niedziela, 6 października 2013

Vizytkove wędrowanie po krainie czerwonych muchomorów-czyli część Pieszej Magistrali Izerskiej :)

Trochę z lenistwa,trochę ze zmęczenia,wstajemy późno i zanim zjemy śniadanie,wypijemy kawę i spakujemy plecaki,jest już 10-ta.Chcąc cokolwiek jeszcze dziś zobaczyć,musimy jechać autkiem.
Wybieramy Czechy :)
Najpierw jedziemy do Janova nad Nisou.Parkujemy auto przy sklepie i schodzimy w kierunku kościoła.Jadąc,zauważyliśmy piękną figurę św.Jana Nepomucena stojącą za świątynią.Najpierw jednak sprawdzamy czy kościół jest otwarty i wchodzimy po zarośniętych schodach,zaglądamy przez dziurkę od klucza do wnętrza kościoła,bo oczywiście jest zamknięty.Wnętrze sprawia wrażenie dość zadbanego,ale schody raczej świadczą o rzadkich odwiedzinach....













Obchodzimy kościół dookoła i na jego tyłach,w gąszczu śnieguliczek i dzikich róż znajdujemy figurę św.Jana Nepomucena.Aby dotrzeć pod samą figurę trzeba by było przedrzeć się przez ten gąszcz.My tego nie robimy.Stajemy naprzeciw Nepomuka i robimy sobie z nim zdjęcia.Po sesji,schodzimy schodami i idziemy w kierunku znajdującego się naprzeciwko ratusza.Tu zaglądamy do informacji turystycznej,która niestety w październiku jest zamknięta.Trudno.Robimy kilka zdjęć i idziemy na tył budynku.Tu mamy całą sesję zdjęciową,gdyż ratusz i z tej strony się świetnie prezentuje.
















Herb Janova nad Nisou :)


































Wejście do kościoła???










Po zrobieniu zdjęć,spacerkiem wracamy do samochodu.Wsiadamy i jedziemy do Bedřichova.Najpierw zaglądamy do informacji turystycznej i podobnie jak w Janovie nad Nisou-jest  niestety zamknięta,sezon się skończył.Zostawiamy więc samochód na parkingu strzeżonym,bierzemy plecaki,aparaty i ruszamy na szlak.
Radeczek wylicza czas przejścia i jak nic,wychodzi Mu,że powinniśmy być na parkingu o 17-tej.No cóż zobaczymy,czy nam się to uda !!! Przed nami pierwszy z vizytkovych celów:Šámalova Chata :)
























Sprawdzamy na mapie jak iść i wybieramy asfaltową drogę.Mijamy staw z ciekawskimi kaczuszkami,łąkę na której leniuchują owieczki,a osiołek "kosi" trawę oraz psa,który na nasz widok podbiegł się przywitać i wkraczamy na drogę,prowadzącą w las.Idziemy nią,rozmawiając,robiąc zdjęcia i od czasu,do czasu zaglądając pomiędzy drzewa w poszukiwaniu grzybów.























Mimo tego,że idziemy asfaltem,to droga nam mija dość szybko i wcale nie męczy nas tak,jakbyśmy się spodziewali.Mijamy poustawiane przy drodze krzyże.W  pewnym momencie skręcamy w prawo i w oddali,na końcu drogi,zauważamy nasz pierwszy cel-Šámalovou Chatę.Przed nami Nová Louka i przepiękny,cembrowany budynek schroniska i restauracji.W latach 1756-1817 w tym miejscu była huta szkła.W 1844r.,mieszkalny dom mistrza szklarskiego przeszedł do majątku Clam-Gallasów,którzy go przebudowali na pałacyk myśliwski.Od czasu owej przebudowy,na Novej Louce działa stacja meteorologiczna,jako filia libereckiej i dzięki temu,29 lipca 1897 roku,zanotowano opad deszczu rzędu 345,1 mm w ciągu 24 godzin,co jest europejskim rekordem sumy opadów dobowych.
Robimy całe mnóstwo zdjęć i dopiero po dłuższej chwili wchodzimy do środka.Tłoczno tu i gwarno,ale specjalnie nas to nie dziwi,przed budynkiem stoi całe mnóstwo rowerów.My tylko kupujemy vizytki i znaczek turystyczny.Pieczątka jest dopełnieniem formalności.Wychodzimy na zewnątrz i bardzo powoli ruszamy ku następnemu vizytkovemu celowi.
































































Dochodzimy do Gregorův kříž,skręcamy w leśną drogę,wzdłuż której rośnie niesamowicie dużo czerwonych muchomorów.Są stare,rozsypujące się na kawałki,wysuszone i młode-pięknie czerwone z białymi kropkami i takie,które ledwo co wystawiły łepki znad ziemi :) Na tle leśniej zieleni,stanowią kolorowy dodatek :)
Idziemy leśną drogą,rozmawiamy i robimy zdjęcia.Zastanawiamy się czy Hřebínek-nasz kolejny vizytkovy cel-będzie otwarty.W pewnej chwili,dostrzegam samochód i Radek mówi,że to dobry znak,bo kiosk powinien być otwarty.Dochodzimy więc do Hřebínka i cieszymy się,bo tak faktycznie jest .Tu jest krzyżówka szlaków.Pięć dróg rozchodzi się w różnych kierunkach.My najpierw idziemy do kiosku,by dopełnić formalności-pieczątka i vizytki turystyczne i dopiero teraz sesja zdjęciowa,a po niej studiowanie mapy.Nie chcemy iść tą samą drogą,więc szukamy innej by nią dojść do kolejnego vizytkovego celu.























































Od Hřebínka idziemy żółtym szlakiem-jest to droga asfaltowa,nowiutka i równiuteńka!!! Po 1,2 km dochodzimy do Bila Kuchyne i tu skręcamy w lewą stronę,wchodząc na leśną drogę.Nią idziemy do Olivetskiej hory.Tu stoi sobie hydrometeorologiczny "strażnik". Ma namalowane oczy i uśmiech,robimy sobie z nim zdjęcia i idziemy wydeptaną ścieżką na punkt widokowy.No cóż,widoki stąd pewnie były przepiękne,mamy tego przedsmak-luki pomiędzy drzewami ukazują co nieco,ale resztę niestety zasłaniają drzewa :(
Po kilku zdjęciach wracamy do "strażnika" i idziemy dalej.















































Na krzyżówce Za Přehradou,skręcamy w prawo i idziemy niebieskim szlakiem.Po przejściu niewielkiego odcinka,znajdujemy się na wprost nowiutkich pomostów.Stare leżą z boku,a my wchodzimy na różowawe,grube deski i nimi teraz podążamy.Dość sprawnie idzie się kładkową drogą.Co jakiś czas,zza drzew wyłania się tafla jeziora.Po obu stronach pomostu widać bajorka błotne.I nagle przed nami kończy się pomost,leżą same bele,a desek na nich nie ma.I co robić???
Przejście po samych belach raczej na dłuższą metę nie wchodzi w rachubę,bo po pewnym czasie,stracilibyśmy równowagę i wylądowalibyśmy w mokradle....
Zauważamy,wydeptaną ścieżkę,omijającą błota i dającą przejść,w miarę suchą nogą.Schodzimy więc z kładki i wędrujemy tą ścieżką.





































Po przejściu dość sporego kawałka,wydeptaną ścieżką,znów pojawia się pięknie ułożona kładka.Wchodzimy na nią i dochodzimy do krzyżówki.W prawo odchodzi kolejna kładka,skąd rozpościera się cudny widok na jezioro.Tuż nad samym brzegiem dostrzegamy kamień.Schodzimy z pomostu na wydeptaną ścieżkę i idziemy sprawdzić co to za kamień.Okazało się,że jest to kamień z tablicą poświęcony Herbertowi Jone,z datą 24.06.1930r.Wracamy na pomost i idziemy dalej.













































I jak ja mam po tym iść???

Ktoś mi zabrał kładkę!!!












I tak kilka razy schodzimy na wydeptaną ścieżkę,bo kładek nie ma,ale dzięki temu mamy frajdę z wędrowania z przeszkodami :)
Docieramy do końca kładkowej drogi i naszym oczom ukazuje się Bedřichovská přehrada na Černé Nise-to nasz trzeci dziś vizytkovy cel.
O zaporze można poczytać tu:
http://www.prumyslovepamatky.cz/pl/strony/1130.html

















































Wchodzimy na koronę zapory i robimy całe mnóstwo zdjęć.Nic dziwnego,zapora prezentuje się cudnie,a i piękny błękit z mazanymi chmurkami dodaje uroku temu miejscu.Na dokładkę latają tu jeszcze motyle-niestety niedostępne dla mnie,ale choć oczy ich widokiem nacieszyć można :)
Po dość długiej sesji zdjęciowej i odpisywaniu na smsy(to ja,nagle wszyscy czegoś ode mnie chcą i to zawsze jest wtedy,gdy jestem poza Polską),powoli schodzimy z korony zapory.Zresztą,od wody zaczyna wiać chłodem....br,br,brrrrrr......
Lepiej iść na słońce i cieszyć się jego ciepłem :)


























































Opuszczamy zaporę zachwyceni widokami.
Przed nami 3 km zielonym szlakiem do Bedřichov-Malinik.Cóż to jest dla nas.
Idziemy ścieżkami leśnymi i choć nam się wydaje,że te 3 km,to tak trochę więcej jest niż 3 km,docieramy w końcu do Bedřichova-Malinika.Stąd mamy 1,5 km do naszego parkingu.











1,5 km z górki mija nam niesamowicie szybko i tak jak Radeczek zaplanował i obliczył,do samochodu wsiadamy o 17-tej.
Wracamy do Polski,do domu.Jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni.Udało nam się dziś być w trzech przepięknych miejscach,zdobyć trzy vizytki w Górach Izerskich-są to punkty do srebrnej odznaki,na którą teraz pracujemy.Wędrowaliśmy po nieznanych nam miejscach,ciesząc się swoim towarzystwem i pięknem górskich widoków :).Wędrowaliśmy pieszą magistralą jizerską.

Tak oto kończy się kolejna nasza wędrówka,pora więc na następną :)
Do zobaczenia niebawem :)



Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie,życząc miłej lektury :)


Danusia i Radek :)
Oboje mamy brązowe odznaki Gór Izerskich :)

3 komentarze:

  1. Ale cudna wyprawa!!!
    ta zapora urzekła mnie, zaraz zapiszę nazwę aby kiedyś tam wpaść
    fajne zdjęcia...dzięki za relację
    Kocham wypady małe i duże!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i odwiedziny.Pozdrawiam cieplutko,choć jesiennie :)

      Usuń
    2. Pozdrawiam również:):)

      Usuń