" Zarząd Oddziału PTTK „Sudety Zachodnie” wraz z redakcją „Nowin Jeleniogórskich” zapraszają w dniu 1 marca 2020 r. na wycieczkę nr 2 w ramach tegorocznego Rajdu na Raty. Wyjazd z Jeleniej Góry pociągiem o godz. 7.27 do Ciechanowic. Trasa długości 13 km przebiega w Górach Ołowianych będących częścią Grzbietu Południowego Gór Kaczawskich.
W Ciechanowicach znajdują się interesujące zabytki: pałac powstały w połowie XVIII w. w wyniku gruntownej przebudowy renesansowego zamku (obecnie remontowany) i kościół p.w. św. Augustyna z cennym renesansowym i barokowym wyposażeniem, na murze kościelnym zespół kamiennych epitafiów z XVI-XVIII w. z Ciechanowic drogą prowadzącą skrajem lasu idziemy do Świdnika. W zachodniej części wsi oglądamy dwa kościoły: klasycystyczny MB Częstochowskiej wybudowany w połowie XIX w. dla ewangelików i gotycki św. Mikołaja na terenie dawnego cmentarza. Na północnym krańcu Świdnika spotykamy szlak zielony, którym mijając Turzec (684 m – najwyższy szczyt Gór Ołowianych) i Ołowianą dochodzimy do Różanki (628 m). Z wybudowanej tu pod koniec XIX wieku wieży rozciągała się jedna z najwspanialszych panoram w Sudetach, obecnie po wieży i stojącym w pobliżu schronisku zostały jedynie nikłe ślady fundamentów. W końcowej części wędrówki schodzimy do Janowic Wielkich, oglądamy najciekawsze zabytki: zespół pałacowy z początku XVII w., później wielokrotnie przebudowywany, gotycki kościół Wniebowzięcia NMP, poewangelicki kościół Chrystusa Króla z XVIII w. i o godz. 15.10 odjeżdżamy pociągiem do Jeleniej Góry. Na trasie wędrówki jest przewidziane ognisko. Wycieczkę prowadzi Jolanta Kupeć z Dziwiszowa.
Uczestnicy we własnym zakresie ubezpieczają się od następstw nieszczęśliwych wypadków, członkowie PTTK z opłaconą składką objęci są ubezpieczeniem zbiorowym."
Gdy ukazała się zapowiedź niedzielnej wycieczki,od razu wiedzieliśmy że weźmiemy w niej udział.Wyznaczona trasa wiedzie przez dwa szczyty,które nas interesują.Oczywiście byliśmy na obu,ale dawno temu,przed powstaniem Korony Kaczawskiej.
Jak zdobyliśmy Turzec można zobaczyć tu:
https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/12/sylwestrowy-turzec.html
Natomiast jak zdobywaliśmy Różankę,można zobaczyć tu:
https://photos.google.com/share/AF1QipOnfE5-BYtXob1M8mHBebc0627VCfYTuUK0-bn3tbTuUIN8b53-N11oWjScP81wfA?key=d3h6Zl9paEFxVkJSZFRUaXRMN25vMjIybkVndl9n
I tak w niedzielny ranek wstajemy dość wcześnie.Na spokojnie jemy śniadanie,pijemy kawę,robimy kanapki,pakujemy plecaki i kiedy jesteśmy gotowi,wychodzimy z domu i idziemy w kierunku stacji kolejowej,gdzie spotykamy sporo znajomych.Najpierw jednak kupujemy bilety,a dopiero po ich zakupie witamy się z Rajdowiczami i razem wędrujemy na peron,z którego ma odjechać nasz pociąg.Chwilkę czekamy,umilając sobie ten czas rozmowami.Kiedy przyjeżdża nasz pociąg,wsiadamy do niego,zajmujemy wygodne miejsca,ściągamy plecaki i kurtki i rozsiadamy się wygodnie.Podróż do Ciechanowic mija nam szybko i bezproblemowo i kiedy pociąg zatrzymuje się na stacji,wysiada z niego całkiem spora grupa.Wszyscy razem przechodzimy przez tory i zatrzymujemy się na chwilkę.Jola wita wszystkich serdecznie,omawia dzisiejszą trasę,a po kilku zdaniach powoli ruszamy w kierunku kościoła-to nasz dzisiaj pierwszy cel wędrówki :)
"Ciechanowice 400-415 m n.p.m.
Miejscowość położona w przełomie rzeki Bóbr na wysokości 400-415 m n.p.m. Otoczona od strony północnej stokami Ciechanówki - Gór Ołowianych, a od południa Rudawami Janowickimi. Należy do gminy Marciszów w powiecie kamiennogórskim.
Graniczy z miejscowościami Miedzianka, Świdnik, Przybkowice i Marciszów.
Ciechanowice są dużą wsią, otoczoną przez użytki rolne. Główną atrakcją wsi jest Pałac wraz z Parkiem o powierzchni około 1 ha, założonego w XVII w. Okazałością parku jest modrzew europejski o obwodzie około 3,1 m. Stanowi pomnik przyrody wraz z bukiem zwyczajnym. Ponadto znaleźć można takie drzewa jak okazałe jodły, czy sosny. Miejscowość zachowała zbliżony układ wsi łańcuchowej.
Nazewnictwo miejscowości zmieniało się na przestrzeni lat.
W 1203 r. Rudolfesdorf, 1278 r. Rudolphi Villa, 1455 r. Rudilsdorff, 1751 r. Rudeldorf, Jagendorf, 1754 r. Rudelstadt, 1765 r. stadt Rudelstadt, 1782 r. Rudelstadt, 1945 r. Radlice, od 1946 r. Ciechanowice.
Ciechanowice są bardzo starą wsią - powstały około 1203 roku za sprawą Cystersów z Lubiąża. Dostali oni bardzo duży obszar ziemi od ówczesnego księcia Henryka Brodatego. Około 1278 roku w dokumentach istnieje informacja, że klasztor przekazał na rzecz rycerza Alberta von Hayn 10 włók (włóka – dawna (średniowieczna) miara powierzchni, odpowiadająca wielkością łanowi chełmińskiemu: 1 włóka (nowochełmińska), 1 włóka chełmińska (staropolska) = 30 morg = 17,955 ha = 179550 m2).
Podczas okresu wojen husyckich Ciechanowicami zarządzał ród śląski von Tschirnhaus, kolejno rodzina von Reichenbach. Stworzyli oni we wsi, przy kościele własna kaplicę grobową. W okresie ich bytności kościół był ewangelicki, a ludność katolicka stanowiła mniejszość. Dopiero w 1654 roku rekatolicyzowano kościół. W czasie wojny 30-letniej nadeszła kolejna zmiana właścicieli wsi. Jest to rok 1622, kiedy Georg von Polsnitz obejmuje majątek. Trzydzieści osiem lat później Ciechanowice są już własnością barona Hansa Christopha von Schweinitz. Historycy szacują, że od tego momentu rozwój wsi nabiera tempa. Zaczyna formować się osada targowa, ściśle powiązana z pobliską Miedzianką. Zaczęto przeprowadzać roboty górnicze w poszukiwaniu rud miedzi i ołowiu. Nie trwało to długo, bo do około drugiej połowy XVII wieku. Ciechanowice powróciły do pierwotnego charakteru wsi targowej, utrzymującej się z tkactwa i handlu płótnem.
Około XVIII wieku Ciechanowice rozkwitły na dobre. Stanowiły dużą wieś przynoszącą duże dochody. Tak, więc w 1726 roku z majątku otrzymywano 1233 talary, a ze wsi 1250 talarów.
W 1742 roku powstał w Ciechanowicach protestancki dom modlitewny, a w 1747 roku baron von Schweinitz rozpoczął budowę sztolni „Adler” – mieściła się ona nad rzeką Bóbr. To wydarzenie maiło bardzo duże znaczenie dla rozwoju wsi. Dzięki temu przedsięwzięciu Ciechanowice w 1754 roku, za sprawą barona uzyskały prawa miasta górniczego, podstawą do tego było wydobycie na poziomie 637 cetnarów.
Sztolnia, która dała temu początek miała 220 m długości i wydobywano z niej rudę do 1849 roku. Początkowo urobek przewożono do fabryki mosiądzu na Górnym Śląsku. W ciechanowickiej sztolni pracowało około 15-40 górników.
Kiedy górnictwo się zaczęło rozwijać, powstało górnicze osiedle Orlinek. W 1754 roku istniały już 4 sztolnie, pracowali tam górnicy m.in. z Saksonii. Kilka lat później (1760 r.) ze względu na małą opłacalność dwie sztolnie zamknięto. W 1765 roku wartość majątku barona szacowano na 21210 talarów. Niestety w 1768 r. zmarł. Rok później zamknięta została trzecia sztolnia. Udziały w kopalni barona zostają sprzedane hrabiemu von Reden z Bukowca. On to rozwinął (na tamtejsze czasy i warunki) wydobycie do maksimum, osiągając w 1784 roku, poziom 1144 cetnarów arszenikowej rudy miedzi. Z perspektywy czasu, można ocenić, że eksploatacja złóż przestała być tak opłacalna i zakończono ją w 1954 roku.
W miejscowości zbudowano hutę, przetapiano w niej miedź rodzimą oraz łupki radzimowickie. Wieś zamieszkiwało wówczas 136 zagrodników, 14 chałupników, 26 kmieci. Następnymi posiadaczami majątku był hrabia von Seher–Thossa, a kolejno - jako wiano jego siostry - trafia w ród von Prittwitzów. W 1785 roku w Ciechanowicach było 225 domostw, 2 kościoły, 2 plebanie, 2 szkoły, folwark, bielnik, kuźnica miedzi.
W 1809 roku podczas reformy administracyjnej Prus prawa miasta górniczego zostały wsi odebrane. W okresie XIX wieku działała w Ciechanowicach huta miedzi, do której dostarczano urobek nawet z kopalni w Podgórzu w Kowarach. W 1838 roku powstała dość spora tkalnia. W 1825 roku wieś posiadała 152 domostwa, 2 kościoły, zamek i wysoki zamek, browar, 3 gorzelnie, 3 młyny wodne, tartak, hutę miedzi. Miejscowość wówczas była podzielona na Ciechanowice dolne i Górne oraz przynależały do niej Przybkowice, Uroda, Płoszczów z hutą siarki i kwasu solnego.
W okolicach miejscowości pracowały okresowo różne kopalnie m.in. „Frederike Juliane Grube”, „Frohlicher Aublick”, „Neue Adler”, przynosiły one 995 cetnarów bogatej rudy oraz 470 cetnarów rudy płukanej. Wszystkie one zaopatrzone były w systemy odwadniające. W Płoszowie niedaleko wsi działała witroolejnia.
W 1870 roku majątek von Prittwitza przynosił 1333 talarów, a obejmował 1614 morgów.
Dużą zmianę do wsi wprowadziła budowa kolei na trasie Wrocław – Drezno. Utworzono w 1867 roku stacje kolejową. Dało to początek punktu wyjściowego na wycieczki po okolicznych górach oraz przełomem rzeki Bóbr do Janowic Wielkich.
W początkach XX wieku istniały 3 gospody, poczta, słodownia, stacja kolejowa, bielnik przędzy, cegielnia, młyn i kuźnia przy dworze. Ciechanowice utrzymywały charakter wsi rolniczej mimo, że prace górnicze prowadzono do 1954 roku (opierały się głównie na poszukiwaniu rud uranu). Później zlikwidowano tkalnię oraz inne zakłady."-tekst ze strony: https://rudawyjanowickie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=34:historia-ciechanowice-park-palac-dolina-palacow-i-ogrodow&catid=36&lang=pl&Itemid=101
Dość szybko docieramy do kościoła i zatrzymujemy się przed bramą.Jola opowiada historię świątyni i co ciekawego można w niej zobaczyć.
"Ciechanowice położone są nad Bobrem, pomiędzy Marciszowem a Janowicami Wielkimi. Kościół znajduje się na niewielkim wzniesieniu w centrum wsi. Kościół wzmiankowany po raz pierwszy w 1335 r. Gruntownie przebudowany w 1577 r., z zachowaniem fragmentów poprzedniego: gotyckich kamiennych wsporników, maswerków, zwornika sklepienia. Rozbudowany w 1601 r. o kaplicę grobową rodziny v. Reichenbach, dostawioną po wsch. stronie prezbiterium. Kościół remontowany w 1901 r. i 2012 r. Jednonawowy, z wydzielonym kwadratowym prezbiterium. Do nawy od zach. przylega wieża, w przyziemiu czteroboczna, wyżej przechodząca w ośmiobok, nakryta iglicowym hełmem pobitym blachą. Nad nawą i emporami drewniany polichromowany strop kasetonowy, nad prezbiterium sklepienie krzyżowo-żebrowe, w kaplicy krzyżowe. Kamienny portal wieży z datą 1577. W prezbiterium znajduje się fragment polichromii ściennej z XVII w. (konserwowanej w latach 1976-78). Ołtarz główny manierystyczny, z 1600 r., autorstwa rzeźbiarza Paula Meynera z Marienbergu, drewniany, o rozbudowanej rzeźbiarskiej strukturze, w polu środkowym Biczowanie Chrystusa. Ambona z 1603 r., wsparta na dekorowanej kolumnie, z koszem zdobionym wizerunkami proroków, na balustradzie schodów sceny z życia Chrystusa. Kamienna chrzcielnica, z 1. ćw. XVII w. Wewnątrz kaplicy grobowej rodziny v. Reichenbach nagrobki z lat: 1557, 1622, 1629. Kościół otacza kamienny mur cmentarny z bramą."-fragment tekstu ze strony: http://www.dokumentyslaska.pl/epitafia/miejscowosci/kamienna%20gora%20ciechanowice.html
Nasza Przewodniczka opowiada nam o kościele-akurat za chwilę ma zacząć się msza i wierni mijając nas wchodzą do świątyni-więc i my mamy możliwość zobaczenia pięknych epitafiów nagrobnych,znajdujących się w przedsionku kościoła.Jola opowiada historię dziewczynki,która jest uwieczniona na jednej z płyt nagrobnych z rozpuszczonymi,długimi,falującymi włosami,a my po wysłuchaniu tej pięknej historii,wchodzimy do przedsionka by choć przez krótką chwilę spojrzeć na epitafium i zrobić zdjęcia.Niestety,do świątyni już nam się nie udaje wejść-ksiądz głośno oznajmia by zamknąć drzwi,gdyż rozpoczyna się msza święta-a tam też znajdują się pięknie wykonane płyty nagrobne.No cóż nie można mieć wszystkiego...
"Znajdujące się w przedsionku płyty nagrobne. Od prawej: Susanne von Reichenbach, jej męża Christofa von Reichenbach oraz Susanne Barbary von Reichenbach.
Płyta nagrobna Susanne von Reichenbach † 1622.
Znajdująca się w przedsionku kościoła płyta nagrobna Susanne von Reichenbach zd. von Nimitz, żony Christofa von Reichenbach, za którego wyszła w 1582 roku, urodzonej w 1563 roku a zmarłej 12 maja 1622 roku za kwadrans przed szóstą.
Wokół postaci zmarłej znajduje się osiem herbów rodzinnych. Po stronie ojczystej są to herby rodzin: von Nimitz auf Jungerndorf, von Heide auf Olbersdorf, von Rothenhan auf Wiltschütz i von Nimptsch auf Peterwitz. A po stronie macierzystej herby rodzin: von Hochberg auf Guttmansdorf, von Reinsberg auf Dierschkowitz, von Reibnitz auf Gula oraz von Gellhorn auf Tschederwitz.
Epitafium Christofa von Reichenbach † 1616.
Pośrodku w przedsionku umiejscowione jest epitafium nazywane przez niektórych badaczy płytą nagrobną, Christofa von Reichenbach auf Rudelsdorf, Würgsdorf, Halbendorf und Kuntzendorf, urodzonego w marcu 1556 roku a zmarłego 1 grudnia 1616 roku. W 1582 roku ożenił się z Susanne von Nimitz. Postać zmarłego klęczy u stóp krzyża, na którym wisi ukrzyżowany Chrystus.
Płyta nagrobna Susanne von Reichenbach † 1629.
Po lewej stronie w przedsionku kościoła znajduje się płyta nagrobna Susanne Barbary von Reichenbach, córki Henricha von Reichenbach i Hedwig von Zedlitz auf Siebeneichen. Jednakże nie dane jej było długo żyć, bowiem zmarła 3 września 1629 roku o wpół do jedenastej w wieku 8 lat, 29 tygodni i 5 dni. Została pochowana obok swojej matki, której niestety płyta nagrobna nie zachowała się. Pastor tak o niej napisał: „Hier hat sie verlassen das Schöne wohl erbawte hauss alhier zu Siebeneichen, welches der Vater ihr zugefallen aus liebe so stattlich erbawen lassen” („opuściła tak piękny dopiero wybudowany dom w Dębowym Gaju, który jej ojciec z miłości dla niej polecił wybudować tak okazały”). Ukazana jest na płycie z długimi, rozpuszczonymi włosami.
Wokół postaci zmarłej znajduje się osiem herbów rodzinnych. Po stronie ojczystej są to herby rodzin: von Reichenbach, von Nimitz, von Hoberg (Hochberg) i von Hoberg (Hochberg). A po stronie macierzystej herby rodzin: von Zedlitz z Dębowego Gaju, von Czettritz z Soboty, von Warnsdorf oraz von Riember."-tekst ze strony: http://www.dokumentyslaska.pl/epitafia/miejscowosci/kamienna%20gora%20ciechanowice.html
Po obejrzeniu epitafiów i zrobieniu zdjęć,powoli opuszczamy teren kościelny i niespiesznie wędrujemy w kierunku wsi Świdnik.Idziemy drogą wzdłuż Bobru,rozmawiamy,śmiejemy się i robimy zdjęcia.Opuszczamy Ciechanowice skręcając w polną drogę,wijącą się między pastwiskami z uroczymi,zalesionymi wzniesieniami.Co jakiś czas przystajemy i spoglądamy na panoramę rozpościerającą się za nami.Chłoniemy piękno nas otaczające,robiąc przy okazji zdjęcia i tak niespiesznie docieramy do wsi Świdnik.
"Wieś leżąca nad rzeką Świdną, wzmiankowana w 1311 roku. Od 1540 roku przywilej górniczy na wydobywanie rud żelaza. Od 1742 roku wydobywano rudę ołowiu, później też miedzi. Późnogotycki kościół św. Mikołaja z XV wieku przebudowany w 1624 roku i XVIII wieku. Kościół jest budowlą jednonawową z wieżą i prostokątnym prezbiterium nakryty sklepieniem krzyżowo-żebrowym. Wewnątrz barokowa ambona. Klasycystyczny kościół MB Częstochowskiej (poewangelicki) pseudobarokowy z początków XIX wieku z emporami. Wewnątrz barokowy ołtarz, ambona i rzeźby z końca XVIII wieku.
Świdnik wchodził w obręb posiadłości klasztoru Cystersów z Lubiąża. Potem wieś była związana z zamkiem Niesyto w Płoninie. W kolejnych dziejach swojej skromnej historii wieś wielokrotnie zmieniała swoich właścicieli. Świdnik był osadą górniczą.
W 1742 roku uruchomiono kopalnię rud ołowiu i hutę. Na początku XIX wieku nastąpił znaczny wzrost liczby ludności spowodowany głównie przez rozwój tkactwa chałupniczego. W miejscowości istniały młyny wodne, szkoła, tartak i warsztaty tkackie. Po okresie wojennym Świdnik częściowo wyludnił się. Nie ma określonych perspektyw rozwojowych i od lat nie rozwijał się pod względem infrastruktury.
W Świdniku mieści się Kościół Pod Wezwaniem św. Mikołaja z XIV wieku. Przebudowany w 1624 roku i później w XVIII wieku. Jest to budowla orientalna, jednonawowa z prostokątnym prezbiterium nakrytym sklepieniem krzyżowo-żebrowym.
Drugim zabytkiem jest kościół Matki Boskiej Częstochowskiej (po-ewangelicki) pseudo- barokowy z początku XIX wieku. Oprócz tego w miejscowości tej znajduje się budynek dawnej szkoły podstawowej."-tekst ze strony: http://www.marciszow.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=43&strona=1&sub=52&subsub=12
W Świdniku najpierw idziemy w kierunku kościoła Matki Bożej Częstochowskiej.Wchodzimy na teren przykościelny i zatrzymujemy się nieopodal wejścia do świątyni.Jola opowiada historię świątyni,mówi o jej wyposażeniu i otoczeniu,a my słuchamy i focimy Rajdowiczów :) Kiedy opowieść się kończy,powolutku,bez pośpiechu wędrujemy uliczkami Świdnika ku drugiej świątyni.
Od jednego kościoła do drugiego niewielka nas dzieli droga,ale tak to właśnie było na tych terenach.Dwa kościoły,dwa wyznania w jednej niewielkiej wsi funkcjonowały obok siebie,walczyły o wiernych,ale i wspierały się nawzajem.
Wchodzimy na teren przykościelny i zatrzymujemy się nieopodal świątyni,Jola opowiada historię tego miejsca,a my po jej wysłuchaniu,obchodzimy niewielki kościółek dookoła,oglądamy wszystko,przechadzając się dookoła i robimy zdjęcia.
Po obejrzeniu świątyni z zewnątrz,powoli opuszczamy teren przykościelny i idziemy ku Górom Ołowianym.Wędrujemy mokrą drogą,wijącą się między polami i pastwiskami,na których pasą się konie.Dla nas to gratka,więc przystajemy na dłuższą chwilę by zrobić zdjęcia koniom przyglądającym nam się z pewnej odległości.Focimy je i niespiesznie wędrujemy ku szosie,którą musimy przejść,by wkroczyć na zielony szlak.
Kiedy tak wędrujemy,przypominamy sobie słowa Joli-odwróćcie się i spójrzcie za siebie,a zobaczycie przepiękny widok.I tak właśnie jest.Kiedy spoglądamy za siebie,ukazuje się nam remontowany zamek Niesytno w Płoninie.Byliśmy tam z rajdową wycieczką kilka razy i przykro było patrzeć na sypiący się pałac i zamek.Teraz widok jest inny.Od kilku lat zamek podnosi się z ruin,co widać,nawet z daleka,aż miło spojrzeć w tamtą stronę :)
"Ruina Zamku Niesytno w Płoninie.
Pierwszym udokumentowanym właścicielem lub dzierżawcą wsi Niesytno, której nazwa pochodzić miała od legendarnego rabusia Niemira, był wzmiankowany w roku 1300 kasztelan Albert Bawarczyk z Waltersdorfu. Budowę murowanej warowni przypisuje się inicjatywie książąt świdnicko-jaworskich, nazwa zamku nie pojawia się jednak w żadnych dokumentach lennych księstwa, niejasna byłaby też jej rola w jego systemie obronnym, stąd wśród niektórych historyków panuje pogląd o innej niż książęca metryce. Prawdopodobnie w 1307 roku dzierżawcą Płoniny był Konrad von Tschirn, a w roku 1345 - Georg Świdnicki, z pewnością jednak dobra te należały wówczas do klasztoru w Lubiążu i każda operacja prawna na tym majątku wymagała zgody oraz asygnaty opata. Dowodnie gospodarzem w Niesytnie był w 1432 roku weteran spod Grunwaldu Hans von Tschirn (walczący oczywiście po stronie krzyżackiej). Hans współpracował z husytami, lecz jego "działalność" reformatorska ograniczała się do napadów i grabieży na okolicznych szlakach, co spotkało się ze stanowczym potępieniem ze strony władz kościelnych i zakończyło wyprawą zbrojną mieszczan świdnickich, którzy pobogosławieni laską biskupa wrocławskiego najechali zamek i w znacznym stopniu go zniszczyli. Von Tschirn zbiegł do swego brata Opitza na Sokolec, gdzie niedługo potem zwabił husyckich przywódców rebelii Bedrzicha oraz Michałka, a następnie zdradziecko ich pojmał i przekazał do Świdnicy, uzyskując nie tylko przebaczenie, ale również wdzięczność kościoła. Po powrocie do Płoniny przez następne lata starym zwyczajem toczył własne prywatne potyczki z kupcami i sąsiadami, aż do roku 1455, ostatniego w swym interesującym życiu, gdyż wtedy właśnie według legendy zginąć miał z ręki Gunczela ze Świn (nie jest to informacja potwierdzona w źródłach).
Od roku 1468 z Niesytna pisał się Georg von Zedlitz zwany brzydko Małpą (zm. 1482), pan na Maciejowej oraz we Wleniu. Po nim zamek posiadał jego syn Georg (1484, 1492), wnuk Jacob (1494-1525), pan na Łomnicy, wnuk Just i bratankowie tych ostatnich, a pośród nich Georg, założyciel linii rodowej Nimmersath, w której rękach Płonina pozostała do roku 1661. W połowie XVI wieku Jacob von Zedlitz wzniósł w sąsiedztwie gotyckiej budowli wspaniałą renesansową rezydencję przenosząc do niej codzienne życie dworu. Zamek średniowieczny miał odtąd pełnić funkcje pomocnicze: sali rycerskiej używano jako magazynu do przechowywania ziarna, a na murach ustawiono cztery hakownice odpalane przy okazji ważnych świąt lub uroczystości. W roku 1661 majątek Niesytno przeszedł na własność panów von Glaubitz i von Redern, następnie von Maltzan oraz von Neidschutz. W latach 1688-1715 należał on do ochmistrza dworu elektorki Sophie Charlotte - Johanna von Dobrzensky-Doberzenitz, by po nich aż do 1777 wzbogacać stan posiadania baronów von Czettritz. Od roku 1794 właścicielem Płoniny był von Mannstein, a od 1798 - kwatermistrz i prokurator wojskowy David Konrad von Graeve, który odnowił mocno już zaniedbany pałac dostawiając do niego jedno skrzydło wraz z wieżą zegarową.
Po roku 1810 właścicielem wsi z pałacem i ruiną zamku był von Bunier, a po nim kupiec z Jeleniej Góry Linkh. W 1843 dobra te nabył od niego za sumę 80 tysięcy reńskich talarów hrabia Julius von Bulow, który ozdobił elewację południową gmachu renesansowego, wzniósł budynek bramny, a dolny dziedziniec otoczył murem. Zabezpieczył on także i przeprowadził gruntowną konserwację średniowiecznych ruin. Jego syn Hans Werner von Bulow w 1871 sprzedał majątek królewskiemu marszałkowi dworu w Berlinie hrabiemu Friedrichowi Wilhelmowi von Perponcher-Sedlnitzky, ten zaś zaledwie pięć lat później odstąpił go księciu Antonemu von Hohenzollern-Sigmarinen, który z kolei już po roku, czyli w 1877 pozbył się go na rzecz bliżej nieznanego jeleniogórskiego konsorcjum. W 1880 roku właścicielem Niesytna został rotmistrz w stanie spoczynku von Motz, zaś w 1888 - konsul Eduard Weber z Hamburga. Na początku XX wieku spadkobiercy Eduarda sprzedali cały majątek ziemski Eberhardowi hrabiemu von Saurma baronowi von Jeltsch. Ten przeprowadził konserwację zamku górnego i udostępnił go do zwiedzania. Ostatnim przedwojennym gospodarzem pałacu był Eduard Neuschaffer, zaufany plenipotent Ernsta Ludwiga księcia von Hessen, mieszkający na co dzień w należącym do księcia zamku w Karpnikach.
W czasie drugiej wojny światowej w pałacu mieścił się ośrodek wychowawczy dla rasowych dziewcząt niemieckich, a następnie obóz przejściowy dla pochodzących z Górnego Śląska współpracowników wywiadu wojskowego oraz Rosjan służących w Wermachcie. Pod koniec wojny stacjonowali tutaj lotnicy Luftwaffe, nabierający sił witalnych przed ponownym wysłaniem na front wschodni. Po roku 1945 gmach przekształcono na dom kolonijny. Później jego gospodarzem była Lubelska Fabryka Samochodów Ciężarowych, która próbowała przeprowadzić remont zabytku, jednakże okoliczna ludność rozkradła większość materiałów budowlanych i w tej sytuacji FSC od remontu odstąpiła. W 1984 pałac Niesytno przeszedł w ręce prywatne, a osiem lat później spłonął w podejrzanych okolicznościach. Ponownie zmienił właściciela w roku 2010.
Wyróżniającą się cechą zamku gotyckiego jest wieża wzniesiona na planie zbliżonym do kropli wody, która wraz z wieżą zamku w Bolkowie stanowią jedyne tego typu przykłady architektury obronnej na Śląsku. Różniły się one jednak przeznaczeniem: wieża z Bolkowa pełniła funkcję miejsca ostatniej obrony zamku, podczas gdy jej odpowiednik w Niesytnie wykorzystywany był również do celów mieszkalnych. Rzut budowli oparto na geometrii ośmioboku, z którego wyprowadzono ostrze w kierunku wschodnim, od strony zbocza o łagodniejszym nachyleniu. Mieściła ona dwie kondygnacje naziemne i dwie piwniczne, częściowo wykute w skale. O walorach użytkowych wieży świadczy obecność na piętrze ciepłej izby, czyli pomieszczenia wyłożonego od środka drewnianymi belkami w celu zapewnienia mieszkańcom stabilnych i komfortowych warunków bytowych. Od strony zachodniej okalał ją kamienny obwód z wejściem na ciasne międzymurze i do piwnicy, natomiast od wschodu sąsiadował trzykondygnacyjny budynek mieszkalny wzniesiony na planie litery L. Jego kompozycję tworzyły dwa skrzydła: południowe o wymiarach 4,5-6,5x15 metrów, połączone z dwóch sklepionych komór, oraz mierzące 17 metrów długości skrzydło północne, mieszczące dwie nakryte drewnianym stropem duże sale, z których jedną postrzegano jako główne pomieszczenie reprezentacyjne. Kaplica zamkowa prawdopodobnie znajdowała się w wykuszu wychodzącym dawniej ze ściany południowej.
Przytulony do podnóża wzniesienia zamkowego XVI-wieczny pałac von Zedlitzów składał się dwóch czterokondygnacyjnych skrzydeł mieszkalnych oraz narożnej wielobocznej wieży dostawionej przy wjeździe od strony wschodniej. Od południa sąsiadował z nim taras ograniczony narysem bastejowym, a całość otaczał romantyczny park krajobrazowy w stylu angielskim. Elewacje zewnętrzne renesansowej siedziby zdobiła bogata dekoracja w formie wykutych w piaskowcu portali, wolutowych szczytów, kamiennych opasek i obramień, a także licznych detali architektonicznych, które po zniszczeniach wywołanych pożarem niemal w całości rozkradziono. Jednym z takich zaginionych elementów wystroju była wmurowana w ścianę płyta z herbami rodzin von Zedlitz oraz von Runge.
Do czasów współczesnych zachowała się średniowieczna wieża główna, duże fragmenty murów skrzydeł mieszkalnych oraz relikty XVII-wiecznych obwarowań bastejowych. Całkowicie zrujnowany jest pałac, który jeszcze do niedawna groził zawaleniem. W skład zespołu pałacowo-parkowego wchodzą ponadto: XIX-wieczny budynek bramny – całkiem nieźle utrzymany, wykuta podczas ostatniej wojny sztuczna grota pod wieżą oraz mocno zaniedbany, zdziczały park angielski. Wydaje się, że najgorsze ten zabytkowy obiekt ma już za sobą, od kilku lat bowiem prywatny właściciel czyni starania w celu uporządkowania terenu i częściowej odbudowy założenia. Ze względu na prowadzone tutaj prace remontowe zamek można obejrzeć tylko z dalszej odległości (2018). Większość załączonych fotografii przedstawia stan pałacu, ruin gotyckich i ich otoczenia z okresu skrajnej degradacji, przed rozpoczęciem działań konserwatorskich."-tekst ze strony: http://www.zamkipolskie.com/plon/plon.html
"Legenda o złej Hildegardzie.
Wśród chat na podgrodziu zamku w Płoninie stała niewielka, pochylona ze starości chałupa, pokryta strzechą porośniętą mchem. Żyła w niej garbata kobieta o imieniu Częstocha z młodziutką córką. Zajmowała się leczeniem i nie było w okolicy nikogo, kto tak jak ona potrafiłby pomóc w rozmaitych dolegliwościach. Zdarzało się jednak, że Częstocha odmawiała leczenia mówiąc, że widzi, iż na chorym położyła już swoją rękę śmierć i w takim przypadku ona chorego nie da rady ocalić. Tak stało się również, kiedy pan zamku spadł z konia i Częstochę zawołano na pomoc do umierającego. Rozgniewała się wówczas na nią straszliwie małżonka pana, wywodząca się z saskich grafów Hildegarda. Nakazała wyrzucić staruszkę z zamku, a po pogrzebie męża zaczęła rozpowiadać, że kobieta jest czarownicą. Szybko rozniosła się ta wieść po podgrodziu i jak to zazwyczaj bywa, rozprzestrzeniała się coraz dalej, ubarwiana przez kolejnych opowiadających. Doszło do tego, że zaczęto mówić, iż Częstocha spotyka się z diabłem, który przybywa do jej chaty pod postacią węża, że chodzi też do lasu na spotkania z nim pod pozorem zbierania ziół.
Pewnego roku do Płoniny przywędrowała zaraza. Ludzie zaczęli umierać jeden po drugim. Przerażenie ogarnęło zarówno mieszkańców zamku jak i chłopów na podgrodziu. Kiedy do wsi dotarli uciekinierzy z dużych miast, w których szalał mór, Hildegarda spakowała najdroższe rzeczy i ukryła się ze służącymi w grotach Połomu. Tuż potem uciekli również ci mieszkańcy podgrodzia, którzy jeszcze nie zaczęli chorować. Częstocha z córką zostały w swojej chacie. Wspólnie gotowały wywar z ziół i piły go, kąpały się i moczyły ubrania w tym naparze. Przez wiele dni zbierały leżące w chatach podgrodzia i na dworze trupy zmarłych i grzebały je w wykopanych przy drodze grobach. Zaraza wygasła jesienią, po przymrozkach i wkrótce ci, którzy ocaleli, zaczęli powracać do domów. Wróciła również Hildegarda z kilkoma jedynie sługami. Kazała wykadzić komnaty zamkowe i spalić wszystkie chaty na podgrodziu, aby oddalić ślady zarazy. Pachołkowie nie wykonali jednak rozkazu. Częstocha powiedziała im bowiem, że wszystkie zwłoki zostały już dawno pochowane i pokazała nawet miejsca, gdzie znajdowały się jeszcze nieporosłe trawą groby.
Na wieść o słowach wieśniaczki Hildegardę ogarnęła wściekłość. Nakazała pachołkom wrócić na podgrodzie i spalić je doszczętnie razem z kobietami. Ci podparli więc drzwi do chatynki Częstochy kołkiem i podpalili strzechę a potem i pozostałe chaty. Właścicielka zamku patrzyła z okna na pożar, dziwiąc się, czemu pachołkowie nie wracają. Gdy wyszła na zewnątrz, drzwi za jej plecami zamknęły się z głuchym stukotem. Obejrzała się i zobaczyła, że z nieporosłych jeszcze trawą grobów przy drodze wychodzą kościotrupy i zaczynają podążać w jej stronę. Zbliżały się z trzech kierunków, pozostawiając jej wolną drogę jedynie w stronę płonącego podgrodzia. Przerażona rzuciła się przed siebie w panice, nie myśląc już o niczym oprócz tego, aby uciec straszliwym szkieletom. Dobiegła do rzeczki Świdna, przeszła na drugą stronę i zaczęła uciekać w kierunku biegu rzeki. Próbowała skręcić, ale gdy tylko starała się zmienić kierunek, uderzały przed nią błyskawice. Zorientowała się, że gromy biją koło niej w ziemię pozostawiając jej wolną drogę jedynie w stronę wzgórza, które często widywała z okien zamku.
Po kilku kilometrach ciągłego biegu była już tak zmęczona, że upadła i wówczas ziemia rozstąpiła się pod nią, a zła pani znalazła się w głębokim dole, z którego sama nie mogła się wydostać. I tu dogoniły ją okropne szkielety. Stały nad rowem i przyglądały jej się czarnymi oczodołami, śmiejąc się z niej upiornie. Naraz przed pozostałe wyszedł szkielet z krzywym kręgosłupem, w którym Hildegarda domyśliła się Częstochy. Szkielet wziął w rękę kamień i rzucił w złą babę. Ból spowodował w Hildegardzie straszliwą złość. Podniosła kamień i cisnęła nim w szkielet. No i się zaczęło. Szkielet Częstochy zdjął z ramion czaszkę i rzucił nią trafiając Hildegardę w głowę. Ból był tak straszny, że pani upadła na dno szczeliny. Kolejne szkielety zdejmowały głowy i również rzucały do dołu. Czaszki przysypywały Hildegardę, ta jednak mimo bólu i strachu nie traciła przytomności do momentu, gdy w ostatecznej zgrozie zdała sobie sprawę, że szczelina w której leży, zaczyna się zamykać. Wiele lat później w miejscu tym odkopano wielką ilość czaszek, ślad grobu, gdzie zginęła zła pani Hildegarda.-na podstawie książki M. Świeżego Zamki, twierdze, warownie."-tekst ze strony: http://www.zamkipolskie.com/plon/plon.html
Po przekroczeniu szosy,wędrujemy zielonym szlakiem przez pole ku zalesionemu wzniesieniu.Kiedy docieramy do linii drzew,dostrzegamy na drodze powalone świerki.Omijamy je i idziemy bokiem,przez chaszcze-młode samosiejki i jeżyny,pełne kolców,czepiających się nogawek.Część grupy tu zatrzymuje się na krótki odpoczynek i posiłek,my jednak idziemy dalej.Pniemy się ku górze,z każdym krokiem zbliżając się ku naszemu celowi.
Im jesteśmy wyżej,tym więcej dostrzegamy powycinanych drzew,co spowodowało że ukazały się widoki na okolicę.Sławek tłumaczy nam i innym osobom jak dojść do szczytu Turzec,bo szlak wiedzie u jego podnóża.Wchodzimy między drzewa i po śladach wędrujemy w górę i tak docieramy na szczyt Góry Turzec.
"Turzec (niem. Schubertberg) – góra w Górach Ołowianych w paśmie Gór Kaczawskich o wysokości 684 m n.p.m., na niektórych mapach 690. Zbudowana jest z zieleńców i łupków zieleńcowych, które tworzą liczne skałki na grzbiecie i zboczach (najbardziej popularne to Grzebień i Popiel). Występujące tu skały należą do jednostki geologicznej zwanej metamorfikiem kaczawskim. Na północnym stoku znajdują się źródła Kaczawy. Zbocza i szczyt zarośnięte lasem świerkowym."-Wikipedia.
Ciekawostką jest podwójne oznaczenie szczytu.Jedno to drewniana deseczka z namalowaną nazwą szczytu i powieszoną czaszką jakiegoś zwierza.Ją dostrzegamy najpierw i tu robimy sobie pierwsze zdjęcia.Po nich idziemy kawałek dalej,do skałek,przy których rosną dwa drzewa.Na jednym z nich jest drugie oznaczenie szczytu.Przybita kartka z nazwą Góry,zaliczanej do Korony Kaczawskiej.Tu spotykamy Violę i Pawła i razem z Nimi robimy sobie zdjęcia.Wszyscy stwierdzamy że gdyby wycięto samosiejki to byłby stąd piękny widok na okolicę.Dziwi nas że w dwóch miejscach oznaczono jeden szczyt.No cóż "każdy sobie,rzepkę skrobie"...
Po zdjęciach wracamy tak samo jak przyszliśmy.Mijamy pierwsze oznaczenie Góry i kopiec ułożony z kamieni(gdy tu byliśmy pierwszy raz,też był).Zatrzymujemy się by go sfotografować,a po fotkach schodzimy już do drogi.Naszej grupy już nie ma.Poszli dalej.My czynimy to samo i wędrujemy ku kolejnemu szczytowi.
Wędrujemy zielonym szlakiem,na którym leży mnóstwo powalonych drzew.Mamy istny tor przeszkód.Dodatkowo droga jest rozjechana przez ciężki sprzęt leśny,więc nasze spodnie prawie po sam tyłek są w błocie.Nic sobie z tego nie robimy,cieszy nas że możemy tu być i tędy wspólnie wędrować.Kiedy Viola pokazuje mi odsłoniętą grupę skalną i mówi żeby tam podejść,to ja stwierdzam że za mnie zrobi to Radek i idę dalej,rozmawiając z Pawłem.I gdy Viola do nas dołącza,śmiejąc się mówi mi że Radek właśnie poszedł na te skałki by je sfocić.Wędrujemy cały czas zielonym szlakiem,mijamy stertę powiązanych,suchych gałęzi-jesteśmy lekko zaskoczeni tym widokiem,bo w naszych lasach nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego.Raczej gałęzie zostają porzucone byle gdzie,by mogły samoczynnie ulec rozkładowi.Rozmawiamy,robię zdjęcia i kiedy wychodzimy z lasu na odsłonięty teren po wycince drzew,zaczynam się martwić o Radka,bo Go nie widzę już od jakiegoś czasu.I tak jakbym ściągnęła Go myślami,bo mój telefon się rozdzwonił.Oczywiście to Radek z pytaniem czy mają iść zielonym szlakiem.Odpowiadam że tak i zostaję.Paweł z Violą poszli dalej a ja czekam na Radka.Czekam i czekam.Wydaje mi się że już powinnam Go widzieć,a Jego wciąż nie ma.Dzwonię do Niego i okazuje się że poszli prosto,schodząc ze szlaku-tak to jest gdy się zagada i szlak nagle zginie.Chwilkę rozmawiamy-mówię Radkowi że czekam na Niego i się rozłączamy.Po jakimś czasie dostrzegam znajomą sylwetkę i niespiesznie ruszam przed siebie,po ogołoconym po wycince drzew wzniesieniu.Połamane gałęzie zasłaniają drogę,więc idziemy trochę na nosa.Radek mnie dogania i przegania,nie czekając na mnie,za co jestem zła.Mówię Mu o tym,więc zwalnia i razem idziemy dalej.Jak się później okazało,z tyłu za Nim szedł Jarek i Ela,która się zgubiła schodząc z Góry Turzec....
I tak wędrując już czwórkę,przechodzimy przez szczyt Ołowianej.Zauważam przybitą kartkę na drzewie z nazwą szczytu i wołam Radka byśmy zrobili sobie tu zdjęcia.Ela chcąc się zrehabilitować,podejmuje się fotografowania nas,a później jeszcze dodatkowo Jarka.Rekompensuję się tym samym i robię Eli zdjęcia,ale przy okazji mówię Jej,że następnym razem wgramy Jej mapę w telefonie,by więcej się nie gubiła.
"Ołowiana (niem. Bleiberge) – góra w środkowej części Gór Ołowianych, pomiędzy Różanką a Turzcem w Grzbiecie Południowym Gór Kaczawskich o wysokości 658 m n.p.m. Od Ołowianej odchodzą krótkie boczne grzbiety – ku północy z Czerniakiem i na południe z Brożyną. Zbudowana z zieleńców i łupków zieleńcowych oraz wkładek łupków albitowo-serycytowych i marmurów (wapieni krystalicznych) należących do metamorfiku kaczawskiego. Zieleńce tworzą liczne skałki na zboczach. Zbocza i szczyt zarośnięte lasem świerkowym."-Wikipedia.
We czwórkę wędrujemy dalej i po jakimś czasie docieramy do grupy,która zdążyła już rozpalić ognisko.Przysiadamy obok Pawła i Violi,ściągamy plecaki,wyjmujemy kanapki,posilamy się i odpoczywamy.Po chili odsapu,idę z aparatem ku Rajdowiczom,robię Im zdjęcia i rozmawiam z Nimi,a później,zanim zgaśnie ognisko podchodzę do Joli z naszymi kartami Korony Kaczawskiej(dzięki Pawłowi takie mamy) i proszę Ją o potwierdzenie zdobycia szczytów.Po dopełnieniu formalności,wracam do Radka,Violi i Pawła by zjeść jeszcze małe co nieco.
Po odpoczynku i posileniu się,wędrujemy w kierunku miejsca gdzie znajdowało się Schronisko Różanka (Rosenbaude).Zatrzymujemy się przed tablicą informacyjną,otaczamy Jolę i słuchamy Jej opowiadania o tym miejscu.
"Schronisko Różanka na grzbiecie Gór Ołowianych, 628 m n.p.m., między Kaczorowem nad Kaczawą a Janowicami nad Bobrem, było przez dziesiątki lat ulubionym celem wędrówek i wycieczek w Góry Kaczawskie. Widok na Karkonosze, z leżącymi przed nimi Sokolikami i ze wzgórzami grzbietu kamiennogórskiego z jednej strony i na Grzbiet Wschodni Gór Kaczawskich z drugiej strony, był i jest wyjątkowo piękny. Nie byle kto, lecz znany podróżnik i przyrodnik Alexander von Humbolt zaliczył panoramę na Karkonosze i ich przedgórze do najpiękniejszych widoków świata. W roku 1900 w zachodniej części Różanki w bezpośredniej bliskości szałasu Stowarzyszenia Karkonoskiego zbudowano z drewna wieżę widokową. Budowniczym był właściciel górnego dworu w Mysłowie- Dannert. W jesieni 1923 r. musiano rozebrać wieżę ze względu na zły stan techniczny. Położenie kamienia węgielnego pod Różankę nastąpiło w październiku 1902 r. na gruncie należącym do właściciela ziemskiego Karla Pätzolda z Kaczorowa, graniczącym z gruntem Dannerta. Już latem tego samego roku zaczęto kopać studnię dla zaopatrzenia schroniska w wodę. Budynek był wykonany w masywnym stylu i otwarty 23 czerwca 1903 r. Schronisko otrzymało nazwę w oparciu o urzędowe określenie góry. Wskutek silnej burzy z 5 na 6 listopada 1905 r., która zniszczyła całą południowo-wschodnią werandę (werandy wokół budynku były drewniane), schronisko musiało zostać zamknięte. Po odbudowaniu schronisko wznowiło działalność wiosną 1906 r. i było zarządzane przez budowniczego. W październiku 1934 r. nabył Różankę na licytacji Oskar Friemelt, który do tej pory był dzierżawcą kasyna policyjnego we Wrocławiu.
Schronisko zostało przebudowane. Nastąpiło podłączenie do miejscowej sieci elektrycznej a także do sieci telefonicznej Janowic. Poza tym studnię wyposażono w pompę elektryczną. Po tym jak schronisko otrzymało centralne ogrzewanie i 5 pokoi gościnnych, nastąpiło otwarcie 27 stycznia 1935 roku.. Ruch turystyczny był coraz większy i 30 czerwca 1937 r. poświęcono nową drogę dla samochodów biegnącą od szosy jeleniogórskiej w Kaczorowie do schroniska. Ze wszystkich stron przybywały tłumy ludzi, które wędrowały do Różanki, przybywali również wycieczkowicze w autokarach i samochodach osobowych. Schronisko cieszyło się dużą popularnością, było znane z dobrej kuchni, pierwszorzędnego prowadzenia i udanych pobytów w stylowo urządzonych pokojach. Duża sala była do dyspozycji na okolicznościowe przyjęcia i imprezy, odbywały się tu również wieczorki taneczne. Nawet podczas wojny liczba odwiedzających była wysoka. W marcu 1945 r. w Różance umieszczono dochodzących do zdrowia żołnierzy. Po zakończeniu wojny 17 maja 1945 r. schronisko zostało opanowane przez żołnierzy rosyjskich. W połowie czerwca powtórnie opróżnione. Stan do tego momentu był okropny. Splądrowane i puste schronisko zostało wydane na pastwę płomieni 23 marca 1946 r. i spłonęło aż do fundamentów. Zestawienia dokonali Helmut i Erika Krause na podstawie zapisków ostatniego właściciela Oskara Friemelta. Ratingen, 07.lipiec 2016 r. ( z czego 29.000 euro poniosło VEESO, 12.000 euro byli mieszkańcy Kaczorowa, 15.000 euro dotacja z Ministerstwa Kultury Niemiec). Wspólnie z Helmutem Krause i Andrzejem Chudzikiewiczem- sołtysem Kaczorowa i przy pomocy mieszkańców wsi na Górze Różanka postawiona została trójjęzyczna tablica informująca o dawnym schronisku, które tam istniało i zostało po wojnie spalone. (2016)."-tekst ze strony: http://tmb.bolkow.pl/ciekawostki-z-gminy-bolkow/
Po wysłuchaniu opowiadania Joli i zrobieniu kilku zdjęć,idziemy kawałek dalej na wzniesienie na którym kiedyś stała drewniana wieża widokowa.Aby tam dotrzeć musimy przejść przez powalone drzewa i wejść na szczyt.Gdy byliśmy tu z Pawłem w październiku 2016 roku,to cały ten teren wyglądał inaczej.Silny wiatr i człowiek spustoszyły to miejsce.Mimo to wchodzimy na niewielkie wzniesienie,podziwiamy widoki i robimy zdjęcia,a po nich proszę by Ci którzy tu weszli obrócili się do mnie,a ja robię grupowe zdjęcia.Oczywiście fotek jest kilka,więc trwa to trochę.Po zrobieniu zdjęć powoli zaczynamy schodzić ze szczytu i niespiesznie ruszamy w drogę ku Janowicom Wielkim.
Jako jedni z ostatnich schodzimy z Różanki.Radek idzie gdzieś na końcu i kiedy Go nie dostrzegam gdy oglądam się za siebie,zaczynam się martwić.I znów czuję jak mój telefon wibruje i warczy.Spoglądam na wyświetlacz i widzę połączenie od Radka.Okazało się że najpierw poszedł na skróty,ale gdy nie zauważył nikogo z grupy,to wrócił na szlak.Jednak nim wędrując poszedł za daleko.Mówię Radkowi jak ma iść i czekam na ścieżce na Niego.Kiedy do mnie dociera,okazuje się że jesteśmy na samym końcu,daleko gdzieś za Rajdowiczami.Nie martwi nas to,bo po jakimś czasie wędrowania,doganiamy naszą grupę i wspólnie z Nimi już wędrujemy ku centrum Janowic Wielkich.
Przechodzimy przez park usytuowany za Pałacem i zatrzymujemy się nieopodal dwóch kościołów.
Jeden z nich to:
"Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – rzymskokatolicki kościół pomocniczy należący do parafii Chrystusa Króla w Janowicach Wielkich (dekanat Jelenia Góra Wschód diecezji legnickiej).
Jest to świątynia wybudowana w XV wieku, następnie w wiekach XVI i XVIII została przebudowana, później były kilkakrotnie przeprowadzane w niej remonty. Budowla jest orientowana, posiada jedną nawę, z niewyodrębnionym prezbiterium z oskarpowaną wieżą na planie kwadratu, umieszczoną na osi, zwieńczoną dachem hełmowym z prześwitem i dzwonem odlanym w 1492 roku. Kościół nakryty jest dachami dwuspadowymi, strop jest drewniany i ozdobiony dekorowanymi kasetonami, w elewacjach są umieszczone późnogotyckie kamienne portale i ostrołukowe okna. We wnętrzu znajdują się m.in. gotyckie kamienne sakramentarium przyścienne wykonane w XV wieku. W murach obwodowych jest umieszczony zespół siedmiu kamiennych nagrobków i epitafiów pochodzących z XVI – XVIII stulecia."-Wikipedia.
A drugi kościół to:
"Kościół Chrystusa Króla − rzymskokatolicki kościół parafialny należący do parafii pod tym samym wezwaniem (dekanat Jelenia Góra Wschód diecezji legnickiej).
Jest to świątynia wzniesiona przez ewangelików w XVIII wieku, następnie była restaurowana pod koniec XIX wieku. Budowla jest kościołem salowym, została zbudowana na planie prostokąta, posiada wieżę na planie kwadratu znajdującą się na osi nawy, zwieńczoną dachem hełmowym z iglicą. Dach świątyni jest trójspadowy, elewacje posiadają przypory, portale i okna są zamknięte półkoliście i umieszczone są w opaskach. We wnętrzu można zobaczyć późnobarokową drewnianą polichromowaną ambonę, pochodzącą z XVIII wieku, a także elementy wyposażenia w stylu gotyckim przeniesione z pobliskiej świątyni pomocniczej − m.in. środkową szafę ołtarza gotyckiego, kamienną chrzcielnicę, rzeźbę Piety, posągi świętych, krucyfiks oraz drewnianą chrzcielnicę wykonaną w XIX wieku."-Wikipedia.
Jola opowiada o świątyniach i o znajdującym się ciut dalej pałacu.Słuchamy i robimy zdjęcia.
"Pałac w Janowicach Wielkich – zespół pałacowy usytuowany w północnej części wsi, na północnym brzegu niedaleko płynącego Bobru.
Pałac w Janowicach zbudowany w XIV wieku przez rycerza von Beier. Hrabia Daniel von Schaffgotsch, właściciel pobliskiego Bolczowa, zlecił w latach 1608-1609 rozbudowę dworu. Po szkodach w 1642 roku podczas wojny trzydziestoletniej i po podpaleniu przez wojska szwedzkie w roku 1645 posiadłość znajdowała się w rękach rodziny von Manschwitz, a następnie: von Promnitz i zu Stolberg-Wernigerode. Barokowy kształt rezydencja przybrała w 1775 r., a kolejnej przebudowy dokonano w roku 1830. w latach 1830-1840 (wówczas dla Wilhelma Stolberga) założono piękny, dobrze zachowany do dziś park krajobrazowy z widokiem na Janowice, Rudawy Janowickie i pobliskie Góry Sokole. Park został wpisany na listę zabytków w 1977 roku. Do dziś w parku zachowało się blisko siedemset drzew. W 1803 r. powstały stylowe, drewniane, przysłupowo-ryglowe budynki gospodarcze. W 1917 pożar strawił oficyny, które wkrótce odbudowano przeznaczając część zabudowań gospodarczych pod schronisko młodzieżowe. Rozbudowano je w 1920 r. Z renesansowego detalu zachował się kominek w dawnej sali balowej. Po II wojnie światowej znajdowały się tu początkowo biura komunalne. W 1962 r. umieszczono w pałacu Dom Pomocy Społecznej, który funkcjonuje do dziś. Dziś zespół pałacowy należy do jednych z najlepiej utrzymanych obiektów z tego okresu.
Plan założenia składa się z wydłużonego prostokątnego korpusu oficyny oraz przyległego od zachodu kwadratowego założenia głównego z osiowo usytuowaną sienią. Na zachód od niej występuje układ dwutraktowy, na wsch. trzytraktowy, z korytarzowym traktem środkowym, z którego prowadzi przejście do oficyny. Budynek główny o bryle zwartej przykryty dachem czterospadowym. Oficyna posiada dachy kalenicowe z licznymi facjatami. W elewacji frontowej na osi występuje portal z kluczem i datą 1765. Po bokach gładkie pilastry na cokołach, podtrzymujące gierowany gzyms. Wnętrza korpusu głównego zachowały jedynie sklepione pomieszczenia piwnic i parteru (pocz. XVII i XVIII w.). W oficynie większość pomieszczeń zachowała historyczny charakter. Znaczną część zajmuje wielka sala balowa, obejmująca wysokość dwóch kondygnacji, po wschodniej stronie występuje empora wsparta na toskańskich kolumnach. Sufit posiada obramowania nieistniejącego obecnie plafonu. Obok sali balowej zachowało się pomieszczenie z kominkiem, na którym umieszczono żeliwną tarczę herbową Stolbergów z wyżej umieszczoną książęcą koroną. Wnętrze kominka wypełniają renesansowe żeliwne, płaskorzeźbione płyty pochodzące najprawdopodobniej z Dolnej Saksonii, być może z siedziby rodowej Wernigerode."-Wikipedia.
Po wysłuchaniu opowiadania naszej Przewodniczki,powoli wędrujemy w kierunku stacji kolejowej.Jednak nie docieramy tam,zostaliśmy namierzeni przez znajomych przejeżdżających przez Janowice Wielkie i rozdzwoniły się nasze telefony z zapytaniem dokąd zmierzamy.Gdy mówimy że idziemy w kierunku stacji kolejowej,by wrócić do Jeleniej Góry,to okazało się że Oni też jadą w tym kierunku,więc nas zabiorą,tylko musimy wrócić do pałacu,co też czynimy.
Chwilkę czekamy na nasz transport,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,witamy się ze znajomymi i jedziemy z Nimi do Jeleniej Góry,kończąc w ten sposób piękną wędrówkę :)
Dziękujemy Joli za prowadzenie wycieczki,wiedzę i cierpliwość :)
Przy okazji pozdrawiamy Ją i Sławka,który wiernie Jej towarzyszy bardzo serdecznie :),oraz wszystkich Rajdowiczów,którzy razem z nami wędrowali :),życząc miłej lektury :)
Kolejna wędrówka już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)
Danusia i Radek :)
W Ciechanowicach znajdują się interesujące zabytki: pałac powstały w połowie XVIII w. w wyniku gruntownej przebudowy renesansowego zamku (obecnie remontowany) i kościół p.w. św. Augustyna z cennym renesansowym i barokowym wyposażeniem, na murze kościelnym zespół kamiennych epitafiów z XVI-XVIII w. z Ciechanowic drogą prowadzącą skrajem lasu idziemy do Świdnika. W zachodniej części wsi oglądamy dwa kościoły: klasycystyczny MB Częstochowskiej wybudowany w połowie XIX w. dla ewangelików i gotycki św. Mikołaja na terenie dawnego cmentarza. Na północnym krańcu Świdnika spotykamy szlak zielony, którym mijając Turzec (684 m – najwyższy szczyt Gór Ołowianych) i Ołowianą dochodzimy do Różanki (628 m). Z wybudowanej tu pod koniec XIX wieku wieży rozciągała się jedna z najwspanialszych panoram w Sudetach, obecnie po wieży i stojącym w pobliżu schronisku zostały jedynie nikłe ślady fundamentów. W końcowej części wędrówki schodzimy do Janowic Wielkich, oglądamy najciekawsze zabytki: zespół pałacowy z początku XVII w., później wielokrotnie przebudowywany, gotycki kościół Wniebowzięcia NMP, poewangelicki kościół Chrystusa Króla z XVIII w. i o godz. 15.10 odjeżdżamy pociągiem do Jeleniej Góry. Na trasie wędrówki jest przewidziane ognisko. Wycieczkę prowadzi Jolanta Kupeć z Dziwiszowa.
Uczestnicy we własnym zakresie ubezpieczają się od następstw nieszczęśliwych wypadków, członkowie PTTK z opłaconą składką objęci są ubezpieczeniem zbiorowym."
Gdy ukazała się zapowiedź niedzielnej wycieczki,od razu wiedzieliśmy że weźmiemy w niej udział.Wyznaczona trasa wiedzie przez dwa szczyty,które nas interesują.Oczywiście byliśmy na obu,ale dawno temu,przed powstaniem Korony Kaczawskiej.
Jak zdobyliśmy Turzec można zobaczyć tu:
https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/12/sylwestrowy-turzec.html
Natomiast jak zdobywaliśmy Różankę,można zobaczyć tu:
https://photos.google.com/share/AF1QipOnfE5-BYtXob1M8mHBebc0627VCfYTuUK0-bn3tbTuUIN8b53-N11oWjScP81wfA?key=d3h6Zl9paEFxVkJSZFRUaXRMN25vMjIybkVndl9n
I tak w niedzielny ranek wstajemy dość wcześnie.Na spokojnie jemy śniadanie,pijemy kawę,robimy kanapki,pakujemy plecaki i kiedy jesteśmy gotowi,wychodzimy z domu i idziemy w kierunku stacji kolejowej,gdzie spotykamy sporo znajomych.Najpierw jednak kupujemy bilety,a dopiero po ich zakupie witamy się z Rajdowiczami i razem wędrujemy na peron,z którego ma odjechać nasz pociąg.Chwilkę czekamy,umilając sobie ten czas rozmowami.Kiedy przyjeżdża nasz pociąg,wsiadamy do niego,zajmujemy wygodne miejsca,ściągamy plecaki i kurtki i rozsiadamy się wygodnie.Podróż do Ciechanowic mija nam szybko i bezproblemowo i kiedy pociąg zatrzymuje się na stacji,wysiada z niego całkiem spora grupa.Wszyscy razem przechodzimy przez tory i zatrzymujemy się na chwilkę.Jola wita wszystkich serdecznie,omawia dzisiejszą trasę,a po kilku zdaniach powoli ruszamy w kierunku kościoła-to nasz dzisiaj pierwszy cel wędrówki :)
"Ciechanowice 400-415 m n.p.m.
Miejscowość położona w przełomie rzeki Bóbr na wysokości 400-415 m n.p.m. Otoczona od strony północnej stokami Ciechanówki - Gór Ołowianych, a od południa Rudawami Janowickimi. Należy do gminy Marciszów w powiecie kamiennogórskim.
Graniczy z miejscowościami Miedzianka, Świdnik, Przybkowice i Marciszów.
Ciechanowice są dużą wsią, otoczoną przez użytki rolne. Główną atrakcją wsi jest Pałac wraz z Parkiem o powierzchni około 1 ha, założonego w XVII w. Okazałością parku jest modrzew europejski o obwodzie około 3,1 m. Stanowi pomnik przyrody wraz z bukiem zwyczajnym. Ponadto znaleźć można takie drzewa jak okazałe jodły, czy sosny. Miejscowość zachowała zbliżony układ wsi łańcuchowej.
Nazewnictwo miejscowości zmieniało się na przestrzeni lat.
W 1203 r. Rudolfesdorf, 1278 r. Rudolphi Villa, 1455 r. Rudilsdorff, 1751 r. Rudeldorf, Jagendorf, 1754 r. Rudelstadt, 1765 r. stadt Rudelstadt, 1782 r. Rudelstadt, 1945 r. Radlice, od 1946 r. Ciechanowice.
Ciechanowice są bardzo starą wsią - powstały około 1203 roku za sprawą Cystersów z Lubiąża. Dostali oni bardzo duży obszar ziemi od ówczesnego księcia Henryka Brodatego. Około 1278 roku w dokumentach istnieje informacja, że klasztor przekazał na rzecz rycerza Alberta von Hayn 10 włók (włóka – dawna (średniowieczna) miara powierzchni, odpowiadająca wielkością łanowi chełmińskiemu: 1 włóka (nowochełmińska), 1 włóka chełmińska (staropolska) = 30 morg = 17,955 ha = 179550 m2).
Podczas okresu wojen husyckich Ciechanowicami zarządzał ród śląski von Tschirnhaus, kolejno rodzina von Reichenbach. Stworzyli oni we wsi, przy kościele własna kaplicę grobową. W okresie ich bytności kościół był ewangelicki, a ludność katolicka stanowiła mniejszość. Dopiero w 1654 roku rekatolicyzowano kościół. W czasie wojny 30-letniej nadeszła kolejna zmiana właścicieli wsi. Jest to rok 1622, kiedy Georg von Polsnitz obejmuje majątek. Trzydzieści osiem lat później Ciechanowice są już własnością barona Hansa Christopha von Schweinitz. Historycy szacują, że od tego momentu rozwój wsi nabiera tempa. Zaczyna formować się osada targowa, ściśle powiązana z pobliską Miedzianką. Zaczęto przeprowadzać roboty górnicze w poszukiwaniu rud miedzi i ołowiu. Nie trwało to długo, bo do około drugiej połowy XVII wieku. Ciechanowice powróciły do pierwotnego charakteru wsi targowej, utrzymującej się z tkactwa i handlu płótnem.
Około XVIII wieku Ciechanowice rozkwitły na dobre. Stanowiły dużą wieś przynoszącą duże dochody. Tak, więc w 1726 roku z majątku otrzymywano 1233 talary, a ze wsi 1250 talarów.
W 1742 roku powstał w Ciechanowicach protestancki dom modlitewny, a w 1747 roku baron von Schweinitz rozpoczął budowę sztolni „Adler” – mieściła się ona nad rzeką Bóbr. To wydarzenie maiło bardzo duże znaczenie dla rozwoju wsi. Dzięki temu przedsięwzięciu Ciechanowice w 1754 roku, za sprawą barona uzyskały prawa miasta górniczego, podstawą do tego było wydobycie na poziomie 637 cetnarów.
Sztolnia, która dała temu początek miała 220 m długości i wydobywano z niej rudę do 1849 roku. Początkowo urobek przewożono do fabryki mosiądzu na Górnym Śląsku. W ciechanowickiej sztolni pracowało około 15-40 górników.
Kiedy górnictwo się zaczęło rozwijać, powstało górnicze osiedle Orlinek. W 1754 roku istniały już 4 sztolnie, pracowali tam górnicy m.in. z Saksonii. Kilka lat później (1760 r.) ze względu na małą opłacalność dwie sztolnie zamknięto. W 1765 roku wartość majątku barona szacowano na 21210 talarów. Niestety w 1768 r. zmarł. Rok później zamknięta została trzecia sztolnia. Udziały w kopalni barona zostają sprzedane hrabiemu von Reden z Bukowca. On to rozwinął (na tamtejsze czasy i warunki) wydobycie do maksimum, osiągając w 1784 roku, poziom 1144 cetnarów arszenikowej rudy miedzi. Z perspektywy czasu, można ocenić, że eksploatacja złóż przestała być tak opłacalna i zakończono ją w 1954 roku.
W miejscowości zbudowano hutę, przetapiano w niej miedź rodzimą oraz łupki radzimowickie. Wieś zamieszkiwało wówczas 136 zagrodników, 14 chałupników, 26 kmieci. Następnymi posiadaczami majątku był hrabia von Seher–Thossa, a kolejno - jako wiano jego siostry - trafia w ród von Prittwitzów. W 1785 roku w Ciechanowicach było 225 domostw, 2 kościoły, 2 plebanie, 2 szkoły, folwark, bielnik, kuźnica miedzi.
W 1809 roku podczas reformy administracyjnej Prus prawa miasta górniczego zostały wsi odebrane. W okresie XIX wieku działała w Ciechanowicach huta miedzi, do której dostarczano urobek nawet z kopalni w Podgórzu w Kowarach. W 1838 roku powstała dość spora tkalnia. W 1825 roku wieś posiadała 152 domostwa, 2 kościoły, zamek i wysoki zamek, browar, 3 gorzelnie, 3 młyny wodne, tartak, hutę miedzi. Miejscowość wówczas była podzielona na Ciechanowice dolne i Górne oraz przynależały do niej Przybkowice, Uroda, Płoszczów z hutą siarki i kwasu solnego.
W okolicach miejscowości pracowały okresowo różne kopalnie m.in. „Frederike Juliane Grube”, „Frohlicher Aublick”, „Neue Adler”, przynosiły one 995 cetnarów bogatej rudy oraz 470 cetnarów rudy płukanej. Wszystkie one zaopatrzone były w systemy odwadniające. W Płoszowie niedaleko wsi działała witroolejnia.
W 1870 roku majątek von Prittwitza przynosił 1333 talarów, a obejmował 1614 morgów.
Dużą zmianę do wsi wprowadziła budowa kolei na trasie Wrocław – Drezno. Utworzono w 1867 roku stacje kolejową. Dało to początek punktu wyjściowego na wycieczki po okolicznych górach oraz przełomem rzeki Bóbr do Janowic Wielkich.
W początkach XX wieku istniały 3 gospody, poczta, słodownia, stacja kolejowa, bielnik przędzy, cegielnia, młyn i kuźnia przy dworze. Ciechanowice utrzymywały charakter wsi rolniczej mimo, że prace górnicze prowadzono do 1954 roku (opierały się głównie na poszukiwaniu rud uranu). Później zlikwidowano tkalnię oraz inne zakłady."-tekst ze strony: https://rudawyjanowickie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=34:historia-ciechanowice-park-palac-dolina-palacow-i-ogrodow&catid=36&lang=pl&Itemid=101
Dość szybko docieramy do kościoła i zatrzymujemy się przed bramą.Jola opowiada historię świątyni i co ciekawego można w niej zobaczyć.
"Ciechanowice położone są nad Bobrem, pomiędzy Marciszowem a Janowicami Wielkimi. Kościół znajduje się na niewielkim wzniesieniu w centrum wsi. Kościół wzmiankowany po raz pierwszy w 1335 r. Gruntownie przebudowany w 1577 r., z zachowaniem fragmentów poprzedniego: gotyckich kamiennych wsporników, maswerków, zwornika sklepienia. Rozbudowany w 1601 r. o kaplicę grobową rodziny v. Reichenbach, dostawioną po wsch. stronie prezbiterium. Kościół remontowany w 1901 r. i 2012 r. Jednonawowy, z wydzielonym kwadratowym prezbiterium. Do nawy od zach. przylega wieża, w przyziemiu czteroboczna, wyżej przechodząca w ośmiobok, nakryta iglicowym hełmem pobitym blachą. Nad nawą i emporami drewniany polichromowany strop kasetonowy, nad prezbiterium sklepienie krzyżowo-żebrowe, w kaplicy krzyżowe. Kamienny portal wieży z datą 1577. W prezbiterium znajduje się fragment polichromii ściennej z XVII w. (konserwowanej w latach 1976-78). Ołtarz główny manierystyczny, z 1600 r., autorstwa rzeźbiarza Paula Meynera z Marienbergu, drewniany, o rozbudowanej rzeźbiarskiej strukturze, w polu środkowym Biczowanie Chrystusa. Ambona z 1603 r., wsparta na dekorowanej kolumnie, z koszem zdobionym wizerunkami proroków, na balustradzie schodów sceny z życia Chrystusa. Kamienna chrzcielnica, z 1. ćw. XVII w. Wewnątrz kaplicy grobowej rodziny v. Reichenbach nagrobki z lat: 1557, 1622, 1629. Kościół otacza kamienny mur cmentarny z bramą."-fragment tekstu ze strony: http://www.dokumentyslaska.pl/epitafia/miejscowosci/kamienna%20gora%20ciechanowice.html
Nasza Przewodniczka opowiada nam o kościele-akurat za chwilę ma zacząć się msza i wierni mijając nas wchodzą do świątyni-więc i my mamy możliwość zobaczenia pięknych epitafiów nagrobnych,znajdujących się w przedsionku kościoła.Jola opowiada historię dziewczynki,która jest uwieczniona na jednej z płyt nagrobnych z rozpuszczonymi,długimi,falującymi włosami,a my po wysłuchaniu tej pięknej historii,wchodzimy do przedsionka by choć przez krótką chwilę spojrzeć na epitafium i zrobić zdjęcia.Niestety,do świątyni już nam się nie udaje wejść-ksiądz głośno oznajmia by zamknąć drzwi,gdyż rozpoczyna się msza święta-a tam też znajdują się pięknie wykonane płyty nagrobne.No cóż nie można mieć wszystkiego...
"Znajdujące się w przedsionku płyty nagrobne. Od prawej: Susanne von Reichenbach, jej męża Christofa von Reichenbach oraz Susanne Barbary von Reichenbach.
Płyta nagrobna Susanne von Reichenbach † 1622.
Znajdująca się w przedsionku kościoła płyta nagrobna Susanne von Reichenbach zd. von Nimitz, żony Christofa von Reichenbach, za którego wyszła w 1582 roku, urodzonej w 1563 roku a zmarłej 12 maja 1622 roku za kwadrans przed szóstą.
Wokół postaci zmarłej znajduje się osiem herbów rodzinnych. Po stronie ojczystej są to herby rodzin: von Nimitz auf Jungerndorf, von Heide auf Olbersdorf, von Rothenhan auf Wiltschütz i von Nimptsch auf Peterwitz. A po stronie macierzystej herby rodzin: von Hochberg auf Guttmansdorf, von Reinsberg auf Dierschkowitz, von Reibnitz auf Gula oraz von Gellhorn auf Tschederwitz.
Epitafium Christofa von Reichenbach † 1616.
Pośrodku w przedsionku umiejscowione jest epitafium nazywane przez niektórych badaczy płytą nagrobną, Christofa von Reichenbach auf Rudelsdorf, Würgsdorf, Halbendorf und Kuntzendorf, urodzonego w marcu 1556 roku a zmarłego 1 grudnia 1616 roku. W 1582 roku ożenił się z Susanne von Nimitz. Postać zmarłego klęczy u stóp krzyża, na którym wisi ukrzyżowany Chrystus.
Płyta nagrobna Susanne von Reichenbach † 1629.
Po lewej stronie w przedsionku kościoła znajduje się płyta nagrobna Susanne Barbary von Reichenbach, córki Henricha von Reichenbach i Hedwig von Zedlitz auf Siebeneichen. Jednakże nie dane jej było długo żyć, bowiem zmarła 3 września 1629 roku o wpół do jedenastej w wieku 8 lat, 29 tygodni i 5 dni. Została pochowana obok swojej matki, której niestety płyta nagrobna nie zachowała się. Pastor tak o niej napisał: „Hier hat sie verlassen das Schöne wohl erbawte hauss alhier zu Siebeneichen, welches der Vater ihr zugefallen aus liebe so stattlich erbawen lassen” („opuściła tak piękny dopiero wybudowany dom w Dębowym Gaju, który jej ojciec z miłości dla niej polecił wybudować tak okazały”). Ukazana jest na płycie z długimi, rozpuszczonymi włosami.
Wokół postaci zmarłej znajduje się osiem herbów rodzinnych. Po stronie ojczystej są to herby rodzin: von Reichenbach, von Nimitz, von Hoberg (Hochberg) i von Hoberg (Hochberg). A po stronie macierzystej herby rodzin: von Zedlitz z Dębowego Gaju, von Czettritz z Soboty, von Warnsdorf oraz von Riember."-tekst ze strony: http://www.dokumentyslaska.pl/epitafia/miejscowosci/kamienna%20gora%20ciechanowice.html
Po obejrzeniu epitafiów i zrobieniu zdjęć,powoli opuszczamy teren kościelny i niespiesznie wędrujemy w kierunku wsi Świdnik.Idziemy drogą wzdłuż Bobru,rozmawiamy,śmiejemy się i robimy zdjęcia.Opuszczamy Ciechanowice skręcając w polną drogę,wijącą się między pastwiskami z uroczymi,zalesionymi wzniesieniami.Co jakiś czas przystajemy i spoglądamy na panoramę rozpościerającą się za nami.Chłoniemy piękno nas otaczające,robiąc przy okazji zdjęcia i tak niespiesznie docieramy do wsi Świdnik.
"Wieś leżąca nad rzeką Świdną, wzmiankowana w 1311 roku. Od 1540 roku przywilej górniczy na wydobywanie rud żelaza. Od 1742 roku wydobywano rudę ołowiu, później też miedzi. Późnogotycki kościół św. Mikołaja z XV wieku przebudowany w 1624 roku i XVIII wieku. Kościół jest budowlą jednonawową z wieżą i prostokątnym prezbiterium nakryty sklepieniem krzyżowo-żebrowym. Wewnątrz barokowa ambona. Klasycystyczny kościół MB Częstochowskiej (poewangelicki) pseudobarokowy z początków XIX wieku z emporami. Wewnątrz barokowy ołtarz, ambona i rzeźby z końca XVIII wieku.
Świdnik wchodził w obręb posiadłości klasztoru Cystersów z Lubiąża. Potem wieś była związana z zamkiem Niesyto w Płoninie. W kolejnych dziejach swojej skromnej historii wieś wielokrotnie zmieniała swoich właścicieli. Świdnik był osadą górniczą.
W 1742 roku uruchomiono kopalnię rud ołowiu i hutę. Na początku XIX wieku nastąpił znaczny wzrost liczby ludności spowodowany głównie przez rozwój tkactwa chałupniczego. W miejscowości istniały młyny wodne, szkoła, tartak i warsztaty tkackie. Po okresie wojennym Świdnik częściowo wyludnił się. Nie ma określonych perspektyw rozwojowych i od lat nie rozwijał się pod względem infrastruktury.
W Świdniku mieści się Kościół Pod Wezwaniem św. Mikołaja z XIV wieku. Przebudowany w 1624 roku i później w XVIII wieku. Jest to budowla orientalna, jednonawowa z prostokątnym prezbiterium nakrytym sklepieniem krzyżowo-żebrowym.
Drugim zabytkiem jest kościół Matki Boskiej Częstochowskiej (po-ewangelicki) pseudo- barokowy z początku XIX wieku. Oprócz tego w miejscowości tej znajduje się budynek dawnej szkoły podstawowej."-tekst ze strony: http://www.marciszow.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=43&strona=1&sub=52&subsub=12
W Świdniku najpierw idziemy w kierunku kościoła Matki Bożej Częstochowskiej.Wchodzimy na teren przykościelny i zatrzymujemy się nieopodal wejścia do świątyni.Jola opowiada historię świątyni,mówi o jej wyposażeniu i otoczeniu,a my słuchamy i focimy Rajdowiczów :) Kiedy opowieść się kończy,powolutku,bez pośpiechu wędrujemy uliczkami Świdnika ku drugiej świątyni.
Od jednego kościoła do drugiego niewielka nas dzieli droga,ale tak to właśnie było na tych terenach.Dwa kościoły,dwa wyznania w jednej niewielkiej wsi funkcjonowały obok siebie,walczyły o wiernych,ale i wspierały się nawzajem.
Wchodzimy na teren przykościelny i zatrzymujemy się nieopodal świątyni,Jola opowiada historię tego miejsca,a my po jej wysłuchaniu,obchodzimy niewielki kościółek dookoła,oglądamy wszystko,przechadzając się dookoła i robimy zdjęcia.
Po obejrzeniu świątyni z zewnątrz,powoli opuszczamy teren przykościelny i idziemy ku Górom Ołowianym.Wędrujemy mokrą drogą,wijącą się między polami i pastwiskami,na których pasą się konie.Dla nas to gratka,więc przystajemy na dłuższą chwilę by zrobić zdjęcia koniom przyglądającym nam się z pewnej odległości.Focimy je i niespiesznie wędrujemy ku szosie,którą musimy przejść,by wkroczyć na zielony szlak.
Kiedy tak wędrujemy,przypominamy sobie słowa Joli-odwróćcie się i spójrzcie za siebie,a zobaczycie przepiękny widok.I tak właśnie jest.Kiedy spoglądamy za siebie,ukazuje się nam remontowany zamek Niesytno w Płoninie.Byliśmy tam z rajdową wycieczką kilka razy i przykro było patrzeć na sypiący się pałac i zamek.Teraz widok jest inny.Od kilku lat zamek podnosi się z ruin,co widać,nawet z daleka,aż miło spojrzeć w tamtą stronę :)
"Ruina Zamku Niesytno w Płoninie.
Pierwszym udokumentowanym właścicielem lub dzierżawcą wsi Niesytno, której nazwa pochodzić miała od legendarnego rabusia Niemira, był wzmiankowany w roku 1300 kasztelan Albert Bawarczyk z Waltersdorfu. Budowę murowanej warowni przypisuje się inicjatywie książąt świdnicko-jaworskich, nazwa zamku nie pojawia się jednak w żadnych dokumentach lennych księstwa, niejasna byłaby też jej rola w jego systemie obronnym, stąd wśród niektórych historyków panuje pogląd o innej niż książęca metryce. Prawdopodobnie w 1307 roku dzierżawcą Płoniny był Konrad von Tschirn, a w roku 1345 - Georg Świdnicki, z pewnością jednak dobra te należały wówczas do klasztoru w Lubiążu i każda operacja prawna na tym majątku wymagała zgody oraz asygnaty opata. Dowodnie gospodarzem w Niesytnie był w 1432 roku weteran spod Grunwaldu Hans von Tschirn (walczący oczywiście po stronie krzyżackiej). Hans współpracował z husytami, lecz jego "działalność" reformatorska ograniczała się do napadów i grabieży na okolicznych szlakach, co spotkało się ze stanowczym potępieniem ze strony władz kościelnych i zakończyło wyprawą zbrojną mieszczan świdnickich, którzy pobogosławieni laską biskupa wrocławskiego najechali zamek i w znacznym stopniu go zniszczyli. Von Tschirn zbiegł do swego brata Opitza na Sokolec, gdzie niedługo potem zwabił husyckich przywódców rebelii Bedrzicha oraz Michałka, a następnie zdradziecko ich pojmał i przekazał do Świdnicy, uzyskując nie tylko przebaczenie, ale również wdzięczność kościoła. Po powrocie do Płoniny przez następne lata starym zwyczajem toczył własne prywatne potyczki z kupcami i sąsiadami, aż do roku 1455, ostatniego w swym interesującym życiu, gdyż wtedy właśnie według legendy zginąć miał z ręki Gunczela ze Świn (nie jest to informacja potwierdzona w źródłach).
Od roku 1468 z Niesytna pisał się Georg von Zedlitz zwany brzydko Małpą (zm. 1482), pan na Maciejowej oraz we Wleniu. Po nim zamek posiadał jego syn Georg (1484, 1492), wnuk Jacob (1494-1525), pan na Łomnicy, wnuk Just i bratankowie tych ostatnich, a pośród nich Georg, założyciel linii rodowej Nimmersath, w której rękach Płonina pozostała do roku 1661. W połowie XVI wieku Jacob von Zedlitz wzniósł w sąsiedztwie gotyckiej budowli wspaniałą renesansową rezydencję przenosząc do niej codzienne życie dworu. Zamek średniowieczny miał odtąd pełnić funkcje pomocnicze: sali rycerskiej używano jako magazynu do przechowywania ziarna, a na murach ustawiono cztery hakownice odpalane przy okazji ważnych świąt lub uroczystości. W roku 1661 majątek Niesytno przeszedł na własność panów von Glaubitz i von Redern, następnie von Maltzan oraz von Neidschutz. W latach 1688-1715 należał on do ochmistrza dworu elektorki Sophie Charlotte - Johanna von Dobrzensky-Doberzenitz, by po nich aż do 1777 wzbogacać stan posiadania baronów von Czettritz. Od roku 1794 właścicielem Płoniny był von Mannstein, a od 1798 - kwatermistrz i prokurator wojskowy David Konrad von Graeve, który odnowił mocno już zaniedbany pałac dostawiając do niego jedno skrzydło wraz z wieżą zegarową.
Po roku 1810 właścicielem wsi z pałacem i ruiną zamku był von Bunier, a po nim kupiec z Jeleniej Góry Linkh. W 1843 dobra te nabył od niego za sumę 80 tysięcy reńskich talarów hrabia Julius von Bulow, który ozdobił elewację południową gmachu renesansowego, wzniósł budynek bramny, a dolny dziedziniec otoczył murem. Zabezpieczył on także i przeprowadził gruntowną konserwację średniowiecznych ruin. Jego syn Hans Werner von Bulow w 1871 sprzedał majątek królewskiemu marszałkowi dworu w Berlinie hrabiemu Friedrichowi Wilhelmowi von Perponcher-Sedlnitzky, ten zaś zaledwie pięć lat później odstąpił go księciu Antonemu von Hohenzollern-Sigmarinen, który z kolei już po roku, czyli w 1877 pozbył się go na rzecz bliżej nieznanego jeleniogórskiego konsorcjum. W 1880 roku właścicielem Niesytna został rotmistrz w stanie spoczynku von Motz, zaś w 1888 - konsul Eduard Weber z Hamburga. Na początku XX wieku spadkobiercy Eduarda sprzedali cały majątek ziemski Eberhardowi hrabiemu von Saurma baronowi von Jeltsch. Ten przeprowadził konserwację zamku górnego i udostępnił go do zwiedzania. Ostatnim przedwojennym gospodarzem pałacu był Eduard Neuschaffer, zaufany plenipotent Ernsta Ludwiga księcia von Hessen, mieszkający na co dzień w należącym do księcia zamku w Karpnikach.
W czasie drugiej wojny światowej w pałacu mieścił się ośrodek wychowawczy dla rasowych dziewcząt niemieckich, a następnie obóz przejściowy dla pochodzących z Górnego Śląska współpracowników wywiadu wojskowego oraz Rosjan służących w Wermachcie. Pod koniec wojny stacjonowali tutaj lotnicy Luftwaffe, nabierający sił witalnych przed ponownym wysłaniem na front wschodni. Po roku 1945 gmach przekształcono na dom kolonijny. Później jego gospodarzem była Lubelska Fabryka Samochodów Ciężarowych, która próbowała przeprowadzić remont zabytku, jednakże okoliczna ludność rozkradła większość materiałów budowlanych i w tej sytuacji FSC od remontu odstąpiła. W 1984 pałac Niesytno przeszedł w ręce prywatne, a osiem lat później spłonął w podejrzanych okolicznościach. Ponownie zmienił właściciela w roku 2010.
Wyróżniającą się cechą zamku gotyckiego jest wieża wzniesiona na planie zbliżonym do kropli wody, która wraz z wieżą zamku w Bolkowie stanowią jedyne tego typu przykłady architektury obronnej na Śląsku. Różniły się one jednak przeznaczeniem: wieża z Bolkowa pełniła funkcję miejsca ostatniej obrony zamku, podczas gdy jej odpowiednik w Niesytnie wykorzystywany był również do celów mieszkalnych. Rzut budowli oparto na geometrii ośmioboku, z którego wyprowadzono ostrze w kierunku wschodnim, od strony zbocza o łagodniejszym nachyleniu. Mieściła ona dwie kondygnacje naziemne i dwie piwniczne, częściowo wykute w skale. O walorach użytkowych wieży świadczy obecność na piętrze ciepłej izby, czyli pomieszczenia wyłożonego od środka drewnianymi belkami w celu zapewnienia mieszkańcom stabilnych i komfortowych warunków bytowych. Od strony zachodniej okalał ją kamienny obwód z wejściem na ciasne międzymurze i do piwnicy, natomiast od wschodu sąsiadował trzykondygnacyjny budynek mieszkalny wzniesiony na planie litery L. Jego kompozycję tworzyły dwa skrzydła: południowe o wymiarach 4,5-6,5x15 metrów, połączone z dwóch sklepionych komór, oraz mierzące 17 metrów długości skrzydło północne, mieszczące dwie nakryte drewnianym stropem duże sale, z których jedną postrzegano jako główne pomieszczenie reprezentacyjne. Kaplica zamkowa prawdopodobnie znajdowała się w wykuszu wychodzącym dawniej ze ściany południowej.
Przytulony do podnóża wzniesienia zamkowego XVI-wieczny pałac von Zedlitzów składał się dwóch czterokondygnacyjnych skrzydeł mieszkalnych oraz narożnej wielobocznej wieży dostawionej przy wjeździe od strony wschodniej. Od południa sąsiadował z nim taras ograniczony narysem bastejowym, a całość otaczał romantyczny park krajobrazowy w stylu angielskim. Elewacje zewnętrzne renesansowej siedziby zdobiła bogata dekoracja w formie wykutych w piaskowcu portali, wolutowych szczytów, kamiennych opasek i obramień, a także licznych detali architektonicznych, które po zniszczeniach wywołanych pożarem niemal w całości rozkradziono. Jednym z takich zaginionych elementów wystroju była wmurowana w ścianę płyta z herbami rodzin von Zedlitz oraz von Runge.
Do czasów współczesnych zachowała się średniowieczna wieża główna, duże fragmenty murów skrzydeł mieszkalnych oraz relikty XVII-wiecznych obwarowań bastejowych. Całkowicie zrujnowany jest pałac, który jeszcze do niedawna groził zawaleniem. W skład zespołu pałacowo-parkowego wchodzą ponadto: XIX-wieczny budynek bramny – całkiem nieźle utrzymany, wykuta podczas ostatniej wojny sztuczna grota pod wieżą oraz mocno zaniedbany, zdziczały park angielski. Wydaje się, że najgorsze ten zabytkowy obiekt ma już za sobą, od kilku lat bowiem prywatny właściciel czyni starania w celu uporządkowania terenu i częściowej odbudowy założenia. Ze względu na prowadzone tutaj prace remontowe zamek można obejrzeć tylko z dalszej odległości (2018). Większość załączonych fotografii przedstawia stan pałacu, ruin gotyckich i ich otoczenia z okresu skrajnej degradacji, przed rozpoczęciem działań konserwatorskich."-tekst ze strony: http://www.zamkipolskie.com/plon/plon.html
"Legenda o złej Hildegardzie.
Wśród chat na podgrodziu zamku w Płoninie stała niewielka, pochylona ze starości chałupa, pokryta strzechą porośniętą mchem. Żyła w niej garbata kobieta o imieniu Częstocha z młodziutką córką. Zajmowała się leczeniem i nie było w okolicy nikogo, kto tak jak ona potrafiłby pomóc w rozmaitych dolegliwościach. Zdarzało się jednak, że Częstocha odmawiała leczenia mówiąc, że widzi, iż na chorym położyła już swoją rękę śmierć i w takim przypadku ona chorego nie da rady ocalić. Tak stało się również, kiedy pan zamku spadł z konia i Częstochę zawołano na pomoc do umierającego. Rozgniewała się wówczas na nią straszliwie małżonka pana, wywodząca się z saskich grafów Hildegarda. Nakazała wyrzucić staruszkę z zamku, a po pogrzebie męża zaczęła rozpowiadać, że kobieta jest czarownicą. Szybko rozniosła się ta wieść po podgrodziu i jak to zazwyczaj bywa, rozprzestrzeniała się coraz dalej, ubarwiana przez kolejnych opowiadających. Doszło do tego, że zaczęto mówić, iż Częstocha spotyka się z diabłem, który przybywa do jej chaty pod postacią węża, że chodzi też do lasu na spotkania z nim pod pozorem zbierania ziół.
Pewnego roku do Płoniny przywędrowała zaraza. Ludzie zaczęli umierać jeden po drugim. Przerażenie ogarnęło zarówno mieszkańców zamku jak i chłopów na podgrodziu. Kiedy do wsi dotarli uciekinierzy z dużych miast, w których szalał mór, Hildegarda spakowała najdroższe rzeczy i ukryła się ze służącymi w grotach Połomu. Tuż potem uciekli również ci mieszkańcy podgrodzia, którzy jeszcze nie zaczęli chorować. Częstocha z córką zostały w swojej chacie. Wspólnie gotowały wywar z ziół i piły go, kąpały się i moczyły ubrania w tym naparze. Przez wiele dni zbierały leżące w chatach podgrodzia i na dworze trupy zmarłych i grzebały je w wykopanych przy drodze grobach. Zaraza wygasła jesienią, po przymrozkach i wkrótce ci, którzy ocaleli, zaczęli powracać do domów. Wróciła również Hildegarda z kilkoma jedynie sługami. Kazała wykadzić komnaty zamkowe i spalić wszystkie chaty na podgrodziu, aby oddalić ślady zarazy. Pachołkowie nie wykonali jednak rozkazu. Częstocha powiedziała im bowiem, że wszystkie zwłoki zostały już dawno pochowane i pokazała nawet miejsca, gdzie znajdowały się jeszcze nieporosłe trawą groby.
Na wieść o słowach wieśniaczki Hildegardę ogarnęła wściekłość. Nakazała pachołkom wrócić na podgrodzie i spalić je doszczętnie razem z kobietami. Ci podparli więc drzwi do chatynki Częstochy kołkiem i podpalili strzechę a potem i pozostałe chaty. Właścicielka zamku patrzyła z okna na pożar, dziwiąc się, czemu pachołkowie nie wracają. Gdy wyszła na zewnątrz, drzwi za jej plecami zamknęły się z głuchym stukotem. Obejrzała się i zobaczyła, że z nieporosłych jeszcze trawą grobów przy drodze wychodzą kościotrupy i zaczynają podążać w jej stronę. Zbliżały się z trzech kierunków, pozostawiając jej wolną drogę jedynie w stronę płonącego podgrodzia. Przerażona rzuciła się przed siebie w panice, nie myśląc już o niczym oprócz tego, aby uciec straszliwym szkieletom. Dobiegła do rzeczki Świdna, przeszła na drugą stronę i zaczęła uciekać w kierunku biegu rzeki. Próbowała skręcić, ale gdy tylko starała się zmienić kierunek, uderzały przed nią błyskawice. Zorientowała się, że gromy biją koło niej w ziemię pozostawiając jej wolną drogę jedynie w stronę wzgórza, które często widywała z okien zamku.
Po kilku kilometrach ciągłego biegu była już tak zmęczona, że upadła i wówczas ziemia rozstąpiła się pod nią, a zła pani znalazła się w głębokim dole, z którego sama nie mogła się wydostać. I tu dogoniły ją okropne szkielety. Stały nad rowem i przyglądały jej się czarnymi oczodołami, śmiejąc się z niej upiornie. Naraz przed pozostałe wyszedł szkielet z krzywym kręgosłupem, w którym Hildegarda domyśliła się Częstochy. Szkielet wziął w rękę kamień i rzucił w złą babę. Ból spowodował w Hildegardzie straszliwą złość. Podniosła kamień i cisnęła nim w szkielet. No i się zaczęło. Szkielet Częstochy zdjął z ramion czaszkę i rzucił nią trafiając Hildegardę w głowę. Ból był tak straszny, że pani upadła na dno szczeliny. Kolejne szkielety zdejmowały głowy i również rzucały do dołu. Czaszki przysypywały Hildegardę, ta jednak mimo bólu i strachu nie traciła przytomności do momentu, gdy w ostatecznej zgrozie zdała sobie sprawę, że szczelina w której leży, zaczyna się zamykać. Wiele lat później w miejscu tym odkopano wielką ilość czaszek, ślad grobu, gdzie zginęła zła pani Hildegarda.-na podstawie książki M. Świeżego Zamki, twierdze, warownie."-tekst ze strony: http://www.zamkipolskie.com/plon/plon.html
Po przekroczeniu szosy,wędrujemy zielonym szlakiem przez pole ku zalesionemu wzniesieniu.Kiedy docieramy do linii drzew,dostrzegamy na drodze powalone świerki.Omijamy je i idziemy bokiem,przez chaszcze-młode samosiejki i jeżyny,pełne kolców,czepiających się nogawek.Część grupy tu zatrzymuje się na krótki odpoczynek i posiłek,my jednak idziemy dalej.Pniemy się ku górze,z każdym krokiem zbliżając się ku naszemu celowi.
Im jesteśmy wyżej,tym więcej dostrzegamy powycinanych drzew,co spowodowało że ukazały się widoki na okolicę.Sławek tłumaczy nam i innym osobom jak dojść do szczytu Turzec,bo szlak wiedzie u jego podnóża.Wchodzimy między drzewa i po śladach wędrujemy w górę i tak docieramy na szczyt Góry Turzec.
"Turzec (niem. Schubertberg) – góra w Górach Ołowianych w paśmie Gór Kaczawskich o wysokości 684 m n.p.m., na niektórych mapach 690. Zbudowana jest z zieleńców i łupków zieleńcowych, które tworzą liczne skałki na grzbiecie i zboczach (najbardziej popularne to Grzebień i Popiel). Występujące tu skały należą do jednostki geologicznej zwanej metamorfikiem kaczawskim. Na północnym stoku znajdują się źródła Kaczawy. Zbocza i szczyt zarośnięte lasem świerkowym."-Wikipedia.
Ciekawostką jest podwójne oznaczenie szczytu.Jedno to drewniana deseczka z namalowaną nazwą szczytu i powieszoną czaszką jakiegoś zwierza.Ją dostrzegamy najpierw i tu robimy sobie pierwsze zdjęcia.Po nich idziemy kawałek dalej,do skałek,przy których rosną dwa drzewa.Na jednym z nich jest drugie oznaczenie szczytu.Przybita kartka z nazwą Góry,zaliczanej do Korony Kaczawskiej.Tu spotykamy Violę i Pawła i razem z Nimi robimy sobie zdjęcia.Wszyscy stwierdzamy że gdyby wycięto samosiejki to byłby stąd piękny widok na okolicę.Dziwi nas że w dwóch miejscach oznaczono jeden szczyt.No cóż "każdy sobie,rzepkę skrobie"...
Po zdjęciach wracamy tak samo jak przyszliśmy.Mijamy pierwsze oznaczenie Góry i kopiec ułożony z kamieni(gdy tu byliśmy pierwszy raz,też był).Zatrzymujemy się by go sfotografować,a po fotkach schodzimy już do drogi.Naszej grupy już nie ma.Poszli dalej.My czynimy to samo i wędrujemy ku kolejnemu szczytowi.
Wędrujemy zielonym szlakiem,na którym leży mnóstwo powalonych drzew.Mamy istny tor przeszkód.Dodatkowo droga jest rozjechana przez ciężki sprzęt leśny,więc nasze spodnie prawie po sam tyłek są w błocie.Nic sobie z tego nie robimy,cieszy nas że możemy tu być i tędy wspólnie wędrować.Kiedy Viola pokazuje mi odsłoniętą grupę skalną i mówi żeby tam podejść,to ja stwierdzam że za mnie zrobi to Radek i idę dalej,rozmawiając z Pawłem.I gdy Viola do nas dołącza,śmiejąc się mówi mi że Radek właśnie poszedł na te skałki by je sfocić.Wędrujemy cały czas zielonym szlakiem,mijamy stertę powiązanych,suchych gałęzi-jesteśmy lekko zaskoczeni tym widokiem,bo w naszych lasach nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego.Raczej gałęzie zostają porzucone byle gdzie,by mogły samoczynnie ulec rozkładowi.Rozmawiamy,robię zdjęcia i kiedy wychodzimy z lasu na odsłonięty teren po wycince drzew,zaczynam się martwić o Radka,bo Go nie widzę już od jakiegoś czasu.I tak jakbym ściągnęła Go myślami,bo mój telefon się rozdzwonił.Oczywiście to Radek z pytaniem czy mają iść zielonym szlakiem.Odpowiadam że tak i zostaję.Paweł z Violą poszli dalej a ja czekam na Radka.Czekam i czekam.Wydaje mi się że już powinnam Go widzieć,a Jego wciąż nie ma.Dzwonię do Niego i okazuje się że poszli prosto,schodząc ze szlaku-tak to jest gdy się zagada i szlak nagle zginie.Chwilkę rozmawiamy-mówię Radkowi że czekam na Niego i się rozłączamy.Po jakimś czasie dostrzegam znajomą sylwetkę i niespiesznie ruszam przed siebie,po ogołoconym po wycince drzew wzniesieniu.Połamane gałęzie zasłaniają drogę,więc idziemy trochę na nosa.Radek mnie dogania i przegania,nie czekając na mnie,za co jestem zła.Mówię Mu o tym,więc zwalnia i razem idziemy dalej.Jak się później okazało,z tyłu za Nim szedł Jarek i Ela,która się zgubiła schodząc z Góry Turzec....
I tak wędrując już czwórkę,przechodzimy przez szczyt Ołowianej.Zauważam przybitą kartkę na drzewie z nazwą szczytu i wołam Radka byśmy zrobili sobie tu zdjęcia.Ela chcąc się zrehabilitować,podejmuje się fotografowania nas,a później jeszcze dodatkowo Jarka.Rekompensuję się tym samym i robię Eli zdjęcia,ale przy okazji mówię Jej,że następnym razem wgramy Jej mapę w telefonie,by więcej się nie gubiła.
"Ołowiana (niem. Bleiberge) – góra w środkowej części Gór Ołowianych, pomiędzy Różanką a Turzcem w Grzbiecie Południowym Gór Kaczawskich o wysokości 658 m n.p.m. Od Ołowianej odchodzą krótkie boczne grzbiety – ku północy z Czerniakiem i na południe z Brożyną. Zbudowana z zieleńców i łupków zieleńcowych oraz wkładek łupków albitowo-serycytowych i marmurów (wapieni krystalicznych) należących do metamorfiku kaczawskiego. Zieleńce tworzą liczne skałki na zboczach. Zbocza i szczyt zarośnięte lasem świerkowym."-Wikipedia.
We czwórkę wędrujemy dalej i po jakimś czasie docieramy do grupy,która zdążyła już rozpalić ognisko.Przysiadamy obok Pawła i Violi,ściągamy plecaki,wyjmujemy kanapki,posilamy się i odpoczywamy.Po chili odsapu,idę z aparatem ku Rajdowiczom,robię Im zdjęcia i rozmawiam z Nimi,a później,zanim zgaśnie ognisko podchodzę do Joli z naszymi kartami Korony Kaczawskiej(dzięki Pawłowi takie mamy) i proszę Ją o potwierdzenie zdobycia szczytów.Po dopełnieniu formalności,wracam do Radka,Violi i Pawła by zjeść jeszcze małe co nieco.
\ |
\ |
\ |
Po odpoczynku i posileniu się,wędrujemy w kierunku miejsca gdzie znajdowało się Schronisko Różanka (Rosenbaude).Zatrzymujemy się przed tablicą informacyjną,otaczamy Jolę i słuchamy Jej opowiadania o tym miejscu.
"Schronisko Różanka na grzbiecie Gór Ołowianych, 628 m n.p.m., między Kaczorowem nad Kaczawą a Janowicami nad Bobrem, było przez dziesiątki lat ulubionym celem wędrówek i wycieczek w Góry Kaczawskie. Widok na Karkonosze, z leżącymi przed nimi Sokolikami i ze wzgórzami grzbietu kamiennogórskiego z jednej strony i na Grzbiet Wschodni Gór Kaczawskich z drugiej strony, był i jest wyjątkowo piękny. Nie byle kto, lecz znany podróżnik i przyrodnik Alexander von Humbolt zaliczył panoramę na Karkonosze i ich przedgórze do najpiękniejszych widoków świata. W roku 1900 w zachodniej części Różanki w bezpośredniej bliskości szałasu Stowarzyszenia Karkonoskiego zbudowano z drewna wieżę widokową. Budowniczym był właściciel górnego dworu w Mysłowie- Dannert. W jesieni 1923 r. musiano rozebrać wieżę ze względu na zły stan techniczny. Położenie kamienia węgielnego pod Różankę nastąpiło w październiku 1902 r. na gruncie należącym do właściciela ziemskiego Karla Pätzolda z Kaczorowa, graniczącym z gruntem Dannerta. Już latem tego samego roku zaczęto kopać studnię dla zaopatrzenia schroniska w wodę. Budynek był wykonany w masywnym stylu i otwarty 23 czerwca 1903 r. Schronisko otrzymało nazwę w oparciu o urzędowe określenie góry. Wskutek silnej burzy z 5 na 6 listopada 1905 r., która zniszczyła całą południowo-wschodnią werandę (werandy wokół budynku były drewniane), schronisko musiało zostać zamknięte. Po odbudowaniu schronisko wznowiło działalność wiosną 1906 r. i było zarządzane przez budowniczego. W październiku 1934 r. nabył Różankę na licytacji Oskar Friemelt, który do tej pory był dzierżawcą kasyna policyjnego we Wrocławiu.
Schronisko zostało przebudowane. Nastąpiło podłączenie do miejscowej sieci elektrycznej a także do sieci telefonicznej Janowic. Poza tym studnię wyposażono w pompę elektryczną. Po tym jak schronisko otrzymało centralne ogrzewanie i 5 pokoi gościnnych, nastąpiło otwarcie 27 stycznia 1935 roku.. Ruch turystyczny był coraz większy i 30 czerwca 1937 r. poświęcono nową drogę dla samochodów biegnącą od szosy jeleniogórskiej w Kaczorowie do schroniska. Ze wszystkich stron przybywały tłumy ludzi, które wędrowały do Różanki, przybywali również wycieczkowicze w autokarach i samochodach osobowych. Schronisko cieszyło się dużą popularnością, było znane z dobrej kuchni, pierwszorzędnego prowadzenia i udanych pobytów w stylowo urządzonych pokojach. Duża sala była do dyspozycji na okolicznościowe przyjęcia i imprezy, odbywały się tu również wieczorki taneczne. Nawet podczas wojny liczba odwiedzających była wysoka. W marcu 1945 r. w Różance umieszczono dochodzących do zdrowia żołnierzy. Po zakończeniu wojny 17 maja 1945 r. schronisko zostało opanowane przez żołnierzy rosyjskich. W połowie czerwca powtórnie opróżnione. Stan do tego momentu był okropny. Splądrowane i puste schronisko zostało wydane na pastwę płomieni 23 marca 1946 r. i spłonęło aż do fundamentów. Zestawienia dokonali Helmut i Erika Krause na podstawie zapisków ostatniego właściciela Oskara Friemelta. Ratingen, 07.lipiec 2016 r. ( z czego 29.000 euro poniosło VEESO, 12.000 euro byli mieszkańcy Kaczorowa, 15.000 euro dotacja z Ministerstwa Kultury Niemiec). Wspólnie z Helmutem Krause i Andrzejem Chudzikiewiczem- sołtysem Kaczorowa i przy pomocy mieszkańców wsi na Górze Różanka postawiona została trójjęzyczna tablica informująca o dawnym schronisku, które tam istniało i zostało po wojnie spalone. (2016)."-tekst ze strony: http://tmb.bolkow.pl/ciekawostki-z-gminy-bolkow/
Po wysłuchaniu opowiadania Joli i zrobieniu kilku zdjęć,idziemy kawałek dalej na wzniesienie na którym kiedyś stała drewniana wieża widokowa.Aby tam dotrzeć musimy przejść przez powalone drzewa i wejść na szczyt.Gdy byliśmy tu z Pawłem w październiku 2016 roku,to cały ten teren wyglądał inaczej.Silny wiatr i człowiek spustoszyły to miejsce.Mimo to wchodzimy na niewielkie wzniesienie,podziwiamy widoki i robimy zdjęcia,a po nich proszę by Ci którzy tu weszli obrócili się do mnie,a ja robię grupowe zdjęcia.Oczywiście fotek jest kilka,więc trwa to trochę.Po zrobieniu zdjęć powoli zaczynamy schodzić ze szczytu i niespiesznie ruszamy w drogę ku Janowicom Wielkim.
Jako jedni z ostatnich schodzimy z Różanki.Radek idzie gdzieś na końcu i kiedy Go nie dostrzegam gdy oglądam się za siebie,zaczynam się martwić.I znów czuję jak mój telefon wibruje i warczy.Spoglądam na wyświetlacz i widzę połączenie od Radka.Okazało się że najpierw poszedł na skróty,ale gdy nie zauważył nikogo z grupy,to wrócił na szlak.Jednak nim wędrując poszedł za daleko.Mówię Radkowi jak ma iść i czekam na ścieżce na Niego.Kiedy do mnie dociera,okazuje się że jesteśmy na samym końcu,daleko gdzieś za Rajdowiczami.Nie martwi nas to,bo po jakimś czasie wędrowania,doganiamy naszą grupę i wspólnie z Nimi już wędrujemy ku centrum Janowic Wielkich.
:) |
Przechodzimy przez park usytuowany za Pałacem i zatrzymujemy się nieopodal dwóch kościołów.
Jeden z nich to:
"Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – rzymskokatolicki kościół pomocniczy należący do parafii Chrystusa Króla w Janowicach Wielkich (dekanat Jelenia Góra Wschód diecezji legnickiej).
Jest to świątynia wybudowana w XV wieku, następnie w wiekach XVI i XVIII została przebudowana, później były kilkakrotnie przeprowadzane w niej remonty. Budowla jest orientowana, posiada jedną nawę, z niewyodrębnionym prezbiterium z oskarpowaną wieżą na planie kwadratu, umieszczoną na osi, zwieńczoną dachem hełmowym z prześwitem i dzwonem odlanym w 1492 roku. Kościół nakryty jest dachami dwuspadowymi, strop jest drewniany i ozdobiony dekorowanymi kasetonami, w elewacjach są umieszczone późnogotyckie kamienne portale i ostrołukowe okna. We wnętrzu znajdują się m.in. gotyckie kamienne sakramentarium przyścienne wykonane w XV wieku. W murach obwodowych jest umieszczony zespół siedmiu kamiennych nagrobków i epitafiów pochodzących z XVI – XVIII stulecia."-Wikipedia.
A drugi kościół to:
"Kościół Chrystusa Króla − rzymskokatolicki kościół parafialny należący do parafii pod tym samym wezwaniem (dekanat Jelenia Góra Wschód diecezji legnickiej).
Jest to świątynia wzniesiona przez ewangelików w XVIII wieku, następnie była restaurowana pod koniec XIX wieku. Budowla jest kościołem salowym, została zbudowana na planie prostokąta, posiada wieżę na planie kwadratu znajdującą się na osi nawy, zwieńczoną dachem hełmowym z iglicą. Dach świątyni jest trójspadowy, elewacje posiadają przypory, portale i okna są zamknięte półkoliście i umieszczone są w opaskach. We wnętrzu można zobaczyć późnobarokową drewnianą polichromowaną ambonę, pochodzącą z XVIII wieku, a także elementy wyposażenia w stylu gotyckim przeniesione z pobliskiej świątyni pomocniczej − m.in. środkową szafę ołtarza gotyckiego, kamienną chrzcielnicę, rzeźbę Piety, posągi świętych, krucyfiks oraz drewnianą chrzcielnicę wykonaną w XIX wieku."-Wikipedia.
Jola opowiada o świątyniach i o znajdującym się ciut dalej pałacu.Słuchamy i robimy zdjęcia.
"Pałac w Janowicach Wielkich – zespół pałacowy usytuowany w północnej części wsi, na północnym brzegu niedaleko płynącego Bobru.
Pałac w Janowicach zbudowany w XIV wieku przez rycerza von Beier. Hrabia Daniel von Schaffgotsch, właściciel pobliskiego Bolczowa, zlecił w latach 1608-1609 rozbudowę dworu. Po szkodach w 1642 roku podczas wojny trzydziestoletniej i po podpaleniu przez wojska szwedzkie w roku 1645 posiadłość znajdowała się w rękach rodziny von Manschwitz, a następnie: von Promnitz i zu Stolberg-Wernigerode. Barokowy kształt rezydencja przybrała w 1775 r., a kolejnej przebudowy dokonano w roku 1830. w latach 1830-1840 (wówczas dla Wilhelma Stolberga) założono piękny, dobrze zachowany do dziś park krajobrazowy z widokiem na Janowice, Rudawy Janowickie i pobliskie Góry Sokole. Park został wpisany na listę zabytków w 1977 roku. Do dziś w parku zachowało się blisko siedemset drzew. W 1803 r. powstały stylowe, drewniane, przysłupowo-ryglowe budynki gospodarcze. W 1917 pożar strawił oficyny, które wkrótce odbudowano przeznaczając część zabudowań gospodarczych pod schronisko młodzieżowe. Rozbudowano je w 1920 r. Z renesansowego detalu zachował się kominek w dawnej sali balowej. Po II wojnie światowej znajdowały się tu początkowo biura komunalne. W 1962 r. umieszczono w pałacu Dom Pomocy Społecznej, który funkcjonuje do dziś. Dziś zespół pałacowy należy do jednych z najlepiej utrzymanych obiektów z tego okresu.
Plan założenia składa się z wydłużonego prostokątnego korpusu oficyny oraz przyległego od zachodu kwadratowego założenia głównego z osiowo usytuowaną sienią. Na zachód od niej występuje układ dwutraktowy, na wsch. trzytraktowy, z korytarzowym traktem środkowym, z którego prowadzi przejście do oficyny. Budynek główny o bryle zwartej przykryty dachem czterospadowym. Oficyna posiada dachy kalenicowe z licznymi facjatami. W elewacji frontowej na osi występuje portal z kluczem i datą 1765. Po bokach gładkie pilastry na cokołach, podtrzymujące gierowany gzyms. Wnętrza korpusu głównego zachowały jedynie sklepione pomieszczenia piwnic i parteru (pocz. XVII i XVIII w.). W oficynie większość pomieszczeń zachowała historyczny charakter. Znaczną część zajmuje wielka sala balowa, obejmująca wysokość dwóch kondygnacji, po wschodniej stronie występuje empora wsparta na toskańskich kolumnach. Sufit posiada obramowania nieistniejącego obecnie plafonu. Obok sali balowej zachowało się pomieszczenie z kominkiem, na którym umieszczono żeliwną tarczę herbową Stolbergów z wyżej umieszczoną książęcą koroną. Wnętrze kominka wypełniają renesansowe żeliwne, płaskorzeźbione płyty pochodzące najprawdopodobniej z Dolnej Saksonii, być może z siedziby rodowej Wernigerode."-Wikipedia.
Po wysłuchaniu opowiadania naszej Przewodniczki,powoli wędrujemy w kierunku stacji kolejowej.Jednak nie docieramy tam,zostaliśmy namierzeni przez znajomych przejeżdżających przez Janowice Wielkie i rozdzwoniły się nasze telefony z zapytaniem dokąd zmierzamy.Gdy mówimy że idziemy w kierunku stacji kolejowej,by wrócić do Jeleniej Góry,to okazało się że Oni też jadą w tym kierunku,więc nas zabiorą,tylko musimy wrócić do pałacu,co też czynimy.
Chwilkę czekamy na nasz transport,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,witamy się ze znajomymi i jedziemy z Nimi do Jeleniej Góry,kończąc w ten sposób piękną wędrówkę :)
Dziękujemy Joli za prowadzenie wycieczki,wiedzę i cierpliwość :)
Przy okazji pozdrawiamy Ją i Sławka,który wiernie Jej towarzyszy bardzo serdecznie :),oraz wszystkich Rajdowiczów,którzy razem z nami wędrowali :),życząc miłej lektury :)
Kolejna wędrówka już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)
Danusia i Radek :)
Za trzy szczyty :) |
szkoda,ze nie bylem
OdpowiedzUsuńJest czego żałować,widoków,spotkania ze znajomymi i błota...Pozdrawiam :)
Usuń