sobota, 3 czerwca 2017

"Samuraje" na szlaku :)

Dziś postanowiliśmy pojechać do Czech i "zdobyć" kolejny Maloupski tysięcznik.Wstajemy odpowiednio wcześnie,spokojnie jemy śniadanie,pijemy kawę,pakujemy plecaki i kiedy zbliża się pora idziemy w kierunku stacji kolejowej.Przed budynkiem spotykamy Alka,witamy się z Nim i wchodzimy do środka.Przy kasie dostrzegamy Tomka i znów powitania i chwila rozmowy.Okazuje się że będziemy wspólnie podróżować.W kasie kupujemy bilety "Podróżuj z KD" i idziemy na peron,gdzie stoi już nasz szynobus.Wchodzimy do niego,zajmujemy wygodne miejsca i ruszamy ku nowej przygodzie :)





















Podróż umilamy sobie rozmowami o miejscach w których byliśmy i które chcemy zobaczyć.Kiedy docieramy do granicy,spoglądamy przez okno jak czeski Pan Maszynista ręcznie opuszcza rogatki,by pociąg mógł przejechać,a później je podnosi i tak przez dwa kolejne przejazdy kolejowe.U nas nie do pomyślenia....wszystko musi być zmechanizowane....a tu taki swojski klimacik...Przyglądam się,robię zdjęcia przez szybę i jedziemy dalej rozmawiając.I kiedy tak sobie dyskutujemy dołącza do nas młody mężczyzna,który opowiada o swoich podróżach i  zdobywaniu szczytów do Korony Sudetów.Szybko i bez ceregieli,byle tylko wejść,podbić książeczkę i dalej....Opowiada nam jak nie lubi jeździć w miejsca takie jak Adršpach-gdzie "same samuraje dookoła".Samuraje???-patrzymy na młodzieńca szeroko otwartymi oczami ze zdumienia-czyżby chodziło o Japończyków??? Niestety nie,"samuraje"to wszyscy Ci którzy mają aparaty fotograficzne zawieszone na szyji i robią zdjęcia-czyli to my!!!
Szczęki nam opadły....
Mimo tego,podróż mija nam szybko.Do Trutnova střed jedziemy z Tomkiem i Alkiem.Tu żegna się z nami Tomek-ma swoje plany-i chłopak który "zalicza" w pędzie wszystkie szczyty.W Trutnovie rozstajemy się z Alkiem.My idziemy w kierunku dworca autobusowego.Sprawdzamy ile mamy czasu do autobusu i idziemy na krótki spacer.Zaciekawił nas gwar dobiegający z rozstawionego przy galerii UFFO namiotu.Zatrzymujemy się przy nim i zaglądamy ciekawie do środka.Pełno tu dzieci z rodzicami i artystów cyrkowych,którzy pokazują swoje sztuczki,bawiąc się przy tym wspólnie z maluchami.Lekko zdziwieni i zaskoczeni przyglądamy się tym zabawom przez dluższą chwilę.Kiedy zbliża się pora przyjazdu naszego transportu idziemy w kierunku dworca autobusowego,gdzie czekamy chwilkę na cyklobus.Gdy przyjeżdża,wsiadamy do niego,kupujemy bilety i rozsiadamy się wygodnie w fotelach.Jedziemy :) Przed nami Spálený mlýn.











Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Wysiadamy na przystanku Spálený mlýn,sprawdzamy na mapie jak mamy iść ku naszemu dzisiejszemu celowi i powoli ruszamy zielonym szlakiem.Najpierw idziemy skrajem szosy,wzdłuż rzeki,przechodzimy przez most na drugi brzeg i wkraczamy na szutrową drogę.Tu w trawie dostrzegam storczyki i od razu prawie padam przy nich na kolana,robiąc zdjęcia.Jestem szczęśliwa,że mam okazję je widzieć :) Po kilku fotkach wędrujemy Pěnkavčí cestou,zmierzając powoli ku naszemu celowi.










































































Droga najpierw wiedzie nas przez las,cały czas pnąc się w górę.Idziemy niespiesznie,rozmawiamy,przystajemy by zrobić zdjęcia i cieszymy się swoim towarzystwem :) W wyśmienitych humorach docieramy do punktu widokowego.Stajemy zaskoczeni i zauroczeni tym co widzimy.Przed nami Lví důl,w oddali Śnieżka i z prawej Jelení hora,na zboczu której znajdują się Šímove Chalupy-tam też będziemy.

"Šímove chalupy, położone ponad Lvim dolem w Karkonoszach, są prawdziwym ewenementem. Należą do najbardziej oddalonych od cywilizacji miejsc w górach Republiki Czeskiej. Zimą praktycznie nie można się do nich dostać, nie ma tam też elektryczności. Zapomniane drewniane chaty, umiejscowione na stromym zboczu, już od kilku lat są pod ochroną konserwatora zabytków.
   Do stromego zbocza Jeleniej hory przylepionych jest dziewięć chałup. Najwyżej położona stoi na wysokości 1060 m npm, najniżej położona na wysokości ok. 1000 m npm. Pomiędzy nimi są łąki poprzetykane kamiennymi murkami, ułożonymi z polnych kamieni, jakie tutejsi gospodarze przez wieki zbierali ze swych pól. Osada, którą w skrócie nazywa się po prostu Šímovkami, leży na polanie, otoczonej ze wszystkich stron gęstym lasem.
Utwardzona, leśna droga przechodzi tylko przez górną część osady. Od maja do października właściciele chałup mogą przyjeżdżać tutaj swoimi samochodami, ale okrężną drogą przez Malą Úpę i na dodatek muszą mieć pozwolenie z dyrekcji parku narodowego, bo Šímove Chalupy leżą w III strefie ochrony Krkonošskiego narodnego parku.
     Šímove Chalupy, mimo że mamy XXI wiek, nie mają doprowadzonej linii energetycznej. Niektórzy mają zainstalowane panele słoneczne, inni korzystają z benzynowych agregatów prądotwórczych.
     Według tradycji, Šímove Chalupy (niem. Simmaberg) otrzymały swą nazwę na cześć jednego z trzech braci – kolonizatorów, którzy przybyli tu z Tyrolu pod koniec XVI wieku. Różnorodność architektoniczna tutejszych chałup to jedna z najcenniejszych rzeczy, jakie Karkonosze posiadają. Osiem z dziewięciu domów, przed więcej niż dziesięcioma laty wpisanych zostało do rejestru zabytków. Razem z górską osadą w Modrym dole na zboczach Studničnej hory i Velkimi Tippeltovymi Budami w Velkiej Úpie zostały uznane za wiejską strefę zabytkową.
     Życie na Šímovkach zawsze było ciężkie. Mężczyźni pracowali w lesie, a kobiety dbały o gospodarstwo, a później zajmowały się tkactwem. Po zakończeniu II wojny światowej wszyscy niemieccy mieszkańcy musieli odejść, a chaty zostały przydzielone, a później sprzedane państwowym zakładom pracy lub prywatnym osobom, które traktowały je jako domki rekreacyjne. W ostatnich 20 latach w większości z chałup kilkakrotnie zmieniali się właściciele."-fragmenty tekstu ze strony http://www.naszesudety.pl/simovy-chalupy-zycie-na-grzbiecie-karkonoszy.html

Rozsiadamy się na ławce.Sycimy oczy pięknym krajobrazem,podziwiamy rozpościerające się widoki,odpoczywamy i posilamy się małym co nieco.
Gdy już odsapniemy i nasycimy się pięknem,powoli ruszamy dalej.Po chwili marszu znów się zatrzymujemy,patrzymy i podziwiamy przez dłuższą chwilę rozpościerające się przed nam krajobrazy.Dopiero po jakimś czasie idziemy dalej i docieramy do skrzyżowania dróg.Skręcamy w lewo i wędrujemy dalej.Na mapce jest napisana wskazówka,jak mamy dotrzeć na Pěnkavčí vrch.Idziemy i rozglądamy się za wąską,wydeptaną scieżką.Znajdujemy taką,wchodzimy i nią pniemy się ku górze.Niestety,po jakimś czasie znika nam,więc schodzimy z powrotem do drogi i nią podążamy dalej.Maszerując rozglądamy się i wzrokiem poszukujemy wydeptanej ścieżki.Kiedy prawie docieramy do zakrętu,z prawej strony na zboczu dostrzegamy wąską dróżeczkę.Jest to ewidentnie ta,którą mieliśmy znaleźć.Pniemy się nią w górę,mocno w górę.











































Co jakiś czas przystajemy i oglądamy się za siebie.Podziwiamy cudne widoki,robimy zdjęcia i nabieramy oddech na dalszą wędrówkę.I tak docieramy na szczyt.Bez problemu odnajdujemy dziurkacz,dość duży kopiec ułożony z kamieni i punkt triangulacyjny.Ściągamy plecaki,wyciągamy mapki i dziurkujemy je.Po dopełnieniu formalności robimy sobie sesję zdjęciową i odpoczywamy.

























































Po nabraniu sił,zaczynamy powoli schodzić.Śmiejemy się że na dole jesteśmy o wiele szybciej niż na górze,mimo tego że jest trochę stromo.Wracamy tą samą drogą do szkrzyżowania.Nie schodzimy jednak,a idziemy dalej prosto do skrzyżowania szklaków,gdzie skręcamy na Portášove Boudy.Wędrujemy pod górę asfaltową drogą i po niedługim czasie stajemy przed Górską chatą Portášky.Najpierw krótka sesja zdjęciowa na zewnątrz,a po niej wchodzimy do budynku.Kupujemy vizytki i stemplujemy wszystkie nasze kajety.Po dopełnieniu formalności,wychodzimy na zewnątrz,podziwiamy widoki i zastanawiamy się przez chwilę jak będziemy schodzić.



































Oczywiście wybieramy ścieżkę pod wyciągiem.Schodzimy więc ostro w dół wydeptaną w trawie wąską dróżką.Po pewnym czasie ogrodzenie łąki zmusza nas do wejścia na leśną ścieżkę.Nią docieramy do asfalowej drogi,przecinamy ją i dalej idziemy wzdłuż wyciągu,cały czas schodząc w dół.I tak docieramy do przystanku autobusowego Velká Úpa náměstí.Sprawdzamy rozkład jazdy i okazuje się,że musimy trochę poczekać.Siadamy więc na ławce,wyjmujemy napój,pijemy po łyku i kiedy mam już wyjąć z plecaka kanapki,podjeżdża bus.Zaskoczeni,pakujemy wszystko w pędzie do plecaków i pytamy Kierowcę dokąd jedzie? W odpowiedzi słyszymy:-Janské Lázně.Ucieszyła nas ta odpowiedź i nie zmartwił nas fakt,że będziemy musieli wysiąść w Horním Maršovie bo bus nie jedzie przez Svobode nad Úpou.Wsiadamy do busika,kupujemy bilety-dziecięce bo Pan tylko takie ma-i jedziemy.































































Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Wysiadamy na przystanku w Horním Maršovie tuż za punktem informacji turystycznej.Stąd idziemy do Svobody nad Úpou.Nie jest aż tak daleko jak nam się w pierwszym momencie wydawało.Na stacji kolejowej jesteśmy z zapasem czasowym.Siadamy na ławce w cieniu.Wyjmujemy kanapki,owoce i picie.Posialamy się i odpoczywamy od słońca.Kiedy przyjeżdża nasz motoraczek,wsiadamy do niego,zajmujemy wygodne miejsca i jedziemy do Trutnova.




Motoraczek pełen ludzi dowozi nas bezpiecznie na miejsce.W Trutnovie mamy sporo czasu,więc idziemy w kierunku centrum.Zatrzymujemy się przy Galerii UFFO i podchodzimy do zgromadzonego tu tłumu.Właśnie trwa przedstawienie "BRATŘI V TRICKU: BĚŽKAŘSKÁ ODYSEA",a po nim następny występ cyrkowych artystów i następny.Wszystko można obejrzeć tu:
 http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2017/06/reportersko-i-portretowo-czyli-cyrk-na.html

Stoimy bardzo długo na słońcu i w pewnym momencie robi mi się słabo.Mówię Radkowi,że muszę usiąść w cieniu,bo za chwilę zemdleję.Opuszczamy więc plac przed Galerią i siadamy na schodach budynku przy moście.Stąd też widać akrobacje,więc niczego praktycznie nie tracimy,a ja nabieram oddechu.Oboje odpoczywamy od upału,ciesząc się panującym tu cieniem.Kiedy uliczny pokaz się kończy,idziemy w kierunku Rynku.Marzą nam się lody.Niestety,wszystkie lodziarnie i sklepiki już pozamykane.Spacerujemy więc podcieniami Trutnovskiego Rynku i robimy zdjęcia.








Po spacerze,postanawiamy iść w kierunku dworca kolejowego.Nasz szynobus już przyjechał i stoi na stacji.Wsiadamy do niego,rozsiadamy się wygodnie i odpoczywamy od upału w klimatyzowanym wagonie.Kiedy zbliża się godzina odjazdu,do szynobusa wchodzi Alek.Pytamy się Jego czy udała Mu się wycieczka.Widać po Nim,że słońce też Go zmęczyło,bo gdy tylko sprwdzone zostały bilety,od razu zasnął.W Trutnovie střed zaglądamy za Tomkiem,ale nigdzie Go nie dostrzegamy,więc pewnie pojechał wcześniejszym pociągiem,albo tak ułożył sobie trasę,że zszedł do Kowar.
Wracamy do Polski,do domu.Podróż praktycznie przesypiamy,ale jesteśmy szczęśliwi i radośni,bo dzisiejsza wędrówka była piękna :)
















Tak oto kolejna wycieczka dobiegła końca,pora na następną.Do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


Likn do filmiku tu:
https://photos.google.com/share/AF1QipPk4QJQm6eFceSJb4tGBD734dM8EUw9I7KPWpYVgOzB_TrmRFoQmyixh5BgRFtmTA/photo/AF1QipMZu8gsA-5DgP73zJYri05QvGq_kJ5GyYaqscvS?key=Vk1TZmlzVDdDbHRZTlVlQXRGUGZHN2xzOGg5bVl3




2 komentarze:

  1. Danusiu, jestem pełna podziwu dla Was. Mam wrażenie, że Wasza doba ma co najmniej z 30 godzin. Tyle miejsc zwiedzacie w jednym dniu, pokonujecie tyle kilometrów i to pod górę. To już nie jeden M. Ewerest pokonaliście. Brawo. A ja siedząc w domu mogę cokolwiek dowiedzieć się. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu dziękuję za takie mnóstwo miłych słów :)
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń