sobota, 14 marca 2020

50 na 50 :) - czyli Średnia Góra,Rosocha,Czartowska Skała,Mszana :) - plus bonus na piątkę - czyli o tym czy my mamy szczęście :) ???

Jest coraz gorzej.Koronawirus rozprzestrzenił się po całym świecie i zaczyna szaleć coraz bardziej.Oboje z Radkiem zaczynamy się bać,chociaż żadne z nas drugiemu nie okazuje tego jak bardzo się boi.Żeby nie zwariować,unikamy ludzi,ceniąc sobie wspólne towarzystwo.Ja mam weekend wolny,więc całe dwa dni Radek skrupulatnie zaplanował.
Sobotni ranek budzi nas pięknym błękitnym niebem i słoneczkiem.Wstajemy o 7-mej,kąpiel,śniadanie,kawa,szykowanie kanapek i czegoś słodkiego do przegryzienia na jakimś postoju,by omijać miasta i wsie z otwartymi sklepami.Kiedy mamy już plecaki spakowane,opuszczamy mieszkanie i idziemy do samochodu.Wsiadamy do niego i ruszamy.
No właśnie,ruszamy.Jedziemy w innym kierunku niż myślałam.Patrzę na Radka zdezorientowana,a On śmieje się widząc moje zaskoczenie i mówi:
-Wczoraj dostałem wiadomość że wieża zamkowa w Starej Kamienicy jest już otwarta.Jedziemy więc sprawdzić jak to jest z naszym szczęściem Danusiu.
Uśmiecham się i odpowiadam:
-No to jedziemy Radeczku :)
Droga mija nam szybko i bezproblemowo.Zostawiamy autko nieopodal kościoła,wysiadamy z niego,bierzemy aparaty i ruszamy ku świątyni.

"Stara Kamienica jest jedną z najstarszych wsi w całej Kotlinie Jeleniogórskiej o bogatej historii.
Powstała przy starym Trakcie Żytawsko-Jeleniogórskim. Istnieją domniemania, że początki Starej Kamienicy można odnieść nawet do X wieku. Uważa się, że był tu jeden z grodów, czy zamków broniących granicy śląsko-czeskiej czy śląsko-saskiej.
Dokument z 30.12.1242 r. ks. Bolesław Rogatka darował 7 łanów ziemi i zamek w Starej Kamienicy rycerzowi Siboto Scofowi (de nobili familia Ovium). Był to podobno protoplasta znakomitego i możnego potem rodu śląskich rycerzy Schaffgotschów. W dokumencie tym jest mowa, że Scoff wzniósł ten zamek wcześniej dla Henryka Pobożnego. Z listu lennego wynika, ze zamek do tej pory nie był pańską siedzibą, wymagał niezbędnych napraw i remontu – wymienia się, ze przed przekazaniem został rozbudowany i odnowiony, wyposażony w wygodne obszerne komnaty i sale.
Budowla stanowiła twierdze z zewnętrznym podwórzem, otoczona fosą. Z następców Siboto von Schoff znani są tylko Johannes Heinze i Ullrich Schoff. Synem tego ostatniego był rycerz Gotsche Schoff I, który ufundował kościołowi w Kamienicy w 1370 roku ołtarz św. Katarzyny. Zmarł około 1380 roku. Syn jego Gorsche Schoff II wyróżnił się za życia rycerskimi czynami oraz tym, że w sposób znakomity rozszerzył swoje posiadłości m.in. o Cieplice i Gryfów.W 1403 roku ufundował probostwo w Cieplicach.Zmarł w 1419 roku pozostawiając po sobie taką sławę, że jego synowie dołączyli do rodowego nazwiska Schoff imię Gotsche i od tego czasu nazywali się Schaffgotschami. Gotsche Schoff II zostawił ze swego drugiego małżeństwa z Anną von Berka trzech synów, z których Henryk objął w posiadanie Kamienicę, a ten następnie przekazał ją swemu synowi Jaohannesowi Schoffgotsch, który w trakcie swego panowania ufundował dla kościoła w Kamienicy chrzcielnicę. Jan von Schaffgotsch zmarł w 1480 roku, a wkrótce zmarli też dwaj jego synowie: Henryk w 1500 roku, a Piotr w 1503 roku. Obaj zostali pochowani w Kościele w Kamienicy.
Wraz z ich śmiercią wygasła „kamienicka” linia Schoffgotschów, a Kamienica przeszła we władanie Fischbacherów. Niemniej jednak pozostałe odłamy rodu von Schoffgotschów rozwijały się szybko – Schoffgotschowie mieli we władaniu Gryfów, Cieplice, Świdnicę i Jawor. Właśnie jeden z pięciu synów Kaspara von Schaffgotsch zarządzającego księstwami Świdnicy i Jawora, również Kaspar otrzymał Kamienicę, a następnie jego bratanek późniejszy baron Christoph von Schaffgotsch.
W 1355r. wieś wymieniono jako leżącą w jeleniogórskim okręgu sądowym.W 2 połowie XVI w stary zamek przebudowano na renesansową rezydencję. Była to jedna ze wspanialszych posiadłości w Kotlinie Jeleniogórskiej. Jej właścicielem był od 1614 r, baron Hans Ulrich fon Schaffgotsch. Podczas jego nieobecności doszło na zamku do tragicznego wypadku. Otóż 17.12.1615 r. przebywał tu Bernard von Schaffgotsch, właściciel Radomierza i innych dóbr. W niewiadomych okolicznościach zabił go rapierem jego własny służący, niejaki Wolf Friedrich Rottig, który został w okrutny sposób stracony przed końcem miesiąca. Nagrobek zmarłego Bernarda von Schaffgotscha znajduje się w Cieplicach.W 1616 roku 20 sierpnia spalił się zamek w Kamienicy, a następnie dość szybko odbudowany przez barona Johanna Ullricha Schafgotsch. W 1640 roku szwedzki generał Stahlhaus zakwaterował tutaj swe wojska, które zostały wyparte przez wojska cesarza niemieckiego. Już wówczas zamek sporo ucierpiał.
W czasie wojny trzydziestoletniej w 1641 roku Kamienica znowu przeszła we władanie cesarskie, a cesarz Ferdynand III, po ścięciu Johanna Ullricha von Schaffgotsch niesłusznie podejrzanego o spiskowanie przeciwko cesarzowi, przejął jego posiadłości i sprzedał Kamienicę hrabiemu węgierskiemu Mikołajowi, który zmarł w 1679 roku. Po wojnie trzydziestoletniej oficjalnie zabroniono wyznawania religii luterańskiej, a na mocy zarządzenia z 23 lutego 1654 roku wywłaszczono wszystkie kościoły ewangielickie. Kościół w Kamienicy był w tym czasie również ewangielicki dzięki Johannowi Ullrichowi von Schaffgotsch, który jako zwolennik Reformacji kazał go na nowo wyświęcić pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. W 1654 roku przekazano komisji cesarskiej: 3 dzwony, jeden zegar wybijający godziny, jeden kielich pozłacany, jeden kielich srebrny, dwa cynowe lichtarze, jedną cynową chrzcielnicę i szereg innych przedmiotów.
Dobra „kamienickie” nabył w 1680 roku hrabia Zierotin z Moraw.
Niedoli mieszkańców dopełniła w 1702 roku wielka powódź – 14 lipca wielka fala wody po oberwaniu chmury w Górach Izerskich dokonała w Kamienicy ogromnego spustoszenia. Całkowicie zostało zburzonych 21 domów, 22 było uszkodzonych tak, że nie nadawały się do zamieszkania, 30 domów stało nadal na podmytym brzegu grożąc zawaleniem. Wszystkie leżące w pobliżu rzeki pola zostały obcym piachem, kamieniami, odłamkami skał zasypane. Całkowicie zburzone były mosty, wał zamkowy jak i większość stawów zniszczona. Niespotykany żywioł był przyczyną śmierci 17 osób – 6 mężczyzn, 7 kobiet i 4 dzieci.
W 1756 roku majątek w Starej Kamienicy kupił kupiec Schmidt z Jeleniej Góry. Po jego nagłej śmierci w 1757 roku, rok później wybuchł pożar we wsi, w wyniku którego zniszczeniu uległ zamek, który już nigdy potem nie został odbudowany oraz farbiarnia i 10 domów.Po zjednoczeniu Niemiec Fryderyk Wielki przeprowadził szereg reform gospodarczych, jak również wprowadził tolerancję religijną. Od tego czasu zaznacza się rozwój gospodarczy w ogóle Śląska, a w tym również Kamienicy. Pod koniec XVIII wieku Kamienica liczyła wg spisu ludności 1300 mieszkańców. Chłopi każdego roku meldowali swój plan upraw tzn. powierzchnie pod zboża ozime i jare oraz ziemniaki. Corocznie odbywał się też spis bydła. Młyn polny przeznaczony był do mielenia kości, a pozostałe młyny: górny, średni i dolny były młynami zbożowymi. Pierwszy ewangielicki kierownik szkoły był klepsydrażem (zegarmistrz od zegarów piaskowych), a w szkolnym ogrodzie posadzono drzewa morowe w celu wprowadzenia hodowli jedwabnika.
We wsi mieszkali ponadto kowale, kołodzieje, cieśle, murarze, tkacze, szewcy i krawcy. Uruchomione były kursy tkactwa gdyż funkcjonowała farbiarnia i trzy bielarnie. Byli też kramarze zaopatrujący wieś w inne niezbędne przedmioty, wyroby i artykuły jak np. sól. W polnym piecu szybowym wypalano łamany kamień wapienny. W 1770 roku królewski Urząd Przytułków w Legnicy kupił włości w Kamienicy, a w 1787 roku odkupił je hrabia Karl von Roder. Z kolei w 1797 roku dobra w Starej Kamienicy, Kromnowie i Rybnicy odkupił saksoński szambelan, hrabia Rzeszy von Bressler. Miał on swoją siedzibę koło Budziszyna, a tutejsze dobra oddane były w dzierżawę. Jednakże ten rozwój wsi został zahamowany w 1813 roku w wyniku wojen napoleońskich. 9 czerwca 500 żołnierzy francuskich zajęło Kamienicę i okolicę. Utrzymanie przemaszerowujących wojsk było dla mieszkańców tak uciążliwe, że po 10 tygodniach piwnice, chlewy i stodoły były puste. Wieś była spustoszona nie tylko przez wojska francuskie, ale również niemieckie i sprzymierzone rosyjskie. Ludność wsi długo jeszcze po zakończeniu działań wojennych odczuwała ich skutki.
W 1836 roku w czynie społecznym wybudowano drogę, a w 1841 roku most Kretschmanna skracający zdecydowanie połączenie z Rybnicą. W tymże roku uwolniono chłopów i robotników od pańszczyzny.
W 1840 r. we wsi było 249 budynków, 2 szkoły, 2 folwarki i 4 młyny wodne o 7 kołach, folusz, 5 gospód, 14 warsztatów tkackich, 5 handlarzy i 48 różnych rzemieślników.
Ważnym elementem rozwoju gospodarczego było oddanie w 1866 roku do użytku linii kolejowej Jelenia Góra – Zgorzelec. W Starej Kamienicy otwarto dworzec kolejowy z odprawą towarową. Od tego czasu notowano ustawiczny napływ turystów i kuracjuszy do pobliskich uzdrowisk (m.in. Barcinek). Uruchomiono we wsi urząd pocztowy, zbudowano mechaniczną tkalnię, a następnie cegielnię. Rozwijało się rzemiosło, a szczególnie handel. Filie Reiffeisen dostarczała węgla, nawozów i urządzeń rolniczych, skupowała zboże i ziemniaki, była jednocześnie kasą oszczędnościową i kredytową. Nad zdrowiem mieszkańców czuwali lekarz, lekarze weterynarii i dentysta, a we wsi była filia apteki… do czasu aż aptekarz John wybudował aptekę i otrzymał koncesję. Posterunek żandarmerii konnej mieścił się w domu kupca Klementa, byli burmistrze i sędzia polubowny. Duchownym ewanielickim był w latach 1886-1932 pastor Gerhard Hirche. Znany i ceniony przewodniczący spółdzielni zaopatrzenia mieszkańców i założyciel Towarzystwa pastwisk. Przez długie lata był też przewodniczącym Towarzystwa Gimnastycznego. Duchownym katolickim był ks. Kaspar, a następnie ks. Simon. Kantorem i organistą był zawsze ktoś z nauczycieli. Kierownikiem szkoły katolickiej był Wentzl, a potem Prescher, a ewangielickiej kolejno Wollny, Kalesse i Mertz. W roku 1927 uruchomiono automatyczną centralę telefoniczną na 138 numerów, a poczta w Starej Kamienicy stała się placówką filialną poczty w Gryfowie.
Stara Kamienica miała obok majątku ziemskiego 19 zagród wiejskich, 43 mniejsze gospodarstwa oraz 168 domów mieszkalnych i różnych placówek usługowych. Funkcjonowało 48 samodzielnych zakładów rzemieślniczych, a w celu popierania hodowli funkcjonowały dwa pastwiska dla bydła:
-pastwisko karkonoskie wielkie ok. 72,5 ha (później w czasie II wojny światowej przysposobione na lotnisko)
-tzw. „piekielne” pastwisko o powierzchni ok. 75 ha.
Dzięki wielorakości zawodów także życie społeczne rozwijało się w Starej Kamienicy o wiele ciekawiej niż w innych miejscowościach. Z sześciu zakładów gastronomicznych do najbardziej lubianych należała restauracja z cukiernią przy browarze Laedera, w której zasiadali razem robotnicy, rzemieślnicy i urzędnicy. Do tworzenia dobrej atmosfery współżycia przyczyniały się w sposób szczególny różne towarzystwa. Towarzystwo Wojskowe i Bractwo Strzeleckie założone w 1869 roku organizowały strzelanie z nagrodami, w trakcie których wybierano króla kurkowego.
Towarzystwo Gimnastyczne założone w 1902 roku organizowało publiczne zawody przed zawsze liczną widownią, miejscowa grupa Towarzystwa Karkonoskiego organizowała wędrówki turystyczne. Wspaniałe pokazy demonstrowali strażacy Ochotniczej Straży Pożarnej, w pełni zmotoryzowanej, założonej w 1886 roku. Towarzystwo Śpiewacze Męskie występowało przed publicznością bardzo często, a mieszany chór uświetniał nabożeństwa kościelne. Istniało też patriotyczne Towarzystwo Kobiet, które dochody z organizowanych przedstawień teatralnych przeznaczało na opiekę społeczną.
Należy też wspomnieć o organizowanym we wrześniu i październiku każdego roku tzw. Święcie rodzinnym. Organizowano wówczas kiermasze i uroczystości w każdą niedzielę w innej wsi. Urządzano wtedy świniobicie, wypiekano olbrzymie ilości placków z kruszonką, trzymano w pogotowiu piwo i alkohol. Zapraszano wówczas na koncerty orkiestrę wojskową lub kapelę górniczą z Wałbrzycha, jeleniogórską kapelę myśliwską, a cała gmina zbierała się na tańce. Młodzież w tym czasie bawiła się grą w losy przy stołach pełnych pierników z czekoladą i pamiątek. Organizowano gry w skata i bilard połączone z nagrodami, a panie w tym czasie zapraszano na „damską kawę”.
Na skutek upadku gospodarczego na przełomie lat 30 i 40-tych XX wieku sprzedano: majątek w Kromnowie rolnikowi Derrowi, w Rybnicy Stabrinowi, w w Starej Kamienicy w 1942 roku Richardowi Dittmanowi, który przekształcił swój majątek w gospodarstwo wzorcowe. W 1945 roku Ditman został w wyniku reformy rolnej rozpalcelowany.
Działania II wojny światowej w naszym regionie były znikome."-tekst ze strony: https://karkonosze.org.pl/stara-kamienica.html

Idziemy najpierw obejrzeć z zewnątrz kościół.Obchodzimy świątynię dookoła i robimy zdjęcia.

"Kościół Ścięcia św. Jana Chrzciciela.
Pierwotny kościół w tym miejscu był wzmiankowany juz 1370 r., ale mógł istnieć nawet w końcu XIII w. Obecny, gotycko - renesansowy powstał w XV w. (nawa i wieża). Rozbudowany ok. 1624 r. i w XVIII w.
Remontowany w XIX w. oraz w latach 1957, 1975 - 1979 i w 1991 r.
Na wieży dzwon z XV w.
Wewnątrz mamy nawę oraz długie prezbiterium, poszerzone w XVII stuleciu o dwie mniejsze nawy boczne z emporami.
Świątynia ma trzy barokowe ołtarze. Największy z nich, główny, przedstawia scenę śmierci św. Jana, dwa pozostałe stoją po bokach nawy przy łuku tęczowym. Na prawo od zakrystii znajduje się gotyckie sakrarium (schowek w murze na Najświętszy Sakrament i cenne naczynia), w którego drzwiczki wmontowano barokowy portret trumienny. Portrety trumienne są unikalnym zjawiskiem artystycznym polskiej sarmacji XVII i XVIII w. - występują w zasadzie tylko na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej.
Kamienna chrzcielnica pochodzi z końca XV w., ale jej cynowe nakrycie wykonano w 1624 r. Dużej wartości jest drewniana ambona, ufundowana ok. roku 1626 przez Jana Ulryka von Schaffgotscha. Jej korpus podtrzymuje anioł wyłaniający się z obłoków. Na nim rzeźby apostołów, od lewej: Mateusz, Piotr, Jan, Andrzej, Tomasz. Na schodach kolejni: Bartłomiej, Filip, Jakub Starszy, Jakub Młodszy, Juda Tadeusz i Szymon. Baldachim ma od spodu, na tzw. podniebiu, rzeźbę Ducha Świętego pod postacią gołębicy. Na ambonie jest też herb fundatora. Nawa ma kształt prostokąta, jest gotycka, jednak sklepienie zostało w okresie renesansu zakryte płaskim stropem, podzielonym na kasetony i malowanym w ornamenty. Jest to typ malarstwa zwanego patronowym, od patronów – skórzanych szablonów, które przykładano do stropu. Taka technika zapewnia masową i tanią produkcję, a nie wymaga biegłości w sztuce, raz przygotowane patrony umożliwiały wielokrotne powielanie tego samego wzoru. Artyści malarze traktowali ją często jako coś niegodnego lub sztukę gorszej kategorii. Dziś jednak taki strop jest na tyle rzadki, że niezależnie od swej wartości artystycznej robi duże wrażenie na turystach.
Kościół ten jest interesujący ze względu na rzadko spotykane połączenie gotyku z renesansem, a tego ostatniego stylu mamy na terenie Sudetów niewiele.
Wokół kościoła cmentarz z XVIII w., otoczony murem z bramą."-tekst ze strony: https://polska-org.pl/518722,Stara_Kamienica,Kosciol_Sciecia_sw_Jana_Chrzciciela.html






























Po krótkim spacerze dookoła kościoła i zrobieniu kilku fotek,niespiesznie idziemy w kierunku ruin zamku-sukcesywnie odbudowywanych i podnoszących się jak Feniks z popiołów.Im bliżej podchodzimy,tym naszym oczom ukazuje się ogrom prac,które zostały już wykonane.Oby tak dalej,to niedługo ruiny nie będą ruinami.
Żeby porównać jak ruiny zamku wyglądały w listopadzie w 2016 roku,można zerknąć tu:
https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2016/11/smak-kiebasy-z-ogniska-czyli-rajdowe.html

"Wśród his­to­ry­ków i ba­da­czy przesz­łoś­ci Dol­ne­go Śląs­ka funk­cjo­nu­je po­gląd, że w miej­scu, gdzie współ­cześ­nie znaj­du­ją się pod­no­szo­ne z ruin po­zos­ta­łoś­ci sta­rej ka­mien­nej wa­row­ni już w XI lub XII wie­ku mógł ist­nieć je­den z gro­dów bro­nią­cych gra­ni­cy śląs­ko-czes­kiej lub czes­ko-sas­kiej. Przy­pusz­czal­nie na po­cząt­ku XIII stu­le­cia gród ten zos­tał przek­ształ­co­ny w drew­nia­no-ziem­ny za­mek na pot­rze­by księ­cia Hen­ry­ka Po­boż­ne­go, a nas­tęp­nie prze­ka­za­ny przez Bo­les­ła­wa II Ro­gat­kę ja­ko dzie­dzicz­ne len­no wraz z wsią Chem­ni­ce i sied­mio­ma ła­na­mi zie­mi kasz­te­la­no­wi Si­bot­ho Schof, dom­nie­ma­ne­mu pro­to­plaś­cie zna­ko­mi­te­go i moż­ne­go ro­du śląs­kich ry­ce­rzy von Schaff­gotsch. Wzmian­ka na te­mat syg­no­wa­ne­go w dniu 30 grud­nia 1242 ro­ku ak­tu na­da­nia po­cho­dzi wpraw­dzie z fal­sy­fi­ka­tu, nie wpły­wa to jed­nak na wia­ry­god­ność sa­me­go fak­tu prze­ka­za­nia wa­row­ni.
Ówczes­nych nas­tęp­ców Si­bot­ho Scho­fa znani są tyl­ko Jo­han­nes Hein­ze o­raz Ul­rich Schoff, a póź­niej Got­sche Schoff I (+ ok. 1380). W zbu­do­wa­niu po­tę­gi ro­du i je­go wiel­kie­go ma­jąt­ku za­słu­żył się wiel­ce syn te­go os­tat­nie­go Got­sche Schoff II (+1419), czło­nek ra­dy ba­ro­nów przy kró­lu czes­kim, właś­ci­ciel Ciep­lic i wa­row­ne­go zam­ku Chojnik. Na fa­li po­pu­lar­noś­ci je­go naz­wis­ka sy­no­wie do­kle­i­li do ist­nie­ją­ce­go czło­nu im­ię Got­sche i od­tąd wo­ła­li się Schaff­gotsch. Ka­mie­ni­cę ob­jął w spad­ku syn Got­sche Schoffa II i An­ny von Ber­ka Hen­ryk, by póź­niej prze­ka­zać ją w po­sia­da­nie wnu­ko­wi wiel­kie­go przod­ka Jo­han­ne­so­wi Schaff­gotsch (+1480). Pod ko­niec ży­cia wieś wraz zam­kiem za­pi­sał Jo­han­nes w tes­ta­men­cie sy­nom: Hen­ry­ko­wi (+1500) i Pe­te­ro­wi (+1503), któ­rzy jed­nak zmar­li przed­wcześ­nie nie do­cze­kaw­szy się po­tom­stwa, a wraz z ich śmier­cią u pro­gu XVI stu­le­cia wy­gas­ła ka­mie­nic­ka li­nia ro­du. W efek­cie Sta­ra Ka­mie­ni­ca przesz­ła w po­sia­da­nie Fisch­ba­che­rów, lecz stan ten nie trwał dłu­go, bo­wiem już o­ko­ło ro­ku 1550 miej­sco­wość sta­ła się włas­noś­cią Kas­pa­ra von Schaff­gotsch (+1573), sy­na za­rząd­cy księs­twa Świd­ni­cy i Ja­wo­ra. Z je­go o­so­bą na­le­ży wią­zać wiel­ką prze­bu­do­wę zam­ku, w wy­ni­ku któ­rej za­tra­cił on su­ro­we for­my go­tyc­kie na rzecz re­ne­san­so­wej re­zy­den­cji u­wa­ża­nej przez współ­czes­nych za jed­ną z naj­wspa­nial­szych w Ko­tli­nie Je­le­nio­gór­skiej. Po śmier­ci Kas­pa­ra ma­ją­tek ob­jął je­go bra­ta­nek Chris­toph (+1601), a po nim pa­nem na Ka­mie­ni­cy zos­tał Hans Ul­rich von Schaff­gotsch (+1635), bo­ha­ter tra­gicz­ny przysz­łych wy­da­rzeń na dwo­rze ce­sa­rza Fer­dy­nan­da.
Nie­ba­wem na­desz­ły złe cza­sy dla zam­ku i je­go właś­ci­cie­li. Ich pre­lu­dium to po­żar la­tem 1616 ro­ku, w któ­rym gmach spło­nął dosz­częt­nie za­cho­wu­jąc je­dy­nie sto­do­ły i staj­nie. Szyb­ko przys­tą­pio­no do od­bu­do­wy i oko­ło 1630 ro­ku ob­iekt pow­tór­nie świe­cił daw­nym blas­kiem. Nie mi­nę­ło jed­nak dzie­sięć lat, a za­ję­ły go szwedz­kie woj­ska gen. Tors­te­na Stal­hand­ske­go w si­le czte­rys­tu lu­dzi do­ko­nu­jąc licz­nych znisz­czeń, po­głę­bio­nych jesz­cze w trak­cie star­cia z nad­cią­ga­ją­cy­mi od­dzia­ła­mi prus­ki­mi. Gos­po­darz tych ziem Hans Ul­rich von Schaff­gotsch już wów­czas nie żył, bo­wiem pięć lat wcześ­niej os­kar­żo­no go o spi­sek prze­ciw ce­sa­rzo­wi Aus­trii, uwię­zio­no w twier­dzy kłodz­kiej, a póź­niej w Wied­niu i Ra­tyz­bo­nie, a nas­tęp­nie ścię­to. Wszyst­kie je­go do­bra zos­ta­ły skon­fis­ko­wa­ne, roz­par­ce­lo­wa­ne i sprze­da­ne - wieś Sta­ra Ka­mie­ni­ca wraz z przy­leg­łoś­cia­mi za 100.000 gul­de­nów ku­pił wę­gier­ski mag­nat Ni­ko­laus hra­bia Palf­fy von Er­dod. Po śmier­ci hra­bie­go w 1679 ro­ku ma­ją­tek przez krót­ki czas na­le­żał do Ele­o­no­ry von Palf­fy de do­mo von Har­rach (+1693), a po­tem do Wal­te­ra von Gal­lo (+1685) i je­go żo­ny Sy­bil­le hra­bi­ny von Zie­ro­tin. W ro­ku 1706 właś­ci­cie­lem zam­ku zos­tał Jo­hann Jo­a­­chim von Zie­ro­tin (+1716), któ­ry jed­nak rzad­ko tu by­wał, za­rzą­dza­jąc lo­kal­ny­mi do­bra­mi za poś­red­nic­twem za­u­fa­ne­go u­rzęd­ni­ka. Po­dob­nie czy­nił je­go syn Lud­wig hra­bia von Zie­ro­tin ba­ron von Lil­ge­nau (+1761), gos­po­darz Sta­rej Ka­mie­ni­cy od ro­ku 1718 aż do 1756, kie­dy to na­był ją je­le­nio­gór­ski ku­piec Fried­rich Schmidt. Kil­ka mie­się­cy po je­go nag­łej śmier­ci w 1757 ro­ku wy­buchł we wsi po­żar, w wy­ni­ku któ­re­go znisz­cze­niu u­legł za­mek wraz z far­biar­nią i dzie­się­cio­ma in­ny­mi do­most­wa­mi. Sta­ry gmach nie zos­tał już od­bu­do­wa­ny i po­rzu­co­ny po­padł w ru­i­nę, choć do koń­ca XIX stu­le­cia je­go wie­żę wy­ko­rzys­ty­wa­no na pot­rze­by skła­do­wa­nia pło­dów rol­nych, dzię­ki cze­mu jesz­cze w la­tach 80. ot­rzy­ma­ła o­na no­wy dach. Po­zos­ta­łe mu­ry zam­ko­we trak­to­wa­no jed­nak ja­ko skład ta­nie­go ma­ter­ia­łu bu­dow­la­ne­go i suk­ce­syw­nie roz­bie­ra­no. Po za­koń­cze­niu dru­giej woj­ny świa­to­wej, a wraz z nim nas­ta­niu no­we­go po­rząd­ku, po­zos­ta­łoś­ci daw­nej wa­row­ni zna­laz­ły się ‘pod opie­ką’ Rol­ni­czej Spół­dziel­ni Pro­duk­cyj­nej, co by­naj­mniej nie u­chro­ni­ło ich przed dal­szą de­was­ta­cją.
Gotyc­ką wa­row­nię wznie­sio­no z ła­ma­ne­go ka­mie­nia na pla­nie zbli­żo­nym do pros­to­ką­ta o bo­kach 37x55 met­rów, a nas­tęp­nie o­to­czo­no fo­są, być mo­że przy­le­ga­ją­cą bez­poś­red­nio do mu­rów, stąd cza­sa­mi ob­iekt ten za­li­cza­ny jest do tak zwa­nych zam­ków wod­nych. By­ła to kom­po­zyc­ja dwu­skrzyd­ło­wa o nie­zna­nej dziś wy­so­koś­ci, z dos­ta­wio­ną od stro­ny za­chod­niej trzy- lub czte­ro­kon­dyg­na­cyj­ną basz­tą. W 1562 ro­ku gmach zos­tał prze­bu­do­wa­ny w sty­lu re­ne­san­so­wym, o czym in­for­mo­wa­ły nie za­cho­wa­ne do cza­sów o­bec­nych: in­skryp­cja z da­tą prze­bu­do­wy znaj­du­ją­ca się nad głów­nym wej­ściem o­raz u­miesz­czo­ne nad bra­mą wie­ży po­pier­sia fun­da­to­ra i je­go żo­ny. W cza­sach no­wo­żyt­nych wjazd na za­mek od­by­wał się od wscho­du po czte­ro­przęs­ło­wym ka­mien­nym mo­ście. Po­cząw­szy od XVI wie­ku za­ło­że­nie u­zu­peł­niał park o po­wierz­chni 6,5 ha, do któ­re­go pro­wa­dzi­ła za­cho­wa­na do cza­sów współ­czes­nych ba­ro­ko­wa bra­ma.
Z ory­gi­nal­ne­go zam­ku sto­sun­ko­wo do­brze za­cho­wa­ła się ru­ina wie­ży, wy­so­ka na dwa pięt­ra, z re­lik­tem ka­mie­niar­ki o­kien­nej, a tak­że fun­da­men­ty bu­dyn­ków miesz­kal­nych z częś­cio­wo za­sy­pa­ny­mi piw­ni­ca­mi o­raz czte­ro­przęs­ło­wy ka­mien­ny most pro­wa­dzą­cy z pod­zam­cza na dzie­dzi­niec. Za­nied­ba­ne do nie­daw­na, skry­te pod warst­wą zie­mi, gru­zu, a la­tem nie­mal w ca­łoś­ci zas­ło­nię­te przez ziel­sko re­lik­ty wa­row­ni ot­rzy­ma­ły no­we ży­cie dzię­ki ini­cja­ty­wie fun­da­cji Za­mek Chu­dów, któ­ra od 2010 ro­ku pro­wa­dzi na ich te­re­nie pra­ce po­rząd­ko­we, a od 2015 - częś­cio­wą re­kon­struk­cję za­byt­ku po­le­ga­ją­cą na od­bu­do­wie mos­tu, za­bez­pie­cze­niu stro­pów piw­ni­cy i wzmoc­nie­niu mu­rów. Pla­ny re­no­wa­cji prze­wi­du­ją po­nad­to peł­ną (?) od­bu­do­wę wie­ży i ada­pta­cje piw­nic, choć z iloś­ci i wiel­koś­ci sa­mo­sie­jek po­ras­ta­ją­cych od­no­wio­ne mu­ry mo­żna by­ło wys­nuć nie­po­ko­ją­cy wnio­sek, że la­tem 2019 te­ren bu­do­wy od dłuż­sze­go cza­su był już o­pusz­czo­ny. Na czas re­mon­tu ruin nie moż­na zwie­dzać, jed­nak dob­rze wi­docz­ne są one nie­mal z każ­dej stro­ny, szcze­gól­nie a­trak­cyj­nie pre­zen­tu­jąc się od wscho­du. War­to rów­nież po­dejść od stro­ny po­łud­nio­wej, gdzie stoi pięk­nie wy­eks­po­no­wa­na bra­ma z 1705 ro­ku bę­dą­ca po­zos­ta­łoś­cią daw­ne­go zes­po­łu zam­ko­wo-pa­ła­co­we­go.
(W grud­niu 1615 na zam­ku w Sta­rej Ka­mie­ni­cy goś­cił Bern­hard von Schaff­gotsch, da­le­ki ku­zyn właś­ci­cie­la miej­sco­wych dóbr Han­sa Ulri­cha. Obyd­waj mło­dzień­cy, choć róż­nił ich stan spo­łecz­ny, stu­dio­wa­li wspól­nie na kil­ku u­ni­wer­sy­te­tach, wspól­nie też od­by­li dłu­gą pod­róż po Eu­ro­pie. I właś­nie ów ubo­gi ku­zyn stał się o­fia­rą tra­ge­dii, do któ­rej do­szło z nie­zna­nych nam przy­czyn w piw­ni­cach zam­ko­wych, 17-go dnia mie­sią­ca w go­dzi­nach wie­czor­nych. Otóż wte­dy właś­nie nie­ja­ki Wolf Fried­rich Rot­tig, słu­żą­cy Bern­har­da, pchnął swe­go pa­na ra­pie­rem w le­wą pierś i prze­szył go na wy­lot. Spraw­cę, po­mi­mo prób u­ciecz­ki, szyb­ko zła­pa­no, uwię­zio­no i już dwa ty­god­nie póź­niej wy­ko­na­no na nim o­krut­ny wy­rok: Rot­ti­go­wi od­rą­ba­no pra­wą rę­kę, nas­tęp­nie kat prze­bił ser­ce, któ­re po chwi­li wy­kro­jo­no z mar­twe­go już cia­ła. Póź­niej zwło­ki po­ćwiar­to­wa­no i przy u­ży­ciu gwoź­dzi przy­bi­to do czte­rech słu­pów szu­bie­ni­cy, naj­wy­żej wie­sza­jąc gło­wę i ową od­cię­tą dłoń.)"-tekst ze strony:
http://www.zamkipolskie.com/starakamienica/starakamienica.html
"Legenda o pokutnicach ze Starej Kamienicy.
Wnuk księcia Henryka Pobożnego, książę Bolko z Jawora, którego nazywano Wielkim lub "Koroną Śląską", miał w swej drużynie kusznika o imieniu Żyboł. Kusznik ten pochodził z rodziny wiejskiego pastucha, który na podgórskich łąkach pod Karkonoszami owce pasał, a że celnością niejeden raz ludzi zachwycał i zdumiewał, w niejednej bitwie z ojcem księcia Bolka, łysym księciem Rogatką, brał udział. Młodemu księciu Żyboł też wiernie służył i raz nawet podczas walk z księciem Henrykiem z Głogowa o Bolesławiec i Chojnów, księcia Bolka w bitwie własną piersią osłonił. Ostrze miecza, które spaść miało na Bolka, jemu ciężką ranę zadało i chociaż Żyboł był synem pasterza wiejskiego, na rycerza na placu walki pasował go książę.
Tak kusznik Żyboł rycerzem został, a w znaku on i jego potomkowie, po wsze czasy z łaski książęcej mieli nosić owcę pod lipą stojącą. Żyboł nie nacieszył się jednak szczęściem zbyt długo. W trzy dni później, dzielny syn wiejskiego pastucha zmarł z odniesionej rany i upływu krwi, ale przed śmiercią zdążył wyjawić księciu największą tajemnicę swego życia. Konający rycerz powiedział, że piętnaście lat temu, gdy z księciem Rogatką był w Italii, miał jedynego nieślubnego syna z pewną ladacznicą toskańską, który teraz jeszcze tam przebywa. Prosił więc księcia, by po jego śmierci zechciał chłopcem tym się zaopiekować i na prawego rycerza go wychować.
Z wdzięczności za uratowanie życia książę Bolko obiecał konającemu spełnić jego prośbę i w kilka niedziel później, po powrocie do swego zamku w Jaworze, wysłał do Italii pewnego mnicha, którego zaopatrzył w ciężki mieszek, wypełniony złotymi monetami. Polecił mu odnaleźć w italskim kraju syna zmarłego rycerza i na wychowanie do jakiejś szlachetnej rodziny oddać.
Dobrze sprawił się wysłannik księcia. Odnalazł syna rycerza Żyboła w dalekiej Italii, w małej wsi Sibotto, zaopatrzył go jak na szlachetnie urodzonego przystało i burgrabiemu w Livorno na wychowanie oddał. Cztery lata młody Żyboł przebywał w Toskanii nad Morzem Liguryjskim. Przy boku burgrabiego ogłady rycerskiej nabrał, obyczajności i wielu pięknych słów łacińskich się nauczył, a i we władaniu mieczem też do dużej wprawy doszedł. Za resztę złotych monet, które z mieszka mnich na stole jakiemuś tam zubożałemu księciu italskiemu wysypał, młody Żyboł, na którego teraz Zabott wołano, na rycerza pasowany został.
Po piątym roku edukacji przywiózł go mnich ze sobą na Dolny Śląsk do Jawora i przed księciem postawił. Musiał książę Bolko po łacinie z nim rozmawiać, bo italskiej mowy nie znał, a młodzik od swego opiekuna niewiele po polsku się nauczył.
- Jak się zwiesz? - postawił mu pytanie książę, gdy młody rycerz o śniadej, południowej cerze i czarnej czuprynie, do stóp mu się pochylił.
- Zibot z Zibotto ze szlacheckiej rodziny Owiec - padła śmiała odpowiedź.
- Czy wiesz komu swój stan zawdzięczasz?
- Tak, panie. Tobie i ojcu memu, który ci służył wiernie.
- Co chcesz robić teraz?
- Tobie służyć wiernie i na twą książęcą łaskę chcę zasłużyć - padła zwięzła odpowiedź.
W taki oto sposób młody junosza rycerzem przy księciu z Jawora został. Służył mu wiernie i niejeden raz swą tarczą z owcą w znaku osłaniał, za co tuż przed swoją śmiercią nadał mu książę, ciepłą jeszcze ręką, stary, kamienny kasztel nad rzeką Kamienicą, koło Jeleniej Góry.
W rok później wdowa po księciu Bolku, księżna Beatrycze, wezwała go do siebie i ze swą hafciarką, Niemką Hildegardą, ożenić mu się rozkazała. Spełnił rozkaz żony swego łaskodawcy rycerz Zibott i niemłodą już Niemkę do ołtarza, do ślubu poprowadził. W niecałe pół roku później powiła Hildegarda dziecko, które na polecenie starej księżnej mimo, że ojcem jego był jakiś knecht niemiecki, który przez Jawor przejeżdżał, uznał za swoje. Tak to stary zamek w Kamienicy, którą już wtedy Starą Kamienicą nazywano, zyskał pana i panią, którzy synowi niemieckie imiona, Otto-Gotsche, na chrzcie nadali.
Wyrastało to chłopię czysto niemieckiej krwi wśród słowiańskiego ludu i wśród murów starego zamku, który czasy Bolesława Wysokiego jeszcze pamiętał, a gdy do swoich lat doszło, za namową żony posłał go ojciec do Niemiec na naukę.
Nie nacieszył się rycerz Zibott kasztelem przez księcia mu nadanym, bo poddani i służba krzywo na niego patrzeli i za Niemca go uważali, ponieważ nigdy po polsku nie nauczył się mówić, a i Niemcy też go nie lubili, ponieważ po niemiecku nie rozmawiał. Z syna, po powrocie z Niemiec, też pociechy żadnej nie miał, bo ten tylko po niemiecku mówił i jak inni Niemcy ojca za Słowianina uważał i lekceważył. Trochę ze zgryzoty, a trochę też z tęsknoty za brzegami Liguryjskiego Morza, rozchorował się Zibott któregoś dnia i zmarł samotnie w swej komnacie, a zamek po nim przejął syn i wraz z matką rządy w nim sprawować zaczął.
Współczuli początkowo młodemu panu mieszkańcy Starej Kamienicy i nawet "sierotką" go nazywali. Jednak wkrótce przestali, gdy przekonali się, że jego rządy będą twarde i że życie jego poddanych nie będzie lekkie. Zaczął on rządzenie od tego, że od herbowej swej owcy przydomek "Schof" sobie nadał, co w tym czasie po niemiecku słowo "owca" oznaczać miało. Potem Otto-Gotsche Schof swych przyjaciół z Niemiec sobie sprowadził i drużynę pokaźną z nich stworzył, która jak i on po swojemu rządzić się zaczęła. Jeszcze później kolonistów z Niemiec ściągnął do Starej Kamienicy i ziemię, dotychczas przez wolnych kmieci uprawianą, im w dzierżawę nadawał, a starym jej użytkownikom, którzy z dziada-pradziada ją w pocie czoła orali, kazał lasy wycinać i pod nowiny karczować. Wykonania tych poleceń pilnowali jego niemieccy drużynnicy, a opornych i tych co ze skargą szli po sprawiedliwość do niego, w dyby drewniane zamykał i do lochu zamkowego wpychał. Był taki jeden wśród tych zamkniętych w lochu, co Mraka na niego wołali i co pachołkom zamkowym powiedział, że do samego księcia pójdzie po sprawiedliwość na rycerza Schofa, ale ten za to język obciąć mu kazał i oczy wydłubać.
Buntowali się poddani, patrząc na szerzącą się nieprawość. Nawet z cepami i widłami od gnoju na zamek pójść chcieli i go podpalić, ale niemieccy rycerze część tych buntowników na mieczach roznieśli, a resztę na dziedziniec zamkowy sprowadzili. Tu obie ręce osobiście rycerz Schof toporem na pniu im poobcinał, a potem za podzamczem na drzewach ich powiesić rozkazał. Polało się krwi chłopskiej wiele na dziedzińcu zamkowym, aż strach padł na wszystkich i chociaż zaciskając zęby i kułaki klęli brzydko, już cierpliwie wszelkie trudy i katusze znosili, wierząc, że po śmierci Bóg im to w Królestwie Niebieskim wynagrodzi. Powstało wówczas przysłowie ludowe, które po Dolnym Śląsku szybko się rozniosło: "Bije, jak Sierotka w Starej Kamienicy".
W kilka lat później ożenił się Otto-Gotsche Schof z jakąś hrabianką z Saksonii i nawet trzech synów z nią miał. Nie byli oni lepsi od swego ojca. Tak jak on robili co chcieli, a na swych poddanych jeszcze większe podatki i powinności nakładali.
Któregoś dnia, gdy ojciec był już stary i chory, a matka na zamku rządy sprawowała, najstarszy syn postanowił się ożenić. Tłumaczył matce, że już do swych lat doszedł i że ma w Jeleniej Górze upatrzoną na żonę córkę pewnego bogatego kupca, który solą handluje w mieście i w obrębie jednej mili od miasta. Nie podobało się jednak matce, by syn kupcównę za żonę brał. Tłumaczyła mu to parokrotnie, ale gdy ten uparcie przy ślubie obstawał, za odpowiednią zapłatą znajomą sobie mieszczkę z Jeleniej Góry namówiła i ta kupcównie truciznę podała.
Zmarła kupcówna w bólach okropnych i jękach na rękach młodego Schofa, a on po pogrzebie przesłuchał całą służbę w domu kupca i doszedł do tego, kto jego ukochaną zamordował. Mimo oporu, porwał jeleniogórską mieszczkę do Starej Kamienicy i tu stosując różne tortury wymusił z niej przyznanie się do winy. Dowiedział się też za czyją namową i zapłatą uśmierciła ona jego ukochaną. Zmusił trucicielkę i matkę swoją do wypicia takiej samej trucizny, a następnego dnia kazał je obie pochować w podziemiach zamku.
Od tego dnia zaczęły się pokazywać w zamku o północy duchy dwóch kobiet. Widywano je i opowiadano, że jedna na drugą wskazywała i że poruszając wargami wypowiadała jakieś słowa. Głosu ich nie słyszał nikt nigdy, podczas gdy gesty rąk i ruch warg widywało wielu. Dopiero po 1661 roku, gdy zamek był już niezamieszkały i zaczął popadać w ruinę, nowy, młody proboszcz z miejscowej parafii zainteresował się opowiadaniami miejscowych ludzi o tych dwóch kobietach.
Spędził on podobno 17 nocy w zamku, chcąc rozwiązać zagadkę tych dwóch potępionych dusz niewieścich. Udało mu się w pewną noc księżycową o północy dostrzec dwie postacie kobiece i nawet zdołał rozstrzygnąć, że obie powtarzały bezgłośnie po niemiecku te same słowa: "Ona jest winna". Do dziś nie jest wiadomo, czy proboszczowi udało się rozmawiać z duchami potępionych kobiet podczas nocnego z nimi spotkania, ale wiemy, że w najbliższą niedzielę odprawił on wśród ruin zamku mszę w towarzystwie wikarego i już więcej się one nie ukazywały."tekst ze strony:  http://naszesudety.pl/legenda-o-pokutnicach-ze-starej-kamienicy.html

Obchodzimy odbudowywany zamek dookoła szukając doń wejścia.Niestety,prawie cały otoczony jest płotem z siatki.Co jakiś czas przystajemy i robimy zdjęcia i tak niespiesznie wracamy do mostu,który po remoncie będzie łącznikiem z wieżą zamkową.Radek wchodzi na most i idzie dalej,a ja zostaję i usiłuję zrobić zdjęcia makro,które o zgrozo nie chcą mi wyjść,przez co złoszczę się i dopiero po jakimś czasie dostrzegam,że Radek jest już za fosą i zmierza ku wieży zamkowej.Cóż mi pozostało? Robić zdjęcia-co też oczywiście czynię :)


























































































Po "przeglądzie" zamku,powoli idziemy w kierunku samochodu,pora jechać dalej.Wsiadamy do auta i ruszamy ku naszym dzisiejszym szczytom.Najpierw jednak postanawiamy zobaczyć krzyże pokutne w miejscowości Wilków.
Podróż mija nam bezproblemowo i szybko.W Wilkowie zatrzymujemy się na parkingu nieopodal kościoła.Bierzemy aparaty i idziemy sfocić krzyże pokutne i świątynię.

"Wilków (niem. Wolfsdorf) – wieś w Polsce położona w województwie dolnośląskim, w powiecie złotoryjskim, w gminie Złotoryja, na Pogórzu Kaczawskim w Sudetach, 3 km na południe od Złotoryi.
W latach 1975–1998 miejscowość należała administracyjnie do województwa legnickiego.
Powszechnie uważa się, że nazwa wsi wywodzi się od słów: Wolf = wilk oraz Dorf = wieś. Istnieje jednak inna interpretacja nazwy wsi, Wherwolf = Wehrbauern. Zgodnie z tą interpretacją, Wilków pełnił rolę osady obronnej przez fakt, że pan ziemi wyposażał niektórych jej mieszkańców w akcesoria obronne dla odparcia wroga zewnętrznego. Wilków krótko należał do panów z Czerwonego Kościoła.
Pierwsze historyczne wzmianki o Wilkowie pochodzą z lat: 1418, 1422 i 1428. Wymieniano nazwę Wolfsdorf lub Wolffsdorff. Powstanie wsi należy jednak przypisać na XIII wiek, na okres pierwszej fali kolonizacyjnej. W roku 1630 potwierdzone jest istnienie w Wilkowie komory celnej. Okres wojny trzydziestoletniej był dla tej miejscowości niezwykle trudny. Większa część Wilkowa została wtedy spalona i długo była niezamieszkana. W roku 1646 legnicki ks. Jerzy Rudolf przekazał Wilków katedrze św. Jana w Legnicy.
Około roku 1800 w Wilkowie było 135 domów, prawie 800 mieszkańców, zamek, folwark i szkoła ewangelicka. Kościoła w Wilkowie nie było i wierni należeli do parafii w Złotoryi. Funkcjonowały 3 młyny, karczma, 5 kuźni, tartak, piec wapienny i kamieniołom.
W roku 1939 liczba ludności wynosiła około 830. W związku z rozwojem przemysłu wydobywczego, w roku 1938 rozpoczęto budowę osiedla, które w 1945 roku liczyło 4000 mieszkańców, choć planowano 9000. W roku 1940 wybudowano tu szkołę z 18 pomieszczeniami. Ze Złotoryją Wilków miał połączenie autobusowe, funkcjonowała również poczta. Dużym udogodnieniem dla mieszkańców było założenie w roku 1912 linii zasilającej wieś w energię elektryczną. W 1951 roku uruchomiono linię kolejową pomiędzy Wilkowem a Jerzmanicami-Zdrój. Stacja i linia kolejowa została w 1999 roku zamknięta, a w 2004 roku zlikwidowana.
Własnego kościoła Wilków doczekał się dopiero w roku 1959, kiedy przebudowano stodołę, czyniąc z niej kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Kościół w krótkim czasie zasłynął z comiesięcznych nabożeństw fatimskich, na które ściągają pielgrzymi z odległych miejscowości. Obecnie (III 2011 r.) w Wilkowie mieszka 1243 mieszkańców w części osiedla (Wilków Osiedle) i 1051 w części wsi (Wilków).
Przez wiele lat Wilków był siedzibą Gromadzkiej Rady Narodowej. Mieszkańcy utrzymują się z produkcji rolnej oraz usług i przemysłu, szczególnie w obrębie byłej kopalni Lena. Teren po kopalni Lena jest doskonale położony, w pełni uzbrojony, dostępny do prowadzenia produkcji przemysłowej. Są tam jeszcze wolne do zainwestowania obszary.
Postanowieniem z dnia 13 stycznia 2015 roku Sąd Rejonowy w Legnicy ogłosił upadłość Kopalni Odkrywkowych Surowców Drogowych Spółki z o.o. z siedzibą w Wilkowie."-Wikipedia.

W murze okalającym świątynię odnajdujemy dwa krzyże pokutne.Nie są to jednak stare,czternastowieczne krzyże pokutne,ale zostały one w  XX wieku wykute i wmurowane w mur kościelny za grzechy parafian.Fotografujemy je oczywiście,ale dostrzegamy na posesji sąsiadującej ze świątynią prawdziwy krzyż pokutny.Znajduje się on w ogródku,tuż nieopodal płotu,więc widać go doskonale.Był on uznany za zaginiony.W 1995 roku,przez przypadek został odnaleziony przez dziecko gospodarzy i teraz jest pięknie wyeksponowany.Robimy zdjęcia i idziemy obejrzeć kościół.















Wchodzimy na teren przykościelny i obchodzimy zamkniętą świątynię dookoła,oglądając przy okazji wszystko i robiąc zdjęcia,a po nich idziemy do samochodu,wsiadamy do niego jedziemy dalej.Zatrzymujemy się we wsi Wilków-Osiedle.Tu na parkingu zostawiamy autko,bierzemy aparaty i ruszamy w kierunku Średniej Góry.











































Wędrujemy najpierw  uliczkami wsi,a kiedy docieramy do lasu,wchodzimy na leśną drogę i nią idziemy ku naszemu celowi.Rozkoszujemy się ciszą,która dookoła panuje i ciepłymi promieniami słońca,które docierają do nas poprzez nagie gałęzie drzew.Niespiesznie wędrujemy leśnym duktem,co jakiś czas zatrzymując się by zrobić jakieś zdjęcie lub spojrzeć na tablicę informacyjną i tak docieramy do szczytu.


































Na szczycie Średniej Góry znajduje się wysoki,żelazny krzyż.Zatrzymujemy się przy nim,spoglądamy na tablicę informacyjną,czytamy i robimy zdjęcia.

"Do niedawna aura tajemniczości okrywała tą budowlę.Istniało wiele hipotez dotyczących jej powstania.Jedna z wersji głosiła,że krzyż był dziełem cystersów,którzy w niedalekim Kondratowie mieli mieć swój klasztor.Inne hipotezy,sugerowały militarne przeznaczenie krzyża,przede wszystkim miałby służyć Niemcom w czasie drugiej wojny światowej jako element systemu przesyłowego.
W 2007 roku,dzięki ogłoszeniom w prasie niemieckiej nastąpił zaskakujący zwrot w poszukiwaniach odpowiedzi na pytanie związane z Żelaznym Krzyżem.Z Niemiec nadszedł list od kobiety,która przed wojną mieszkała w Wilkowie.Twierdziła ona,że Żelazny Krzyż został postawiony między 1931 a 1936 rokiem przez hrabiego von Lüttichan z Prusic.Do ojca kobiety należał las wzdłuż granicy stromego zbocza,ponadto był on właścicielem restauracji,tzw.karczmy sądowej w Wilkowie,a Hrabia von Lüttichan chciał na najwyższym wzniesieniu swojej posiadłości postawić na chwałę bożą żelazny krzyż.Nie mógł jednak doprowadzić na wzgórze niezbędnych materiałów.W związku z czym uzyskał od ojca autorki listu pozwolenie,by dokonać tego od strony jego posiadłości.Po pewnym czasie wersję pani Christy Fleischer potwierdził syn hrabiego-Hannibal von Lüttichan.Informacje z listu znajdują odzwierciedlenie w dokumentach historycznych-właścicielem Górnych Prusic był w tamtym czasie Graf Guido von Lüttichan ,są również dowody na istnienie w Wilkowie karczmy sądowej."-tekst z tablicy informacyjnej.

Po dość długiej sesji zdjęciowej,powoli ruszamy w drogę powrotną.Idziemy inną ścieżką niż tu przyszliśmy.Wędrówkę umilamy sobie rozmowami i podziwianiem otoczenia i dość szybko docieramy do samochodu.Wsiadamy do niego i jedziemy do Stanisławowa.



























Przejeżdżamy przez wieś Pomocne i Stanisławów i wjeżdżamy na wzniesienie Rosocha.Zatrzymujemy się na wielkim placu,nieopodal ruin niemieckiej radiostacji.Wysiadamy z samochodu i idziemy na krótki spacer dookoła zrujnowanego budynku.Kilka zdjęć i wędrujemy ku szczytowi Rosochy.

"Rosocha (niem. Willmannsdorfer Hoch-Berg) – wzniesienie o wysokości 464 m n.p.m., w południowo-zachodniej Polsce, na Pogórzu Kaczawskim, na Pogórzu Zachodniosudeckim (dawniej Sudety Zachodnie).
Wzniesienie położone jest na terenie Parku Krajobrazowego „Chełmy”, w północno-środkowej części Pogórza Kaczawskiego, na Pogórzu Złotoryjskim, około 1,5 km na północny zachód od Stanisławowa, województwo dolnośląskie.
Niewielkie wzniesienie, w kształcie rozległego kopca, o dość stromych zboczach, z wyraźnie podkreślonym stożkowym wierzchołkiem ma w części szczytowej, co czyni wzniesienie rozpoznawalnym w terenie. Wzniesienie wznosi się w północno-zachodniej części Wzgórz Złotoryjskich, w środkowo-północnej części Parku Krajobrazowego „Chełmy”.
Wzgórze zbudowane ze skał metamorficznych należących do metamorfiku kaczawskiego. Na wschodnim zboczu wzniesienia znajduje się niewielkie wystąpienie bazaltu mioceńskiego (nek), otoczone łupkami i fyllitami starszego paleozoiku. Zachodnie zbocza zbudowane są ze skał osadowych górnego permu. Niższe partie zbocza przykrywają utwory soliflukcyjnych, a u podnóża występują osady glacjalne, fluwioglacjalne.
Szczyt wzniesienia częściowo, porośnięty lasem lasem liściastym, z niewielką domieszką drzew iglastych. Zbocza góry zajmują górskie łąki i nieużytki, miejscami występują kępy drzew liściastych. Ciągi drzew i krzaków, rosnące na zboczach wyznaczają dawne miedze i polne drogi. U podnóża wzniesienia, po południowo-wschodniej stronie, położony jest Stanisławów.
Na wschodnim zboczu około 350 od szczytu znajdowały się pomieszczenia po niemieckiej stacji radiolokacyjnej z okresu II wojny światowej. Spod niej rozległy widok na okolice od Złotoryi po Legnicę.
Na wschodnim zboczu na wysokości około 420 m n.p.m. znajdują się ślady po sztolni, dawnym wyrobisku górniczym „Kopalnia Wilcza”.
Na zachodnim zboczu około 950 od szczytu wśród charakterystycznych drzew znajdują się ruiny po dawnych piecach wapiennych oraz wyrobiska po kamieniołomach wapienia.
W przeszłości na szczycie góry położone było największe schronisko na terenie Pogórza Kaczawskiego, wymieniane w tamtym okresie we wszystkich przewodnikach turystycznych. Na dachu budynku schroniska mieścił się punkt widokowy, z panoramą Sudetów i Niziny Śląskiej. Schronisko zostało zniszczone po 1945 roku.
W pobliżu szczytu prowadzi szlak turystyczny:
-czerwony czerwony – prowadzący południowym podnóżem z Bolkowa do Złotoryi.
Na zachód od ruin budynku dawnej niemieckiej stacji radiolokacyjnej (o kryptonimie Rudiger) położona jest niewielka drewniana chata „Marianówka”, która przez lata odgrywała rolę schronu turystycznego.
Szczyt wzniesienia stanowił punkt widokowy z pełną panoramą. Obecnie miejsca widokowe znajdują się na jego zboczach."-Wikipedia.
"Wzgórze Rosocha (464 m n.p.m.) - jeden z najwyższych szczytów Pogórza Złotoryjskiego. Wzniesienie znajduje się w środkowo-północnej części Parku Krajobrazowego „Chełmy”.
Rosocha była od dawna uznanym punktem widokowym: już przed 1890 r. na wierzchołku stała gospoda i murowane 2-piętrowe schronisko z salą restauracyjną i tarasem widokowym. W okresie międzywojennym, po przejęciu władzy przez nazistów, na spłaszczeniu podszczytowym od strony wschodniej zbudowano niemiecką stację radiową, noszącej kryptonim "Rüdiger".
Jej przeznaczenie jest do dzisiaj niejasne i stanowi przedmiot sporu nie tylko historyków. Bez wątpienia, była ona ważnym ogniwem niemieckiego systemu łączności radiowej, a niewykluczone, że i radiolokacji. Prawdopodobnie Niemcy zajmowali tę placówkę jeszcze gdy w okolicach przebiegał front. Ze szczytu wzgórza mieli bowiem doskonały widok na toczące się w dole działania wojenne. Maszt został prawdopodobnie wysadzony w powietrze lub zdemontowany przez Rosjan.
W połowie lutego 1945 roku, Rosjanie przypuścili z kierunku południowego szturm na to wzgórze. Poprzedzony on był precyzyjnym ostrzałem artyleryjskim, co potwierdzają ruiny stacji. Zrównane z ziemią zostały obiekty koszarowe, ale konstrukcja głównej budowli, kryjąca urządzenia radiowe i zespoły agregatów w zasadzie nie została naruszona. Po kilkudniowych, i szczególnie zaciętych walkach, radiostacja padła. Jednak część sił niemieckich, rozlokowanych na pobliskich wzgórzach utrzymywała nadal zdolność bojową.
Niemcy przygotowani byli do obrony z kierunku północnego. Zaskoczeniem dla nich był zapewne sowiecki atak na ich tyły i szturmem na Willmannsdorf - od południa. Niewyjaśnione pozostają do dziś powody, tak zacięcie prowadzonej przez Niemców obrony, tych raczej nie mających strategicznego znaczenia, terenów. Zadziwia też fakt, że znajdująca się nieopodal, najnowocześniejsza wówczas w III Rzeszy (uruchomiona w 1939 roku) kopalnia rudy miedzi nosząca nazwę "Lena"), nie była broniona. Według relacji naocznych świadków - polskich robotników przymusowych, zatrudnionych w pobliskich wsiach, poddających się tu Niemców, Rosjanie nie brali do niewoli. Po wkroczeniu na Rosochę, Sowieci pośpiesznie rozmontowali całe wyposażenie obiektu i po przetransportowaniu do Jawora, dalej koleją, wysłali na wschód.
Do dzisiaj ziemia ta kryje wiele tajemnic, niezliczone szczątki obrońców i masę wojennego żelastwa. Proces rozminowania tych terenów trwał do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Świadczyć o tym mogą mapy sztabowe WP z tego okresu, na których zaznaczono tereny jeszcze zaminowane.
Przejeżdżając przez bramę, po obu stronach stały budynki koszarowe dla stacjonującej tu jednostki wojskowej. Po wojnie okoliczni mieszkańcy rozebrali ich pozostałości, wykorzystując je ponownie jako materiał budulcowy. Budynek koszarowy po prawej stronie (dziś nieistniejący) miał wejścia do piwnic. Ich skomplikowany układ pozwala przypuszczać że podziemia mogły prowadzić do innych obiektów na terenie radiostacji.
Budynek główny - to solidna konstrukcja żelbetowa, na wprost wejścia głównego rozciąga się największe pomieszczenie – hala główna w której na powierzchni około 100m2 mieściło się centrum dowodzenia. Świadczą o tym duże okna z których rozciąga się fantastyczny widok, oraz prostokątny otwór biegnący przez środek sali, w którym ułożone były kable do agregatów lub pomp w piwnicy. W pomieszczeniu tym mieściła się skomplikowana aparatura nadawczo-odbiorcza. Nieopodal budynku głównego znajduje się wiele pozostałości z dawnych czasów: zasypana studnia, spory kwadratowy basen, oraz kopiec, skrywający głęboki na kilkanaście metrów zbiornik. Dokładnie nie jest znane przeznaczenie owego silosu, jednak prawdopodobnie był to zbiornik do chłodzenia lamp stopni mocy. Wiadomo jednak że jest w jakiś sposób połączony z którymś z pozostałych budynków (prawdopodobnie z budynkiem głównym radiostacji), gdyż w środku czuć podmuch powietrza."-tekst ze strony: https://opencaching.pl/viewcache.php?wp=OP506B























Kiedy docieramy na szczyt,robimy sobie zdjęcia z kartką zawieszoną na drzewie i Chatką Marianówką.Po sesji zdjęciowej,niespiesznie wracamy do ruin niemieckiej radiostacji.
















Zanim wsiądziemy do autka i pojedziemy dalej,wędrujemy dookoła zrujnowanej budowli,zaglądamy wszędzie gdzie możemy,podziwiamy widoki,robimy zdjęcia i szlag nas trafia na widok śmieci walających się wszędzie.













































Po dość długim spacerze na wzgórzu Rosocha,wsiadamy do samochodu i jedziemy przez Stanisławów,Pomocne ku kolejnemu szczytowi,ku Czartowskiej Skale.Postanawiamy na nią wejść od drugiej strony,nie tak jak wchodziliśmy z Maciejem.Jak to było,można zobaczyć tu:
https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2014/03/kurdybankowe-impresje-czyli-swiat-peen.html
Zostawiamy samochód na poboczu drogi,bierzemy aparaty i wędrujemy drogą między polami ku widocznej w oddali bazaltowej górze.























"Czartowska Skała (niem. Spitzberg) – wzniesienie o wysokości 463 m n.p.m., w południowo-zachodniej Polsce, na Pogórzu Kaczawskim (Pogórzu Złotoryjskim), na Pogórzu Zachodniosudeckim (dawniej Sudety Zachodnie).
Wzniesienie położone jest na zachód od Parku Krajobrazowego Chełmy, około 6,5 km na północny zachód od Myśliborza, województwo dolnośląskie.
Jest to niewielkie powulkaniczne wzniesienie, w kształcie małego, lekko skrzywionego stożka podciętego z dwóch stron wyrobiskami nieczynnych kamieniołomów. Wzniesienie o dość stromych zboczach, z wyraźnie podkreślonym wierzchołkiem, wznosi się samotnie w środkowo-zachodniej części Wzgórz Złotoryjskich w środkowej części Parku Krajobrazowego Chełmy, wyraźnie odróżniając się od płaskiego krajobrazu. Wzniesienie o zróżnicowanej budowie geologicznej, zbudowane z bazaltów – wulkanitów mioceńskich stanowiących część rdzenia dawnego wulkanu tarczowego wypełnionego lawą oraz pokrywy lawowej o zasadowej lawie. Bazanit budujący wzniesienie jest spękany i tworzy regularne słupy. Niższe partie zbocza pokrywają utwory soliflukcyjne, a u podnóża występują osady glacjalne, fluwioglacjalne. W trakcie transgresji lądolodu na Pogórze Kaczawskie wzniesienie nie było całkowicie przykryte lodem, stanowiło skalisty nunatak wystający z lądolodu na niewielką kilkumetrową wysokość.
Wzniesienie od strony północnej porośnięte niewielkimi kępami drzew i krzewów. Na zboczu góry wyrobiska po dawnym kamieniołomie, w których podczas eksploatacji, odsłonięto część dawnego komina wulkanicznego z wyraźną słupową oddzielnością bazaltu. Wzgórze od 1991 roku stanowi pomnik przyrody nieożywionej Czartowska Skała i objęte jest ochroną prawną[1]. Czartowska Skała jest siedliskiem roślin chronionych; występuje tu dziewięćsił bezłodygowy, storczyk męski, storczyk bzowy, wawrzynek wilczełyko, pierwiosnka wyniosła.
Przez wzniesienie przechodzi szlak turystyczny żółty – Szlak Wygasłych Wulkanów – odcinek prowadzący z Jawora do Sędziszowej i dalej.
Szczyt wzniesienia stanowi punkt widokowy z panoramą na Pogórze Kaczawskie, Góry Kaczawskie i Karkonosze."-Wikipedia.

Wchodzimy żółtym szlakiem na Czartowską Skałę.Robimy przy okazji zdjęcia i podziwiamy przepiękną panoramę Karkonoszy.Kiedy docieramy do szczytu,słyszymy bzyczenie,spoglądamy na niebo,a nad nami lata dron.Widzimy też postać sterującą dronem,stoi nieopodal naszego zaparkowanego auta.Oboje spoglądamy na siebie i stwierdzamy że ludzie są wygodni.Po co wspinać się,skoro mogę podlecieć i z góry zrobić zdjęcia.My cieszymy się że znów mogliśmy tu dotrzeć i cieszyć się pięknem tego miejsca :) i swoim towarzystwem :)



















































































Kiedy już robimy mnóstwo zdjęć i nasycimy oczy pięknymi widokami,zaczynamy powoli schodzić z Czartowskiej Skały.Niespiesznie docieramy do autka,wsiadamy do niego i jedziemy do wsi Muchów.Przed nami kolejny szczyt.










W Muchowie,zostawiamy autko na dużym parkingu,bierzemy plecaki i aparaty i ruszamy na szlak.Najpierw wędrujemy asfaltową drogą.Docieramy nią do skrzyżowania z wiatą odpoczynkową,gdzie kilka osób usiłuje rozpalić ognisko,tu skręcamy w leśną dróżkę oznaczoną jako ścieżka dydaktyczno-przyrodnicza i wędrujemy przez las zmierzając ku naszemu ostatniemu dziś celowi.


















I tak docieramy do granicy "Rezerwatu przyrody Mszana i Obłoga",o czym informuje nas tablica umieszczona nieopodal ścieżki.Robimy sobie tu kilka zdjęć i niespiesznie idziemy dalej.

"Rezerwat przyrody Mszana i Obłoga – leśny rezerwat przyrody w południowo-zachodniej Polsce, w woj. dolnośląskim, w powiecie jaworskim, w gminach Paszowice i Męcinka o powierzchni 99,92 ha. Celem ochrony rezerwatu Mszana i Obłoga są cenne płaty lasów, wraz z unikalną i bogatą florą oraz elementami przyrody nieożywionej w postaci interesujących form wychodni bazaltu i rumowisk bazaltowych w szczytowych partiach wzgórz.
Znajduje się we wschodniej części Pogórza Kaczawskiego, obejmując szczytowe partie gór Mszana i Obłoga w nadleśnictwie Jawor. Leży na terenie Parku Krajobrazowego Chełmy.
Wielkim walorem rezerwatu są naturalne zespoły leśne, do których należą:
-las klonowo-lipowy Aceri-Tilietum, porastający strome zbocza Mszanej z runem bogatym w rzadkie i chronione rośliny.
-grąd środkowoeuropejski Galio-Carpinetum, występujący w szczytowych partiach. Szczególnie cenny we wczesnowiosenne geofity jak kokorycz pełna, zawilec gajowy, zawilec żółty, łuskiewnik różowy, czosnek niedźwiedzi.
Na terenie rezerwatu występuje 188 gatunków, podgatunków i odmian roślin naczyniowych, w tym gatunki chronione, m.in. buławnik mieczolistny, lilia złotogłów, orlik pospolity, czosnek niedźwiedzi, śnieżyczka przebiśnieg i wawrzynek wilczełyko.
Przez rezerwat przechodzi zielony szlak turystyczny „Szlak Doliną Nysy Małej”, trasa obejmuje: Grobla-Siedmica-Wąwóz Siedmicki-Las Świniec-Muchów. Na szczycie Mszanej znajduje się kamienna wieża, dostępna do zwiedzania. Niestety, obiekt nie stanowi punktu widokowego, albowiem jest niższy niż otaczające go drzewa."-Wikipedia.
















Pniemy się delikatnie w górę.Dostrzegamy w oddali,między drzewami niewielkie wyrobisko dawnego kamieniołomu,z odsłoniętymi słupami bazaltowymi.Im jesteśmy bliżej,tym więcej dookoła leży porozrzucanych bazaltowych kamieni.Przystajemy by zrobić kilka zdjęć i obejrzeć odsłonięte słupy bazaltowe w dawnym kamieniołomie.

"Mszana (niem. Mochenberg lub Mochen Berg) – wzniesienie o wysokości 475 m n.p.m., w południowo-zachodniej Polsce, na Pogórzu Kaczawskim, na Pogórzu Złotoryjskim.
Wzniesienie położone jest na terenie Parku Krajobrazowego "Chełmy", w południowo-zachodniej części Pogórza Kaczawskiego, w centralnej części Pogórza Złotoryjskiego, około 6,0 km na południowy zachód od Myśliborza, w woj. dolnośląskim.
Niewielkie wzniesienie o wulkanicznej przeszłości w kształcie rozległej płaskiej kopuły o dość łagodnych zboczach i mało podkreślonym wierzchołku wznosi się w zachodniej części małego grzbietu Muchowskich Wzgórz, stanowiąc ich najwyższy szczyt. Wzniesienie o zróżnicowanej budowie geologicznej, zbudowane z bazanitu mioceńskiego stanowiącego część dawnego komina wulkanicznego z towarzyszącą mu pokrywą lawową. Bazanit budujący wzniesienie jest spękany i tworzy regularne słupy o średnicy 30–40 cm lub grube nieregularne pseudosłupy. W szczytowej partii wzniesienia, powyżej 450 m n.p.m., występują ściany i żebra skalne (skałki) oraz rumowiska zbudowane z dużych ostrokrawędzistych bloków. Niższe partie zboczy przykryte są płaszczem utworów soliflukcyjnych, a u podnóża występują również osady glacjalne, fluwioglacjalne. Wzniesienie w całości porośnięte jest lasem liściastym z niewielką domieszką drzew iglastych. Na podłożu bazaltowym rośnie wiele ciekawych roślin, m.in. wawrzynek wilczełyko, przylaszczka, lilia złotogłów, mieczyk dachówkowy, barwinek pospolity, kopytnik pospolity, marzanka wonna, żywiec cebulkowy, wydmuchrzyca zwyczajna, paprotnik kolczysty.
Stożek wzniesienia był w trzeciorzędzie o wiele wyższy od obecnego wzgórza. W okresie zlodowacenia, w trakcie transgresji lądolodu wzniesienie było całkowicie przykryte lodem, wody topniejącego lądolodu, oraz silne procesy niszczące, trwające przez kilka ostatnich milionów lat, przyczyniły się do zdarcia grubej pokrywy otaczającej komin wulkaniczny. Z dawnego wulkanu zachował się tylko nek w postaci twardzieli wypełniających wnętrze krateru.
W południowo-zachodniej partii podszczytowej niewielkie wyrobisko dawnego kamieniołomu z widocznymi słupami bazaltowymi.
Na zachód od szczytu znajduje się 6-metrowa kwadratowa kamienna wieża widokowa ufundowana przez hrabiego von Carlovitza. Wieżę wzniesiono około 1848 roku, przebudowano w 1912 roku. Na początku XXI wieku wieżę wyremontowano.
W 2015 roku, najwyższe partie Mszanej oraz sąsiedniej góry Obłogiej, objęto ochroną rezerwatową, jako rezerwat przyrody Mszana i Obłoga."-Wikipedia.

Po zrobieniu zdjęć wchodzimy wyżej i docieramy do wieży widokowej.






























\

























Każde z nas dociera do wieży od innej strony.Radek wchodzi po schodach,a ja na szagę.Spotykamy się u jej podnóża.Radek oczywiście patrząc na mnie jak się wspinam,mówi ze śmiechem:
-Danusiu,tam są schody i można wejść normalnie,zamiast kombinować...
I tak oboje roześmiani wchodzimy do wieży i krętymi schodami docieramy na taras widokowy,z którego nie ma widoków.Niestety drzewa są wyższe niż wieża widokowa.Mimo to warto było pokonać 30 stopni i stanąć na górze i spojrzeć w dół na porozrzucane dookoła,między drzewami kamienie bazaltowe.Robimy sobie tu kilka zdjęć,a po nich schodzimy z wieży widokowej i ruszamy dalej,by odnaleźć właściwy szczyt Mszany.





































Po przejściu niewielkiego odcinka,między głazami bazaltowymi i powalonymi drzewami,docieramy do właściwego szczytu.Tu też odnajdujemy słupek z oznaczeniem i kartkę z nazwą góry i wysokością.Robimy sobie najpierw zdjęcia,a dopiero po nich wyjmujemy z plecaków kanapki,ciasto i herbatę.Odpoczywamy i posilamy się,radując z dzisiejszego wędrowania,poznawania nowych miejsc i bycia razem :)
Po odpoczynku i posileniu się niespiesznie ruszamy w drogę powrotną.Rozmawiamy o dzisiejszym dniu zadowoleni i szczęśliwi,że udało nam się tyle pięknych miejsc zobaczyć :) Przechodzimy obok wiaty odpoczynkowej,gdzie w najlepsze kilka osób grilluje,a zapach smażonej kiełbasy,z wiatrem roznosi się hen daleko...
My przechodząc obok Nich,mówimy "dzień dobry" i wędrujemy w kierunku Muchowa i naszego autka.






Leśne serducho :)






























Po dotarciu do samochodu,wsiadamy do niego i jedziemy w kierunku Jeleniej Góry,kończąc w ten sposób kolejną,samochodową wycieczkę,następna już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz