Na dziś jesteśmy umówieni z Maciejem,Marlenką i Elą.Jedziemy do Czeh,do Alšovic,na "Pochod krajem českých sklářů".
Wstajemy dość wcześnie,jemy śniadanie,pijemy kawę,robimy kanapki,pakujemy plecaki i idziemy na przystanek MZK.Kiedy przyjeżdża nasz autobus,wsiadamy do niego i jedziemy nim do Cieplic,bo to stąd właśnie mamy ruszyć do Czech.
Na parkingu,w umówionym miejscu spotykamy się z Marlenką i Maciejem.Po powitaniu,rozmawiamy chwilę,czekając na Elę.Kiedy przyjeżdża,po krótkim powitaniu,wsiadamy do auta i ruszamy ku dzisiejszej przygodzie.
Jedziemy.
Przejeżdżamy przez Szklarską Porębę i jedziemy ku granicy.Im jesteśmy wyżej,tym więcej śniegu dookoła.Krajobraz robi się zimowy.Patrząc na białe drzewa,stwierdzamy,że zimą nie mieliśmy zbyt wielu okazji tak bielutkich widzieć.
W śniegowej szacie przejeżdżamy przez granicę.W Harrachovie nie ma już śniegu.Do Alšovic dojeżdżamy bezproblemowo i dość szybko.Wjeżdżamy na duży parking,przy Sokolovni,gdzie zostawiamy samochód.Zabieramy z auta wszystko to co nam potrzebne i ruszamy w kierunku budynku.Wchodzimy do środka,bierzemy formularze,każdy z nas wpisuje swoje imię i nazwisko,rok urodzenia i miejscowość skąd przyjechał.Oddajemy kartki,wpłacamy startovné,dostajemy mapki z rozpiską dzisiejszej trasy i ruszamy ku nowej,aczkolwiek i starej przygodzie.
Cztery lata temu byliśmy na tym pochodzie,a było to tak;
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2013/04/pochod-krajem-ceskych-sklaru-alsovice.html
Podobnie jak cztery lata temu mamy mglistą pogodę,tyle że dziś jest zimniej.Wtedy trasa miała 15 km,dziś jednak ma 13 km.Zaczyna się tak samo jak i wtedy.Idziemy więc najpierw własnym znaczeniem-czerwona wstążka wskazuje nam kierunek naszej wedrówki.
Zatrzymujemy się przy krzyżu na rozstaju dróg.Gdybyśmy skręcili w lewo,to po 200 metrach doszlibyśmy do punktu widokowego,ale dziś to nie ma żadnego sensu-gęsta mgła skrywa wszystkie widoki.Jest więc podobnie jak cztery lata temu...Zostawiamy drogę z lewej i z prawej strony.Idziemy prosto do asfaltowej szosy w Čížkovicach.Przechodzimy przez nią i docieramy do miejscowości Krásná,gdzie mamy pierwszy punkt kontrolny.Mijamy stare,remontowane budynki,przy każdym znajduje się ręczna pompa wodna,ale nie już różnokolorowych szkiełek....Szkoda,bo dodawały one uroku...
Rozglądając się dookoła,robiąc zdjęcia,niespiesznie docieramy do pierwszego punktu kontrolnego.Stemplujemy tu nasze mapki i kajety,przyglądamy się dzieciom,które wyklejają wielobarwnymi szkiełkami obrazki.Podchodzimy do ławy,na której ustawiono talerze z plasterkami pomarańczy i herbatę w karnistrach.Częstujemy się owocami i idziemy powoli w kierunku probostwa i kościoła św.Józefa.
"Kościół św. Józefa niemal na własny koszt wybudował w latach 1756 - ; 1760 miejscowy, najbardziej znany obywatel Johann Josef Kittel.
Barokowy jednonawowy kościół ma cenny ołtarz i Święte schody, a po prawej stronie rokokowe zdobienie. w skład obiektu wchodzi też probostwo z drugiej połowy XVIII wieku, piaskowcowy barokowy posąg św. Józefa, który niestety w 2001 roku został ukradziony, słup morowy z 1772, kaplica nad źródełkiem obok kościoła z 1773 roku i przede wszystkim pierwotny dom Kittela
Dom nr 19, byłe probostwo, pochodzi z drugiej połowy XVIII wieku. Jest to jednopiętrowy budynek o w przybliżeniu kwadratowym planie. Parter jest murowany, cembrowane piętro jest częściowo chronione eternitem, częściowo starszymi gontami. W głównym froncie jest pięć osi okiennych, pośrodku wejście do korytarza ze sklepieniem, którego piaskowcowy portal jest oryginalny.
Posąg św. Józefa jest znajduje się z lewej strony kościoła. Jest otoczony kasztanami. Piaskowcowy barokowy posąg spoczywa na dwóch słupach toskańskich. Rzeźba pochodzi z drugiej połowy XVIII wieku i jest częścią strefy ochronnej kościoła św. Józefa.
Słup morowy Trójcy Przenajświętszej znajduje się między probostwem i kościołem. Na okrągłej podstawie jest napis świadczący o tym, że posąg zbudowali w 1772 roku praski rzeźbiarz Josef Leder i kamieniarz Godefrid Lawacz z inicjatywy Josefa Kittela. Chodzi o cenny barokowy zabytek sztuki. Na okrągłej podstawie spoczywa trójkątny ostrosłup. Podstawa przechodzi w trzy potężne konsole z posągami św. Jana Nepomucena, św. Wacława i św. Wojciecha. Między konsolami są umieszczone następne rzeźby św. Sebastiana, P. Marii i św. Rocha. W ostatniej trzeciej części grupy rzeźb dominuje rzeźba Trójcy Przenajświętszej.
Dom Kittela znajduje się pod kościołem św. Józefa. Około połowy XVIII wieku zlecił jego budowę znany lekarz Johann Josef Kittel dla swojej rodziny. Jednopiętrowy budynek jest w części parterowej cembrowany, częściowo murowany, na piętrze cały cembrowany. Okna są w dzisiejszej postaci z ok. drugiej połowy XIX wieku. Wewnątrz są oryginalne schody na piętro, na piętrze szereg pomieszczeń mieszkalnych."-tekst ze strony http://www.cesky-raj.info/dr-pl/4970-ko-cio-a-w-jozefa-krasna.html
Przy świątyni rozdzielamy się.Radek idzie do budynku probostwa,Marlenka,Ela i ja zmierzamy w kierunku Muzeum i budynku w którym mieszkał Kittel,a Maciej spokojnym spacerkiem podąża za nami.Muzeum jest jeszcze zamknięte.Sezon zaczyna się 1 maja.Dom w którym mieszkał słynny "Diabelski Doktor" cały czas jest odremontowywany,więc też jest niedostępny.Przechadzamy się więc niespiesznie i robimy zdjęcia.Kiedy wracamy ku kościołowi,dołącza do nas Radek i mówi,że być może będziemy mieć pieczątkę i vizytki.Bo rozmawiał z Panią,która jest w budynku probostwa,wyjaśniając Jej,że chcielibyśmy kupić vizytki.Ona gdzieś zadzwoniła i kazała Radkowi patrzeć na okna w domu po drugiej stronie ulicy,bo jeśli tam ktoś odsłoni firankę i będzie zaglądać w tą stronę,to będzie znak,że vizytki będą do kupienia.
Idziemy więc w kierunku probostwa.Stajemy przy słupie morowym i robimy zdjęcia.Kiedy tak się fotografujemy,prawie do nas przybiega Pani z domu naprzeciwko probostwa.Ma ze sobą vizytki i pieczątkę.Stemplujemy dzienniczki,kupujemy naklejki i dziękujemy Pani za przyjście,żegnając się z Nią.Szczęśliwi,przed dalszą wędrówką przysiadamy na chwilę na ławce,posilamy się i kosztujemy małe co nieco.
Po odpoczynku,powoli idziemy dalej.Najpierw wędrujemy skrajem asfaltowej drogi.Co jakiś czas rozpoznajemy miejsca,w których byliśmy cztery lata temu i robimy te same zdjęcia.Śmiejemy się że pamięć nasza składa się fotografii,bo kiedy jesteśmy w danym miejscu nagle przypominamy je sobie,wygrzebując z zamkniętych szufladek w głowie...
I tak wędrujemy niespiesznie zmierzając do drugiego punktu kontrolnego.Przed nami Černá studnice.
Kiedy docieramy na górę najpierw stemplujemy swoje mapki i kajety.Po dopełnieniu formalności,stajemy w kolejce po piwo.
"Černa Studnice, Der Schwarzbrunn (869 m n.p.m.)
Tym, czym dla Liberca i okolic była Ješted, dla Jablonca była Černa Studnice. Już w 1885r. na szczytowej skale została wybudowana prosta platforma z kamiennymi schodami – pierwszy punkt widokowy powstały dzięki dążeniom DGJI, nawet jesli platforma ta nie przypominała jeszcze swoim wyglądem prawdziwej wieży widokowej.
Sekcja Jablonecka, miała jednak bardziej dalekosiężne plany: budowę schroniska górskiego. Centrala w Libercu, dbająca przede wszystkim o interesy Ješted, nie była zbyt przychylnie nastawiona do tego projektu, gdyż oznaczał on spore wydatki. Nie zrażona tym Sekcja Jablonecka wystąpiła w 1903r. z DGJI i założyła samodzielne towarzystwo turystyczne. Jeszcze w tym samym roku został ogłoszony przetarg na budowę obiektu na Černa studnice, którego zwycięzcą został architekt Robert Hemmrich. Po pokonaniu problemów z uzyskaniem ziemi pod budowę, latem 1904 rozpoczęły się prace pod kierownictwem budowniczego Corazzy. Nowa budowla, składająca się ze schroniska górskiego oraz 26-metrowej wieży, do budowy której ścian (szerokich na 160 cm) użyto ważących prawie trzy tony czarnych granitowych prostopadłościanów, została przekazana do użytku publicznego 14.sierpnia 1905r. W uroczystościach otwarcia wzięło udział około 6000 osób z całej okolicy, obecne były także delegacje różnych organizacji turystycznych oraz chóry ludowe. Sukces przedsięwzięcia sprawił, ze architekt Hemmrich był proszony od tej pory o projektowanie wszystkich budowli Sekcji Jabloneckiej, a kilkakrotnie nawet o zaopiniowanie projektów DGJI. Podobnie jak na Ješted, tak i tutaj miała miejsce rywalizacja o zdobycie szczytu, co leżało w interesie Sekcji Jabloneckiej, ponieważ wraz z liczbą turystów rosła także ilość wypijanego piwa, a co za tym idzie fundusze sekcji przeznaczone na rozbudowę i lepsze wyposażenie działającego do dzisiaj schroniska."-tekst ze strony http://www.izerski.pl/%C4%8Cerna_Studnice__Der_Schwarzbrunn_869_m_n_p_m__g,7,a,140.html
Kiedy w końcu mamy piwo,siadamy na dworze przy jednym ze stołów.Rozkoszujemy się smakiem ciemnego napitku i odpoczywamy.Niestety,nasza sielanka nie trwa zbyt długo.Pogoda zmienia się nagle.Zaczyna wiać lodowaty wiatr.Kończymy więc nasze posiedzenie,zapinamy szczelniej kurtki i ruszamy na szlak.
Černá studnice zostaje za nami.Kiedy wchodzimy na szlak zaczyna sypać śnieg,zmieniający się w śnieżne krupy z deszczem.Opatuleni szczelnie nie poddajemy się,twardo wędrujemy zmierzając do celu.Mijamy ukryte między drzewami skalne formacje,ale nie podchodzimy do nich,nikomu z nas się nie chce.Zmarznięci schodzimy z góry leśną drogą zmierzając ku miejscowości Berany.
W Beranach schodzimy z leśnej drogi i wchodzimy na asfalt.Idziemy nim do skrzyżowania,które mijamy i wędrując dalej docieramy do zakrętu,na którym Maciej,Radek i ja doznajemy déjà vu.Znów zrobiliśmy to samo co cztery lata temu.Zgubiliśmy szlak.Nie stresujemy się tym zbytnio,schodzimy asfaltem do następnego zakrętu i tam wchodzimy na leśną drogę i docieramy nią do zielonego szlaku,który zaczyna dość ostro schodzić w dół.Moja pamięć otwiera szufladkę,w której pojawia się obraz kamiennego obelisku.Zaczynam więc intesywnie go wypatrywać z prawej strony i go z daleka dostrzegam.
To miejsce to "Stará Huť ".Tu w latach 1636-1712 działała leśna huta Georga Wandera.Przystajemy tu na sesję zdjęciową,a dopiero po niej idziemy dalej.Pogoda się poprawiła,świeci słońce i nawet zrobiło się ciut cieplej.
Jednak ocieplenie jest tylko chwilowe,bo kiedy docieramy do wsi zaczyna padać deszcz.Chronimy się przed nim pod dachem ganku najbliższego budynku.Robimy sobie tu ciut dłuższy podstój-same tabliczki przybite do drzwi kuszą nas odpowiednio :) Deszcz pada dość mocno,a my cieszymy się ze swojego schronienia.Jednak kiedy już pada sobie dość długo,decydujemy się na opuszczenie tego miejsca i ruszyć w drogę.Trzeba wszak ukończyć pochod.
Idziemy więc w padającym deszczu,nie wyciągamy mapki z rozpiską trasy i docieramy do miejscowości Huť.Gdy dochodzimy do niewielkiego kościółka to stwierdzamy jednomyślnie,że zgubiliśmy szlak.Znowu !!!
Nie poddajemy się jednak.Dostrzegamy na wzgórzu po lewej stronie ogromny budynek obory i znów otworzyła się pamięciowa szufladka-mamy tamtędy iść.Wędrujemy więc w kierunku obory.Przechodzimy obok cmentarza i odnajdujemy oznaczenie własne szlaku-czyli idziemy dobrze,a poza tym przestało padać.Same plusy :)
Pniemy się do góry spoglądając co jakiś czas za siebie i podziwiając rozpościerające się widoki.Drogą między pastwiskami,na których pasie się stado owiec,docieramy do "Obiektu turystycznego Pěnčín".
"Obiekt turystyczny Pěnčín oferuje wiele ciekawostek dla dzieci i dorosłych. Zwiedzający obiekt mogą obejrzeć produkcję koralików szklanych, odwiedzić kozią farmę, przejechać się pociągiem widokowym do niedalekiej wieży widokowej Černá Studnice, spróbować specjalności z sera koziego lub mięsa w tutejszej restauracji lub kupić szklane koraliki, biżuterię lub kozie sery i inne produkty z koziego mleka.
Zwiedzając szlifiernię szklanych koralików zwiedzający mogą obejrzeć cały proces produkcji koralików szklanych. Jednocześnie mogą kupić koraliki lub już gotową biżuterię.
Podczas zwiedzania koziej farmy goście wysłuchają wykładu o hodowanych rasach i technologii produkcji serów. Możliwa jest też projekcja video. Do wyboru jest ok. 13 rodzajów świeżych serów kozich i możliwość ich kupienia.
Kolejka widokowa oferuje możliwość delektowania się pięknem przyrody i zabytków trochę inaczej. Kolejka składa się z lokomotywy i wagoników, które mają dach z nieprzemakalnej plandeki. Każdy wagonik ma wewnętrzne oświetlenie i zestaw głośników obsługiwany z miejsca kierowcy i umożliwia komentowanie trasy podczas jazdy.
Trasa kolejki: PĚNČÍN - KRÁSNÁ - ČERNÁ STUDNICE (wieża widokowa) i z powrotem.
Szlifiernia koralików szklanych i kozia farma są czynne cały rok, kolejka widokowa jeździ od maja do września."-tekst ze strony http://www.liberecky-kraj.cz/dr-pl/1004-obiekt-turystyczny-pencin.html
My najpierw wchodzimy do niewielkiego budynku,w którym znajduje się informacja turystyczna i sklepik.Stemplujemy nasze wszystkie kajety,oglądamy szklaną biżuterię,żyrandole i całe mnóstwo innych rzeczy.Po nasyceniu oczu cudeńkami,wychodzimy na zewnątrz i idziemy w kierunku zwierząt.
Oczywiście pierwszy jest osiołek.Postarzał się,ale wciąż jest ciekawski.Kiedy podchodzimy do jego ogrodzenia,od razu jest przy nim.Zadziera ciekawie głowę i daje się pogłaskać.Po sesji zdjęciowej z osiołkiem,odwracamy się i między kaczkami,gęsiami dumnie przechadza się paw.Gdy nas dostrzega,rozpościera swój piękny ogon i prezentuje go nam w pełnej krasie.Teraz dopiero mamy długą sesję zdjęciową.
Po sesji zdjęciowej wchodzimy do budynku koziarni.W środku jest mnóstwo kóz-małych,dużych,starych i młodych,białych i brązowych.Przyglądamy się im i robimy zdjęcia.Po nich idziemy do budynku obok.Znajduje się tu sklep z przetworami kozimi i nie tylko oraz można podpatrzeć jak wszystko jest robione.Próbujemy wystawionych serów białych i topionych i decydujemy się na kupno białego z czosnkiem i topionego ze szczypiorkiem.Oba pyszne :)
Po zakupach wychodzimy na zewnątrz,robimy jeszcze sporo zdjęć,powolutku zmierzając już do opuszczenia farmy.
Zostawiamy za sobą kozią farmę,wszak musimy dotrzeć do celu i dokończyć pochod.Idziemy spokojną drogą asfaltową,przystajemy na dłużej przy bambusowym płocie-jest dość gęsty i zielony i lepiej się prezentuje dziś niż cztery lata temu.Robimy zdjęcia,a po nich wędrujemy dalej docierając powoli do końca naszej trasy.
Gdy dochochodzimy do celu,jesteśmy szczęśliwi.Na drzwiach przyglądamy się wywieszonej kartce i stwierdzamy,że sporo osób brało udział w dzisiejszym pochodzie.Wchodzimy do budynku Solovni,oddajemy nasze mapki,dostając w zamian pamiątkowe dyplomy i odznaki.Zaglądamy do kroniki i odnajdujemy swój wpis z 2013 roku.Fotografujemy go i znów się wpisujemy.Może kiedyś,za parę lat będzie nam dane brać udział w Pochodzie krajem českých sklářů??? Któż to może wiedzieć??
Żegnamy się z organizatorami,wsiadamy do samochodu i jedziemy w kierunku granicy.
Droga mija nam spokojnie.Podczas podróży decydujemy się zrobić postój by zjeść obiad.Tuż przed Kořenovem zjeżdżamy na parking przy restauracji.Parkujemy i wchodzimy do środka.Zamawiamy piwo i jedzenie.Na posiłek czekamy dość długo,ale piwo rekompensuje nam czas oczekiwania,a poza tym to co dostajemy na swoich talerzach zaskakuje nas wszystkich.Niesamowicie wygląda i jest pyszne :)
Po obżarstwie-bo inaczej tego nazwać nie można-wsiadamy do samochodu i wracamy już do domu kończąc kolejną wycieczkę.Pora więc na następną,a ta już wkrótce :)
Do zobaczenia niebawem:)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
Zdjęcia tu dodane są Macieja,Radka i moje.
Opis naszej dzisiejszej wędrówki opisał też Maciej.Znajuje się tu :
http://zpamietnikamlodegoturysty.blogspot.com/2017/05/29042017-rajd-kraina-czeskich-szklarzy.html
Wstajemy dość wcześnie,jemy śniadanie,pijemy kawę,robimy kanapki,pakujemy plecaki i idziemy na przystanek MZK.Kiedy przyjeżdża nasz autobus,wsiadamy do niego i jedziemy nim do Cieplic,bo to stąd właśnie mamy ruszyć do Czech.
Na parkingu,w umówionym miejscu spotykamy się z Marlenką i Maciejem.Po powitaniu,rozmawiamy chwilę,czekając na Elę.Kiedy przyjeżdża,po krótkim powitaniu,wsiadamy do auta i ruszamy ku dzisiejszej przygodzie.
Jedziemy.
Przejeżdżamy przez Szklarską Porębę i jedziemy ku granicy.Im jesteśmy wyżej,tym więcej śniegu dookoła.Krajobraz robi się zimowy.Patrząc na białe drzewa,stwierdzamy,że zimą nie mieliśmy zbyt wielu okazji tak bielutkich widzieć.
W śniegowej szacie przejeżdżamy przez granicę.W Harrachovie nie ma już śniegu.Do Alšovic dojeżdżamy bezproblemowo i dość szybko.Wjeżdżamy na duży parking,przy Sokolovni,gdzie zostawiamy samochód.Zabieramy z auta wszystko to co nam potrzebne i ruszamy w kierunku budynku.Wchodzimy do środka,bierzemy formularze,każdy z nas wpisuje swoje imię i nazwisko,rok urodzenia i miejscowość skąd przyjechał.Oddajemy kartki,wpłacamy startovné,dostajemy mapki z rozpiską dzisiejszej trasy i ruszamy ku nowej,aczkolwiek i starej przygodzie.
Cztery lata temu byliśmy na tym pochodzie,a było to tak;
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2013/04/pochod-krajem-ceskych-sklaru-alsovice.html
Podobnie jak cztery lata temu mamy mglistą pogodę,tyle że dziś jest zimniej.Wtedy trasa miała 15 km,dziś jednak ma 13 km.Zaczyna się tak samo jak i wtedy.Idziemy więc najpierw własnym znaczeniem-czerwona wstążka wskazuje nam kierunek naszej wedrówki.
Zatrzymujemy się przy krzyżu na rozstaju dróg.Gdybyśmy skręcili w lewo,to po 200 metrach doszlibyśmy do punktu widokowego,ale dziś to nie ma żadnego sensu-gęsta mgła skrywa wszystkie widoki.Jest więc podobnie jak cztery lata temu...Zostawiamy drogę z lewej i z prawej strony.Idziemy prosto do asfaltowej szosy w Čížkovicach.Przechodzimy przez nią i docieramy do miejscowości Krásná,gdzie mamy pierwszy punkt kontrolny.Mijamy stare,remontowane budynki,przy każdym znajduje się ręczna pompa wodna,ale nie już różnokolorowych szkiełek....Szkoda,bo dodawały one uroku...
Rozglądając się dookoła,robiąc zdjęcia,niespiesznie docieramy do pierwszego punktu kontrolnego.Stemplujemy tu nasze mapki i kajety,przyglądamy się dzieciom,które wyklejają wielobarwnymi szkiełkami obrazki.Podchodzimy do ławy,na której ustawiono talerze z plasterkami pomarańczy i herbatę w karnistrach.Częstujemy się owocami i idziemy powoli w kierunku probostwa i kościoła św.Józefa.
"Kościół św. Józefa niemal na własny koszt wybudował w latach 1756 - ; 1760 miejscowy, najbardziej znany obywatel Johann Josef Kittel.
Barokowy jednonawowy kościół ma cenny ołtarz i Święte schody, a po prawej stronie rokokowe zdobienie. w skład obiektu wchodzi też probostwo z drugiej połowy XVIII wieku, piaskowcowy barokowy posąg św. Józefa, który niestety w 2001 roku został ukradziony, słup morowy z 1772, kaplica nad źródełkiem obok kościoła z 1773 roku i przede wszystkim pierwotny dom Kittela
Dom nr 19, byłe probostwo, pochodzi z drugiej połowy XVIII wieku. Jest to jednopiętrowy budynek o w przybliżeniu kwadratowym planie. Parter jest murowany, cembrowane piętro jest częściowo chronione eternitem, częściowo starszymi gontami. W głównym froncie jest pięć osi okiennych, pośrodku wejście do korytarza ze sklepieniem, którego piaskowcowy portal jest oryginalny.
Posąg św. Józefa jest znajduje się z lewej strony kościoła. Jest otoczony kasztanami. Piaskowcowy barokowy posąg spoczywa na dwóch słupach toskańskich. Rzeźba pochodzi z drugiej połowy XVIII wieku i jest częścią strefy ochronnej kościoła św. Józefa.
Słup morowy Trójcy Przenajświętszej znajduje się między probostwem i kościołem. Na okrągłej podstawie jest napis świadczący o tym, że posąg zbudowali w 1772 roku praski rzeźbiarz Josef Leder i kamieniarz Godefrid Lawacz z inicjatywy Josefa Kittela. Chodzi o cenny barokowy zabytek sztuki. Na okrągłej podstawie spoczywa trójkątny ostrosłup. Podstawa przechodzi w trzy potężne konsole z posągami św. Jana Nepomucena, św. Wacława i św. Wojciecha. Między konsolami są umieszczone następne rzeźby św. Sebastiana, P. Marii i św. Rocha. W ostatniej trzeciej części grupy rzeźb dominuje rzeźba Trójcy Przenajświętszej.
Dom Kittela znajduje się pod kościołem św. Józefa. Około połowy XVIII wieku zlecił jego budowę znany lekarz Johann Josef Kittel dla swojej rodziny. Jednopiętrowy budynek jest w części parterowej cembrowany, częściowo murowany, na piętrze cały cembrowany. Okna są w dzisiejszej postaci z ok. drugiej połowy XIX wieku. Wewnątrz są oryginalne schody na piętro, na piętrze szereg pomieszczeń mieszkalnych."-tekst ze strony http://www.cesky-raj.info/dr-pl/4970-ko-cio-a-w-jozefa-krasna.html
Przy świątyni rozdzielamy się.Radek idzie do budynku probostwa,Marlenka,Ela i ja zmierzamy w kierunku Muzeum i budynku w którym mieszkał Kittel,a Maciej spokojnym spacerkiem podąża za nami.Muzeum jest jeszcze zamknięte.Sezon zaczyna się 1 maja.Dom w którym mieszkał słynny "Diabelski Doktor" cały czas jest odremontowywany,więc też jest niedostępny.Przechadzamy się więc niespiesznie i robimy zdjęcia.Kiedy wracamy ku kościołowi,dołącza do nas Radek i mówi,że być może będziemy mieć pieczątkę i vizytki.Bo rozmawiał z Panią,która jest w budynku probostwa,wyjaśniając Jej,że chcielibyśmy kupić vizytki.Ona gdzieś zadzwoniła i kazała Radkowi patrzeć na okna w domu po drugiej stronie ulicy,bo jeśli tam ktoś odsłoni firankę i będzie zaglądać w tą stronę,to będzie znak,że vizytki będą do kupienia.
Idziemy więc w kierunku probostwa.Stajemy przy słupie morowym i robimy zdjęcia.Kiedy tak się fotografujemy,prawie do nas przybiega Pani z domu naprzeciwko probostwa.Ma ze sobą vizytki i pieczątkę.Stemplujemy dzienniczki,kupujemy naklejki i dziękujemy Pani za przyjście,żegnając się z Nią.Szczęśliwi,przed dalszą wędrówką przysiadamy na chwilę na ławce,posilamy się i kosztujemy małe co nieco.
Po odpoczynku,powoli idziemy dalej.Najpierw wędrujemy skrajem asfaltowej drogi.Co jakiś czas rozpoznajemy miejsca,w których byliśmy cztery lata temu i robimy te same zdjęcia.Śmiejemy się że pamięć nasza składa się fotografii,bo kiedy jesteśmy w danym miejscu nagle przypominamy je sobie,wygrzebując z zamkniętych szufladek w głowie...
I tak wędrujemy niespiesznie zmierzając do drugiego punktu kontrolnego.Przed nami Černá studnice.
"Černa Studnice, Der Schwarzbrunn (869 m n.p.m.)
Tym, czym dla Liberca i okolic była Ješted, dla Jablonca była Černa Studnice. Już w 1885r. na szczytowej skale została wybudowana prosta platforma z kamiennymi schodami – pierwszy punkt widokowy powstały dzięki dążeniom DGJI, nawet jesli platforma ta nie przypominała jeszcze swoim wyglądem prawdziwej wieży widokowej.
Sekcja Jablonecka, miała jednak bardziej dalekosiężne plany: budowę schroniska górskiego. Centrala w Libercu, dbająca przede wszystkim o interesy Ješted, nie była zbyt przychylnie nastawiona do tego projektu, gdyż oznaczał on spore wydatki. Nie zrażona tym Sekcja Jablonecka wystąpiła w 1903r. z DGJI i założyła samodzielne towarzystwo turystyczne. Jeszcze w tym samym roku został ogłoszony przetarg na budowę obiektu na Černa studnice, którego zwycięzcą został architekt Robert Hemmrich. Po pokonaniu problemów z uzyskaniem ziemi pod budowę, latem 1904 rozpoczęły się prace pod kierownictwem budowniczego Corazzy. Nowa budowla, składająca się ze schroniska górskiego oraz 26-metrowej wieży, do budowy której ścian (szerokich na 160 cm) użyto ważących prawie trzy tony czarnych granitowych prostopadłościanów, została przekazana do użytku publicznego 14.sierpnia 1905r. W uroczystościach otwarcia wzięło udział około 6000 osób z całej okolicy, obecne były także delegacje różnych organizacji turystycznych oraz chóry ludowe. Sukces przedsięwzięcia sprawił, ze architekt Hemmrich był proszony od tej pory o projektowanie wszystkich budowli Sekcji Jabloneckiej, a kilkakrotnie nawet o zaopiniowanie projektów DGJI. Podobnie jak na Ješted, tak i tutaj miała miejsce rywalizacja o zdobycie szczytu, co leżało w interesie Sekcji Jabloneckiej, ponieważ wraz z liczbą turystów rosła także ilość wypijanego piwa, a co za tym idzie fundusze sekcji przeznaczone na rozbudowę i lepsze wyposażenie działającego do dzisiaj schroniska."-tekst ze strony http://www.izerski.pl/%C4%8Cerna_Studnice__Der_Schwarzbrunn_869_m_n_p_m__g,7,a,140.html
Kiedy w końcu mamy piwo,siadamy na dworze przy jednym ze stołów.Rozkoszujemy się smakiem ciemnego napitku i odpoczywamy.Niestety,nasza sielanka nie trwa zbyt długo.Pogoda zmienia się nagle.Zaczyna wiać lodowaty wiatr.Kończymy więc nasze posiedzenie,zapinamy szczelniej kurtki i ruszamy na szlak.
Černá studnice zostaje za nami.Kiedy wchodzimy na szlak zaczyna sypać śnieg,zmieniający się w śnieżne krupy z deszczem.Opatuleni szczelnie nie poddajemy się,twardo wędrujemy zmierzając do celu.Mijamy ukryte między drzewami skalne formacje,ale nie podchodzimy do nich,nikomu z nas się nie chce.Zmarznięci schodzimy z góry leśną drogą zmierzając ku miejscowości Berany.
W Beranach schodzimy z leśnej drogi i wchodzimy na asfalt.Idziemy nim do skrzyżowania,które mijamy i wędrując dalej docieramy do zakrętu,na którym Maciej,Radek i ja doznajemy déjà vu.Znów zrobiliśmy to samo co cztery lata temu.Zgubiliśmy szlak.Nie stresujemy się tym zbytnio,schodzimy asfaltem do następnego zakrętu i tam wchodzimy na leśną drogę i docieramy nią do zielonego szlaku,który zaczyna dość ostro schodzić w dół.Moja pamięć otwiera szufladkę,w której pojawia się obraz kamiennego obelisku.Zaczynam więc intesywnie go wypatrywać z prawej strony i go z daleka dostrzegam.
To miejsce to "Stará Huť ".Tu w latach 1636-1712 działała leśna huta Georga Wandera.Przystajemy tu na sesję zdjęciową,a dopiero po niej idziemy dalej.Pogoda się poprawiła,świeci słońce i nawet zrobiło się ciut cieplej.
Jednak ocieplenie jest tylko chwilowe,bo kiedy docieramy do wsi zaczyna padać deszcz.Chronimy się przed nim pod dachem ganku najbliższego budynku.Robimy sobie tu ciut dłuższy podstój-same tabliczki przybite do drzwi kuszą nas odpowiednio :) Deszcz pada dość mocno,a my cieszymy się ze swojego schronienia.Jednak kiedy już pada sobie dość długo,decydujemy się na opuszczenie tego miejsca i ruszyć w drogę.Trzeba wszak ukończyć pochod.
Idziemy więc w padającym deszczu,nie wyciągamy mapki z rozpiską trasy i docieramy do miejscowości Huť.Gdy dochodzimy do niewielkiego kościółka to stwierdzamy jednomyślnie,że zgubiliśmy szlak.Znowu !!!
Nie poddajemy się jednak.Dostrzegamy na wzgórzu po lewej stronie ogromny budynek obory i znów otworzyła się pamięciowa szufladka-mamy tamtędy iść.Wędrujemy więc w kierunku obory.Przechodzimy obok cmentarza i odnajdujemy oznaczenie własne szlaku-czyli idziemy dobrze,a poza tym przestało padać.Same plusy :)
Pniemy się do góry spoglądając co jakiś czas za siebie i podziwiając rozpościerające się widoki.Drogą między pastwiskami,na których pasie się stado owiec,docieramy do "Obiektu turystycznego Pěnčín".
"Obiekt turystyczny Pěnčín oferuje wiele ciekawostek dla dzieci i dorosłych. Zwiedzający obiekt mogą obejrzeć produkcję koralików szklanych, odwiedzić kozią farmę, przejechać się pociągiem widokowym do niedalekiej wieży widokowej Černá Studnice, spróbować specjalności z sera koziego lub mięsa w tutejszej restauracji lub kupić szklane koraliki, biżuterię lub kozie sery i inne produkty z koziego mleka.
Zwiedzając szlifiernię szklanych koralików zwiedzający mogą obejrzeć cały proces produkcji koralików szklanych. Jednocześnie mogą kupić koraliki lub już gotową biżuterię.
Podczas zwiedzania koziej farmy goście wysłuchają wykładu o hodowanych rasach i technologii produkcji serów. Możliwa jest też projekcja video. Do wyboru jest ok. 13 rodzajów świeżych serów kozich i możliwość ich kupienia.
Kolejka widokowa oferuje możliwość delektowania się pięknem przyrody i zabytków trochę inaczej. Kolejka składa się z lokomotywy i wagoników, które mają dach z nieprzemakalnej plandeki. Każdy wagonik ma wewnętrzne oświetlenie i zestaw głośników obsługiwany z miejsca kierowcy i umożliwia komentowanie trasy podczas jazdy.
Trasa kolejki: PĚNČÍN - KRÁSNÁ - ČERNÁ STUDNICE (wieża widokowa) i z powrotem.
Szlifiernia koralików szklanych i kozia farma są czynne cały rok, kolejka widokowa jeździ od maja do września."-tekst ze strony http://www.liberecky-kraj.cz/dr-pl/1004-obiekt-turystyczny-pencin.html
My najpierw wchodzimy do niewielkiego budynku,w którym znajduje się informacja turystyczna i sklepik.Stemplujemy nasze wszystkie kajety,oglądamy szklaną biżuterię,żyrandole i całe mnóstwo innych rzeczy.Po nasyceniu oczu cudeńkami,wychodzimy na zewnątrz i idziemy w kierunku zwierząt.
Oczywiście pierwszy jest osiołek.Postarzał się,ale wciąż jest ciekawski.Kiedy podchodzimy do jego ogrodzenia,od razu jest przy nim.Zadziera ciekawie głowę i daje się pogłaskać.Po sesji zdjęciowej z osiołkiem,odwracamy się i między kaczkami,gęsiami dumnie przechadza się paw.Gdy nas dostrzega,rozpościera swój piękny ogon i prezentuje go nam w pełnej krasie.Teraz dopiero mamy długą sesję zdjęciową.
Po sesji zdjęciowej wchodzimy do budynku koziarni.W środku jest mnóstwo kóz-małych,dużych,starych i młodych,białych i brązowych.Przyglądamy się im i robimy zdjęcia.Po nich idziemy do budynku obok.Znajduje się tu sklep z przetworami kozimi i nie tylko oraz można podpatrzeć jak wszystko jest robione.Próbujemy wystawionych serów białych i topionych i decydujemy się na kupno białego z czosnkiem i topionego ze szczypiorkiem.Oba pyszne :)
Po zakupach wychodzimy na zewnątrz,robimy jeszcze sporo zdjęć,powolutku zmierzając już do opuszczenia farmy.
Zostawiamy za sobą kozią farmę,wszak musimy dotrzeć do celu i dokończyć pochod.Idziemy spokojną drogą asfaltową,przystajemy na dłużej przy bambusowym płocie-jest dość gęsty i zielony i lepiej się prezentuje dziś niż cztery lata temu.Robimy zdjęcia,a po nich wędrujemy dalej docierając powoli do końca naszej trasy.
Gdy dochochodzimy do celu,jesteśmy szczęśliwi.Na drzwiach przyglądamy się wywieszonej kartce i stwierdzamy,że sporo osób brało udział w dzisiejszym pochodzie.Wchodzimy do budynku Solovni,oddajemy nasze mapki,dostając w zamian pamiątkowe dyplomy i odznaki.Zaglądamy do kroniki i odnajdujemy swój wpis z 2013 roku.Fotografujemy go i znów się wpisujemy.Może kiedyś,za parę lat będzie nam dane brać udział w Pochodzie krajem českých sklářů??? Któż to może wiedzieć??
Żegnamy się z organizatorami,wsiadamy do samochodu i jedziemy w kierunku granicy.
Droga mija nam spokojnie.Podczas podróży decydujemy się zrobić postój by zjeść obiad.Tuż przed Kořenovem zjeżdżamy na parking przy restauracji.Parkujemy i wchodzimy do środka.Zamawiamy piwo i jedzenie.Na posiłek czekamy dość długo,ale piwo rekompensuje nam czas oczekiwania,a poza tym to co dostajemy na swoich talerzach zaskakuje nas wszystkich.Niesamowicie wygląda i jest pyszne :)
Po obżarstwie-bo inaczej tego nazwać nie można-wsiadamy do samochodu i wracamy już do domu kończąc kolejną wycieczkę.Pora więc na następną,a ta już wkrótce :)
Do zobaczenia niebawem:)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
Zdjęcia tu dodane są Macieja,Radka i moje.
Opis naszej dzisiejszej wędrówki opisał też Maciej.Znajuje się tu :
http://zpamietnikamlodegoturysty.blogspot.com/2017/05/29042017-rajd-kraina-czeskich-szklarzy.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz