Ranek jest leniwy,mimo,że za oknem cudny błękit,który kusi by dokądś ruszyć.Ostatnio niczego nie planujemy wcześniej,gdyż nie wiemy jak Tatko Radka będzie się czuł.
Po błogim lenistwie,zjadamy wspólnie śniadanie,potem kawa z małym słodkim co nieco i rozpatrywanie propozycji na sylwestrowy spacer.Jest ich kilka.Niestety na większość z nich potrzeba więcej czasu,rezygnujemy z nich i wybieramy wyjazd samochodem w Góry Ołowiane.
Pakujemy potrzebne nam rzeczy,żegnamy się z Tatkiem Radka,obiecując Mu,że nie będziemy długo i zadzwonimy w drodze powrotnej.Wsiadamy do autka i jedziemy do Świdnika.Z mapy,którą przywiozłam,wynika,że to właśnie w Świdniku musimy wejść na zielony szlak i nim iść na Turzec-to nasz dzisiejszy cel:)
Droga mija nam bezproblemowo i szybko.Jadąc przez Świdnik,rozglądam się za zielonym szlakiem i kiedy go dostrzegam,mówię o tym Radkowi.Znajdujemy na łące miejsce postojowe-pełno śmieci dookoła,zdradza,że to właśnie tu znajduje się dziki parking.Wysiadamy z autka,od razu przeszywa nas silny,lodowaty wiatr.Opatulamy się szczelniej.Kaptury na głowę-tu żałuję,że nie ubrałam dodatkowo bluzy z kapturem-bo dwa kaptury na głowie,to nie jeden....Ot gapa ze mnie!!! Nic to,bierzemy aparaty i plecak i ruszamy na szlak.Najpierw kawałek idziemy skrajem szosy-mamy stąd widok na otoczone rusztowaniami mury zamku w Płoninie.Robimy kilka zdjęć i schodzimy z asfaltu na drogę,z kilkoma,powyginanymi,starymi drzewami i krzakami dzikiej róży,wijącej się między łąkami.
Tu dopiero wieje!!! Zimny,przeszywający na wskroś wiatr utrudnia nam wędrówkę.Sprawia,że brak nam tchu.Odwracamy się i dzięki temu mamy okazję oglądać piękne widoki.Podziwiamy je,robimy zdjęcia i powoli docieramy do lasu.Tu,między drzewami,wiatr tak nie hula,za to słychać go wysoko w koronach drzew,jak gwiżdże,huczy i jęczy.Wydaje się,że jest wściekły na nas,że mu uciekliśmy...
Leśna droga od razu pnie się do góry,a my wędrujemy nią bez pośpiechu.
Im jesteśmy wyżej,tym bardziej zaczynamy się rozglądać.Według mapy,szczyt Turzca,to grupa skał.Kiedy dostrzegamy pierwsze skałki z lewej strony,wiemy już,że jesteśmy blisko,coraz bliżej szczytu.Przeszukując internet,nigdzie nie znaleźliśmy zdjęć Turzca-nie mam pojęcia dlaczego,bo przecież wiele osób zdobywając odznaki i opisując je,dodaje też zdjęcia.A tu nic,albo tylko zdjęcia z oddali...
Wciąż pniemy się w górę i coraz więcej skałek mamy z lewej strony,więc kiedy droga zaczyna w pewnym miejscu już lekko opadać w dół,przystajemy.To właśnie tu decydujemy się szukać jakiejś tabliczki z wysokością,kartki na drzewie-czegokolwiek z oznaczeniem szczytu.Najpierw jednak schodzimy ciutkę zboczem,ponieważ naszym oczom,w oddali,pomiędzy prześwitem wśród koron drzew,ukazał się kościół w Mysłowie.Idziemy więc zrobić kilka zdjęć i dopiero po sesji zdjęciowej,wracamy do skałek.
Wędrujemy więc grzbietem,od skałki do skałki.Która wyżej położona?Oglądamy drzewa,mając nadzieję znaleźć jakieś oznaczenie.I nic :( Mimo to focimy wszystkie formy skalne-każde z nas robi to osobno i dochodzi do tego,że dość długą chwilę nie widzę w pobliżu Radka.Dzwonię więc do Niego.Raz,drugi,trzeci i nic :( Głucho...Już zaczynam myśleć,że zgubił telefon i martwię się...dziś tak mam-bolą mnie oczy i jestem w kiepskiej formie....
Kiedy,między drzewami dostrzegam Radka,jest mi lżej i cieszę się bardzo :) Mówię Mu,że dzwoniłam,ale nie odebrał,więc zaczyna się poszukiwanie telefonu.Nigdzie go nie ma,najprawdopodobniej został w domu.Jak wrócimy,to się przekonamy czy tak faktycznie jest.Rozmawiamy jeszcze o skałach na grzbiecie i dochodzimy do wniosku,że weszliśmy na Turzec :)
Pora zacząć powoli schodzić.Idziemy więc tą samą drogą,którą tu dotarliśmy.
W połowie drogi w dół,zbaczamy na wydeptaną ścieżynkę,nią chcemy dojść do źródeł Kaczawy.Dróżka doprowadza nas do szerokiej drogi.Stąd mamy piękny widok na Górę Połom.Po kilku zdjęciach,schodzimy do paśnika i na nos zbaczamy w lewą stronę.I jak się okazuje po przejściu kilkunastu kroków,skręciliśmy dobrze.W oddali dostrzegamy na drzewie powieszoną białą kartkę.Podchodzimy bliżej i już wiemy,że dotarliśmy do źródeł Kaczawy.Tak jest napisane na owej kartce.Nie jest to jedno źródło,bowiem dostrzegamy kilka "niteczek" z sączącą się wodą,a poza tym to miejsce lubią też dziki.Teren jest dość dobrze zryty...Stajemy i robimy zdjęcia i dopiero po nich decydujemy się iść w kierunku auta.Nie wracamy tą samą drogą,postanawiamy zejść do szosy,nie wchodząc do lasu.I znów okazało się,że podjęliśmy dobrą decyzję.Kiedy droga wije się między polem a lasem,nam ukazały się cudne widoki.Najpiękniej jednak prezentuje się Góra Połom.Przystajemy na dłużej,robiąc dość sporo zdjęć :)
Kiedy już nasycimy oczy i aparaty,idziemy ku szosie.Zimny wiatr znów daje znać o sobie.Opatulamy się szczelniej i wędrujemy skrajem szosy,uważając na pędzące samochody.Tam gdzie są barierki wzdłuż ulicy,przechodzimy za nie-zawsze to bezpieczniej.Docieramy do samochodu strasznie "wywietrzeni".Wsiadamy do niego,pijemy gorącą herbatę i postanawiamy pojechać do Nowych Rochowic.Jedziemy więc przez Płoninę,mijamy odremontowywany zamek,skręcamy do Starych Rochowic i przejeżdżamy przez calutką wieś.Docieramy do Nowych Rochowic.Przy głównej drodze znajduje się Browar Roch.Wjeżdżamy na parking,zostawiamy autko i idziemy do budynku,w którym jest niewielki bar.Pytamy Pana czy dostaniemy jeszcze piwo świąteczne.Niestety już nie ma Świątecznego Śliwkowego Stouta :( Szkoda :( Ale jak to mówią:kto późno przychodzi,sam sobie szkodzi! Żegnamy się z Panem,życząc Mu wszystkiego dobrego w Nowym Roku i wychodzimy na zewnątrz.Idziemy jeszcze do wapienników.Kilka zdjęć-lodowato strasznie-wsiadamy do samochodu,dzwonimy do Tatki,że wracamy już do domu,przystając jedynie na małe zakupy w Maciejowej.
I tak dobiega końca dzisiejsza wycieczka.Kolejne już niebawem,więc do zobaczenia w Nowym Roku :)
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury i Szczęśliwego Nowego Roku !!!!
Danusia i Radek :)
O, jakie fajne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńPisałam,że jest ich sporo i tak jest praktycznie zawsze :)
Usuń