sobota, 21 września 2013

Pożegnanie lata-czyli w poszukiwaniu Drogi Królewskiej na Górnołużyckiej ziemi :)

"W ramach projektu realizowanego przez Stowarzyszenie Południowo-Zachodnie Forum Samorządu Terytorialnego „Pogranicze” i Christlich-Soziales Bildungswerk Sachsen pod tytułem “Via Regia: poznać Europę - od historii do przyszłości” uczestnicy pieszych przejść każdego dnia pokonają ok. 25 kilometrów trasą dawnych dróg nawiązujących do Via Regia. W roku 2012 wykorzystano przy tej okazji pątniczy szlak - Droga św. Jakuba. W tegorocznych wędrówkach nie braknie także prób odnalezienia dawnej Via Regia pozbawionej oznakowania. Są to więc  swojego rodzaju „ćwiczenie terenowe” w odszukiwaniu traktów.
Przed nami jeszcze tylko dwie wędrówki już na terenie Saksonii:
21.09.2013      Löbau – Budziszyn                          Start:   9:00, dworzec kolejowy, Löbau
19.10.2013      Budziszyn – Bischofswerda                Start:    9:30, Reichenturm, Budziszyn
Dnia 21 września 2013 r. dojeżdżamy do Löbau pociągiem relacji Wrocław – Drezno. Wyjeżdża on z Wrocławia o 6:35, a kolejne przystanki to: Bolesławiec – 7:54, Zgorzelec Miasto – 8:27, Zgorzelec: 8:33, Görlitz – 8:43. Z dworca w Löbau ruszamy na krótkie zwiedzanie miasta, a następnie ruszamy na zachód w poszukiwaniu dawnego traktu, zatrzymując się m.in. w Hochkirch i nieopodal Kubschütz. Cała trasa do Budziszyna liczy około 24 kilometrów. Planowany powrót pociągiem relacji Drezno – Wrocław, wyjeżdżającym z Budziszyna o 18:55.
Udział w wędrówkach jest bezpłatny. Uczestnicy we własnym zakresie zabezpieczają się w prowiant i ubezpieczenie. Organizatorzy zapewniają dojazd z Bolesławca (RegioExpress 7:54), Jeleniej Góry (Koleje Dolnośląskie 5:41) i Lubania (6:55) do Löbau i z Budziszyna z powrotem na stronę polską. Korzystamy przy tym z transportu kolejowego z wykorzystaniem biletów grupowych. Dlatego konieczne jest wcześniejsze zgłoszenie, najpóźniej do godziny 12:00 dnia poprzedzającego wędrówkę. W przypadku zaniechania uczestnictwa bez odwołania wcześniejszego zgłoszenia, organizator zastrzega sobie prawo do domagania się zwrotu poniesionych kosztów. Nie jest przewidziany transport bagaży. Wędrówki prowadzi licencjonowany przewodnik sudecki i saksoński oraz tłumacz polsko-niemiecki.
Projekt pt. „Via Regia: poznać Europę – od historii do przyszłości” realizowany jest przy współfinansowaniu ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej EWT Polska – Saksonia 2007 – 2013.".






Ifigenii to my żadnej nie znamy....





I my się zgłosiliśmy !!!
Bardzo wczesna dziś były pobudka,śniadanie i kawa.
Pakowanie plecaków poszło nam sprawnie,tym bardziej,że wczoraj sobie wszystko przyszykowaliśmy.Jesteśmy gotowi do wyjścia z ogromnym zapasem czasowym,ale mimo to wychodzimy i kierujemy się na dworzec kolejowy.Nasz pociąg już jest podstawiony,wsiadamy do niego i teraz to my czekamy na Emila,który zjawia się tuż przed odjazdem pociągu.Witamy się z Nim i rozsiadamy się wygodnie.Podróż umilamy sobie rozmową i nie wiedzieć kiedy dojeżdżamy do Lubania.Tu wsiadają Krysia i Tadeusz i teraz już w pięcioosobowym składzie dojeżdżamy do Zgorzelca.Tu mamy przesiadkę,ale prawie godzinne czekanie na nasz pociąg postanawiamy wykorzystać na łyk gorącej kawy w Macdonaldzie.Po kawie idziemy na stację i tu spotykamy kilkoro uczestników dzisiejszej wędrówki,którzy czekają już na nas.Po przyjeździe pociągu relacji Wrocław-Drezno,wsiadamy do niego.W środku wita nas dość spora grupa wędrowców z Bolesławca i Wrocławia.Witamy się z Nimi i rozsiadamy się wygodnie.Na rozmowie,żartach i opowieściach czas mija nam szybko i na stacji Löbau wysiadamy.Stąd zaczynamy dzisiejszą wędrówkę Drogą Królewską.
Pociąg specjalny,jadący z Niemiec na "Paradę Parowozów"
w Jaworzynie Śląskiej.


Część budynku dawnego dworca w Zgorzelcu została
zamurowana-coś zaczyna się tu robić???,a może
to tylko zmyłka????

:)














W Löbau na stacji czekają już na nas uczestnicy z Niemiec i teraz jest nas już dwadzieścia troje.Po krótkim powitaniu i omówieniu dzisiejszej trasy powoli ruszamy do centrum miasta.Zatrzymujemy się przy kościele św.Mikołaja i każde z nas słuchając historii,powoli wyjmuje z plecaków peleryny,płaszcze przeciwdeszczowe,parasolki itp....rozpadało się na dobre....
Postanawiamy przeczekać deszcz w informacji turystycznej.













Herby sześciu miast,a właściwie siedmiu,
bo doszedł Zgorzelec-tworzących "Związek
Sześciu Miast":)













Przeczekujemy największe opady,przeglądając folderki i gdy deszcz zamienia się w mżawkę,opuszczamy informację turystyczną i idziemy na spacer po Löbau.
Miasto po raz pierwszy było wzmiankowane w 1221r.,ale w grodzisku na Löbauer Berg znaleziono ślady bytności człowieka z okresu paleolitu.W średniowieczu rozwinął się tu przemysł sukienniczy i by przeciwdziałać rozbojom,miasto wraz z innymi miastami utworzyło "Związek Sześciu Miast":) Obecnie miejscowość jest ośrodkiem przemysłu spożywczego i tekstylnego.Tu znajduje się,założona w 1859r. wytwórnia fortepianów Augusta Förstera,która funkcjonuje do dziś.Poza tym miasto jest centrum produkcji rolniczej Górnych Łużyc,utworzono tu ośrodek odbudowy hodowli owiec,które dawniej były powszechnie hodowane na Łużycach.
W siąpiącym wciąż deszczu spacerujemy po rynku.Oglądamy okalające go kamienice,wysłuchujemy hejnału płynącego z wieży ratusza i dopiero teraz ruszamy na szlak.




















Zanim jednak opuścimy miasto,Emil prowadzi nas w miejsce,które jest klejnotem architektury modernizmu.Znajduje się przy ulicy Kirschallee.Dom fabrykanta Schminkego,został zbudowany w latach 1930–33 wg projektu słynnego architekta,Hansa Scharouna.Formy, materiał i koncepcja budowli inspirują architektów do dziś.Oglądamy go zza płotu,w padającym deszczu i kotem,któremu spodobał pielgrzymi kij Krysi.Po wysłuchaniu historii tegoż domu,zrobieniu zdjęć,ruszamy już w drogę.










































Opuszczamy miasto,idąc asfaltową drogą.Grupa rozciągnęła się,każdy idzie własnym tempem.Praktycznie można by rzec,że idziemy gęsiego....hi,hi...3km za Löbau,schodzimy z asfaltu na drogę wśród pól.I tu idąc tą drogą,mówię Radkowi,że trzeba było nam zapakować ochraniacze-przydałyby się właśnie teraz.No cóż,zwyczajnie o tym nie pomyśleliśmy :(
Jakoś udaje nam się przejść w miarę lekko zmoczoną nogą i po wyjściu znów na asfalt,robimy sobie krótki postój i tu pojawia się błękit.Malutki skrawek,ale dodał nam otuchy i nadziei,że jednak deszcz już nam towarzyszyć nie będzie.




















Przechodzimy przez Großdehse i znów wchodzimy w pola.Widoki dookoła nas zachwycają.Co chwilę odwracam się,by móc się nimi nacieszyć.Zaorana ziemia parując pachnie niesamowicie,a my idziemy w mokrej trawie w stronę lasu.Tu na chwilkę zatrzymujemy się,by jeszcze raz spojrzeć na panoramę,która rozpościera się za nami.Po nacieszeniu oczu i aparatów idziemy kawałek skrajem lasu,by za chwilę do niego wejść.
































W lesie czuć większą wilgoć.Z drzew kapie nam na nosy i twarze,trawy na ścieżce moczą nam spodnie do kolan,ale humory nam dopisują i w dobrych nastrojach dochodzimy do rozwidlenia dróg,gdzie zatrzymujemy się,czekając na resztę grupy.I dopiero po dotarciu ostatniej osoby ruszamy dalej.






Traperowe drzewo :)














Mijamy "traperowe drzewo",stada owiec pasących się na polach,szare gęsi,gęgające głośno na nasz widok i tak dochodzimy do Lehn.Tu oglądamy zabudowania pałacowe zza płotu.Napis na ogrodzeniu,jasno daje nam do zrozumienia,że wejście na teren jest zabronione i że znajduje się tu stadnina koni.Zaglądamy ciekawie przez dziury w pałacowym murze,ale niewiele widać,pałac jest ukryty przez drzewa i krzaki,za to bardzo łatwo daje się dostrzec staw i kamienny mostek,malowniczo odbijający się w wodzie.Tuż za pałacem,na polach dostrzegamy konie.Są dość daleko od nas i na nasz widok wszystkie stanęły w rzędzie.Wygląda to tak,jakby szykowały się do ataku...









"Ataku" jednak nie było,wszystkie powolutku,z pewną dozą nieśmiałości podchodziły do ogrodzenia.Dały się nawet pogłaskać,a my skorzystaliśmy z tego i je głaskaliśmy :)
I znów idziemy wśród pól,na których pasą się kolejne konie.









I tak wchodzimy do kolejnej wsi-Sornßig.Tu kłaniają się nam różnokolorowe georginie,z wielkimi kwiatami,ciężkimi od deszczu.Nasi niemieccy wędrowcy chwalą się znalezionymi grzybami.Tu napotykamy kolejny kamienny drogowskaz.









Przechodzimy przez wieś i idziemy spokojną asfaltową drogą,z rosnącymi po obu jej stronach gruszami.Jak się okazało,w krzakach rosły też grzyby-piękne okazy prawdziwków :)





















Posilając się gruszkami,leżącymi pod drzewami,powoli dochodzimy do Hochkirch.Tu zatrzymujemy się niedaleko kościoła i czekamy na resztę wędrowców.I znów zaczyna padać deszcz.Każdy z nas chroni się przed spadającymi kroplami jak może i gdy jesteśmy w komplecie idziemy do kościoła.Przed świątynią znajdują się dwa pomniki upamiętniające poległych żołnierzy,podczas rozegranej tu bitwy pomiędzy wojskami pruskimi króla Fryderyka II,a armią austriacką dowodzoną przez feldmarszałka Leopolda von Dauna.Wojska pruskie zostały zaskoczone i zaatakowane o trzeciej w nocy i poniosły klęskę.Trzeba powiedzieć,że armia austriacka miała o wiele większe siły zbrojne.Obie armie poniosły ogromne straty podczas tej bitwy,ale mimo to,wojska pruskie nie zostały rozbite.
My po obejrzeniu odlewów dzwonów,oglądnięciu terenu przykościelnego,postanawiamy zatrzymać się tu na ciut dłużej i zjeść małe co nieco.Idziemy więc do restauracji znajdującej się tuż obok.

























Radek pokazał mi restaurację,która hołdowała Fryderyka II.Był w niej kiedyś podczas wędrowania z Rajdem na Raty.Szkoda,że obecnie jest ona już nieczynna :(
Idziemy więc do budynku tuż obok i tu wszyscy zostajemy mile przyjęci.Nie było problemu z pomieszczeniem dużej grupy.
Ja i Radeczek zamawiamy po małym piwku i soljance.Rozsiadamy się wygodnie i czekanie umilamy sobie rozmową.
























Najpierw zostały przyniesione kawy i piwo,Rozkoszujemy się zimnym trunkiem,trzeba przyznać,że piwo smakuje wybornie.
Po jakimś czasie zostaje podana zupa.W niewielkich miseczkach z kleksem śmietany,kusi zapachem.Śmieję się,że tym razem nie poparzę języka,bo nie muszę jeść w ekspresowym tempie,jak to miało miejsce ostatnio w Zgorzelcu :)
Solianka,solanka-jest to tradycyjna zupa rosyjska i ukraińska.Gęsta,gotowana na wywarze rybnym,mięsnym lub grzybowym.Dawniej uważana była za potrawę chłopską i gotowana była tylko na wywarze rybnym,bez dodatków.Współcześnie,w zależności od wywaru,wyróżnia się smakiem.W mięsnej powinno się znajdować kilka gatunków mięs (obsmażonych, gotowanych, wędzonych) i wędlin (przeważnie parówki) oraz słoninę.Rybna powinna zawierać gotowaną,wędzoną i soloną rybę,a grzybowa powinna zawierać kilka rodzajów grzybów,w różnym stanie:kiszone,marynowane i suszone.Do tego dodaje się aromatyczne przyprawy i kleks śmietany.Powinna mieć słodko-kwaśny smak.
Nasza jest mięsna.Jest w niej kilka mięs i parówka,ma słodko-kwaśny,wyśmienity smak :) PYCHOTA !!!.Wygrywa smakowo z większą porcją jedzoną ostatnio w Zgorzelcu.
Niespiesznie zjadamy zupę,dopijamy piwo,płacimy i opuszczamy restaurację-przed nami jeszcze sporo drogi.











Mikołaj też ma urlop :)

:)

Gęsiego...

Pod "trójką" mieszka koziorożec i waga :)



Opuszczamy Hochkirch i znów idziemy asfaltową drogą wśród pól z kukurydzą,rzepakiem i pięknymi widokami.









Asfaltowa droga doprowadza nas do Meschwitz i tu pierwsze co dostrzegamy,to stadko alpak.Stajemy jak zauroczeni przy ogrodzeniu i robimy zdjęcia.Zwierzęta podchodzą do ogrodzenia ciekawie na nas spoglądając.Po dość długiej sesji zdjęciowej ruszamy dalej,oglądając się co rusz na te cudne zwierzaki.






















Uśmiechnięta gąsieniczka :)








Kręglowy płot :)







Przydrożne grusze uginające się pod ciężarem owoców :)



W oddali Bautzen :)

Wrotycz zwabił owady :)








Przechodzimy przez Soritz,cały czas idąc szosą z przydrożnymi gruszami,uginającymi się pod ciężarem owoców,którymi wędrowcy się zajadają.
Kolejną wioską,przez którą przechodzimy jest Blösa i tu stajemy na skrzyżowaniu i zastanawiamy się,którą z dróg wybrać-szosę?-czy polną drogę?
Po chwili zastanowienia,wybieramy polną drogę.Jeden z naszych niemieckich wędrowców prowadzi nas nią,jak się okazało zna ten teren,bo stąd właśnie pochodzi.Idziemy więc za Nim wśród pól.
























Z polnej drogi schodzimy na leśną i nią wychodzimy na obrzeża Bautzen.I tu pada pytanie.Czy pędzimy i wsiadamy do wcześniejszego pociągu,czy niespiesznie idziemy do centrum miasta,robimy sobie spacer po Bautzen i odjeżdżamy tak jak było zaplanowane???
Jednogłośnie stwierdzono,że się nie spieszymy.














Kasztan jadalny.

















Dawne więzienie Stasi,obecnie Muzeum.

Przechodzimy przez dzielnice miasta.Mijamy dawne więzienie "Stasi"-więcej o nim można przeczytać tu:
http://www.bautzen.de/tourismus_pl.asp?mid=199&iid=422

Zatrzymujemy się na chwilę,jest już późno,więc nie mamy szans by wejść do środka.Szkoda,może kiedyś???






























Kłokoczka???

Powolnym spacerowym krokiem docieramy do centrum Budziszyna.Tu zaskakują mnie drzewa,które są dla mnie ciekawostką.Nie wiem cóż to za drzewa,ale mam podejrzenie,że jest to kłokoczka.Robię zdjęcia i postanawiam,że poszukam w domu.
Kilka faktów historycznych o Budziszynie przeczytać można tu:
http://www.bautzen.de/bautzen_pl.asp?mid=191&iid=402






Budziszyński ratusz w remoncie.













Kościół symultaniczny.















Marmurkowe chmury :)

























Spacer po centrum miasta kończymy małą kawą,wypitą w rynku.Smak ma niesamowity.Po jej wypiciu powoli ruszamy do miejsca,gdzie mamy się wszyscy spotkać i ruszyć w kierunku dworca kolejowego.





















Na stacji jesteśmy ciut przed przyjazdem naszego pociągu,relacji Drezno-Wrocław.Wsiadamy do niego wszyscy.Pierwsi wysiadają wędrowcy niemieccy,w Löbau.Część wysiada w Zgorzelcu,w Bolesławcu,a reszta we Wrocławiu.My w Zgorzelcu mamy przesiadkę na autobus-ostatni jaki stąd odjeżdża.




Niemieccy wędrowcy :)





W Zgorzelcu żegnamy się z częścią naszej grupy.W Lubaniu wysiadają następni uczestnicy,a ja i Radek kończymy w Jeleniej Górze.
Jeden z ostatnich dni lata,spędziliśmy na wędrowaniu po Górnych Łużycach,Drogą Królewską,po ziemi zamieszkałej przez Serbołużyczan i kilka słów o tym narodzie można przeczytać tu:
http://www.dobra-rada.pl/serboluzyczanie-slowianska-mniejszosc-w-niemczech_2084

Było fajnie a nasza kolejna wędrówka dobiegła końca,pora więc na następną.Do zobaczenia niebawem.

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury.

Danusia i Radek :)
Dwujęzyczne drogowskazy :)

Kamienne drogowskazy :)

2 komentarze:

  1. Danusiu, bardzo dziękuję za wyczerupującą relację. Nie mogłam być na tej wędrówce, ale czytając to, czułam się, jakbym wędrowała razem z Wami. Krajobrazy i miejsca piękne, szkoda, że pogoda wydaje się, że była nieco kapryśna. Jednak w tak miłym towarzystwie, nie miało to chyba zbyt wielkiego znaczenia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anetko,pogoda dwa razy spłatała nam figla,mocząc nas deszczem,ale mimo to nie było źle.Każda taka wędrówka coś nam przynosi i pozostawia wspomnienia :)
      Pozdrawiam cieplutko i życzę Ci spełnienia wszystkich planów :)

      Usuń