czwartek, 16 sierpnia 2012

Pielgrzymy :)

 I znów wolne,które trzeba odpowiednio wykorzystać.Szkoda tylko,że będę sama.
Pogoda na dziś zapowiada się cudna,więc wybrałam góry.
Na spokojnie pakuję plecak,jem śniadanie i wypijam kawę.Autobus mam po 8-mej,więc nie trza się spieszyć.
Jadę do Karpacza-Biały Jar.Stąd idę w kierunku zielonego szlaku-Doliną Pląsawy.Tak sobie wymyśliłam na dziś: dojść tym szlakiem do Polany,a później Pielgrzymy i dalej...
Pusto...

....i tu też pusto....





"osowatość"







Spojrzenie na Śnieżkę :)

Pląsawa.





Ostatnio tym szlakiem schodziłam do Karpacza,a dziś nim podchodzę i im jestem wyżej tym jest cieplej,więc robię sobie krótki przystanek.Przebieram się w lżejsze rzeczy i dopiero teraz dostrzegam pierwszych turystów pnących się do góry.







Kotki :)

Następny przystanek robię sobie już na Polanie i tu się  zastanawiam: czy obrałam dobry na dziś kierunek?Dochodzę do wniosku,że tak.Pełno tu turystów i jak się okazuje,większość z nich kieruje się w stronę Śnieżki,a ja mam zamiar iść samotnie,próbując trochę się wyciszyć i napawać oczy i duszę pięknem Karkonoszy.
Tak więc przede mną najpierw skały Kotki.I tu  można zaobserwować,że szlak jest naprawiony i odnowiony.Położono nowe kładki,barierki itp...
Idę dalej,do góry i co jakiś czas oglądam się za siebie by nacieszyć oczy pięknem,które roztacza się dookoła mnie.Nie spieszę się,idę powoli,chłonę całą sobą tę cudowność.


A tam,daleko góruje nasza "królewna" :)





Pielgrzymy.

Spokojnie,bez pośpiechu dochodzę do Pielgrzymów.Sporo turystów wybrało sobie dojście do tych skał.Trudno zrobić zdjęcie bez ludzi,co chwilę jakaś postać wchodzi w kadr,a na dodatek gwarno jak w ulu i jak tu się wyciszyć???
Siadam sobie na skale,zjadam małe co nieco i usiłuję mimo to zrobić jakieś zdjęcie bez ludzi....
Skały są niesamowicie malownicze i swym kształtem przypominają wędrującą grupę ludzkich postaci.
Legenda mówi,że gdy Pielgrzymy dotrą do morza,to nastąpi koniec świata.
Całe szczęście,że do morza mają daleko....
Po odpoczynku i posileniu się idę dalej.Teraz mój cel to Słonecznik.

Skalny Pielgrzym :)











Nowa kładka,jedna z wielu na szlaku.





Śnieżka.

Zbiornik Sosnówka w oddali.





Słonecznik :)



Idę nowymi kładkami i miejscami,wykarczowanym szlakiem coraz wyżej.Przede mną i za mną spora grupa ludzi.Niespiesznie,co jakiś czas oglądając się za siebie,podziwiam panoramę kotliny jeleniogórskiej.Z boku pokazuje się Śnieżka a przede mną wyłania się Słonecznik-kolejna formacja skalna.Mi bardziej przypomina skamieniałego wędrowca...
Legenda głosi,że diabeł chciał dokuczyć Duchowi Gór i wymyślił sobie,że zasypie kamieniami Wielki Staw i zaleje domy w dolinie.Tak bardzo zajął się zrzucaniem kamieni,że zastał go dzień i dopiero bicie dzwonów na Anioł Pański mu to uświadomiło i w tym momencie skamieniał.Dlatego też Słonecznik nazywany był i jest też Diabelskim Kamieniem.Nazwa Słonecznik wzięła się od tego,że gdy słońce znajdowało się nad skałą,wskazywało okolicznym mieszkańcom,że jest już południe.Słoneczny zegar,wskazujący porę posiłku.Według starej tradycji niemieckiej pora posiłku wypadała w południe.
















Lubię to miejsce,pomimo tych tłumów ludzi tutaj przybywających.Widoki stąd są przecudne,więc zachwycam się nimi i odpoczywam przed dalszą drogą.Wystawiam twarz do słońca i rokoszuję się letnimi promykami.
Wypoczęta ruszam dalej.Zaplanowałam sobie dojść do Odrodzenia,więc pora już już na mnie....










Zostawiam Słonecznik za sobą i podążam jako jedna z niewielu w odwrotnym niż Śnieżka kierunku.

Kamienne kopczyki...



















Odrodzenie.



Niespiesznie dochodzę do schroniska "Odrodzenie",tu robię sobie dłuższy postój.Zamawiam piwo-smakuje rewelacyjnie i cudnie gasi pragnienie.Odpoczywam i rozmawiam z parą turystów o pięknie Karkonoszy.Czas szybko upływa w miłym towarzystwie,a do domu daleko....a ja jeszcze chcę zjeść polevkę w Špindlerovym Mlýnie.Żegnam się z parą miłych turystów i Odrodzeniem i ruszam na czeską stronę.
























Zmierzam do Josefovej Boudy.Po drodze mijam duże,górskie pensjonaty,kapliczkę św.Franciszka z Asyżu i górskie łąki,na których powoli widać już zbliżającą się jesień....
Niewiarygodnie szybko czas mi ucieka...nie sposób go dogonić...
Zawsze gdy widzę na łąkach przekwitnięte kwiaty,osty pełne puchu napełnia mnie to jakąś tęsknotą i zdziwieniem....














W nostalgicznym nastroju dochodzę do Josefovej Boudy.Wchodzę do środka i zamawiam sobie czarnego Kozla i polevkę Cibulačke.Siadam na zewnątrz,chcę jedząc podziwiać góry.Polevka smakuje wybornie i zaskakuje mnie tym miło.Piwo równie dobrze smakuje,najedzona niesamowicie, ruszam w drogę powrotną do domu.Oj ciężko mi się teraz idzie,oj ciężko!!!!
Schylanie się by zrobić zdjęcie motylowi graniczy z cudem,ale jakoś daję radę i kilka motyli zostaje "upolowanych".

Bielinek kapustnik,bardzo już zlatany....

Rusałka pokrzywnik.







Żegnam Szpindlerowy Młyn i Odrodzenie,teraz już tylko z górki....Ponad 6 km. do Przesieki,a znając życie będę musiała dojść do Podgórzyna by móc dostać się do Jeleniej Góry.Nic to!!!!




Bielinki na Starcu Fuchsa.

Zwiastun jesieni w górach:)





Szlak wiedzie asfaltem-nie lubię tego,ale z górki może być.Prawie zbiegam i tylko czasem zatrzymuję się by zrobić jakieś zdjęcie.W dół nikt nie schodzi,za to wiele osób pnie się do góry-współczuję im,bo to długie i spore podejście.W ogromnym rozpędzie prawie docieram do pierwszych zabudowań Przesieki,gdy mija mnie rowerzysta,a tuż za nim samochód,który zatrzymuje się obok mnie.Kierowca pyta mnie czy może podwieźć?W pierwszej chwili odmawiam,ale przy ponownym zapytaniu wsiadam.Jak się okazało,młode małżeństwo z córką,przyjechali aż spod Warszawy na urlop w Karkonosze.Byli w Szpindlerovym Młynie i właśnie jadą do Szklarskiej Poręby na nocleg.Wykorzystuję Ich uprzejmość i jadę więc z Nimi aż do krzyżówki w Podgórzynie.Stamtąd mam już blisko do Cieplic,skąd dojadę autobusem MZK do domu.
Żegnam się z Nimi.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za podwiezienie:)
Idę teraz wśród pól,na jednym trwają żniwa.Kombajn pracuje pełną parą.aż kurz unosi się dookoła.










W pewnym momencie staję jak wryta i oniemiała z zachwytu.Przede mną rozpościera się niesamowity widok-całe pola w żółci.Kwitną nawłocie i rudbekie,a w oddali szczyty Karkonoszy otulone błękitną mgiełką.Coś niesamowicie pięknego.Nie mogę nasycić się tym widokiem....










Ławeczka z widokiem :)

I tak powoli idąc,docieram do alei dębowo-klonowej,która jest pomnikiem przyrody ożywionej.Po obu stronach alei rośnie 128 drzew.W tym : 64 dębów szypułkowych, 55 klonów pospolitych, 5 dębów czerwonych, 3 klony jawory, jedna lipa. Obwód pni 76-415 cm.
Przechodzą nią do Cieplic i docieram na przystanek autobusowy.










Okazało się jednak,że mam czekać prawie godzinę na autobus,postanawiam iść do głównej drogi i dopiero stamtąd odjechać autobusem MZK.
Tak właśnie robię i w ten sposób przechodzę przez cieplicki park.Idę nowymi alejkami,ku pałacowi Schaffgotschów.Pięknie tu :)


Tak oto moja kolejna wędrówka dobiegła końca.
I znów pora na następną.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i serdecznie,życząc miłej lektury :)

Do zobaczenia już niedługo-Danusia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz