Niedzielny ranek budzi nas pięknym słońcem i błękitnym niebem.Żadne z nas nie ustawiło budzika,więc budzimy się dość późno,ale ustaliliśmy wczoraj że dziś pojedziemy samochodem do Złotoryi i odwiedzimy miejsca potrzebne nam do złotej odznaki Sudeckiego Gwarka Walońskiego,a przy okazji zdobędziemy kilka szczytów do Korony Kaczawskiej,więc nawet późna pobudka nam nie przeszkadza.Na spokojnie jemy śniadanie,pijemy kawę,pakujemy do plecaków kanapki i to co może nam się przydać w drodze.Z okazji Dnia Kobiet dostaję prezencik(wczoraj wypatrzyłam jeden i od razu dostałam,a dziś drugi-i jak nie kochać Radka???-się nie da!!!) i kiedy jesteśmy gotowi,wychodzimy z domu i idziemy do autka.Wsiadamy do niego i ruszamy ku nowej przygodzie :)
Jedziemy przez Dziwiszów i na samej górze skręcamy ku Łysej Górze.Zostawiamy autko na parkingu,bierzemy aparaty i idziemy w wierzchołkowi.
Zatrzymujemy się przed schroniskiem i napawamy się przepiękną panoramą,która się stąd rozpościera.Chłoniemy to piękno całymi sobą i robimy zdjęcia.Spoglądamy na budynek schroniska lekko zawiedzeni-jest zamknięte,a tak cichutko liczyliśmy że będzie otwarte.No cóż,sezon zimowy się skończył,ale też mamy dziś niedzielę więc pewnie później będzie otwarte.Idziemy po śniegu w kierunku szczytu.
Gdy dostrzegamy między drzewami skałki,stwierdzamy że właśnie tam powinno się znajdować oznaczenie szczytu.Radek jako pierwszy idzie w tamtym kierunku i po chwili mnie woła.Przy skale,na drzewie przybito kartkę z nazwą i wysokością szczytu.
"Łysa Góra (niem. Blücher-Höhe, 708 m n.p.m.) – wzniesienie nad Dziwiszowem i Płoszczyną od południa oraz Chrośnicą od północy, w zachodniej części Południowego Grzbietu Gór Kaczawskich, w Sudetach Zachodnich, między przełęczą Widok (Kapella) a Chrośnickimi Kopami.
Masyw zbudowany ze staropaleozoicznych zieleńców i łupków zieleńcowych należących do metamorfiku kaczawskiego z żyłami porfirów.
Niewielka stacja narciarska, która ze względu na bliskość Jeleniej Góry i oświetlenie stoków szybko się rozwija."-Wikipedia.
Robimy sobie tu całkiem sporo zdjęć.Radek wchodzi na skały i stwierdza że widoki są ale tylko na jedną stronę,resztę zasłaniają drzewa.Po fotkach,niespiesznie wędrujemy w kierunku budynku schroniska,by zrobić sobie z nim zdjęcia i jeszcze nasycić oczy i aparaty piękną panoramą stąd się rozpościerającą :)
Gdy już nasycimy oczy i aparaty widokami,powoli ruszamy w kierunku samochodu.Najpierw jednak dzwonię do Kopalni Złota "Aurelia" w Złotoryi,by dowiedzieć się czy dziś jest otwarte.Niestety podczas krótkiej rozmowy,dowiaduję się że otwierają się 1 maja.No cóż trzeba zmodyfikować nasze plany na dziś.Wsiadamy do autka i jedziemy do Świerzawy.Podczas podróży ustalamy mniej więcej plan naszej dzisiejszej wycieczki,więc mija nam bezproblemowo i dość szybko.Przejeżdżamy przez Świerzawę i wjeżdżamy na parking usytuowany nieopodal kościoła p.w. św.Jana Chrzciciela i św.Katarzyny Aleksandryjskiej,tu się zatrzymujemy.Skoro tu jesteśmy to warto podejść do świątyni,co też czynimy.Oboje mieliśmy okazję być w środku,ale świątynia kryje w sobie tyle piękna,że warto do niej wracać.Nie sprawdziliśmy wcześniej,czy kościół będzie otwarty,więc teraz "całujemy klamkę",ot takie z nas gapy,ale przy okazji robimy kilka zdjęć,a po nich wracamy do samochodu.Wsiadamy do niego i jedziemy do wsi Gozdno.
"Kościół św. Jana i św. Katarzyny
Najcenniejszym i najstarszym zabytkiem Gminy Świerzawa jest późnoromański kościół p.w. św. Jana Chrzciciela i św. Katarzyny Aleksandryjskiej, stojący na pograniczu Świerzawy i Sędziszowej (dlatego też podręczniki różnie wskazują jego umiejscowienie: raz jest to Sędziszowa, innym razem Świerzawa). W każdym podręczniku architektury określany jest jako przykład prawie niezmienionej w swej bryle świątyni późnoromańskiej.
Zbudowany z kamienia łamanego (z piaskowcowymi narożnikami, portalami i obrzeżami okiennymi) na miejscu swego drewnianego poprzednika (wzmiankowanego już w 1195 r.) w II ćw. XIII w., pierwotnie był budowlą bezwieżową, jednonawową z prezbiterium i wyodrębnionym łukiem tęczowym. Prezbiterium zabudowane jest od wschodu (kościół jest orientowany) apsydą. Do północnej ściany przylega dobudowana po połowie XIII w. zachrystia. Wieża górująca nad świątynią została dobudowana w 1507 r., po zniszczeniach wywołanych pożarem w XV w. Nieco później kościół zyskał przybudówkę na ścianie południowej. Po zniszczeniach przebudowano również w ścianie południowej dwa okna. Prezbiterium przykrywa sklepienie krzyżowo-żebrowe, nawę - drewniany strop podparty dwiema kolumnami z drewna jodłowego.
Wymiary wnętrza kościoła: prezbiterium – 8,5 m x 8,5 m, nawa – 17,6 m x 11,5 m.
W źródłach pisanych pierwszy raz o kościele informowano w 1268 r., wspominając o proboszczu z Reinvirdi villa (pierwotna nazwa Sędziszowej). Kościół (mieszczący pierwotnie w swym wnętrzu do 1000 wiernych) służył okolicznym polskim wsiom jeszcze przed lokacją miasta Świerzawy jako kościół parafialny do 1391 roku, kiedy przeniesiono sakramenty do nowego kościoła w Świerzawie. Mający za patrona św. Jana Chrzciciela, zyskał ponadto w XIV w. patronkę – św. Katarzynę Aleksandryjską, po zniszczonej kaplicy w Sędziszowej (przy drodze do Sokołowca). W roku 1428 zniszczony częściowo przez Husytów, zyskał mur obronny. Po utracie znaczenia i przyjęciu funkcji kościoła filialnego świątynia stała się kościołem cmentarnym w 1713 r., którym pozostała aż do końca II wojny światowej. W latach 1552-1654 (oraz na trzy lata: 1875-1878 r.) kościół był użytkowany przez ewangelików, którzy pozostawili po sobie drewnianą emporę z 1562 r. oraz ambonę z 1613 r (zniszczoną po II wojnie światowej). W XVIII w. odprawiano w nim jedynie odpustowe i żałobne msze św. W wiekach XIX i XX odprawiano jedynie jedną mszę św. rocznie.
Kościół wielokrotnie remontowano. W I poł. XIX w. wymieniono stropy i przebudowano empory. W latach 1903-1904 dokonano konserwacji ołtarza. W latach 1923-1924 wymieniono więźbę dachową i pokrycie dachów. W 1929 odnowiono hełm wieży. Ponownie drewniany gont wymieniono w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w.
Po wojnie kościół niszczał aż do lat 50-tych, kiedy wywieziono część wyposażenia (m. in. gotycki ołtarz z 1498 r., obecnie w kościele św. Marcina w Poznaniu). W czasie prac konserwatorskich dokonano transferu niektórych malowideł, które eksponowane są w Muzeum Regionalnym w Jaworze, oraz w Wydziale Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Jeszcze w okresie przedwojennym przewieziono do konserwacji do Berlina obraz na desce Tron Łaski ucznia Mistrza z Koszatek (sprzed 1350 r.), następnie eksponowany na Wawelu, by ostatecznie trafić do Wrocławia (Muzeum Narodowe we Wrocławiu).
Na skutek odkryć naukowców z Akademii Sztuk Pięknych z Krakowa objęto świątynię w 1976 r. planem ochrony zabytków województwa jeleniogórskiego. Rozpoczęto prace konserwatorskie, trwające do 2001 r.
W roku 2003 udostępniono kościół indywidualnym turystom, a w roku 2005 wyremontowano wnętrze wieży (remont schodów i podłóg, zbudowanie dodatkowego drewnianego stropu), co umożliwiło oddanie wieży celom widokowym. Podczas porządkowania wnętrza i konserwacji mensy ołtarzowej w latach 1998-2001 znaleziono w sierpniu 1998 r. skrywane relikwie w kamiennym relikwiarzu, zawierającym fragment kości i zakrytym pieczęcią biskupa Kulumbacha z pogranicza bawarsko-frankońskiego."-tekst ze strony: http://www.swierzawa.pl/index.php?option=18&action=articles_show&art_id=139&menu_id=16&menu_art_id=139&page=13
Wyjeżdżając ze Świerzawy,od razu dostrzegamy wieżę widokową na Górze Zawadna.Byliśmy na niej w ubiegłym roku w lutym,a jak to było można zobaczyć tu: https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2019/02/singieltracki-na-piechotke.html
Jedziemy przez wieś i przed trafostacją skręcamy w lewo w polną drogę,która wiedzie do niewielkiego parkingu na skraju lasu.Zatrzymujemy się tam,wysiadamy z samochodu,bierzemy aparaty i ruszamy ku szczytowi.
Do wieży docieramy dość szybko.Nie wiem na czym to polega,ale gdy w ubiegłym roku tędy wędrowaliśmy,to droga wydawała się nam o wiele dłuższa.Mówię o tym Radkowi,a On stwierdza że takie samo odniósł wrażenie.Robimy kilka zdjęć u podnóża wieży,a po nich wchodzimy na górę.
Po pokonaniu 113 schodów stajemy na tarasie widokowym.Jest tu stół z ławami,gdzie można przysiąść,coś zjeść rozkoszując się widokami-niestety akurat jest zajęty.Stajemy więc przy barierkach tarasu i podziwiamy cudną panoramę rozpościerającą się dookoła.Robimy zdjęcia i odgadujemy szczyty,które nam się ukazują na horyzoncie.
Po nasyceniu oczu i aparatów pięknymi widokami,powoli schodzimy z wieży widokowej.Tuż u jej podnóża,przy singieltracku dostrzegamy drzewo,na którym przybito kartkę z nazwą i wysokością szczytu.Robimy sobie tu razem zdjęcia,a po nich,zabierając stąd kilka szklanych śmieci,ruszamy w drogę powrotną do samochodu i dość szybko do niego docieramy,wsiadamy do niego i ruszamy dalej.
Jedziemy w kierunku Wilkowa.Zanim tam jednak dotrzemy,mija nas kilka "ryczących" samochodów rajdowych.Jesteśmy trochę zaskoczeni nimi i postanawiamy zweryfikować naszą trasę.Zamiast pojechać do Nowej Ziemi,zawracamy i na zakręcie,na dość szerokim poboczu,na wprost leśnej drogi zostawiamy autko.Stąd mamy ciut dalej,ale nie chcemy ryzykować spotkania z rajdowymi samochodami.Wysiadamy z auta,bierzemy aparaty i ruszamy ku kolejnemu szczytowi do naszej "korony" :)
Wędrujemy leśną drogą,co jakiś czas przystajemy by podziwiać widoki ukazujące się między drzewami,robimy zdjęcia,rozmawiamy i powoli docieramy do schodów wiodących na szczyt.
"Czerwony Kamień – wzgórze o wysokości 325 m n.p.m. w południowo-zachodniej Polsce na Pogórzu Kaczawskim będącym częścią Pogórza Zachodniosudeckiego (według Wojciecha Walczaka – częścią Sudetów Zachodnich.
Wzgórze znajduje się w północnej części wsi Nowy Kościół, nad zabudowaniami Krzeniowa, po wschodniej stronie doliny Kaczawy, którą biegnie linia kolejowa nr 312 i droga wojewódzka nr 328. U podnóży południowych przebiega dolina Wilczy.
W obrębie wzgórza odkrywka (dawny kamieniołom) piaskowców z żyłami bazaltu trzeciorzędowego wulkanu. Dolnotriasowe piaskowce arkozowe są utworami drobnoziarnistymi i rdzawymi, słabo scementowanymi, o wyraźnym przekątnym uwarstwieniu i pojedynczych otoczakach granitu i granitognejsu.
Punkt widokowy (brak turystycznych szlaków znakowanych)."-Wikipedia.
Kamiennymi schodami wchodzimy na szczyt Czerwonego Kamienia.Dostrzegamy tu dwie ławki i drewnianą barierkę otaczającą punkt widokowy.Łapiemy oddech i niespiesznie robimy zdjęcia,a po nich stajemy przy barierce spoglądając na panoramę z Ostrzycą Proboszczowicką w roli głównej.Po obejrzeniu panoramy,robimy sobie kilka zdjęć z kartką przybitą do drzewa,a po nich powoli ruszamy w drogę powrotną,opuszczając Czerwony Kamień.
Do samochodu wędrujemy tą samą drogą co przyszliśmy.Kiedy do niego docieramy,wsiadamy i jedziemy dalej,ku kolejnemu szczytowi.Zatrzymujemy się na chwilkę na skrzyżowaniu,obok pięknego,piaskowcowego krzyża.Radek wysiada z auta i idzie zrobić kilka zdjęć,a po nich jedziemy dalej.Przed nami Leszczyniec.
Bezproblemowo docieramy do Leszczyńca,gdzie znajduje się Skansen Górniczo-Hutniczy.Wjeżdżamy na parking,wysiadamy z samochodu i idziemy w kierunku Izby Tradycji Górniczych.Niestety jest zamknięte.No cóż,nie można mieć wszystkiego.Wchodzimy do Karczmy Górniczej licząc na to że może stąd uda się zajrzeć do Izby Tradycji Górniczych.W Karczmie głośno i dość tłoczno-wszak dziś Dzień Kobiet.Odpuszczamy sobie i wychodzimy na zewnątrz.Idziemy do samochodu,zostawiamy w nim to co nam nie będzie potrzebne i ruszamy na szlak.
Wędrujemy zielonym szlakiem,pnąc się ku górze.Co jakiś czas przystaję by pochylić się nad nieśmiało wychodzącym z ziemi kwiatkom i odsapnąć przy okazji.Mijamy kamieniołom piaskowca arkozowego,zatrzymując się na chwilkę przy tablicy informacyjnej,a po zapoznaniu się z jej treścią idziemy dalej w górę.Po jakimś czasie docieramy do drogi leśnej,nią wędrujemy dalej.Na mapach w telefonach i papierowej sprawdzamy jak mamy iść by dotrzeć do celu.Niestety mój telefon odmawia posłuszeństwa-ma słabiutką baterię i zwyczajnie padł,więc pozostał Radkowy i mapa papierowa.Idziemy więc według obu map,mijając przy okazji stanowiska archeologiczne,sterty ściętych drzew,omijając błotniste,rozjeżdżone przez ciężkie leśne pojazdy drogi i docieramy do miejsca gdzie na mapie w telefonie Radkowym pokazuje się informacja że do szczytu mamy 80 metrów,tyle że akurat w tym miejscu znajdują się cztery górki i która to ta właściwa?? Ja oczywiście w pewnym momencie zahaczam nogą o gałąź leżącą i padam na kolana.Całe szczęście że podłoże na które upadam jest usłane grubą warstwą zeschniętych liści i nie doznaję żadnej kontuzji,a ino ciutkę spodnie się brudzą.Radek patrzy na mnie,pyta się czy jestem cała i stwierdza że mam zostać na dole,a On pójdzie sprawdzić otaczające nas góreczki.Oczywiście tak też czynimy.Ja grzecznie czekam na dole a Radek wchodzi i schodzi po kolei na trzy wzniesienia.Kiedy widzę że schodzi już z trzeciej górki,mając minę że niczego tam nie znalazł,ja ruszam na czwarte wzniesienie.Spoglądam na mapę w telefonie i mam do szczytu Duży Młynik 60 metrów.Na samej górze staję równocześnie z Radkiem i oboje zaczynamy poszukiwania drzewa z kartką oznaczającą szczyt.Niestety mimo naszych usilnych starań niczego nie znajdujemy.Wycięto tu mnóstwo drzew,część z nich powaliły wichury,dokonując pewnego spustoszenia.Robimy sobie kilka zdjęć i lekko zawiedzeni,niespiesznie ruszamy w drogę powrotną.
Wędrujemy dydaktyczną ścieżką przyrodniczo-kulturową "Synklina Leszczyny".Mijamy poustawiane tablice informacyjne.Przystajemy przy nich,czytając je i robiąc zdjęcia i tak docieramy do auta.
Wyjmujemy z samochodu nasze kajety i idziemy do Karczmy Górniczej,gdzie po odstaniu w kolejce udaje mi się podstemplować wszystkie nasze kajety.Po dopełnieniu formalności opuszczamy Karczmę i wędrujemy ku dwóm,bliźniaczym piecom.
"Piece bliźniacze służyły w XIX w do wypalania wapna ze skał wapiennych wydobywanych w pobliskich kamieniołomach stokowych masywu dużego młynnika. Data powstania oraz pierwotne przeznaczenie nie zostało jednoznacznie ustalone (być może na pewnym etapie ich istnienia były to piece hutnicze do wytopu miedzi i ostatecznie przystosowane do wytopu wapna z wapieni cechsztyńskich zalegających w okolicy) obiekt ten na mapie sporządzonej w 1931 roku figuruje jako „wapiennik bliźniaczy”. Mapa ta jest odrysem starszej mapy kopalni miedzi „Ciche szczęście”. Piece zbudowane są z piaskowcowego kamienia łamanego. Przy poziomie trawnika widoczne są kolebkowo sklepione korytarze spustowe. Po wejściu na poziom wylotu gardzieli widoczna jest ognioodporna wymurówka gardzieli i przestronu pieca. Wysokość pieca wyższego wynosi 11 m a niższego 9 m. Średnica przestrony i gardzieli wynosi 3,3 m.
Urobioną skałę wapienną transportowano w wozach po drewnianym pomoście do zasypnika pieca. Wypalane wapno było używane w budownictwie i do wapnowania gleby. Z początkiem XX w. Zaprzestano wypalania wapna w Leszczynie ponieważ zapotrzebowanie na wapno pokrywały zakłady wapienno-cementowe w Nowym Kościele. Bliźniacze piece poddano w latach 1991-92 zabiegom konserwatorskim w wyniku czego powstał obiekt o funkcji turystyczno-rekreacyjnej nawiązujący stylem do budowli przemysłowych XIX w. Podczas remontu wykonane tynki zatarły pierwotną strukturę muru."-tekst ze strony: http://www.dymarkikaczawskie.pl/przystanek_1.htm
Zanim na nie wejdziemy,robimy sobie zdjęcia z figurą św.Barbary,a po nich wędrujemy schodami wewnątrz na górę pieców,gdzie znajdują się tarasy widokowe.Przechadzamy się niespiesznie i robimy zdjęcia,oglądając przy okazji wszystko.
Po dość długiej sesji zdjęciowej,wsiadamy do autka i zanim opuścimy Leszczynę,Radek patrzy na mnie i pyta:
-Danusiu czy już wracamy do domu,czy może jeszcze zdobędziemy Wielisławkę?
Uśmiecham się do Niego i odpowiadam:
-Radeczku jeszcze Wielisławka i dopiero do domu.
Jedziemy więc w kierunku Świerzawy.Po drodze z rykiem silników przejeżdżają obok nas samochody wyścigowe.Rajd samochodowy trwa w najlepsze.Przez szybę robię kilka zdjęć pędzących z naprzeciwka aut i zachowując jak największą ostrożność przejeżdżamy przez Świerzawę i Sędziszową,skręcając w kierunku Młyna "Wielisław".
Przejeżdżamy przez teren Młyna na drugą stronę rzeczki i wąziutką drogą,bardzo powoli dojeżdżamy do podnóża Wielisławki.Parkujemy przed Organami Wielisławskimi,wysiadamy z samochodu,bierzemy aparaty i kijki-pierwszy raz dzisiaj-i stajemy na wprost pięknie oświetlonych przez słońce Organ Wielisławskich,robimy kilka zdjęć i dopiero po nich ruszamy na szlak.
"W nieczynnym wyrobisku kamieniołomu, położonym na południowo-zachodnim zboczu wzgórza Wielisławka (375 m n.p.m), obserwować można unikalną na skalę Środkowej Europy formację skalną nazywaną „Organami Wielisławskimi”. Zgodnie z klasyfikacją petrograficzną skała widoczna w odsłonięciu to riolit, jednakże często pojawia się w odniesieniu do niej również nazwa „porfir kwarcowy”. Nazwę „riolit” skała zawdzięcza swej genezie i składowi mineralnemu, gdyż jest to skała magmowa, wylewna, zbudowana ze skaleni, kwarcu i biotytu. Minerały te są dostrzegalne w skale gołym okiem. Kryształy skaleni są tu białe, kremowe lub różowe, często o zarysie prostokątnym i rozmiarach do 1 cm. Kwarc jest szary, przezroczysty, okrągławy w zarysie, a jego rozmiary są nieco mniejsze niż skaleni. Rzadziej spotykane są czarne blaszki biotytu. Minerały te tkwią w cieście skalnym o barwie różowawej, którego pojedyncze składniki są niewidoczne gołym okiem. Taką strukturę skały, w której większe kryształy, tzw. fenokryształy, znajdują się w obrębie skrytokrystalicznego ciasta skalnego nazywamy strukturą porfirową. Stąd też skała ta często bywa nazywana porfirem kwarcowym.
Wyjątkowość tego odsłonięcia nie wynika jednak z rodzaju skały jaka tu występuje, bo tego typu skały można spotkać w wielu innych miejscach w Sudetach, lecz z formy jej wystąpienia. Odsłonięcie utworzone jest z setek przylegających do siebie słupów o długości do 20 m i szerokości 20-30 cm. Ten słupowy zarys jest efektem obecności ciosu termicznego, czyli uporządkowanego zespołu spękań powstających w efekcie stygnięcia lawy lub magmy.
Cios słupowy częściej spotykany jest w bazaltach, np. na Wilczej Górze w Złotoryi czy na wzgórzu Rataj koła Myśliborza. Dominujące spękania tworzą się prostopadle do powierzchni stygnięcia, mniej wyraźny jest system spękań równoległy do niej, tzw. cios pokładowy. W przekroju poprzecznym słupy „Organów Wielisławskich” mają zarys cztero- lub pięciokątny, rzadziej trójkątny lub sześciokątny. Zwraca uwagę zmienność orientacji ułożenia słupów – w części północnej wyrobiska są one niemal pionowe, zaś w kierunku południowym przechodzą w niemal poziome. Taki układ słupów wykształca się na ogół w kopułach lawowych lub ciałach magmowych zastygających blisko pod powierzchnią terenu, tzw. ciałach subwulkanicznych. Część geologów badających te skały sugeruje, że „Organy Wielisławskie” są fragmentem kopuły wulkanicznej, choć powszechniejszy jest pogląd o subwulkanicznej genezie tych skał. Badania geochronologiczne pozwoliły określić wiek tych skał na ok. 295 mln lat, co lokuje je we wczesnym permie, najmłodszym okresie ery paleozoicznej. Działalność wulkaniczna w karbonie i permie w Sudetach była efektem naprężeń rozciągających, oddziaływających na pewne partie górotworu w schyłkowych fazach orogenezy waryscyjskiej. Z tego samego okresu pochodzi wiele ciał granitowych występujących na Dolnym Śląsku, np., granity Karkonoszy, okolic Strzegomia czy Strzelina. Szacuje się, że w karbonie i permie, w przedziale czasu ok. 50 mln lat, kilka tysięcy kilometrów sześciennych skał magmowych, głębinowych i wylewnych dołączyło do inwentarza skalnego Sudetów.
Riolity są skałami odpornymi na procesy wietrzeniowe, a w tym rejonie występują w otoczeniu skał o odporności wyraźnie mniejszej. W wyniku tego riolity w morfologii terenu zaznaczają się jako wyraźnie wzgórza, tzw. wzgórze twardzielcowe. Dzięki temu łatwo można, nawet na mapach topograficznych, określić obszar występowania tych skał. W rejonie Sędziszowej wystąpienie riolitów ma zarys elipsy, o dłuższej osi o przebiegu W-E długości ok. 1,5 km, a krótszej o długości ok. 700 m."-tekst ze strony: https://www.gorykaczawskie.pl/organy-wielislawskie/
"Wielisławka (niem. Willen-Berge) szczyt na pogórzu Złotoryjskim, na prawym brzegu Kaczawy ze słynnym wyrobiskiem dawnego kamieniołomu czyli Organami Wielisławskimi oraz jaskinią tzw. Jaskinią Wielisławską. Wielisławka pokryta jest lasem mieszanym (kiedyś jako rezerwat). Według legend już w IX w. na Wielisławce miał funkcjonować ośrodek kultu słowiańskiego. W IX w. usadowiono mały gródek lub strażnicę. Później na jego miejscu zbudowano zameczek. Początkowo rycerski a w czasie wojen husyckich stał się własnością rycerza - rozbójnika. Od XVI w. prowadzono eksploatację złóż u podnóża góry. W II poł. XIX w. na ruinach zameczku zbudowano gospodę, później przekształconą w schronisko turystyczne. Według plotek i legend w Wielisławce miałyby być ukryte skarby - część skarbca Wrocławia. Wyobraźnie o ukrytych w zasypanych sztolniach zabytkach rozpala głowy współczesnym poszukiwaczom skarbów. Istnieje równeiż legenda o pobycie na Wielisławce Hitlera i Goeringa."-tekst ze strony: https://polska-org.pl/511903,Sedziszowa,Wielislawka_369_m_npm__Organy_Wielislawskie.html
Na szczycie Wielisławki już kiedyś byliśmy,a jak to było można zobaczyć tu: https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/08/czy-to-wstyd-zbudowac-wieze-widokowa.html
Wędrujemy więc ku górze,pora ją zdobyć po raz drugi.
Na szczyt docieramy dość szybko,ale zawsze tak jest gdy się idzie któryś raz z kolei.Sprawdzamy najpierw nieopodal punktu widokowego z ławką czy gdzieś tam nie wisi czasem kartka z wysokością.Nie znajdując jej tam,wędrujemy w kierunku miejsca gdzie kiedyś stał niewielki zamek lub strażnica,a później była tu gospoda turystyczna.I właśnie tam na drzewie znajdujemy interesującą nas kartkę.Robimy sobie z nią zdjęcia,a po nich ruszamy w drogę powrotną.
I podobnie jak szybko weszliśmy na górę,to i równie szybko z niej zeszliśmy na dół.Zanim jednak wsiądziemy do samochodu fotografujemy jeszcze Organy Wielisławskie,a po zdjęciach wsiadamy do autka i ruszamy w drogę do domu.
Przejeżdżając przez Świerzawę,dostrzegamy otwarty sklep i lodziarnię.Parkujemy więc samochód w Rynku i idziemy "poszaleć".Ja staję w kolejce po lody,a Radek idzie do sklepu kupić nam coś do picia na teraz i później.On zdążył kupić wodę i piwo i zanieść to do auta,a ja nawet o krok się nie ruszyłam w kolejce.Stoimy tak jeszcze jakąś chwilę,ale widząc że "utknęliśmy" w jednym miejscu,rezygnujemy.Wsiadamy do samochodu,wyjmujemy nasze kanapki,zjadamy je popijając wodą i rozmawiając o dzisiejszym pięknym dniu :) Po posileniu się,wychodzę jeszcze z auta i fotografuję piękną,starą,na różowo pomalowaną kamienicę.Kiedy już to zrobię,wsiadam ponownie do samochodu i ruszamy już w kierunku domu.
Podróż mija nam bezproblemowo.Jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z dzisiejszego dnia.Wprawdzie miało być ciut inaczej,ale i tak było cudnie.Radośni kończymy swą dzisiejszą wycieczkę,kolejna już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
P.S.
Kobietki kochane wszystkiego dobrego :)
Bądźcie szczęśliwe,kochane,radosne :)
Jedziemy przez Dziwiszów i na samej górze skręcamy ku Łysej Górze.Zostawiamy autko na parkingu,bierzemy aparaty i idziemy w wierzchołkowi.
Zatrzymujemy się przed schroniskiem i napawamy się przepiękną panoramą,która się stąd rozpościera.Chłoniemy to piękno całymi sobą i robimy zdjęcia.Spoglądamy na budynek schroniska lekko zawiedzeni-jest zamknięte,a tak cichutko liczyliśmy że będzie otwarte.No cóż,sezon zimowy się skończył,ale też mamy dziś niedzielę więc pewnie później będzie otwarte.Idziemy po śniegu w kierunku szczytu.
Gdy dostrzegamy między drzewami skałki,stwierdzamy że właśnie tam powinno się znajdować oznaczenie szczytu.Radek jako pierwszy idzie w tamtym kierunku i po chwili mnie woła.Przy skale,na drzewie przybito kartkę z nazwą i wysokością szczytu.
"Łysa Góra (niem. Blücher-Höhe, 708 m n.p.m.) – wzniesienie nad Dziwiszowem i Płoszczyną od południa oraz Chrośnicą od północy, w zachodniej części Południowego Grzbietu Gór Kaczawskich, w Sudetach Zachodnich, między przełęczą Widok (Kapella) a Chrośnickimi Kopami.
Masyw zbudowany ze staropaleozoicznych zieleńców i łupków zieleńcowych należących do metamorfiku kaczawskiego z żyłami porfirów.
Niewielka stacja narciarska, która ze względu na bliskość Jeleniej Góry i oświetlenie stoków szybko się rozwija."-Wikipedia.
Robimy sobie tu całkiem sporo zdjęć.Radek wchodzi na skały i stwierdza że widoki są ale tylko na jedną stronę,resztę zasłaniają drzewa.Po fotkach,niespiesznie wędrujemy w kierunku budynku schroniska,by zrobić sobie z nim zdjęcia i jeszcze nasycić oczy i aparaty piękną panoramą stąd się rozpościerającą :)
Gdy już nasycimy oczy i aparaty widokami,powoli ruszamy w kierunku samochodu.Najpierw jednak dzwonię do Kopalni Złota "Aurelia" w Złotoryi,by dowiedzieć się czy dziś jest otwarte.Niestety podczas krótkiej rozmowy,dowiaduję się że otwierają się 1 maja.No cóż trzeba zmodyfikować nasze plany na dziś.Wsiadamy do autka i jedziemy do Świerzawy.Podczas podróży ustalamy mniej więcej plan naszej dzisiejszej wycieczki,więc mija nam bezproblemowo i dość szybko.Przejeżdżamy przez Świerzawę i wjeżdżamy na parking usytuowany nieopodal kościoła p.w. św.Jana Chrzciciela i św.Katarzyny Aleksandryjskiej,tu się zatrzymujemy.Skoro tu jesteśmy to warto podejść do świątyni,co też czynimy.Oboje mieliśmy okazję być w środku,ale świątynia kryje w sobie tyle piękna,że warto do niej wracać.Nie sprawdziliśmy wcześniej,czy kościół będzie otwarty,więc teraz "całujemy klamkę",ot takie z nas gapy,ale przy okazji robimy kilka zdjęć,a po nich wracamy do samochodu.Wsiadamy do niego i jedziemy do wsi Gozdno.
"Kościół św. Jana i św. Katarzyny
Najcenniejszym i najstarszym zabytkiem Gminy Świerzawa jest późnoromański kościół p.w. św. Jana Chrzciciela i św. Katarzyny Aleksandryjskiej, stojący na pograniczu Świerzawy i Sędziszowej (dlatego też podręczniki różnie wskazują jego umiejscowienie: raz jest to Sędziszowa, innym razem Świerzawa). W każdym podręczniku architektury określany jest jako przykład prawie niezmienionej w swej bryle świątyni późnoromańskiej.
Zbudowany z kamienia łamanego (z piaskowcowymi narożnikami, portalami i obrzeżami okiennymi) na miejscu swego drewnianego poprzednika (wzmiankowanego już w 1195 r.) w II ćw. XIII w., pierwotnie był budowlą bezwieżową, jednonawową z prezbiterium i wyodrębnionym łukiem tęczowym. Prezbiterium zabudowane jest od wschodu (kościół jest orientowany) apsydą. Do północnej ściany przylega dobudowana po połowie XIII w. zachrystia. Wieża górująca nad świątynią została dobudowana w 1507 r., po zniszczeniach wywołanych pożarem w XV w. Nieco później kościół zyskał przybudówkę na ścianie południowej. Po zniszczeniach przebudowano również w ścianie południowej dwa okna. Prezbiterium przykrywa sklepienie krzyżowo-żebrowe, nawę - drewniany strop podparty dwiema kolumnami z drewna jodłowego.
Wymiary wnętrza kościoła: prezbiterium – 8,5 m x 8,5 m, nawa – 17,6 m x 11,5 m.
W źródłach pisanych pierwszy raz o kościele informowano w 1268 r., wspominając o proboszczu z Reinvirdi villa (pierwotna nazwa Sędziszowej). Kościół (mieszczący pierwotnie w swym wnętrzu do 1000 wiernych) służył okolicznym polskim wsiom jeszcze przed lokacją miasta Świerzawy jako kościół parafialny do 1391 roku, kiedy przeniesiono sakramenty do nowego kościoła w Świerzawie. Mający za patrona św. Jana Chrzciciela, zyskał ponadto w XIV w. patronkę – św. Katarzynę Aleksandryjską, po zniszczonej kaplicy w Sędziszowej (przy drodze do Sokołowca). W roku 1428 zniszczony częściowo przez Husytów, zyskał mur obronny. Po utracie znaczenia i przyjęciu funkcji kościoła filialnego świątynia stała się kościołem cmentarnym w 1713 r., którym pozostała aż do końca II wojny światowej. W latach 1552-1654 (oraz na trzy lata: 1875-1878 r.) kościół był użytkowany przez ewangelików, którzy pozostawili po sobie drewnianą emporę z 1562 r. oraz ambonę z 1613 r (zniszczoną po II wojnie światowej). W XVIII w. odprawiano w nim jedynie odpustowe i żałobne msze św. W wiekach XIX i XX odprawiano jedynie jedną mszę św. rocznie.
Kościół wielokrotnie remontowano. W I poł. XIX w. wymieniono stropy i przebudowano empory. W latach 1903-1904 dokonano konserwacji ołtarza. W latach 1923-1924 wymieniono więźbę dachową i pokrycie dachów. W 1929 odnowiono hełm wieży. Ponownie drewniany gont wymieniono w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w.
Po wojnie kościół niszczał aż do lat 50-tych, kiedy wywieziono część wyposażenia (m. in. gotycki ołtarz z 1498 r., obecnie w kościele św. Marcina w Poznaniu). W czasie prac konserwatorskich dokonano transferu niektórych malowideł, które eksponowane są w Muzeum Regionalnym w Jaworze, oraz w Wydziale Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Jeszcze w okresie przedwojennym przewieziono do konserwacji do Berlina obraz na desce Tron Łaski ucznia Mistrza z Koszatek (sprzed 1350 r.), następnie eksponowany na Wawelu, by ostatecznie trafić do Wrocławia (Muzeum Narodowe we Wrocławiu).
Na skutek odkryć naukowców z Akademii Sztuk Pięknych z Krakowa objęto świątynię w 1976 r. planem ochrony zabytków województwa jeleniogórskiego. Rozpoczęto prace konserwatorskie, trwające do 2001 r.
W roku 2003 udostępniono kościół indywidualnym turystom, a w roku 2005 wyremontowano wnętrze wieży (remont schodów i podłóg, zbudowanie dodatkowego drewnianego stropu), co umożliwiło oddanie wieży celom widokowym. Podczas porządkowania wnętrza i konserwacji mensy ołtarzowej w latach 1998-2001 znaleziono w sierpniu 1998 r. skrywane relikwie w kamiennym relikwiarzu, zawierającym fragment kości i zakrytym pieczęcią biskupa Kulumbacha z pogranicza bawarsko-frankońskiego."-tekst ze strony: http://www.swierzawa.pl/index.php?option=18&action=articles_show&art_id=139&menu_id=16&menu_art_id=139&page=13
Wyjeżdżając ze Świerzawy,od razu dostrzegamy wieżę widokową na Górze Zawadna.Byliśmy na niej w ubiegłym roku w lutym,a jak to było można zobaczyć tu: https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2019/02/singieltracki-na-piechotke.html
Jedziemy przez wieś i przed trafostacją skręcamy w lewo w polną drogę,która wiedzie do niewielkiego parkingu na skraju lasu.Zatrzymujemy się tam,wysiadamy z samochodu,bierzemy aparaty i ruszamy ku szczytowi.
Do wieży docieramy dość szybko.Nie wiem na czym to polega,ale gdy w ubiegłym roku tędy wędrowaliśmy,to droga wydawała się nam o wiele dłuższa.Mówię o tym Radkowi,a On stwierdza że takie samo odniósł wrażenie.Robimy kilka zdjęć u podnóża wieży,a po nich wchodzimy na górę.
Po pokonaniu 113 schodów stajemy na tarasie widokowym.Jest tu stół z ławami,gdzie można przysiąść,coś zjeść rozkoszując się widokami-niestety akurat jest zajęty.Stajemy więc przy barierkach tarasu i podziwiamy cudną panoramę rozpościerającą się dookoła.Robimy zdjęcia i odgadujemy szczyty,które nam się ukazują na horyzoncie.
Po nasyceniu oczu i aparatów pięknymi widokami,powoli schodzimy z wieży widokowej.Tuż u jej podnóża,przy singieltracku dostrzegamy drzewo,na którym przybito kartkę z nazwą i wysokością szczytu.Robimy sobie tu razem zdjęcia,a po nich,zabierając stąd kilka szklanych śmieci,ruszamy w drogę powrotną do samochodu i dość szybko do niego docieramy,wsiadamy do niego i ruszamy dalej.
Jedziemy w kierunku Wilkowa.Zanim tam jednak dotrzemy,mija nas kilka "ryczących" samochodów rajdowych.Jesteśmy trochę zaskoczeni nimi i postanawiamy zweryfikować naszą trasę.Zamiast pojechać do Nowej Ziemi,zawracamy i na zakręcie,na dość szerokim poboczu,na wprost leśnej drogi zostawiamy autko.Stąd mamy ciut dalej,ale nie chcemy ryzykować spotkania z rajdowymi samochodami.Wysiadamy z auta,bierzemy aparaty i ruszamy ku kolejnemu szczytowi do naszej "korony" :)
Wędrujemy leśną drogą,co jakiś czas przystajemy by podziwiać widoki ukazujące się między drzewami,robimy zdjęcia,rozmawiamy i powoli docieramy do schodów wiodących na szczyt.
"Czerwony Kamień – wzgórze o wysokości 325 m n.p.m. w południowo-zachodniej Polsce na Pogórzu Kaczawskim będącym częścią Pogórza Zachodniosudeckiego (według Wojciecha Walczaka – częścią Sudetów Zachodnich.
Wzgórze znajduje się w północnej części wsi Nowy Kościół, nad zabudowaniami Krzeniowa, po wschodniej stronie doliny Kaczawy, którą biegnie linia kolejowa nr 312 i droga wojewódzka nr 328. U podnóży południowych przebiega dolina Wilczy.
W obrębie wzgórza odkrywka (dawny kamieniołom) piaskowców z żyłami bazaltu trzeciorzędowego wulkanu. Dolnotriasowe piaskowce arkozowe są utworami drobnoziarnistymi i rdzawymi, słabo scementowanymi, o wyraźnym przekątnym uwarstwieniu i pojedynczych otoczakach granitu i granitognejsu.
Punkt widokowy (brak turystycznych szlaków znakowanych)."-Wikipedia.
Kamiennymi schodami wchodzimy na szczyt Czerwonego Kamienia.Dostrzegamy tu dwie ławki i drewnianą barierkę otaczającą punkt widokowy.Łapiemy oddech i niespiesznie robimy zdjęcia,a po nich stajemy przy barierce spoglądając na panoramę z Ostrzycą Proboszczowicką w roli głównej.Po obejrzeniu panoramy,robimy sobie kilka zdjęć z kartką przybitą do drzewa,a po nich powoli ruszamy w drogę powrotną,opuszczając Czerwony Kamień.
Do samochodu wędrujemy tą samą drogą co przyszliśmy.Kiedy do niego docieramy,wsiadamy i jedziemy dalej,ku kolejnemu szczytowi.Zatrzymujemy się na chwilkę na skrzyżowaniu,obok pięknego,piaskowcowego krzyża.Radek wysiada z auta i idzie zrobić kilka zdjęć,a po nich jedziemy dalej.Przed nami Leszczyniec.
Bezproblemowo docieramy do Leszczyńca,gdzie znajduje się Skansen Górniczo-Hutniczy.Wjeżdżamy na parking,wysiadamy z samochodu i idziemy w kierunku Izby Tradycji Górniczych.Niestety jest zamknięte.No cóż,nie można mieć wszystkiego.Wchodzimy do Karczmy Górniczej licząc na to że może stąd uda się zajrzeć do Izby Tradycji Górniczych.W Karczmie głośno i dość tłoczno-wszak dziś Dzień Kobiet.Odpuszczamy sobie i wychodzimy na zewnątrz.Idziemy do samochodu,zostawiamy w nim to co nam nie będzie potrzebne i ruszamy na szlak.
Wędrujemy zielonym szlakiem,pnąc się ku górze.Co jakiś czas przystaję by pochylić się nad nieśmiało wychodzącym z ziemi kwiatkom i odsapnąć przy okazji.Mijamy kamieniołom piaskowca arkozowego,zatrzymując się na chwilkę przy tablicy informacyjnej,a po zapoznaniu się z jej treścią idziemy dalej w górę.Po jakimś czasie docieramy do drogi leśnej,nią wędrujemy dalej.Na mapach w telefonach i papierowej sprawdzamy jak mamy iść by dotrzeć do celu.Niestety mój telefon odmawia posłuszeństwa-ma słabiutką baterię i zwyczajnie padł,więc pozostał Radkowy i mapa papierowa.Idziemy więc według obu map,mijając przy okazji stanowiska archeologiczne,sterty ściętych drzew,omijając błotniste,rozjeżdżone przez ciężkie leśne pojazdy drogi i docieramy do miejsca gdzie na mapie w telefonie Radkowym pokazuje się informacja że do szczytu mamy 80 metrów,tyle że akurat w tym miejscu znajdują się cztery górki i która to ta właściwa?? Ja oczywiście w pewnym momencie zahaczam nogą o gałąź leżącą i padam na kolana.Całe szczęście że podłoże na które upadam jest usłane grubą warstwą zeschniętych liści i nie doznaję żadnej kontuzji,a ino ciutkę spodnie się brudzą.Radek patrzy na mnie,pyta się czy jestem cała i stwierdza że mam zostać na dole,a On pójdzie sprawdzić otaczające nas góreczki.Oczywiście tak też czynimy.Ja grzecznie czekam na dole a Radek wchodzi i schodzi po kolei na trzy wzniesienia.Kiedy widzę że schodzi już z trzeciej górki,mając minę że niczego tam nie znalazł,ja ruszam na czwarte wzniesienie.Spoglądam na mapę w telefonie i mam do szczytu Duży Młynik 60 metrów.Na samej górze staję równocześnie z Radkiem i oboje zaczynamy poszukiwania drzewa z kartką oznaczającą szczyt.Niestety mimo naszych usilnych starań niczego nie znajdujemy.Wycięto tu mnóstwo drzew,część z nich powaliły wichury,dokonując pewnego spustoszenia.Robimy sobie kilka zdjęć i lekko zawiedzeni,niespiesznie ruszamy w drogę powrotną.
Wędrujemy dydaktyczną ścieżką przyrodniczo-kulturową "Synklina Leszczyny".Mijamy poustawiane tablice informacyjne.Przystajemy przy nich,czytając je i robiąc zdjęcia i tak docieramy do auta.
Wyjmujemy z samochodu nasze kajety i idziemy do Karczmy Górniczej,gdzie po odstaniu w kolejce udaje mi się podstemplować wszystkie nasze kajety.Po dopełnieniu formalności opuszczamy Karczmę i wędrujemy ku dwóm,bliźniaczym piecom.
"Piece bliźniacze służyły w XIX w do wypalania wapna ze skał wapiennych wydobywanych w pobliskich kamieniołomach stokowych masywu dużego młynnika. Data powstania oraz pierwotne przeznaczenie nie zostało jednoznacznie ustalone (być może na pewnym etapie ich istnienia były to piece hutnicze do wytopu miedzi i ostatecznie przystosowane do wytopu wapna z wapieni cechsztyńskich zalegających w okolicy) obiekt ten na mapie sporządzonej w 1931 roku figuruje jako „wapiennik bliźniaczy”. Mapa ta jest odrysem starszej mapy kopalni miedzi „Ciche szczęście”. Piece zbudowane są z piaskowcowego kamienia łamanego. Przy poziomie trawnika widoczne są kolebkowo sklepione korytarze spustowe. Po wejściu na poziom wylotu gardzieli widoczna jest ognioodporna wymurówka gardzieli i przestronu pieca. Wysokość pieca wyższego wynosi 11 m a niższego 9 m. Średnica przestrony i gardzieli wynosi 3,3 m.
Urobioną skałę wapienną transportowano w wozach po drewnianym pomoście do zasypnika pieca. Wypalane wapno było używane w budownictwie i do wapnowania gleby. Z początkiem XX w. Zaprzestano wypalania wapna w Leszczynie ponieważ zapotrzebowanie na wapno pokrywały zakłady wapienno-cementowe w Nowym Kościele. Bliźniacze piece poddano w latach 1991-92 zabiegom konserwatorskim w wyniku czego powstał obiekt o funkcji turystyczno-rekreacyjnej nawiązujący stylem do budowli przemysłowych XIX w. Podczas remontu wykonane tynki zatarły pierwotną strukturę muru."-tekst ze strony: http://www.dymarkikaczawskie.pl/przystanek_1.htm
Zanim na nie wejdziemy,robimy sobie zdjęcia z figurą św.Barbary,a po nich wędrujemy schodami wewnątrz na górę pieców,gdzie znajdują się tarasy widokowe.Przechadzamy się niespiesznie i robimy zdjęcia,oglądając przy okazji wszystko.
Po dość długiej sesji zdjęciowej,wsiadamy do autka i zanim opuścimy Leszczynę,Radek patrzy na mnie i pyta:
-Danusiu czy już wracamy do domu,czy może jeszcze zdobędziemy Wielisławkę?
Uśmiecham się do Niego i odpowiadam:
-Radeczku jeszcze Wielisławka i dopiero do domu.
Jedziemy więc w kierunku Świerzawy.Po drodze z rykiem silników przejeżdżają obok nas samochody wyścigowe.Rajd samochodowy trwa w najlepsze.Przez szybę robię kilka zdjęć pędzących z naprzeciwka aut i zachowując jak największą ostrożność przejeżdżamy przez Świerzawę i Sędziszową,skręcając w kierunku Młyna "Wielisław".
Przejeżdżamy przez teren Młyna na drugą stronę rzeczki i wąziutką drogą,bardzo powoli dojeżdżamy do podnóża Wielisławki.Parkujemy przed Organami Wielisławskimi,wysiadamy z samochodu,bierzemy aparaty i kijki-pierwszy raz dzisiaj-i stajemy na wprost pięknie oświetlonych przez słońce Organ Wielisławskich,robimy kilka zdjęć i dopiero po nich ruszamy na szlak.
"W nieczynnym wyrobisku kamieniołomu, położonym na południowo-zachodnim zboczu wzgórza Wielisławka (375 m n.p.m), obserwować można unikalną na skalę Środkowej Europy formację skalną nazywaną „Organami Wielisławskimi”. Zgodnie z klasyfikacją petrograficzną skała widoczna w odsłonięciu to riolit, jednakże często pojawia się w odniesieniu do niej również nazwa „porfir kwarcowy”. Nazwę „riolit” skała zawdzięcza swej genezie i składowi mineralnemu, gdyż jest to skała magmowa, wylewna, zbudowana ze skaleni, kwarcu i biotytu. Minerały te są dostrzegalne w skale gołym okiem. Kryształy skaleni są tu białe, kremowe lub różowe, często o zarysie prostokątnym i rozmiarach do 1 cm. Kwarc jest szary, przezroczysty, okrągławy w zarysie, a jego rozmiary są nieco mniejsze niż skaleni. Rzadziej spotykane są czarne blaszki biotytu. Minerały te tkwią w cieście skalnym o barwie różowawej, którego pojedyncze składniki są niewidoczne gołym okiem. Taką strukturę skały, w której większe kryształy, tzw. fenokryształy, znajdują się w obrębie skrytokrystalicznego ciasta skalnego nazywamy strukturą porfirową. Stąd też skała ta często bywa nazywana porfirem kwarcowym.
Wyjątkowość tego odsłonięcia nie wynika jednak z rodzaju skały jaka tu występuje, bo tego typu skały można spotkać w wielu innych miejscach w Sudetach, lecz z formy jej wystąpienia. Odsłonięcie utworzone jest z setek przylegających do siebie słupów o długości do 20 m i szerokości 20-30 cm. Ten słupowy zarys jest efektem obecności ciosu termicznego, czyli uporządkowanego zespołu spękań powstających w efekcie stygnięcia lawy lub magmy.
Cios słupowy częściej spotykany jest w bazaltach, np. na Wilczej Górze w Złotoryi czy na wzgórzu Rataj koła Myśliborza. Dominujące spękania tworzą się prostopadle do powierzchni stygnięcia, mniej wyraźny jest system spękań równoległy do niej, tzw. cios pokładowy. W przekroju poprzecznym słupy „Organów Wielisławskich” mają zarys cztero- lub pięciokątny, rzadziej trójkątny lub sześciokątny. Zwraca uwagę zmienność orientacji ułożenia słupów – w części północnej wyrobiska są one niemal pionowe, zaś w kierunku południowym przechodzą w niemal poziome. Taki układ słupów wykształca się na ogół w kopułach lawowych lub ciałach magmowych zastygających blisko pod powierzchnią terenu, tzw. ciałach subwulkanicznych. Część geologów badających te skały sugeruje, że „Organy Wielisławskie” są fragmentem kopuły wulkanicznej, choć powszechniejszy jest pogląd o subwulkanicznej genezie tych skał. Badania geochronologiczne pozwoliły określić wiek tych skał na ok. 295 mln lat, co lokuje je we wczesnym permie, najmłodszym okresie ery paleozoicznej. Działalność wulkaniczna w karbonie i permie w Sudetach była efektem naprężeń rozciągających, oddziaływających na pewne partie górotworu w schyłkowych fazach orogenezy waryscyjskiej. Z tego samego okresu pochodzi wiele ciał granitowych występujących na Dolnym Śląsku, np., granity Karkonoszy, okolic Strzegomia czy Strzelina. Szacuje się, że w karbonie i permie, w przedziale czasu ok. 50 mln lat, kilka tysięcy kilometrów sześciennych skał magmowych, głębinowych i wylewnych dołączyło do inwentarza skalnego Sudetów.
Riolity są skałami odpornymi na procesy wietrzeniowe, a w tym rejonie występują w otoczeniu skał o odporności wyraźnie mniejszej. W wyniku tego riolity w morfologii terenu zaznaczają się jako wyraźnie wzgórza, tzw. wzgórze twardzielcowe. Dzięki temu łatwo można, nawet na mapach topograficznych, określić obszar występowania tych skał. W rejonie Sędziszowej wystąpienie riolitów ma zarys elipsy, o dłuższej osi o przebiegu W-E długości ok. 1,5 km, a krótszej o długości ok. 700 m."-tekst ze strony: https://www.gorykaczawskie.pl/organy-wielislawskie/
"Wielisławka (niem. Willen-Berge) szczyt na pogórzu Złotoryjskim, na prawym brzegu Kaczawy ze słynnym wyrobiskiem dawnego kamieniołomu czyli Organami Wielisławskimi oraz jaskinią tzw. Jaskinią Wielisławską. Wielisławka pokryta jest lasem mieszanym (kiedyś jako rezerwat). Według legend już w IX w. na Wielisławce miał funkcjonować ośrodek kultu słowiańskiego. W IX w. usadowiono mały gródek lub strażnicę. Później na jego miejscu zbudowano zameczek. Początkowo rycerski a w czasie wojen husyckich stał się własnością rycerza - rozbójnika. Od XVI w. prowadzono eksploatację złóż u podnóża góry. W II poł. XIX w. na ruinach zameczku zbudowano gospodę, później przekształconą w schronisko turystyczne. Według plotek i legend w Wielisławce miałyby być ukryte skarby - część skarbca Wrocławia. Wyobraźnie o ukrytych w zasypanych sztolniach zabytkach rozpala głowy współczesnym poszukiwaczom skarbów. Istnieje równeiż legenda o pobycie na Wielisławce Hitlera i Goeringa."-tekst ze strony: https://polska-org.pl/511903,Sedziszowa,Wielislawka_369_m_npm__Organy_Wielislawskie.html
Na szczycie Wielisławki już kiedyś byliśmy,a jak to było można zobaczyć tu: https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/08/czy-to-wstyd-zbudowac-wieze-widokowa.html
Wędrujemy więc ku górze,pora ją zdobyć po raz drugi.
Na szczyt docieramy dość szybko,ale zawsze tak jest gdy się idzie któryś raz z kolei.Sprawdzamy najpierw nieopodal punktu widokowego z ławką czy gdzieś tam nie wisi czasem kartka z wysokością.Nie znajdując jej tam,wędrujemy w kierunku miejsca gdzie kiedyś stał niewielki zamek lub strażnica,a później była tu gospoda turystyczna.I właśnie tam na drzewie znajdujemy interesującą nas kartkę.Robimy sobie z nią zdjęcia,a po nich ruszamy w drogę powrotną.
Pozdrawiamy naszą Bożenkę serdecznie :) |
I podobnie jak szybko weszliśmy na górę,to i równie szybko z niej zeszliśmy na dół.Zanim jednak wsiądziemy do samochodu fotografujemy jeszcze Organy Wielisławskie,a po zdjęciach wsiadamy do autka i ruszamy w drogę do domu.
Przejeżdżając przez Świerzawę,dostrzegamy otwarty sklep i lodziarnię.Parkujemy więc samochód w Rynku i idziemy "poszaleć".Ja staję w kolejce po lody,a Radek idzie do sklepu kupić nam coś do picia na teraz i później.On zdążył kupić wodę i piwo i zanieść to do auta,a ja nawet o krok się nie ruszyłam w kolejce.Stoimy tak jeszcze jakąś chwilę,ale widząc że "utknęliśmy" w jednym miejscu,rezygnujemy.Wsiadamy do samochodu,wyjmujemy nasze kanapki,zjadamy je popijając wodą i rozmawiając o dzisiejszym pięknym dniu :) Po posileniu się,wychodzę jeszcze z auta i fotografuję piękną,starą,na różowo pomalowaną kamienicę.Kiedy już to zrobię,wsiadam ponownie do samochodu i ruszamy już w kierunku domu.
Podróż mija nam bezproblemowo.Jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z dzisiejszego dnia.Wprawdzie miało być ciut inaczej,ale i tak było cudnie.Radośni kończymy swą dzisiejszą wycieczkę,kolejna już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
P.S.
Kobietki kochane wszystkiego dobrego :)
Bądźcie szczęśliwe,kochane,radosne :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz