Po zjedzeniu świątecznego śniadania,pakujemy swoje plecaki,wsiadamy do auta i jedziemy najpierw kupić bilety ZVON i już,tak jak było zaplanowane ruszamy do Niemiec.
Zaplanowaliśmy sobie że samochodem dojedziemy do Zgorzelca,tu zostawimy auto,przejdziemy na niemiecką stronę do Görlitz,pójdziemy na dworzec kolejowy i już pociągiem pojedziemy do Bautzen.
Tak jak zaplanowaliśmy,tak też robimy.W Görlitz wsiadamy do tramwaju,którym dojeżdżamy do dworca,ale niestety 10 minut po odjeździe pociągu....No cóż musimy poczekać na następny.Idziemy więc na spacer po mieście i dzięki temu mamy okazję zauważyć,jak Görlitz pięknieje.Znajdujemy pięknie odnowione kamieniczki i wiele następnych czekających na remont,np. naprzeciwko dworca kolejowego lśni nowością olbrzymi budynek.
Po krótkim spacerku,wsiadamy do pociągu i dojeżdżamy nim do Bautzen.Tu idziemy w kierunku rynku i starego miasta.O 16-tej ma tu przyjechać procesja konna.Mamy sporo czasu,więc idziemy na spacer po Bautzen.Odwiedzamy kościół symultaniczny(jest to świątynia służąca dwóm,różnym wspólnotom wyznaniowym) i tym razem wchodzimy drzwiami prowadzącymi do części katolickiej.
O Budziszynie już kiedyś pisałam,kto chce może tu zajrzeć: http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/09/droga.html
My spacerujemy wąskimi uliczkami,wśród licznych,podobnych nam turystów,którzy specjalnie przyjechali do Budziszyna,by móc zobaczyć procesję konną.Mijamy ruiny kościoła św.Mikołaja z cmentarzem na którym są pochowani zasłużeni Łużyczanie i wychodzimy poza mury miasta.Tu przechodzimy na drugi brzeg Sprewy i schodami idziemy w kierunku cmentarza i kaplicy na wzgórzu Protzenberg.Tu są dziś rozstawione stragany,na których królują pięknie malowane jajka i wszelkiego rodzaju ozdoby wielkanocne.Poza tym można też usiąść,napić się piwa,grzanego wina i zjeść coś ciepłego.Znajdujemy też miejsce,skąd były tradycyjnie jak co roku turlane jajka.Szkoda tylko,że nie mieliśmy okazji tego oglądać na żywo.No cóż,trzeba będzie kiedyś znów się tu wybrać podczas Świąt Wielkiej Nocy :)
Po obejrzeniu tych wszystkich wspaniałości,wracamy na drugi brzeg Sprewy.Idziemy jednak całkiem inną drogą.Tuż za rzeką,stoi drewniany dom.Jest to Dom Czarownicy-jak mówi legenda,podczas wielkiego pożaru Budziszyna,miasto spłonęło doszczętnie.Pozostał jedynie ten,mały drewniany domek.Stwierdzono wtedy,że musi mieszkać tam czarownica.Dom stoi do dziś i zawsze,każdy przewodnik go pokazuje turystom,opowiadając podobną historię.My teraz,wąską uliczką pniemy się do góry.Chcemy zjeść sernik i napić się gorącej herbaty na murach miejskich,tuż obok kościoła i wieży Wodnej.
Sernik z gorącą herbatą na murach z widokami na Sprewę smakował rewelacyjnie.Nasyceni widokami i słodkimi pysznościami,dalej spacerujemy wąskimi uliczkami,powoli podążając w kierunku kościoła św.Piotra.Tu w jednej z kamienic znajduje się sklep-muzeum z musztardą.Okoliczne tereny są prawdziwym rajem w uprawie ogórków i jednym z najbardziej popularnych dodatków jest musztarda,a Budziszyn specjalizuje się w jej produkcji.Sklep-muzeum jest niesamowity.Pełno tu starych,pięknych naczyń,służących do przechowywania musztardy.Są tu piękne,stare kredensy,olbrzymie gliniane garnki itp...
Oglądamy to wszystko i nie mogąc się zdecydować na kupno którejś z musztard,wychodzimy na zewnątrz.Tu na palcu,zgromadzony już jest tłum,czekających ludzi na procesję konną.Znajdujemy sobie dobre na robienie zdjęć miejsce i przyłączamy się do oczekiwania.Po jakimś czasie rozdzwaniają się dzwony i już wiemy,że procesja konna się zbliża.Na samym przodzie są jeźdźcy z chorągwiami,figurką Jezusa i krzyżami.Konie pięknie przystrojone w uzdy,ozdobione koralami i kwiatami i krzyżykami.Każdy ma do ogona przywiązaną,białą,haftowaną w kwiaty kokardę.Jeźdźcy ubrani są w czarne fraki,czarne spodnie,wysokie czarne buty,czarne cylindry,białe koszule z muchą lub krawatem.Każdy z nich trzyma w ręku śpiewnik.Okrążają kościół trzy razy,ze śpiewem na ustach.Trzykrotnie też zatrzymują się po to,by odmówić "Zdrowaś Mario". Widać,że konie i jeźdźcy są zmęczeni i zmarznięci.Pogoda Ich dziś niezbyt rozpieszczała.Teraz sypie dość gruby i gęsty śnieg.Pięknie to wygląda.Jesteśmy zachwyceni i urzeczeni tym widokiem.
Po trzecim odmówieniu "Zdrowaś Mario",jeźdźcy ruszają dalej,do kolejnego kościoła.My również ruszamy w kierunku dworca kolejowego.Spotykamy jeźdźców jeszcze raz niedaleko Krzywej Wieży.Tu na czas przejazdu jeźdźców ulica jest zamknięta.
Niedaleko budynku poczty,Radek gdzieś mi nagle zniknął.
Zastanawiam się gdzie mógł się podziać i stwierdzam,że pewnie wszedł do cukierni.Jak się okazało za chwilę,miałam rację.Był w cukierni i coś kupił,ale za nic nie chciał mi tego pokazać....
Dopiero po wielu prośbach,będąc już na dworcu kolejowym ujawnił tajemniczą zawartość,papierowej torebki.
W środku był spory,bezowy zając.Sama słodycz!!!!
Na stacji tylko chwilkę czekamy na nasz pociąg.Wsiadamy do niego i wracamy najpierw do Görlitz.Tu oczywiście spacer przez miasto w kierunku Polski.Lubię Görlitz,za każdym razem znajduję tu coś nowego i tym razem było tak samo.Tuż niedaleko Mostu Staromiejskiego,w jednym z podcieni znajdujemy nową dla nas fontannę.Trójka dzieci w ogromnym garze.
Opuszczamy Niemcy,przechodzimy Mostem Staromiejskim na polską stronę,wsiadamy do naszego auta i wracamy do domu :)
Tak oto kończy się drugi dzień Świąt i nasza wędrówka po drugim kraju :)
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Do zobaczenia już niebawem.
Jutro kolejne Święto i kolejny kraj-Polska !!!!
Danusia i Radek :)