poniedziałek, 27 maja 2013

W kolorze słońca,bez słońca-czyli pielgrzymi idą dalej :) Lubań-Zgorzelec :)

Dziś zamierzamy przejść odcinek jakubowego szlaku z Lubania do Zgorzelca.Radek ma kilka dni urlopu,a ja mam wolny dzień.Umówiliśmy się w Lubaniu.Czekam więc na dworcu autobusowym na Radka,który przyjeżdża autobusem jadącym z Kamiennej Góry do Zgorzelca :)
Po przywitaniu,ruszamy na szlak.Zaczynamy tu,gdzie ostatnio skończyliśmy :)
I tak idziemy przez niewielki park przy Wieży Brackiej.Park to zbyt duże słowo,ale to taka niewielka oaza zieleni,pośród zabudowy w centrum miasta.
O historii miasta,w którym się urodziłam,wychowałam i mieszkam,możnaa przeczytać tu:
http://miastoluban.pl/index.php?option=18&action=articles_show&art_id=84&menu_id=489&page=11
Podchodzimy do Wieży Brackiej,którą jeszcze do niedawna zwano Basztą Bracką.Miałam okazję kilka razy wejść na samą górę i prawie po każdym takim wejściu,miałam przez kilka dni zakwasy,a przyczyną takiego stanu rzeczy były strome,drewniane schody.Do pokonania było kilka takich poziomów,więc nie dziwią późniejsze bóle.Obecnie do pierwszego piętra są nowe,kręcone schody,więc wysiłek wejścia i zejścia zmniejszono,a co za tym idzie,po moim ostatnim wejściu na Wieżę,nie miałam problemów zdrowotnych.
O Wieży Brackiej  i murach obronnych można przeczytać tu:
http://luban.pl/index.php?option=18&action=articles_show&art_id=353&menu_id=466&page=6#
My tuż za Wieżą Bracką,skręcamy w prawo i wchodzimy w ulicę Bracką i idziemy nią w kierunku ratusza.Przechodzimy obok miejsca,gdzie jeszcze w latach 50-tych ubiegłego wieku stał kościół.Z racji tego,że obok był budynek ówczesnej władzy,świątynię spotkał smutny los.Została opasana dynamitem,"wzniosła" się do góry i tylko gruzy po niej zostały....Obecnie w tym miejscu stoi blok z płyty i tylko tablica informacyjna przypomina,że kiedyś był tu kościół.
O historii tejże świątyni można przeczytać tu:
http://luban.pl/index.php?option=18&action=articles_show&art_id=354&menu_id=467&page=11












Idziemy ulicą Bracką do Ratusza.
Lubański Ratusz został wybudowany w latach 1539-1544.Jest to jedna z najpiękniejszych budowli renesansu na Śląsku i najcenniejszym zabytkiem Lubania.Mieści się tu Muzeum Regionalne,Miejska Biblioteka Publiczna,Sala Rajców i Urząd Stanu Cywilnego.Wejścia do budynku zdobią trzy przepiękne portale.Obecnie Ratusz jest odnowiony i piękny.
Przechodzimy przejściem pod wieżą ratuszową i skręcamy w lewo w ulicę Ratuszową,kierując się ku ulicy Zgorzeleckiej.Zatrzymujemy się na chwilę przy tablicy informacyjnej o szlaku św.Jakuba i po sesji zdjęciowej dochodzimy do skrzyżowania poza murami obronnymi,przechodzimy przez ruchliwą ulicę i most nad Siekierką,wchodząc na ulicę Zgorzelecką.Nią dochodzimy do skrzyżowania i teraz idziemy kawałek wzdłuż ruchliwej szosy.Przechodzimy na jej drugą stronę i wędrujemy ku granicy miasta.Po lewej stronie mijamy markety usytuowane wzdłuż ulicy,nowo wybudowany kościół św.Jadwigi Śląskiej i jesteśmy na "Hycla Górce",odwracamy się by jeszcze raz spojrzeć na miasto,które zostało za nami,w dole-moje miasto :) Mogę zdradzić,że idąc ulicą Jana Pawła II,przy dobrej widoczności,z niektórych miejsc widać Karkonosze ze Śnieżką :)


\

Kościół św.Jadwigi :)

Panorama Lubania za nami...

...widok przed nami...



My podążamy przed siebie,mijamy "Szubienicę",przechodzimy przez skrzyżowanie i wkraczamy do Pisarzowic.Jest to wieś łańcuchowa,rozciągnięta,pełna starych domów z zabudowaniami gospodarczymi,ale mnóstwo jest tu nowiuteńkich "pałacyków"-mieszczuchy właśnie upodobały sobie Pisarzowice,jako ucieczka od miasta.Wiele razy jeździłam tędy na rowerze,do znajomych,więc miałam skalę porównawczą.Dawniej w całej wsi znajdowało się pięć pałaców,kościół,wiatrak i gorzelnia.Obecnie większość pałaców to ruiny.My nie będziemy dziś oglądać pałaców,zatrzymujemy się tylko na chwilę przy niewielkim stawie,gdzie pływają kaczuszki.Robimy zdjęcia i idziemy dalej za białymi muszlami,które nie dochodząc do kościoła,skręcają w prawo,w spokojną,asfaltową drogę.





















Idziemy asfaltową drogą pomiędzy polami w kolorze słońca.Dookoła nas roztacza się rzepakowy zapach i choć słoneczko schowane jest za chmurami,to my mamy je wokół siebie.Przystajemy na chwilę by zrobić zdjęcia,umorusać nosy pyłkiem rzepakowym i dopiero możemy ruszyć dalej.
Przed nami Henryków Lubański :)

































Droga przywiodła nas niedaleko Schroniska Młodzieżowego-tu możemy dostać pieczątkę.Wiem,że w Henrykowie są trzy miejsca,gdzie mają pieczątki.Podchodzimy więc do drzwi-zamknięte!!!! Według moich informacji,jeśli nikogo nie będzie w schronisku,to możemy Pana konserwatora znaleźć w szkole.Idziemy więc tam,ale najpierw decydujemy się podejść do kościoła.Mijamy pięknie urządzony plac z estradą-wszak tu się odbywają słynne "Henryki"-Dni Henrykowa.
Tuż przed kościołem dostrzegamy figurę św.Jana Nepomucena,robimy sobie zdjęcia i dopiero po sesji zdjęciowej idziemy obejrzeć kościół.Oczywiście jest zamknięty-wszak dziś poniedziałek.























Kościół św.Mikołaja,został najprawdopodobniej zbudowany w XVII wieku,w miejsce starszej świątyni.Był wielokrotnie przebudowywany,więc niewiele zostało z pierwotnej świątyni.Tuż przy kościele znajdują się zabytkowe krużganki i kapliczki.Na trawniku przy kościele rosną posadzone cisy.Drzewka są sadzone przez słynne osoby o imieniu Henryk,Henryka,przyjeżdżające tu na Dni Henrykowa.My spacerujemy dookoła,robimy zdjęcia i powoli kierujemy się ku szkole.





















Mamy szczęście.Przy budynku szkoły spotykamy naszego poszukiwanego Pana.Jednak nasze szczęście jest krótkotrwałe,bo okazuje się,że aby dostać pieczątkę,musielibyśmy poczekać około godziny.Nie mamy,aż tyle czasu,by zostać w jednym miejscu,wszak spory kawałek drogi przed nami.Dziękujemy więc i ruszamy dalej.
Idziemy przez ciągnącą się wieś.Kolejną pieczątkę możemy zdobyć u Sołtysa,więc tam zmierzamy.Nieliczni ludzie,których mijamy,witają nas serdecznie i dzięki temu czujemy się jakbyśmy nie byli w Polsce,a w Czechach,bo to tam,najczęściej w małych miasteczkach i wsiach,zdarza się,że obcy ludzie,nawzajem się pozdrawiają :)
Po przejściu dość sporego odcinka,pytam napotkanego akurat Pana,gdzie mieszka Sołtys i jak to bywa w takich sytuacjach-Pan wskazuje dom przed którym stoimy :) Dziękujemy i żegnamy się z Panem.Dzwonimy do drzwi-cisza!!! Jeszcze jeden dzwonek i na górze otwiera się okno.Wychyla się młody mężczyzna i mówi nam,że Pani Sołtys-czyli Jego mamy nie ma,bo pojechała do Lubania.Pytamy o pieczątkę.W odpowiedzi słyszymy,że zaraz do nas zejdzie z nią i tak też się dzieje.Stempluje nasze dzienniczki,chwilę rozmawiamy,dziękujemy i żegnamy się,ruszając w dalszą drogę :)









Wiemy,że kolejną pieczątkę możemy dostać w domu naprzeciwko henrykowskiego cisa.Kiedy po lewej stronie dostrzegamy "staruszka",zauważamy również,że z budynku znajdującego się naprzeciwko,wyjeżdża samochód.I nie mamy pieczątki :(
Miały być trzy-jest jedna i tym się radujemy :)
Schodzimy z szosy,skręcamy w lewo i podchodzimy do drzewa,które nie ma jakichś niesamowitych rozmiarów,ale niewątpliwie jest najstarszym drzewem w Polsce i gdyby umiało mówić,to opowiedziałoby nam niejedną,niesamowitą i ciekawą historię.Szacowany wiek henrykowskiego cisa to: 1200-1300,a nawet 1500 lat.Wysokość drzewa 15 m.Po wichurze w 1988 roku,została zniszczona odnoga cisa i nie ma on już dawnego obwodu 5m.W 1813 roku,pień drzewa został pocięty kozackimi szablami-nie oszczędzili nawet cisa.Choć w środku jest puste i pospinane metalowymi prętami,wciąż żyje i cieszy nas wszystkich swą obecnością :) Dotykamy dłońmi kory drzewa,robimy sobie z nim zdjęcia i idziemy dalej.
Opuszczamy powoli wieś.Dochodząc do skraju lasu,mija nas samochód na nietutejszych numerach rejestracyjnych.Zawraca i zatrzymuje się obok nas.Przez uchylone okno,Pani pyta się nas gdzie jest cis??? Wskazujemy odpowiedni kierunek,tłumacząc dokładnie jak tam dojechać.Słyszymy "Dziękuję" i samochód odjeżdża,a my wchodzimy do lasu.

























Wędrujemy leśną drogą,żółte strzałki nas prowadzą,wskazując kierunek,a leśna droga wyprowadza nas pomiędzy pola.I tak dochodzimy do Sławnikowic.Mijamy zarośnięte ruiny,przed nami widzimy kościół,a z prawej strony pałac.Najpierw robimy zdjęcia pałacu.To tu urodził się Ehrenfried Walther von Tschirnhaus,słynny uczony,filozof,przyjaciel Spinozy i Leibniza.To dzięki niemu,została odkryta tajemnica otrzymywania porcelany,europejskiej porcelany.Jego uczeń,alchemik Johann Böttger,został uwięziony w drezdeńskim lochu,gdzie dla Augusta II Mocnego miał wyprodukować złoto.Więzień prowadził swoje eksperymenty na podstawie wskazówek swego nauczyciela.Zamiast złota,powstała porcelana,która unowocześnioną metodą,produkowana jest do dnia dzisiejszego w Miśni.Po zdjęciach pałacu idziemy ku kościołowi.Zdajemy sobie sprawę,że jest zamknięty-wszak dziś poniedziałek,ale kilka zdjęć z zewnątrz trza zrobić.






















Kościół w Sławnikowicach był wybudowany około 1300 roku.Obecna świątynia pochodzi z XVI wieku.W latach 1776 i 1838 został gruntownie przebudowany.Służył ewangelikom,a współcześnie katolikom.Obchodzimy świątynię dookoła,robimy zdjęcia i przez niewielkie okna zaglądamy do środka.Po sesji zdjęciowej,opuszczamy teren przykościelny,przechodząc przez bramę z muru pruskiego.Tuż za nią w otaczającym kościół murze znajduje się krzyż pokutny-pojednania.Robimy zdjęcia i znów wkraczamy na szlak.Przechodzimy przez wieś i tak docieramy do kolejnej wsi-do Gronowa.




Przyjrzę się Wam uważnie!!!
















Gronów,jedna z najstarszych Górnołużyckich wsi,położona wzdłuż Potoku Żareckiego,została założona około 1200 roku,przez osadników niemieckich na słowiańskich ziemiach.Zatrzymujemy się na chwilkę przy tablicy,na której opisana jest historia wsi.Zaglądamy do naszych kartek z przewodnika i po przeczytaniu tego co tam jest napisane,schodzimy ze szlaku,kierując się ku kościołowi i widocznemu z daleka krzyżowi pokutnemu-pojednania.
Najpierw zdjęcia krzyża pokutnego-pojednania.Stoi on tuż obok świątyni,za ogrodzeniem z drutu.Później spacer dookoła kościoła i zaglądanie do środka przez okno,a na koniec otwarcie bramki w murze przykościelnym.Jak się okazało,jest to przejście,prowadzące z pałacu do kościoła.Trzeba tylko przejść przez park przy pałacu.Zamykamy bramkę i powoli opuszczamy też teren przykościelny,wracając na szlak.






































Dochodzimy do budynku przy szosie,wchodzimy na podwórko i stajemy na wprost pałacu.Przez siatkę robimy zdjęcia budynkowi i boćkom mieszkającym tuż obok.Sesja zdjęciowa jest dość długa,ale zdajemy sobie sprawę,że sporo drogi jeszcze przed nami,więc opuszczamy Gronów pomnikową aleją.Jest szczególny pomnik przyrody.Na aleję składają się: 56 dębów,2 klony,2 kasztanowce i 1 wiąz polny.

























































I tak wędrując mijamy kopalnię bazaltu "Aleksandra",kilka zabudowań w Łąkocinie,pola z kwitnącym rzepakiem i wiatrakami,przechodzimy przez Pokrzywnik,gdzie na jednym z podwórek stoi odrzutowiec,przechodzimy nad autostradą i drogą wśród pól i lasów wchodzimy do Jędrzychowic.




:)









































Szlak doprowadza nas do kościoła.Obchodzimy go dookoła,robiąc zdjęcia.Znajdujemy muszlę nad głównym wejściem i po zajrzeniu przez dziurkę od klucza do środka,opuszczamy teren kościelny.Tuż za murem okalającym świątynię,schodzimy w dół,mylnie iterpretując to co jest napisane w przewodniku.Dopiero gdy nie znajdujemy znaków muszli i strzałek,wracamy do kościoła i tu odnajdujemy ukrytą muszlę-przykryły ją liście żywopłotu,dlatego myśmy jej nie widzieli-podążamy więc za znakami muszli,dochodząc do głównej szosy,gdzie skręcamy w prawo ku Zgorzelcowi.














































Przechodzimy nad autostradą wiodącą ku przejściu granicznemu Polska-Niemcy.Przechodzimy przez tory i znakach informujących,że jesteśmy w Zgorzelcu-robimy sobie zdjęcia.Czujemy radość,że udało nam się tu dojść.Po sesji zdjęciowej idziemy na drugą stronę ulicy i najpierw wędrujemy uliczką parkową,a później chodnikiem,dochodzimy do centrum miasta.Tu już idziemy na dworzec autobusowy.Jesteśmy trochę przed czasem odjazdu naszego autobusu,więc posilamy się i karmimy przy tym stadko gołębi i jedną,sprytną kawkę,która okruchy łapie w locie.Kiedy podjeżdża nasz autobus,wsiadamy do niego i odjeżdżamy do domu.Rozsiadając się wygodnie w autobusowych fotelach,dopiero odczuwamy kilometry,które dziś przeszliśmy.Mimo tego zmęczenia,warto było.
Rozstajemy się w Lubaniu.Ja jutro do pracy,więc każde z nas wraca z osobna....
Tak oto kolejny etap naszej wędrówki szlakiem św.Jakuba dobiegł końca.Według przewodnika przeszliśmy 29 km.My wiemy,że było ich więcej.

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


Buen Camino :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz