niedziela, 28 maja 2017

Dlouhý hřeben - Maloupski tysięcznik :)







Wszystko płynie - Panta rhei jak powiedział Heraklit lub jak mawiał mój kolega ze szkoły średniej odpytywany z polskiego właśnie pan Tarei ;).Ja w każdym razie po wczorajszej przygodzie w Kowarach,gdy bus jadący do Pecu mnie nie zabrał z powodu braku miejsc,zastosowałem się do innej wschodniej  starej mądrości - "nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody".Kusiło mnie by w tak pięknie zapowiadający się dzień pojechać w górki właśnie po czeskiej stronie. Dlatego namówiłem Danusię byśmy pojechali do Pecu,ale szynobusem przez Trutnov. O 7.45 wyjechaliśmy razem z uczestnikami Wiktorowej wycieczki Rnr. Sporo ich było,nie dziwiły mnie więc głosy ulgi w pociągu, gdy wysiedli na stacji w Lubawce :). Po przekroczeniu granicy pojawił się czeski konduktor,starszy pan wzbudzający szacunek. Szybko okazało się,że pozory mylą i wygląd nie świadczy o wszystkim. Pan okazał się całkiem poradnym życiowo człowiekiem i mimo,że naszykowałem do zapłaty za resztę trasy 100 korunek :) czeski konduktorek :) nalegał byśmy "zaplatili w zlotkach"z powodu braku drobnych korunek. Po drugim pytaniu czy nie mamy zlotek poddaliśmy się i zostaliśmy przycięci na jedną złotówkę,podobnie zresztą jak cała reszta kupująca bilety w szynobusie. Nic to skoro dla pana zlotka są tak ważne :). Po dojechaniu do Trutnova okazało się,że wszystkie kierunki są bardzo dobrze skomunikowane i nie musimy specjalnie długo czekać na połączenie w kierunku Pomezních boud. Już wcześniej ustaliliśmy,że wysiądziemy nie w miejscowości Dolní Malá Úpa, na przystanku Spálený mlýn. Jak się okazało wsiedliśmy do Bus-line,który najpierw zajechał do miejscowości Janské Lázně - nic to,dawno tu nie byliśmy-a potem jeszcze do Pec pod Sněžkou. W Janských Lázních z ciekawością szukam wzrokiem turystycznego drogowskazu do Hoffmanovych Boud, tam niedaleko wybudowano wieżę widokową "Stezka korunami stromů", która już niedługo ma zostać otwarta. Znalazłem, trzy kilometry od centrum koloniady to niewielki dystans, łatwy do zaliczenia przy planowaniu wyjazdu pociągiem do Trutnova.












 Nasz autobus zatrzymuje się w Dolní Malá Úpa i słyszymy wołanie kierowcy - Spálený !!! - to znak, że powinniśmy wysiadać. Zanim ruszymy oglądamy tablice z mapami i tabliczki z oznaczeniami szlaków. Czytamy też tablicę m.in. w języku polskim o miejscu w którym się znaleźliśmy. Jak się łatwo domyślić był tu kiedyś młyn,który się spalił. To,co ważne to to,że we wrześniu 1779 gościł tu cesarz Josef II z generałem Landonem w czasie wizytacji pól bitewnych. Ruszamy zielonym szlakiem i dość szybko docieramy do rozcestí Nad Spáleným Mlýnem - tu mamy kolejną tablicę z opisem miejsca. Za chwilę wejdziemy na Emminą Cestę - szlak poświęcony hrabinie Emmie Cernin - Morzinovej,która była sprawczynią wybudowania dróg w lesie do zwożenia drewna i przejażdżek konnych. Schodzimy z szerokiej leśnej szutrowej drogi do lasu by po jakimś czasie ponownie na nią wrócić. Szlak jest tak poprowadzony,by wędrować po traktach,które mają historię. Dochodzimy do kolejnej krzyżówki - Pod Dlouhým hřebenem,886 m.n.p.m.. Tu szlaki się rozchodzą - niebieski idzie do krzyżówki Cestnik a zielony Pod Myslivnou. Pamięć podpowiada by iść zielonym, tam po dojściu do Červeného kříža na mapie zaznaczona jest droga na nasz dzisiejszy cel. Jednak po przejściu odcinka włącza mi się intuicja, która każe mi wyciągnąć czeski opis tras i sprawdzić, czy dobrze idziemy. Intuicja nie zawiodła, musimy się wrócić. Mamy dojść bezpośrednio do Cestnika. Będziemy tam po około 2 km. Wg opisu ma tam być wysypana białym wapieniem droga pnąca sie ostro do góry.














































W tą stronę....



....a jednak trzeba iść w tą stronę !!!!




































































 Gdy dochodzimy do rozcestí Cestnik, na widok który zastajemy uśmiechają się oczy. Na środku stoi drewniana rzeźba a obok tablica z menu Chaty Poutnik,to miejsce wizytkowe i szansa na pieczątkę. Po drugiej stronie drogi miejsce odpoczynku, wiata, drewniane zabawki dla dzieci. Okazuje się, że jesteśmy na pohadkovej stezce,czyli na szlaku dla dzieci na którym poustawiane są bajki pani Kubatovej tłumaczone na cztery języki. Robimy sesję zdjęciową,odpoczywamy,zaglądamy do wiaty - jest otwarta - można tu spokojnie przenocować,nie mówiąc o schronieniu przed deszczem. Nad placem zabaw dostrzegamy ścieżkę pnącą się ostro do góry. To musi być nasza ścieżka na szczyt,ruszamy żwawo. Po dość sporym wysiłku na szczycie dochodzimy do krzyżówki i kolejnej bajki. Znów włącza mi się intuicja mówiąca,że coś tu jest nie tak. Jest tu kolejny punkt z bajką Kubatowej, na Dlouhým hřebenie nie powinno jej być. Wyciągam mapę i okazuje się, że wdrapaliśmy się na Pomezní hřeben. Fajna sprawa,fajne widoki tylko nie do końca o to nam dzisiaj chodziło. No cóż stało się, robimy więc przerwę na uzupełnienie płynów, czytamy bajkę, nawiasem mówiąc finałową Pohadkovej stezki i czytamy jeszcze raz opis dojścia na Dlouhý hřeben,szukając miejsca w którym popełniliśmy błąd.












































































 Po odpoczynku czas zacząć schodzić w dół,okazuje się,że zajmuje nam to moment. Po zejściu staramy się namierzyć ową tajemniczą ścieżkę z wapienną białą wysypką. Wracamy się kawałek szlakiem, którym tu dotarliśmy i po lewej stronie faktycznie dostrzegamy taką ścieżkę. Mając nadzieje, że to właściwa tym razem droga ruszamy nią do góry. Po jakimś czasie zgodnie z opisem po lewej stronie widzimy ścieżkę trawiastą zmierzającą do lasu. Wspinamy się coraz wyżej. Dochodzimy do miejsca z którego roztaczają się cudowne widoki m.in. na Śnieżkę i miejsca które niedawno opuściliśmy. To jeszcze nie koniec trzeba się jeszcze troszkę powspinać. Odnajdujemy dziurkacz - Dlouhý hřeben 1085 m. n.p.m.- i szybko załatwiamy formalności. Śmialiśmy się ostatnio z nowej mody w stylu selfi polegającej na robieniu zdjęć swoich nagich tyłków w miejscach które się odwiedza. Tu byłoby to niemożliwe - muchy i inne owady ukarałyby nas bardzo szybko za chociażby próbę realizacji tego pomysłu. Na odpoczynek i małe świętowanie schodzimy niżej do miejsca cudownie widokowego. Co do pośladkowego selfi jeszcze taka mała refleksja - dziś w niedzielę, nie byłoby problemu ze zrobieniem takich zdjęć. W czasie całej podróży spotkaliśmy zaledwie kilka osób i kilku rowerzystów - i to na krzyżówkach szlaków-, totalne bezludzie. Jak ktoś szuka w górach spokoju,odpoczynku od tłumów, pięknych widoków to zabawa "Maloúpské tisícovky", zwłaszcza w niedzielę wydaje się idealnym pomysłem.


































































Zalatany paź królowej....















































 Zadowoleni i szczęśliwi z sukcesu schodzimy na dół i nie psuje nam humoru nawet fakt, że w międzyczasie tablica z menu znikła a to znak że chata jest już zavřena. Ruszamy w kierunku Malej Úpy. W oddali widać już kostel. Tu w restauracji "U Kostela" kupujemy sobie maloupskie piwo Trautenberka i krkonošské kyselo. Po małej uczcie czas na powrót. Po drodze mamy jeszcze mały przystanek na wspaniałym punkcie widokowym przy Rotterovych Boudach. Tu siedząc wygodnie z wyciągniętymi nogami sycimy się krajobrazem rozpościerającym się przed nami i oglądamy tysięczniki,które jeszcze mamy do zdobycia. Czas powoli wracać.


















































































W Úpa Horní Malá Úpa czekamy na busika VIP-a wracającego do Kowar. Kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,kupujemy bilety i wracamy, niestety tylko do Kowar. Tu mamy przesiadkę i postój. W Kowarach, zanim ruszymy dalej, przejeżdża obok nas autobus z Kamiennej Góry z wracającą wycieczką Rajdu na Raty-ale jest tak pełny, że nikogo by stąd nie zabrał.....Spokojnie czekamy dalej na nasz transport,a kiedy przyjeżdża nasz bus, wsiadamy do niego,kupujemy bilety i wracamy do domu, kończąc dzisiejszą słoneczną i piękną wędrówkę :)





Aby obejrzeć film kliknij tu



Kolejna wędrówka dobiegła końca,pora więc na następną, a ta już niebawem.
Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko, życząc miłej lektury.

Radek i Danusia :)
Nasza pustułka wciąż siedzi na jajkach....


2 komentarze:

  1. Podziwiam Waszą pomysłowość i znajomość wszelakich szlaków. Wiele fajnych zdjęć to sobie pooglądałam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu szlaków jest tak wiele że nie sposób je przejść w ciągu jednego życia....
      Pozdrawiam :)

      Usuń