sobota, 1 września 2012

Konrad i Porsche :)

Kolejne mało znane imieniny.Kolej się lubuje w takich
mało spotykanych imionach:)
 W wolną sobotę my nie siedzimy w domu.
Dziś wyruszamy na spotkanie z pięknymi,szybkimi i sportowymi samochodami.Radek wyszukał,że we Vratislavicach nad Nisou-obecnie dzielnicy Liberca-w browarze "Konrad" ma dziś być zlot samochodów Porsche.
Miejsce jak najbardziej trafione,bo właśnie we Vratislavicach nad Nisou urodził się Ferdinand Porsche.
Jest impreza więc trzeba zobaczyć jak wyglądają takie zloty w Czechach..
We Vratislavicach nad Nisou już kiedyś byliśmy.Była to jedna z rajdowych wędrówek "Rajdu na Raty". Znamy więc drogę,którą mamy do przebycia.
Na stacji PKP kupujemy bilety ZVON i o 7:26 wyjeżdżamy pociągiem z Jeleniej Góry.Przesiadka w Szklarskiej Porębie,później w Harrachovie i końcowy przystanek Vratislavice nad Nisou.Wszystko sprawnie i szybko-dlaczego u nas tak nie jest????




Rodzinny dom Ferdinanda Porsche.









 Ze stacji docelowej do browaru jest spory kawałek,ale nas to nie przeraża.Idziemy sobie spokojnie,bez pośpiechu.Mijamy kościół,piękny budynek hotelu i restauracji,rodzinny dom Ferdinanda Porsche i później już wzdłuż ruchliwej ulicy docieramy do "Konrada".
Przy wjeździe na teren areału browaru kupujemy bilety wstępu i teraz możemy do woli oglądać i podziwiać te sportowe auta.My jednak dostrzegamy tłumek ludzi zgromadzony przed wejściem budynku browaru.Nie zastanawiamy się wcale,tylko ruszamy w tym kierunku,gdyż zdajemy sobie sprawę,że ludzie ci będą zwiedzać pivovar.Intuicja nas nie zawiodła.Wchodzimy więc do pomieszczeń browaru.Wita nas pracownik,który będzie oprowadzał i opowiadał o browarze i o piwie tu produkowanym.Trochę rozumiemy co mówi,więc wsłuchujemy się w Jego opowieść,a przy okazji robimy zdjęcia-nie wiadomo kiedy będziemy mieć okazję zajrzenia do browarowego wnętrza.




Proste ? ;)



















 Po obejrzeniu wnętrz browarowych i wysłuchaniu czeskiego przewodnika wychodzimy na zewnątrz.Tu na browarowym placu rozgościły się sportowe samochody Porsche.Sporo ich tu jest,poustawiane w rządkach.Nowe i starsze.W różnych kolorach.Idziemy obejrzeć te cacka.











































Budynek Muzeum :)



Zaglądamy do budynku dawnej słodowni-tu znajduje się obecnie restauracja "Pivovarský šenk",mamy nadzieję napić się piwa i coś zjeść.Rozczarowujemy się,bo restauracja nie ma niczego ciekawego w swej ofercie.Wychodzimy na zewnątrz i tu zamawiamy sobie czerwone piwo.To warzona na specjalne okazje jasna 12 ćerveny kral.O kolorze decyduje tu extrakt chmielowo - owocowy. Smakuje wybornie a kolor pasuje do większości zgromadzonych tu aut.Przechadzamy się jeszcze wśród samochodów tu zgromadzonych,robimy zdjęcia i podziwiamy.Za niedługo te wszystkie autka rozjadą się w dalszą drogę,ale i my powoli zbieramy się do wyjścia.Chcemy jeszcze kupić na drogę Konrada Svatopavelskeho,warzonego wg odnalezionej starej receptury i najmocniejszego,bo to potmavy special 16.Jak głosi reklama Pivo připravené podle jedinečné původní receptury pro zvlášť krásné chvíle, kdy požitek měníme v zážitek -Piwo przygotowane zgodnie z oryginalną recepturą dla szczególnie pięknej chwili,gdy doświadczenie zamienia się w przyjemność doznania ;)Kusi prawda ? ;).Jednak okazuje się,że prodejna czyli sklepik już zamknięta,no cóż może następnym razem???
My mamy w planach,odwiedzić dziś jeszcze wieżę widokową.Powoli więc opuszczamy teren browaru.
Ćerveny kral ;)





























Żarłoczne drzewo :)























































Wracamy tą samą drogą co przyszliśmy.Na przystanku tramwajowym stwierdzamy,że za kilka minut przyjedzie tramwaj i kawałek możemy sobie nim podjechać.Czekamy więc.Przyjeżdża nasz tramwaj,wsiadamy i podjeżdżamy nim do Proseči nad Nisou.Stąd już czerwonym szlakiem ruszamy do wieży widokowej.
Szlak prowadzi nas najpierw pomiędzy domami,by po jakimś czasie wyprowadzić nas w pola,na których pasą się konie.Idziemy więc wśród pól,w kierunku oddalonego lasu.Zastanawiamy się gdzie może być "nasza" wieża widokowa-nigdzie jej nie widać.Dopiero dochodząc bliżej lasu,w oddali,wśród drzew zauważamy kawałek wieży widokowej,do której właśnie zmierzamy.
Teraz nasz szlak prowadzi nas do lasu.Idziemy leśną drogą i zastanawiamy się czy będziemy mieli szczęście i wieża będzie otwarta.W internecie Radek znalazł informację,że jest otwarta przy sprzyjającej pogodzie.Dziś niestety jest pochmurno....
Co jakiś czas natrafiamy na tablice ścieżki dydaktycznej dotyczącej historii tego terenu.
Dochodzimy do naszej wieży widokowej na Proseči.Podchodzimy do drzwi wejściowych na wieżę i okazuje się,że zamknięte.Na drzwiach jest informacja kiedy jest otwarta i numery telefonów,pod które można zadzwonić i ktoś się pojawi by wieżę otworzyć.Stwierdzamy,że chwilę poczekamy,może ktoś jeszcze przyjdzie???
Oglądamy otoczenie wieży i z tablicy informacyjnej wyczytujemy krótką historię jej budowy.Poza tym dowiadujemy się,że obok znajdowało się schronisko "Chata na Proseči".
Pierwsza wieża widokowa na Proseči była drewniana i została postawiona w 1892r.Wytrzymała dwa lata.Została jednak odnowiona i służyła do 1901r.Kolejną wieżę w tym miejscu postawiono w 1908r. i wytrzymała do 1921r.W 1932r.postawiono już kamienną wieżę.Obok niej wybudowano schronisko,które spłonęło w 2003r.W tej chwili niewiele już z niego zostało.Zaczyna powoli zarastać.
Dłuższą chwilę jesteśmy przy wieży,ale w końcu zaczynamy tracić nadzieję i powoli kierujemy w drogę powrotną.
Idąc powoli,dostrzegamy czeską rodzinę,zmierzającą w kierunku wieży.Niewiele się zastanawiając wracamy za Nimi i okazuje się,że to mądra decyzja.Po chwili widzimy,że dzwonią pod numery podane na drzwiach.Za chwilkę pod wieżę podjeżdża samochód-jednak to też turyści.Czekamy dalej....
I doczekaliśmy się!!!!
Pod wieżę przyjechał kolejny samochód.Tym razem wysiadł z niego młody chłopak,z kluczami do wieży,widokówkami,pieczątkami i vizytkami-co nas niezmiernie ucieszyło.Po dopełnieniu formalności,wchodzimy na wieżę.
Z platformy widokowej,umieszczonej na 26m,mimo pochmurnej pogody rozpościerają się piękne widoki.Po nasyceniu oczu i aparatów widokami,schodzimy na dół.Jeszcze kilka zdjęć przy wieży i ruszamy w drogę powrotną.













Nie wracamy jednak do Proseči nad Nisou,a idziemy do Jablonca nad Nisou.Droga nam mija niezmiernie szybko.Nie wiedzieć kiedy docieramy do miasta.Mamy sporo czasu do pociągu.Postanawiamy więc coś zjeść i pospacerować po mieście.Jablonec nad Nisou słynny jest dzięki sztucznej biżuterii.Pamiętam czasy,gdy taką piękną,jablonecką biżuterię dostałam.Wszyscy mi jej zazdrościli,bo ciężko było ją u nas kupić.Była piękna i cieszyła swym pięknem oczy i duszę....
Spacerując po mieście,zauważamy ciekawostkę.Przed biblioteką stoi automat do wypożyczania i oddawania książek.Coś,co u nas z racji wandalizmu,plagi kradzieży itp. itd. nie ma zupełnie racji bytu.A tu jak widać funkcjonuje.Zaczynamy głodnieć i zaglądamy do knajpek znajdujących się po drodze,ale niestety nie ma w nich nic ciekawego dla nas....no może w jednej-skusiło nas "Draci oko". Zaglądamy więc do środka i doznajemy szoku!!! Klientów nie ma,ale przy jednym ze stolików,w tumanach dymu papierosowego,siedzieli: kucharz,barman i kelner.Gdy nas zauważyli,to ich miny nas doszczętnie odstraszyły.Wyszliśmy więc i zrezygnowani,poszliśmy na stację.Tu zjedliśmy to co jeszcze było w plecaku.












Strzelnica na gruszy!!!

































































Dworzec autobusowy w Tanvaldzie.
Wsiadając do pociągu powrotnego,postanawiamy wysiąść w Tanvaldzie i pójść na małe co nieco.
Tak jak postanowiliśmy,tak też robimy.
Po wyjściu ze stacji,najpierw podziwiamy nowy dworzec autobusowy ulokowany tuż za murem dworca kolejowego.Robi wrażenie.Nowoczesny,ładny i funkcjonalny.
Idziemy poszukać jakiejś knajpki by coś zjeść.W pierwszym rzędzie zaglądamy do knajpki,w której Radek kiedyś znalazł polevkę prdelaćkę. Bardzo nas ciekawi jak smakuje.
Niestety-knajpka zamknięta!!!
Spróbowanie tej polevki zostawiamy więc na przyszłość,może kiedyś???
Idziemy więc na stację,wsiadamy do pociągu i ruszamy już do Polski.
Zanim jednak dotrzemy do domu,czekają nas jeszcze przesiadki-w Harrachovie i w Szklarskiej Porębie-tu nie czekamy na pociąg(ponad godzinę),schodzimy skrótem do centrum i wsiadamy do autobusu.W ten sposób jesteśmy dużo wcześniej,niż gdybyśmy mieli wrócić pociągiem.
I tak oto kolejna nasza wędrówka dobiegła końca,pora więc na następną.

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)
Pyszne :)

:)

U nas nie wolno pić piwa w pociągu...

3 komentarze:

  1. Brawo, brawo!
    Niespokojne dusze, ciekawe świata chłonące wszystko co interesujące. Oby nie zabrakło inspiracji do wędrówek.
    Pozdrawiam
    Teresa Kułtucka

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń