Droga mija nam prawie bez problemu.W jednym miejscu tylko musieliśmy pytać się o drogę,ale na miejsce dojeżdżamy dość szybko.W Pokrzywiance jesteśmy pierwsi.Parkujemy samochód i idziemy rozgościć się w pensjonacie.Zaraz po nas przyjechała Marlenka z Basią i Jarkiem,Świdnica i dopiero po jakimś czasie Wrocław.Witaniom nie było końca.
Po powitaniach i słowach wstępu ruszmy na szlak.Przed nami najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich-Borowa.Zaliczana jest do Korony Sudetów i Korony Sudetów Polskich.Wzięliśmy ze sobą nasze książeczki,więc Bożenka nam je podbije.
Sporo nas jest i dość długi sznureczek się z nas zrobił,gdy tak prawie gęsiego ruszyliśmy przed siebie.
Najpierw idziemy błotnistą drogą wśród pól,która pnie się w górę i powoli wkracza do lasu.Tu na Przełęczy Koziej mamy pierwszy postój.Czekamy,by wszyscy dotarli i dopiero wtedy ruszamy dalej.
Słaba jestem i idę powoli,by jak najmniej się spocić.Moje przeziębienie powoli zaczyna dawać o sobie znać,ja jednak nie poddaje się i wciąż podążam przed siebie.
Mijamy Przełęcz pod Borową i wciąż podążając leśną drogą zbliżamy się do naszego celu-pierwszego celu-do Borowej.
Staję na dole i jestem przerażona tym co widzę.Kolejne ciężkie wejście,tak jak na Chełmiec.Ziemia zmieszana z butwiejącymi liśćmi,igliwiem i kamykami.Wszystko osuwające się spod nóg,stromo i nie ma czego się przytrzymać,a ja na dokładkę jestem coraz słabsza....
Wejście i zejście z Chełmca nauczyło mnie,że rozglądam się za jakimś kijem,by się nim podpierać.Znajduję taki i krok po kroku,powoli wspinam się w górę,coraz wyżej i wyżej....
Pot leje się ze mnie strużkami,zalewa mi oczy,więc co chwilę muszę przystanąć i wytrzeć twarz chusteczką.Powolutku,krok za krokiem,podpierając się kijem wchodzę na szczyt.Ależ jestem niesamowicie zmęczona,ale i za razem szczęśliwa,że mimo wszystko udało mi się zdobyć Borową.
Na samej górze,czeka już większość naszej grupy.Nie jestem ostatnia.Za mną wchodzi jeszcze sporo osób.Robimy sobie grupowe zdjęcie i czekamy cierpliwie,aż będziemy mogli zrobić sobie osobiste sesje zdjęciowe.Ściągam kaptur z głowy,by jako tako wyjść na zdjęciach,co ma całkiem odwrotny skutek,bo przepocone włosy,pod kapturem stoją sobie dęba!!!!No cóż tak się wygląda,gdy jest się przeziębionym....
Dzięki tym sesjom zdjęciowym,mam okazję ochłonąć i odpocząć.Teraz mogę iść dalej.
Zejście z Borowej było o wiele łatwiejsze niż wejście.Poza tym podczas schodzenia cały czas rozmawiam z Jarkiem,który gdy zejście robi się ciut bardziej strome,podaje mi rękę.Dziękuję Mu za to i tak dochodzimy do reszty grupy,która czeka na rozwidleniu dróg.
Gdy już wszyscy są,ruszamy ku naszemu drugiemu celowi-ku Górze Zamkowej.
I znów widząc przed sobą strome podejście,nauczona Chełmcem i Borową,szukam kija,który posłuży mi jako podparcie,bym mogła w miarę dość sprawnie,nie szukając pomocy,wejść na szczyt.Wejście jest strome i pełne rudych,bukowych liści,które uciekają spod nóg.Tyle,że jest tu pełno młodych drzewek bukowych,które idealnie nadają się do podtrzymywania się i podciągania.Zresztą mój kij spisuje się równie idealnie i wejście nie sprawia mi już takiego problemu.Dałam radę!!!
Na szczycie są ruiny średniowiecznego zamku obronnego Nowy Dwór.Zamek,na Górze Zamkowej został najprawdopodobniej wybudowany w XII-XIVwieku,za czasów panowania książąt piastowskich z linii świdnicko-jaworskiej,Bolka I Surowego lub Bolka II Małego.Wraz z twierdzami Radosno,Grodno i Rogowiec,pełnił funkcję lokalnej linii umocnień granicznych przy południowej granicy z Czechami.Strzegł średniowiecznego szlaku handlowego,biegnącego u stóp Zamkowej Góry w dolinie Pełcznicy.Po uderzeniu pioruna,spłonął i od 1581 roku pozostaje w ruinie.Obecnie jest miejscem romantycznych spacerów i wędrówek turystycznych.
Gdy wszyscy są już na szczycie,robimy sobie grupowe zdjęcie i powoli zaczynamy schodzić w dół,kierując się do "Zacisza Trzech Gór"-gdzie ma się odbyć zakończenie sezonu z poczęstunkiem i biesiadą.
Zejście z Zamkowej Góry,miejscami było usłane prawie do kolan,bukowymi liśćmi.Dziwnie się schodzi,gdy się nie wie co znajduje się pod nogami.
Po drodze robimy sobie zdjęcia w żarnowcu,który jest wyższy ode mnie i ma niesamowicie zielony kolor.I powoli dochodzimy do "Zacisza Trzech Gór",gdzie ściągam przepocone rzeczy i zakładam czyste.Najpierw dopełniamy formalności z pieczątkami i podpisami i dopiero teraz,już na spokojnie zasiadamy do obiadu,a po obiedzie....
....a po obiedzie,kawa,ciasto i małe co nieco.Pokaz slajdów z tegorocznych wędrówek i skrótowe przedstawienie z lat ubiegłych.Później prezenty i tańce,śpiewy,hulanki,swawola....
Bawimy się świetnie i żal,że trzeba się pożegnać.
Chcemy w miarę szybko wrócić do domu,więc żegnamy się z wszystkimi i o 19-tej ruszamy w drogę powrotną.
Do przyszłego roku i następnych wędrówek!!!!
Dzięki Bożenko!!!!
I znów kolejna wędrówka dobiegła końca,kolejne szczyty zostały zdobyte i nowe znajomości zostały zawarte.
Do zobaczenia już niebawem.
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie,życząc miłej lektury.
Zdjęcia tu dodane są Wandzi,Basi,Radka,Jarka i moje.
Danusia i Radek :)
Szkoda, że literki są białe, bo nie wszystko można wyczytać na tle zdjęć. może jakaś modyfikacja strony?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Teresa