"Wycieczka nr 9 - 24.04.2016 r.
Zarząd Oddziału PTTK „Sudety Zachodnie” wraz z redakcją „Nowin Jeleniogórskich” zapraszają w dniu 24 kwietnia 2016 r. na wycieczkę nr 9 w ramach tegorocznego Rajdu na Raty. W kasie PKP w Jeleniej Górze kupujemy bilet euroregionalny na przejazdy w Polsce i w Niemczech. O godzinie 5.52 wyjeżdżamy z Jeleniej Góry do Görlitz, gdzie przesiadamy się na pociąg do Zittau. W Zittau przechodzimy na dworzec kolei wąskotorowej i o godz. 9.00 odjeżdżamy pociągiem z lokomotywą parową do Oybin (dopłata do biletu euroregionalnego 5 euro). Otwarta w 1890 roku kolejka wąskotorowa z powodu dzwonu na lokomotywie, który do dziś zapowiada zbliżanie się pociągu nazywana jest Kolejką Dzwoneczkową (Bimmelbahn). Trasa długości 10 km prowadzi przez fragment zachodniej części Gór Żytawskich. Uwaga, ze względu na strome podejścia i zejścia wycieczka zalecana dla wprawnych piechurów. Od stacji w Oybin niebieskim szlakiem idziemy do skały Ostry Kamień (Scharfenstein), z powodu charakterystycznego kształtu przylgnęła do niej nazwa „Górnołużycki Matterhorn”. Na wierzchołek prowadzą metalowe schody, z góry wspaniały widok na Góry Łużyckie. Następnie malowniczą ścieżką o nazwie Wielka Skalna Uliczka pomiędzy fantazyjnie ukształtowanymi skałkami piaskowcowymi mijając punkty widokowe na miasto i Góry Łużyckie dochodzimy do granicy niemiecko-czeskiej i rozpoczynamy wspinaczkę na Hochwald (czeski Hvozd).
Drugi co do wysokości (750 m) szczyt Gór Żytawskich o charakterystycznym kopulastym kształcie ma dwa wierzchołki. Na południowym szczycie znajduje się górskie schronisko, na północnym kamienna wieża widokowa (wstęp 1,5 euro), z której rozpościera się piękna panorama Gór Łużyckich, Oybin, Żytawy, Gór Izerskich i Karkonoszy. W końcowej części wędrówki schodzimy do miasteczka Oybin. Oglądamy tu kościół górski (Bergkirche) z 1734 r. wybudowany na pochyłej skale - wejście znajduje się w najwyższym punkcie budynku, a ławki amfiteatralnie opadają w dół ku ołtarzowi. O godz. 15.58 odjeżdżamy kolejką wąskotorową do Zittau i dalej pociągiem przez Görlitz do Jeleniej Góry (przyjazd o godz. 20.03). Wycieczkę prowadzi Wiktor Gumprecht z Mysłakowic. Uczestnicy we własnym zakresie ubezpieczają się od następstw nieszczęśliwych wypadków, członkowie PTTK z opłaconą składką objęci są ubezpieczeniem zbiorowym."
Postanowiliśmy wziąć udział w tej wycieczce. Wczoraj bardzo późno przyjechaliśmy, więc ciężko nam się obudzić o takiej porze. Oj ciężko. Jakoś jednak wstajemy, a zaraz po nas wstaje Wiktor i Bodzio-obaj u nas nocowali, gdyż nie mieliby czym dojechać na 5:52. Po porannej toalecie, pijemy kawę, jemy małe co nieco, pakujemy plecaki i cała nasza czwórka rusza w kierunku stacji kolejowej. Bilet ZVON mamy, Radek wczoraj kupił grupowy, więc od razu idziemy na peron, z którego ma odjechać nasz szynobus. Pociąg już stoi, wsiadamy więc do niego, zajmujemy wygodne miejsca i ruszamy ku nowej przygodzie. Kiedy już jedziemy, wędruję z aparatem przejściem między siedzeniami, robię zdjęcia i witam się ze znajomymi. Miło widzieć uśmiechnięte twarze Rajdowiczów mimo wczesnej pory :)
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Szynobus jest praktycznie pełny. Z Jeleniej Góry jedzie całkiem spora grupa, a dodatkowo w Gryfowie Śląskim, w Lubaniu, Zgorzelcu wsiada kilka osób. Gwarno i wesoło jest w szynobusie. W rewelacyjnych nastrojach przekraczamy granicę i wysiadamy na stacji w Görlitz, gdzie dołączają do nas kolejni Rajdowicze.
W Görlitz mamy trochę czasu, więc wykorzystujemy go na spacer w kierunku katedry św. Jakuba. Liczymy na to że świątynia będzie otwarta-wszak dziś niedziela. Kiedy docieramy na miejsce, okazuje się że mieliśmy rację, kościół jest otwarty. Wchodzimy więc do środka, przysiadamy w ławkach na chwilę modlitwy i zadumy, a po nich przechadzamy się niespiesznie, oglądając wnętrze i robiąc zdjęcia.
"Katedra św. Jakuba w Görlitz (niem. Kathedrale St. Jakobus) – siedziba biskupa diecezji Görlitz.
Obecny kościół został zbudowany według projektu architekta Josepha Ebersa w latach 1898–1900 z cegły jako trzynawowy kościół halowy i konsekrowany 6 października 1900 roku. Pierwotnie planowano wybudować nowy kościół jako kościół filialny parafii Świętego Krzyża. Wrocławski książę biskup kardynał Adolf Bertram (wtedy Görlitz należało do archidiecezji wrocławskiej) ustanowił nowy kościół w 1918 roku kościołem parafialnym nowej parafii św Jakuba.
Kościół z 68-metrową wysoką wieżą stoi na wzgórzu, i dlatego jest widoczny z daleka. Wnętrze tego kościoła neogotyckiego zawiera fragmenty budowlanych zdobień i ozdobne płytki glazurowe. W ostatnich dniach II wojny światowej kościół został poważnie uszkodzony przez ogień artyleryjski, a następnie odbudowany w uproszczonej formie i bez czterech wież. Do 2014 roku, cztery małe przylegające wieże, konstrukcje dachowe i fryz złożony z płytek żółtych i czerwonych zostały zrekonstruowane."-Wikipedia.
Po obejrzeniu wnętrza i zrobieniu mnóstwa zdjęć, wychodzimy na zewnątrz i obchodzimy kościół dookoła. Nieopodal płyt nagrobnych i posadzonych przy nich kwiatach, dostrzegamy grzyby. Radek nie wie co to za grzyby, a ja nie mam pewności, bo widziałam je tylko na ilustracjach w książkach. Idę więc do Pawła i proszę by mi pomógł w rozpoznaniu gatunku grzyba.
-Danusia, przecież to są smardze-stwierdza Paweł, uśmiechając się do mnie.
-Tak myślałam, ale pierwszy raz widzę je na żywo, więc wolałam zapytać-stwierdzam.
-U nas są pod ochroną, a są niesamowicie aromatyczne, z korzenną nutą-rozmarzył się Paweł, a ja stwierdzam że On doskonale zna ich smak :)
Dziękuję Pawłowi i fotografuję grzyby, które pierwszy raz w swoim życiu widzę na żywo :)
"Smardz jadalny to jeden z wiosennych gatunków grzybów, które otwierają mocno wyczekiwany przez grzybiarzy sezon. Na jego zbiory należy wybrać się do naszych sąsiadów – do Czech lub na Słowację. Charakterystyczne owocniki o pofałdowanej, wręcz ażurowej strukturze można znaleźć w zarówno w lasach, jak i ogrodach lub na brzegach rzek. Grzyby te wyróżnia delikatny smak i lekko korzenny aromat. Dania przygotowane z dodatkiem smardzów jadalnych są nie tylko smaczne, lecz także dostarczają wielu cennych wartości odżywczych. Z tego względu warto nauczyć się odróżniać te grzyby od podobnych gatunków i umieszczać je co jakiś czas w swoim jadłospisie.
Smardz jadalny, zwany zwyczajnym (Morchella esculenta) to gatunek grzybów z rodziny smardzowatych. Jest to grzyb, który słynie na całym świecie z wyjątkowych walorów smakowych. Można go spożywać jednak dopiero po odpowiedniej obróbce termicznej – na surowo jest on lekko trujący dla człowieka. W naszym kraju grzyby te występują niezwykle rzadko i znajdują się pod ochroną. Wprawieni w grzybiarze na zbiory smardzów wybierają się do Czech i na Słowację, gdzie są one znacznie bardziej liczne. Można tam na nie natrafić od marca do lipca. Grzyby te wyrastają z reguły po obfitych wiosennych deszczach zarówno w lasach iglastych, jak i liściastych. Z reguły można go spotkać w gromadzie, w sąsiedztwie jesionów. Bywa, że grzyb ten pojawia się na obszarach trawiastych, nieopodal rzek oraz w sadach lub ogrodach, w pobliżu drzew owocowych. Smardz najlepiej rozwija się na glebach żyznych, obfitujących w związki organiczne. Występuje w Europie (Polska, Słowacja, Czechy, Dania, Francja, Hiszpania, Niemcy, Austria, Słowenia, Szwecja i Norwegia), w Azji (Chiny, Tajwan, Japonia, Korea Południowa), a także w Ameryce Północnej (Stany Zjednoczone, Kanada, Kostaryka, Meksyk) i w Nowej Zelandii.
Główka smardza jadalnego, czyli owocnik, ma z reguły średnicę ok. 7 cm i maksymalną wysokość 10 cm. Przybiera on kulistą, owalną, jajowatą albo stożkowatą formę. Co ważne – jest pusty w środku. Najczęściej ma kolor beżowy, szary lub nawet czarny. Jego struktura jest mocno pofałdowana, pełna głębokich wypustek (tzw. alweoli) o nieregularnym kształcie. Są one poprzedzielane charakterystycznymi żeberkowatymi przegródkami. W ich wnętrzu znajduje się warstwa zarodnikonośna. Dolna część główki wyróżnia się wypustkami o zaokrąglonym kształcie, które są wyraźnie zespojone z trzonem.
Ogonek, czyli trzon smardza jadalnego, dorasta do 9 cm, zaś jego obwód wynosi ok. 4 cm. Wyróżnia go dość nieregularna, cylindryczna forma. Jego podstawa jest szeroka i bruzdowata. Zaś środek - całkiem pusty. Trzon przybiera różne kolory od białego do jasnożółtego. Jego powierzchnia jest pomarszczona, chropowata i ziarnista.
Smaczny miąższ smardza jadalnego ma woskowatą konsystencję, która jest niezwykle krucha i łamliwa. Może mieć barwę białą, żółtą albo ochrową. Jego aromat jest delikatny, lecz niezwykle przyjemny, o korzennej nucie.
Niedoświadczeni grzybiarze często mylą smardza jadalnego z podobnym do niego smardzem wyniosłym, który ma większy owocnik i szerszy trzon, smardzem stożkowatym, którego alweole są dużo bardziej regularne oraz smardzem półwolnym, wyróżniającego się przyrośniętą do trzonu kapturkowatą główką. Najważniejsze jednak, by nie pomylić jadalnego smardza z silnie trującą piestrzenicą kasztanowatą. Ów czarny charakter wśród grzybów występuje w lasach iglastych. Jego owocnik ma barwę brązową lub czerwoną i charakteryzuje się mocno pofałdowaną strukturą – to powinien być dla każdego zbieracza grzybów znak ostrzegawczy!
Jadalny miąższ smardza jadalnego zawiera znaczące ilości białka i błonnika, a także sporo tłuszczów i węglowodanów. Stanowi on naturalne źródło witamin i soli mineralnych. Ze względu na jego cenne właściwości, zielarze, zwłaszcza w Rosji, robią na bazie tego grzyba nalewki, które mają mieć lecznicze zastosowanie w przypadku chorób narządu wzroku.
Zawarte w smardzu białko jest dość dobrze przyswajane przez organizm człowieka, co czyni je dobrą jakościowo alternatywą dla białka zwierzęcego. Grzyb ten obfituje w takie aminokwasy, jak arginina, alanina, glicyna, cysteina, kwas glutaminowy, glutamina, izoleucyna, lizyna, metionina, fenyloalanina, seryna, tyrozyna, walina, leucyna, tryptofan i prolina. Znajdziemy w nim również błonnik, potas i żelazo. Niektóre substancje zawarte w smardzu jadalnym wykazują działanie antyoksydacyjne, wspomagające pamięć, przyspieszające proces spalania tkanki tłuszczowej, przeciwzapalnie i poprawiające nastrój.
Smardz jadalny ma szerokie zastosowanie zarówno w kuchni, jak i w przemyśle spożywczym. Planując podanie tego grzyba na talerzu, należy jednak pamiętać, że pod żadnym pozorem nie można go spożywać w surowej postaci. Ma on wówczas toksyczne działanie. Najlepiej przygotowywać go w formie duszonej lub smażonej. Smardz jadalny nadaje się również do suszenia, dzięki czemu można go magazynować. Jego delikatny smak i korzenny aromat sprawia, że grzyb ten stanowi doskonałe uzupełnienie dań mięsnych, a także wegetariańskich, np. na bazie ryżu czy makaronu. Sprawdza się także jako składnik pierogów, omletów, sałatek warzywnych i zup.
Przepis na wyśmienitą i pożywną jajecznicę z dodatkiem suszonych smardzów:
Składniki:
-25 g suszonych smardzów
-100 ml kremowej śmietany
-4 jajka
-łyżeczka masła
-odrobina szczypiorku
Przygotowanie:
Grzyby płuczemy na sicie, a następnie przekładamy do miski i zalewamy ciepłą wodą. Namaczamy je przez minimum 30 minut. Po tym czasie dokładnie je odsączamy i kroimy na kawałki. Tak przygotowane smardze wkładamy do garnka, dolewamy śmietanę i doprawiamy solą oraz pieprzem.
Następnie gotujemy grzyby na średnim ogniu przez ok. kwadrans. Jajka w międzyczasie wbijamy do żaroodpornego naczynia. Dodajemy do nich kilka łyżek wody pozostałej z moczenia grzybów, przyprawiamy i ubijamy za pomocą widelca. Naczynie stawiamy na garnku wypełnionym wrzątkiem. Następnie dodajemy do jajek porcję masła i mieszamy je drewnianą łyżką. Kiedy zaczną gęstnieć pod wpływem ciepła, dodajemy do nich grzyby wraz ze śmietaną i gotujemy do momentu aż potrawa będzie miała kremową konsystencję. Na koniec dodajemy szczypiorek.
Smacznego!"-tekst ze strony:
Po smardzowych zdjęciach i krótkim spojrzeniu na świątynię, wracamy na stację kolejową, gdzie wciąż czekając na pociąg podziwiamy piękno budynku dworcowego. Oczywiście fotografuję witraże przedstawiające herby miast należących do Związku Sześciu Miast, rozmawiam z Rajdowiczami i w ten sposób mija nam czas oczekiwania na pociąg.
Kiedy zbliża się godzina przyjazdu naszego pociągu, wszyscy idziemy na peron. Chwilkę czekamy na nasz transport, a gdy podjeżdża, wsiadamy do niego, zajmujemy wygodne miejsca i jedziemy do Zittau.
Podróż mija nam bezproblemowo i szybko. W wyśmienitych nastrojach wysiadamy na stacji kolejowej w Zittau i idziemy w kierunku drugiej stacji, ale tym razem stacji kolejki wąskotorowej. Gdy docieramy na miejsce, pociąg już stoi na peronie. Wsiadamy do wagonów, znajdujemy miejsca siedzące i punktualnie ruszamy w kierunku Gór Żytawskich.
"Historia Żytawskiej Kolei Wąskotorowej.
Towarzystwo Górskie Oybin już pod koniec XIX wieku częstokroć występowało o połączenie Gór Żytawskich sieci kolei. Jednak Królestwo Saksońskie nie uznało tego za konieczne. Po dłuższych rozmowach wydano jak na owe lata jednorazowe pozwolenie na budowę pierwszej prywatnej kolejki wąskotorowej. Pierwszym przewoźnikiem była Spółka Kolei miejscowości Zittau, Oybin i Jonsdorf (ZOJE). Dnia 26 lipca 1889 r. nastąpiło wbicie pierwszej łopaty, a 25 listopada 1890 r. uroczyste otwarcie przejazdem inauguracyjnym. Od samego początku „Zug ohne jede Eile” (dosłownie: pociąg bez żadnego pośpiechu) – tak żartobliwie kolejkę nazywano - cieszył się ogromną popularnością.
Wciąż rosnące zapotrzebowanie na usługi przewozowe w krótkim czasie zaczęło przerastać ograniczone możliwości Spółki Z.O.J.E. ; dlatego Królewsko- Saksońska Kolej Państwowa przejęła całą kolejkę jako nowy przewoźnik w 1906 r. Liczba rocznie przewożonych osób wzrosła aż do 523 000 – kolejka więc znalazła się u kresu jej wydajności! Znów się znalazło specjalne rozwiązanie: wybudowano drugi tor między Zittau Vorstadt i stacją Oybin, który uruchomiono 15 kwietnia 1913 r.
W 1920 r. Królewsko - Saksońska Kolej Państwowa w całości przeszła w ręce Deutsche Reichsbahn; przejęła ona wszystkie królewskie koleje państwowe na własność! Popularność kolejki wzrosła aż do tego stopnia, że liczba codziennie przewożonych osób sięgała aż 18 000 ! Druga Wojna Światowa nie pominęła również kolejki żytawskiej bez pozostawienia tu śladów: z powodu niedoboru materiałów budowlanych w latach 1944 - 45 rozebrano ww. drugi tor. Praktycznie zaraz po zakończeniu 2 Wojny Światowej , a konkretnie 21 maja 1945r. kolej wznowiła ruch przewozowy. Po niedługim czasie zaczęli pojawiać się znów turyści, a Góry Żytawskie nawet do końca istnienia NRD były jednym z najpopularniejszych regionów urlopowych.
Według planów NRD kolejka miała w 1990 r. paść ofiarą rozbudowy kopalni węgla brunatnego w bliskim Olbersdorfie. Tylko dzięki ówczesnym zmianom polityczno-gospodarczym na terenie byłego NRD udało się tego w ostatniej chwili uniknąć. W 1994 r. powstała spółka Deutsche Bahn AG, która od pierwszego momentu przejęcia wszystkich kolejek wąskotorowych jednoznacznie podkreślała, iż utrzymywać ona będzie je tylko do 1998 r.! Znów więc krążyło nad kolejką widmo likwidacji. Jednak udało się skutecznie kolejką zainteresować władze lokalne i polityków. Skutkiem licznych spotkań i negocjacji powołano do życia nowego przewoźnika - jest to Spółka Kolei Saksońsko-Górnołużycka (SOEG), która od 1996r. świadczy wszystkie usługi przewozowe . Od tego momentu kolejka zaczęła znów prosperować, co zresztą świetnie nam unaocznia wciąż rosnąca liczba pasażerów."-tekst ze strony:
https://www.saksonski-szlak-parowozow.pl/pl/gorne-luzyce/19/Zittauer_Schmalspurbahn.html#block-4
Po sprawdzeniu biletów przez Pana Konduktora, do każdego z naszej grupy podchodzi Pan obsługujący bufet z tacą wypełnioną plastykowymi kubeczkami napełnionymi delikatnym winem musującym. Jesteśmy tym faktem lekko, ale i mile zaskoczeni. Wypijamy bez pospiechu musujące wino, rozkoszując się jego smakiem, rozmawiamy, śmiejemy się, a dookoła panuje radość i gwar :) Niespiesznie przechadzam się i robię zdjęcia Rajdowiczom, przystając na chwilkę rozmowy przy okazji :)
I tak w cudownych nastrojach docieramy do Oybin. Wysiadamy z pociągu, opatulamy się szczelniej-jest dość zimno-lodem ciągnie-oboje jednomyślnie stwierdzamy. Podchodzimy bliżej Wiktora i słuchamy krótkiej opowieści o uzdrowiskowym miasteczku.
"Oybin – (czes. Ojivín lub Ojvín) – miejscowość i gmina uzdrowiskowa w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia, w okręgu administracyjnym Drezno, w powiecie Görlitz, w Górnych Łużycach przy granicy z Czechami, wchodzi w skład wspólnoty administracyjnej Olbersdorf.
Dzielnice: Hain, Lückendorf, Oybin.
Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą z 1290. Przez długie lata należał do żytawskiego rodu szlacheckiego Ronowców (cz. Ronovci). Obecny herb gminy pochodzi bezpośrednio od herbu tegoż rodu. W 1319 Henryk z Czeskiej Lipy (cz. Jindřich z Lipé) sprzedał swoje włości królowi czeskiemu Janowi Luksemburskiemu w zamian za dobra na Morawach. Jeszcze w 1319 czeski król przekazał osadę piastowskiemu księciu Henrykowi I jaworskiemu[2], tym samym weszła w skład księstwa jaworskiego, jednego z polskich księstw dzielnicowych na Dolnym Śląsku, po czym w 1346 wraz z nieodległą Żytawą wróciła do Czech[3]. W XIV wieku istniejący tutaj zamek ulegał licznym przebudowom, głównie za sprawą Karola IV Luksemburskiego, syna Jana. W owym czasie zamek ten był ulubioną rezydencją Karola IV, który swoją obecnością chciał podkreślić czeskie panowanie na ziemi żytawskiej. Także z rozkazu Karola IV został wzniesiony klasztor na górze Oybin.
Gród miał ważne znaczenie na szlaku handlowym z Czech do Łużyc.
Po pokonaniu protestanckich armii przez Habsburgów w bitwie na Białej Górze w 1620, wielu protestanckich Czechów znalazło schronienie w okolicy Gór Łużyckich oraz Górnych Łużyc.
Oybin jest miejscowością uzdrowiskową (oficjalnie zatwierdzoną w 1930). Największą atrakcją miejscowości jest góra Oybin zbudowana z piaskowca, której kopuła góruje nad miastem. Znajduje się tam barokowy kościół, a także ruiny średniowiecznego zamku i klasztoru, które w epoce romantyzmu były często przedstawiane na obrazach m.in. przez Kaspara Dawida Friedricha.
Niewielka linia kolejowa zbudowana w 1890 prowadzi z Oybin oraz z sąsiedniej miejscowości Jonsdorf do Żytawy. Linia ta jest wciąż obsługiwana przez wąskotorową kolejkę parową."-Wikipedia.
Kiedy Wiktor skończy opowiadać o Oybinie, omawia jeszcze trasę dzisiejszej wędrówki, po jej omówieniu niespiesznie wszyscy ruszamy na szlak. Wędrujemy uliczkami urokliwego miasteczka, oglądając piękne stare domki, przystając co jakiś czas na zrobienie zdjęć.
Po minięciu ostatnich zabudowań kurortu, szlak wkracza w las. Idziemy teraz leśnym duktem, cały czas delikatnie pnąc się ku górze.
Z Rajdowiczami wędrujemy do miejsca odpoczynkowego ze stołem i ławami. Umówiliśmy się wcześniej z Maciejem, Marlenką i Edytą, że odpuścimy sobie wejście na Scharfenstein, tak więc tu po krótkim posileniu się, zostawiamy Rajdowiczów i ruszamy niewielką grupką żółtym szlakiem ku Wielkiej Skalnej Uliczce.
Wędrujemy niespiesznie leśnymi ścieżkami. Co jakiś czas pniemy się ku górze, to znów przystajemy na punktach widokowych usytuowanych na skałach i spoglądamy na widoczne z nich krajobrazy.
Wędrujemy wąską ścieżką wijącą się między wysokimi skalnymi formacjami. Przyglądamy się im próbując odgadnąć do czego niektóre z są podobne. Radochy i śmiechu mamy przy tym co niemiara. Wchodzimy w luki między skałami i podziwiamy szczególnie Oybin, robiąc przy okazji mnóstwo zdjęć .
Po przejściu całej Wielkiej Uliczki Skalnej, schodzimy do Sali Muszelkowej, gdzie podziwiamy w niezwykły sposób pozakręcane kręgi, wstęgi i zgrubienia na skałach. Wygląda to dziwnie ale i pięknie. Oczywiście zatrzymujemy się tu na ciut dłużej by zrobić zdjęcia i przyjrzeć się temu troszkę dokładniej. Po fotkach wracamy na wydeptaną, wąską ścieżkę i tu spotykamy kilka osób z naszej grupy. Krótka rozmowa i razem wędrujemy dalej.
Rozmawiając i niespiesznie idąc docieramy do krzyżówki szlaków i granicy Niemieckiej i Czeskiej zwanego Kammloch. Tu chwilka odpoczynku i krótka sesja zdjęciowa, a po niej idziemy dalej szlakiem wytyczonym na granicy Czech i Niemiec. Leśny dukt pnie się w górę i wije się między starymi drzewami, których pnie i korzenie "ubrane" są w niesamowicie zielony mech. Cudnie to wygląda. Co chwilę przystaję i robię zdjęcia, chłonąc to piękno, które stworzyła przyroda.
Kiedy jesteśmy tuż przy źródle Jana - Janův pramen (Johannisquelle), zaczyna sypać śnieg i robi się coraz zimniej. Kilka fotek i wędrujemy dalej.
Im jesteśmy wyżej, tym krajobraz robi się bardziej przyprószony śniegiem. Kiedy docieramy do rozwidlenia dróg, skręcamy w lewo i wędrujemy w kierunku wieży widokowej. Postanowiliśmy że nie będziemy na nią wchodzić. Jest zimno i przydałoby się coś ciepłego zjeść, więc po kilku fotkach, odwracamy się do wieży plecami i idziemy ku drugiemu szczytowi.
Wchodzimy po schodach na szczyt i wchodzimy do budynku w którym znajduje się restauracja. Oczywiście obiekt ten służy też jako schronisko, gdzie można przenocować. Ściągamy kurtki, siadamy przy stole, sprawdzamy w menu co jest do zjedzenia i zamawiamy dwie zupy i dwa ciemne piwa. Najpierw dostajemy zamówione piwa. Pijemy je niespiesznie. Czekając na ciepłe zupy rozglądamy się ciekawie po wnętrzu i robimy zdjęcia.
"Hvozd (Hochwald) jest jednym z najwybitniejszych szczytów w Górach Łużyckich. Wyraźny dwuwierzchołkowy fonolitowy grzbiet (749 m) leży na granicy czesko-niemieckiej, ok. 1,5 km na wschód od Krompachu.
Wierzchołek Hvozdu był odwiedzany już w XVIII wieku. W roku 1787 mieszczanie żytawscy udostępnili go od saskiej strony kamiennymi schodami (częściowo używanymi do dziś), a w roku 1834 postawili na widokowym zwieńczeniu krzyż. W roku 1853 pan Marx z Oybina zbudował na południowym wierzchołku pierwszą gospodę, która służyła do 1 sierpnia 1877, gdy spłonęła. Jej właściciel już latem następnego roku zbudował po czeskiej stronie granicy nowy budynek, a latem 1879 r. żytawskie towarzystwo przyrodnicze Globus zbudowało obok 10-metrową drewnianą wieżę widokową. Na cześć żony władcy Saksonii nazwano ją wieżą Karoliny (Carolathurm), a stała dokładnie na ówczesnej granicy austriacko-niemieckiej. Ponieważ usytuowanie chaty po czeskiej stronie granicy przysparzało właścicielom znacznych problemów, w roku 1889 po stronie saskiej, zaledwie kilka metrów dalej, wybudowano drugą restaurację, która oferowała również noclegi. W roku 1891, kierownictwo towarzystwa Globus postanowiło zastąpić starą drewnianą wieżę na Hvoździe porządną, kamienną konstrukcją. Ponieważ południowy wierzchołek Hvozdu był już kompletnie zabudowany dwiema chatami, dla nowej wieży wybrano miejsce na drugim końcu grzbietu, gdzie dotychczas znajdował się tylko udostępniony taras widokowy. Budowa przebiegała bardzo szybko, bowiem wieża miała być dokończona w następnym roku, na jubileusz 400-lecia towarzystwa. Uroczyste otwarcie miało miejsce 14 września 1892 r. Co ciekawe, wieża na Hvoździe jest prawie bliźniaczką wieży na Jedlovej. Nie tylko są bardzo podobne co do kształtu, wysokości i użytego materiału, ale nawet "urodziny" świętują w tym samym dniu. Wieża na Hvoździe jest jednak o rok młodsza.
W przeszłości na Hvoździe sprzedawano na pamiątkę "fiołkowe kamienie" – fonolitowe kamienie ze szczytu, porośnięte porostem i glonem, pachnące fiołkami. W czasach wielkiej popularności loterii, na Hvoździe, podobnie jak na Luží, znajdowała się stacja telegrafu optycznego, którym przekazywano wylosowane liczby z Żytawy do Pragi.
Na południowym wierzchołku dwie restauracje stały naprzeciw siebie aż do roku 1946, gdy czeska gospoda spłonęła. Do dziś pozostały z niej resztki piwnic. Dla niemieckich turystów Hvozd pozostaje popularnym celem wycieczek, jako że niemiecka gospoda i wieża, wyremontowane w latach 80-tych, służą do dziś. Czescy turyści chcący je odwiedzić muszą przekroczyć granicę w Krompachu lub w Petrovicích. Z czeskiej strony dostępny jest tylko taras widokowy z pięknym widokiem na pobliskie wzniesienia Gór Łużyckich, Ještědskiego Grzbietu, Ralské pahorkatiny i odleglejsze Bezděz, Vlhošť i Ronov. Przy dobrej widoczności można też dostrzec Kozákov i Trosky lub stożki Średniogórza Czeskiego z Milešovką.
Na południowo-zachodnim stoku góry znajdują się wielkie kamieniołomy piaskowca. Na granicy, na wschodnim zboczu, zachował się stary kamień graniczny z drogowskazami na Oybin i do leśniczówki Na šestce ("Nach Forsthaus No VI - Nach Oybin").
Na szerokiej przełęczy między Hvozdem a Sokolem, na leśnym rozdrożu stoi samotny dom Na Šestce, nazwany tak według numeru działki leśnej, na której dawniej stał. Pierwotnie była tu wzorcowa leśniczówka, przy której myśliwi z czeskiej i saskiej strony gór spotykali się na zawodach strzeleckich. Później była tu urządzona restauracja wycieczkowa. W latach 80-tych chata służyła Milicji Ludowej."-tekst ze strony:
http://naszesudety.pl/hochwald-(carola-turm),408.html
Po posileniu się i wypiciu piwa, Radek odnosi naczynia, a ja idę biorę naszą "kancelarię" i idę podstemplować wszystkie kajety. Podchodzę do kontuaru i pytam Pana o stempel. Nie umiem mówić po niemiecku, ale jakoś udaje mi się Mu wytłumaczyć po co przyszłam. Pan stawia jedną pieczątkę przede mną, ale kiedy widzi nasze kajety wypełnione przeróżnymi pieczątkami, patrzy na mnie i mówi:
-Moment.
Teraz ja patrzę na Pana, a On spod kontuaru wyjmuje po kolei jedenaście pieczątek. Oboje uśmiechamy się do siebie nawzajem. Wszystkie pieczątki lądują w naszych kajetach, a po dopełnieniu formalności, oddaję je Panu mówiąc:
-Danke :)
Wracam do stolika zadowolona niesamowicie, a Radek stwierdza że warto było mnie wysłać po pieczątkę :) Cały Radek :)
Po odpoczynku, posileniu się pora ruszać dalej. Ubieramy się, dziękujemy za gościnę i wychodzimy na zewnątrz. Od razu zrobiło nam się zimno. Zanim ruszymy w drogę do Oybin, robimy grupowe zdjęcie, a po nim krótką sesję fotograficzną na szczycie. Po zdjęciach zaczynamy schodzić obierając kierunek kurort Oybin.
Najpierw jednak wracamy do Kammlocha. Stamtąd idziemy skrajem asfaltowej drogi do niewielkiego parkingu usytuowanego po prawej stronie. Tu skręcamy w leśną drogę i zielonym szlakiem wędrujemy do miejsca, które dla większości Rajdowiczów będzie zaskoczeniam. Mamy nadzieję że miłym zaskoczeniem.
Po niedługiej wędrówce docieramy do czerwonych skalnych grzybów, kielichów czy maczug. Wyobraźnia ludzka jest niesamowita :)
Robimy tu grupowe zdjęcia i całe mnóstwo pojedynczych sesji. Mieliśmy rację że większość Rajdowiczów będzie mile zaskoczona tym co zobaczyła. Pamiętam moment gdy znienacka. razem z Radkiem wyszliśmy wprost na te cudeńka. Nasza radość i niedowierzanie było ogromne. Mnóstwo czasu tu spędziliśmy :)
Po obejrzeniu pierwszych czerwonych skalnych grzybów i zrobieniu mnóstwa zdjęć, wędrujemy dalej zielonym szlakiem. Ścieżka wije się między kolejnymi formacjami skalnymi, przypominającymi zwierzęta lub postacie z bajek. Przyglądamy się wszystkiemu dookoła i focimy praktycznie wszystko..
I tak docieramy do centrum kurortu. Większość Rajdowiczów poszło z Wiktorem do kościółka górskiego, a my idziemy do informacji turystycznej po pieczątki, vizytki i folderki.
Po dopełnieniu formalności idziemy obejrzeć miniaturowe budowle z okolic Oybinu. Oberlausitzer Miniwelt mieści się w wielokondygnacyjnej stodole u stóp zamku. Można tu obejrzeć kilkadziesiąt miniatur. Modele ze sklejki są w większości wykonane w skali 1:50.
Trochę czasu zajęło nam obejrzenie zgromadzonych w stodole miniatur. Przy okazji znów zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. Kiedy opuszczamy stodołę, nasze buzie się śmieją. Kolejny raz przekonaliśmy się że warto wracać do miejsc już poznanych, bo mile mogą nas zaskoczyć :)
Radośni spacerowym krokiem przechadzamy się uliczkami kurortu, robiąc zdjęcia i podziwiając piękno miejscowości. Niespiesznie idziemy w kierunku stacji kolejki wąskotorowej.
Na stacji chwilkę czekamy na przyjazd naszego pociągu. Kiedy już przyjechał, pasażerowie wysiedli i została przestawiona lokomotywa, wsiadamy do niego, zajmujemy miejsca i jedziemy do Zittau, gdzie mamy pierwszą przesiadkę. Podróż mija nam w rewelacyjnych nastrojach. W Zittau wysiadamy z wąskotorówki, przechodzimy przez dworzec autobusowy i wchodzimy do budynku dworca kolejowego i idziemy od razu na peron gdzie czeka już nasz pociąg. Wsiadamy do niego, zajmujemy wygodne miejsca i jedziemy nim do Görlitz.
W Görlitz mamy kolejną przesiadkę i trochę więcej czasu oczekiwania na pociąg jadący do Jeleniej Góry. Wykorzystujemy go na obejrzenie przez szyby kwiatów w kwiaciarni dworcowej i krótki spacer. Gdy przyjeżdża nasz szynobus, wsiadamy do niego, zajmujemy miejsca i wracamy do domu szczęśliwi i radośni.
Wycieczka była cudna, choć trochę zimno dokuczało. Kolejna wedrówka już niebawem, więc do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
P.S. Zdjęcia tu dodane są Macieja, Pawła, Radka i moje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz