiąc jednak przykład sztuki mieszczańskiej.
Na wschodniej elewacji podzielonej pięcioma pilastrami znajdują się portrety Jerzego Boima i jego żony Jadwigi z roku 1617 pędzla Jana Gianniego.
Na elewacji północnej znajdują się freski przedstawiające Matkę Boską i Chrystusa. Na ścianie ośmiobocznego tamburu znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca św. Jerzego walczącego ze smokiem. Dekoracje na tej fasadzie przypisuje się Andrzejowi Bemerowi.
Fasada (elewacja zachodnia) pokryta jest gęstą dekoracją rzeźbiarską, dziełem Johanna Scholza. Podzielona jest sześcioma kolumienkami i dwoma gzymsami na trzy kondygnacje.
Najwyższa kondygnacja przedstawia sceny Męki Pańskiej: „Biczowanie”, „Niesienie krzyża”, „Ukrzyżowanie” i „Zdjęcie z krzyża”.
Dekoracja rzeźbiarska wnętrza kaplicy Boimów jest głównie dziełem Hansa Pfistera. Wnętrze kopuły podzielone jest na kasetony wypełnione dekoracją rzeźbiarską. Wystrój ściany ołtarzowej podzielony jest gzymsami na trzy poziomy i łączy się z kopułą. Rzeźby wykuto przeważnie w miejscowym wapieniu, wyżej zastosowano rzeźby ze stiuku. Zastosowano też czarny marmur i biały alabaster. Dolny gzyms wsparty jest na postaciach czterech proroków. Drewniane skrzydła drzwi w ścianie ołtarzowej zdobione są intarsją i okuciami.
Na ścianie południowej znajdują się epitafia dłuta Hansa Pfistera z marmuru i alabastru.
Nad drzwiami wejściowymi zawieszono portrety Jerzego Boima i jego syna Pawła.
Kaplica była do XVIII wieku pod zarządem rodziny Boimów, potem przeszła pod zarząd Katedry Łacińskiej. W roku 1945 została zamknięta i niszczała wskutek braku konserwacji. Od roku 1969 stanowi oddział Lwowskiej Galerii Obrazów."-Wikipedia.




































































































































Niewielka Kaplica skrywa niesamowite piękno.Robimy mnóstwo zdjęć,oglądając przy okazji wszystko.Po nasyceniu oczu i aparatów,wychodzimy na zewnątrz,robimy sobie takie mini zdjęcie grupowe i idziemy na dalsze zakupy.














































Po zakupach,wracamy przed gmach Opery.Mamy jeszcze trochę czasu,więc rozsiadamy się wygodnie przy stolikach,zamawiamy piwo,rozmawiamy i rozkoszujemy się ostatnimi chwilami we Lwowie,aż żal że powoli kończy się nasza lwowska przygoda......


















Po wypiciu piwa i odpoczynku,powoli ruszamy w kierunku dworca autobusowego.Tu ma podjechać nasz autokar i nas zabrać i zawieźć do hotelu na nocleg.Kiedy podjeżdża,wsiadamy do niego i ruszamy w drogę,do Rzęsnej Ruskiej.Zanim jednak tam dojedziemy,zatrzymujemy się przy markecie,gdzie robimy jeszcze zakupy na dzisiejszy wieczór.Najważniejszy to tort dla Majki i Wiktora.Miał być jeden tort,ale niestety nie ma w tym markecie dużych,więc kupujemy trzy małe,do tego jeszcze trochę innych rzeczy i tak obładowani wędrujemy szybko do autobusu,prosząc Kierowców by nam przechowali nasze zakupy do wieczora.Po załatwieniu wszystkiego,wsiadamy i jedziemy już do hotelu na obiadokolację.










A po obiadokolacji,Wiktor zarządził spotkanie w świetlicy,gdzie odbędzie się rocznicowa impreza.Z przyczyn pogodowych-zrobiło strasznie zimno-spotkanie będzie pod dachem,a nie na dworze.
Tak minął nam ostatni dzień we Lwowie,jutro będziemy się żegnać z Ukrainą,ale dziś jeszcze mamy noc i imprezę.
Do zobaczenia niebawem :)

Danusia i Radek :)



Aby obejrzeć film,kliknij tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz