niedziela, 26 kwietnia 2020

50 na 50 - Ostrzyca Proboszczowicka,Świątek :) a miała być Jagodna :)







Dzisiejsza niedziela jest kolejną kiedy szaleje koronawirus.A miało być tak pięknie-dwa dni wędrowania z noclegiem w Schronisku Jagodna...jak widać niczego nie można być pewnym.
Wstajemy dość późno,bez pośpiechu jemy śniadanie,pijemy kawę i pakujemy plecaki.Kiedy jesteśmy gotowi,wychodzimy z domu,wsiadamy do samochodu i jedziemy ku naszemu pierwszemu celowi.
Jedziemy przez Świerzawę.Oczywiście wiemy że most jest w remoncie,więc wybieramy przejazd wąską drogą z lewej strony rzeki.Ciężko jest przejechać,gdy z naprzeciwka jedzie inne auto,ale dajemy radę i wjeżdżamy do Świerzawy.Przejeżdżamy przez miasto i wyjeżdżamy z niego,zaraz za stację kolejową skręcając w lewo.I kiedy przejeżdżamy nad rzeką,proszę Radka by się zatrzymał przy Wieży Rycerskiej.Oczywiście moja prośba zostaje spełniona.Radek parkuje obok budynku,w którym mieści się  Biblioteka,wysiadam z autka,biorę aparat i szybkim krokiem podchodzę najpierw do budynku dawnego Dworu,robię kilka zdjęć pięknego portalu i idę kawałek dalej by móc sfotografować Wieżę Rycerską zza płotu.

"Wieża obronno-mieszkalna w Sędziszowej.
 Wieś Sędziszowa będąca obecnie częścią Świerzawy, położona jest w dolinie rzeki Kaczawy. W obrębie zabudowań dworskich zachowała się średniowieczna wieża mieszkalna. Wzniesiona została zapewne w XIV wieku, kiedy wieś należała do Lupolda de Uchtericz poddanego księcia Henryka jaworskiego.
Wieża w Sędziszowej została zbudowana z kamienia na planie prostokąta o wymiarach 22,5×25. Otaczał ją wał ziemnym i nawodniona fosą. W późniejszym okresie wzniesiono mur obwodowy. Pierwotnie prawdopodobnie posiadała trzy kondygnacje.  Ostrołukowy portal prowadził z dziedzińca wprost do wnętrza wieży. Na piętrze znajdowała się reprezentacyjna sala, natomiast część mieszkalna była na wyższej kondygnacji. Wnętrza nie posiadały ścian murowanych. Była to typowa siedziba rycerska.
Grube mury, małe okna i fosa  zapewniały mieszkańcom bezpieczeństwo, jednak nie zapewniały komfortu. Na przełomie XV i XVI wieku nastąpiła rozbudowa założenia. Wieże nadbudowano o jedna kondygnację. W obrębie dziedzińca wzniesiono także dwa nowe budynki. Prace te można przypisać rodzinie Nimptschów, do których wtedy należała Sędziszowa. Powoli wieża traciła swój obronny charakter stając się częścią nowożytnego dworu. Kolejna rozbudowa miała miejsce na początku XVII wieku. Informuje o tym bogato zdobiony portal z datą 1603.  W XIX wieku zgodnie z ówczesna modą, wieżę zwieńczono neogotyckim krenelażem.
Obecnie budynki wykorzystywane są jako siedziba urzędu. Wieża nie jest udostępniona do zwiedzenia."-tekst ze strony: https://zamkiobronne.pl/zamek/sedziszowa/

Po zrobieniu zdjęć,wsiadam do samochodu i jedziemy ku naszemu pierwszemu celowi.Przed nami Ostrzyca :)
Rzygacz na smyczy :)
   



   



     









 




Podróż do Bełczyny mija nam bezproblemowo i dość szybko.Przez cała drogę towarzyszą nam przepiękne widoki,a w oddali widoczny jest nasz cel-Ostrzyca Proboszczowicka,górująca nad wszystkim dookoła :) Nie wjeżdżamy do Bełczyny,zostawiamy samochód na poboczu drogi-stoi już tu kilka innych aut-w miejscu gdzie zielony szlak z jezdni skręca w polną drogę.Wysiadamy z samochodu,bierzemy plecaki i aparaty i idziemy na szlak,robiąc przy okazji sporo zdjęć :) Fotografujemy kwiaty i motyle,rozkoszujemy się ciszą i spokojem,zdając sobie sprawę z tego że za moment,gdy dotrzemy do podnóża Śląskiej Fudżijamy zacznie otaczać nas tłum ludzi....


   


































































 








I tak jak myśleliśmy,u podnóża Ostrzycy,tam gdzie spotykają się szlaki jest już całkiem sporo ludzi.Jedni odpoczywają,inni wchodzą schodami na górę,a jeszcze inni nimi schodzą.Piękna pogoda i uwolnienie zakazu wejścia do lasu sprawiły że każdy korzysta i rusza na szlak.
My po kilku zdjęciach z tablicą informacyjną,również zaczynamy iść bazaltowymi schodami ku szczytowi.Jest ich podobno 445,nie liczyłam,bardziej absorbowały mnie rośliny rosnące wzdłuż schodowej ścieżki i piękno,które nas wiodło na szczyt.






























































Kiedy docieramy na szczyt,praktycznie nie ma już na nim miejsca-tyle znajduje się tu ludzi.Radek staje na bazaltowej skale,ja robię Mu zdjęcia a dookoła Niego latają motyle-pazie królowej.Radek śmieje się że przyleciały by się z Nim przywitać,pomachały skrzydełkami i poleciały dalej...Cały Radek :) Mi nie udaje się ich sfocić,są strasznie zajęte swymi sprawami,szkoda....(jednak po obejrzeniu zdjęć na dużym ekranie,okazało się że aż trzy paziki są na fotkach z Radkiem).Rozglądamy się za kartką z nazwą i wysokością szczytu,ale nigdzie jej nie dostrzegamy.Mimo tłumu-część ludzi rozsiadło się na bazaltowych kamieniach,inni wciąż docierają na szczyt,a inni schodzą-ciągła rotacja-udaje nam się zrobić kilka zdjęć,a po nich postanawiamy zejść na punkt widokowy usytuowany ciut niżej.
Na Ostrzycy kiedyś byliśmy,a jak to było można zobaczyć tu:
https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2014/04/546-schodow-w-trzech-podejsciach-czyli.html

"Ostrzyca (501 m) jest najwyższym wzniesieniem Pogórza Kaczawskiego, o niezwykle wyrazistej stożkowej sylwetce i jego symbolem. Wznosi się w zachodniej części Pogórza, niedaleko wsi Proboszczów. Ma nieprzeciętnie walory geologiczno-geomorfologiczne i botaniczne.
Szczytowe partie Ostrzycy są zbudowane z bazaltu, a wzniesienie jest nekiem, czyli fragmentem dawnego komina wulkanicznego, wypreparowanym przez wietrzenie i erozję spośród mniej odpornych skał osadowych. Bazaltowa lawa zastygając w przewodzie komina ochładzała się, zmniejszała swoją objętość i pękała według regularnego wzoru tworząc kolumny o grubości 15–30 cm. Cios kolumnowy jest dobrze widoczny na licznych skałkach szczytowych i stokowych, osiągających do 6 m wysokości.
Szczególnym elementem przyrody są gołoborza, powstałe wskutek wietrzenia mechanicznego skałek bazaltowych, odpadania fragmentów skalnych, gromadzenia na stoku i powolnego przemieszczania. Poszczególne pozbawione roślinności i niestabilne płaty rumoszu mają do 40 m długości i 30 m szerokości, a pojedyncze odłamki bazaltu od 10 do 30 cm długości.
Wyjątkowe wartości botaniczne znalazły odzwierciedlenie w prawnej ochronie najwyższych partii wzniesienia jako rezerwatu przyrody „Ostrzyca Proboszczowicka” o powierzchni 3,81 ha. Został on ustanowiony w 1962 r. dla ochrony porastającego najwyższe partie wzniesienia lasu odroślowego z jaworem, klonem, lipą i wiązem, a także bardzo bogatej flory. Na szczyt prowadzi kamiennymi schodami specjalny szlak dojściowy."-tekst ze strony: https://www.gorykaczawskie.pl/ostrzyca/















































Docieramy do punktu widokowego poniżej szczytu i w końcu jesteśmy sami.Otacza nas tylko piękno przyrody i cudne widoki.Rozkoszujemy się tym i chłoniemy wszystko całymi sobą.Posilamy się,robimy zdjęcia i odpoczywamy :)





















   


Po odpoczynku i posileniu się,powoli zaczynamy schodzić w dół.Wędrujemy bazaltowymi schodami ku skrzyżowaniu szlaków.Mówię Radkowi,że muszę po drodze sfocić kilka kwiatków,a Ten patrzy na mnie i śmiejąc się pyta:
-To nie sfotografowałaś wszystkich gdy szliśmy do góry ??? - cały Radek :)
Oczywiście nie żadnych zastrzeżeń,więc nasza droga powrotna trochę trwa :)




























Gdy wychodzimy na polną drogę,od razu dostrzegamy że ilość zaparkowanych samochodów ogromnie się zwiększyła.Cieszymy się że nam się udało wejść na Ostrzycę w tłumie,ale mniejszym niż teraz będzie.Niespiesznie docieramy do autka,oglądamy się jeszcze kilka razy za siebie i spoglądamy na Śląską Fudżijamę,robimy kilka fotek,wsiadamy do samochodu i jedziemy dalej.
Przed nami Świątek :)













         

 
Wyznaczam trasę i kiedy okazuje się że nasz cel znajduje się tuż przy Twardocicach,mówię Radkowi,że jest całkiem możliwe iż idąc Drogą św.Jakuba szliśmy obok,albo i nawet przez Świątek,a skoro mamy być w Twardocicach to pora by zobaczyć pomnik Schwenckfeldystów.I cóż Radek miał począć? Tylko zgodzić się :)
Wjeżdżamy więc do Twarodocic,zostawiamy samochód na parkingu nieopodal ruin kościoła ewangelickiego.Wysiadamy z autka,bierzemy aparaty i najpierw fotografujemy świątynię,a dopiero po zrobieniu jej zdjęć ruszamy w kierunku pomnika.

"Ruiny kościoła ewangelickiego – charakterystyczna dla Twardocic gotycka budowla, pierwotnie
z 1448r. Dwukrotnie spalona i odbudowana. Pozostałości ogromnego kościoła granicznego, ucieczkowego.  Mieścił 2400 wiernych. Uwagę zwracała ambona, wsparta na figurze Mojżesza. Zbudowany na planie krzyża miał ok. 41 m długości, 25 m szerokości i 11 m wysokości.
Od 1554 r. w Twardocicach zaczęli osiedlać się wyznawcy nauk Caspara Schwenckfelda czyniąc z biegiem czasu tą miejscowość stolicą schwenckfeldyzmu. W 1609 r. kościół spłonął, jednakże dosyć szybko został odbudowany. Od lat 50. XVII w. aż do roku 1740 świątynia pełniła rolę kościoła granicznego, ucieczkowego. W związku z dużą liczba wiernych w 1701 r. podjęto decyzję o jego rozbudowie. W 1711 r. dokonano kolejnej rozbudowy. Autorem projektu był włoski architekt Julio Simonetti.  W 1719 r. do Twardocic przybyła dwuosobowa misja jezuitów – Ojciec Johann Milan i Ojciec Karl Regent, mieli oni za zadanie nawracać schwenckfeldystów na katolicyzm. Nawracanie słowem nie przyniosło upragnionego skutku. Jezuici zaczęli stosować kary pieniężne za nieobecność na naukach misyjnych, zdarzały się też kary więzienia bądź zaprzęgania do wozów w charakterze zwierząt pociągowych. Schwenckfeldystom zabroniono pochówku na cmentarzu, chowano ich nocą przy tzw. „bydlęcej drodze”. Prześladowania odniosły skutek i w 1726 r. 180 wyznawców postanowiło wyemigrować, najpierw trafili na Łużyce, a w 1734 r. wyjechali do Pensylwanii w Stanach Zjednoczonych.  W tym samym rok, w którym schwenckfeldysci wyjechali z Twardocic, w kościele odbudowano wieżę wg projektu K. Hartmanna. 1 października 1726 r. w pożarze kościół uległ zniszczeniu.  Staraniem ewangelików udało się go odbudować.
Na temat wypędzenia protestanckiej grupy wyznaniowej tzw. schwenkfeldystów (zwanych też schwenkfelderami) ze Śląska w 1726 roku przeczytać można w powieści Schwenkfeldyści – autorstwa Fedora Sommera. Utwór w znacznym stopniu jest dziełem faktograficznym. Powieść z niemieckiego przełożył i wstępem opatrzył Józef Zaprucki.
O działalność Kaspra von Schwenckfelda przeczytać można w książce Gabrieli Wąs, Kaspar von Schwenckfeld, Myśl i działalność do 1534 roku."-tekst ze strony:
https://www.pielgrzymka.biz/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=147&strona=1&sub=1&subsub=138

Książkę Fedora Sommera mam w swoich zbiorach-przeczytaną- i polecam-warto do niej zajrzeć :)

"Twardocice (niem. Harpersdorf).
Miejscowość i okoliczne wioski zamieszkiwane były przez  chrześcijan nazywanych „Wyznawcy Chwały Chrystusa” lub powszechnie  Szwenkfeldyści. Tereny te stały się dla nich schronieniem w czasie prześladowań.
Twardocice położone są pomiędzy Lwówkiem Śląskim a Złotoryją. W miejscowości dominują ruiny ewangelickiego kościoła, będącego jednym z największych wiejskich kościołów Dolnego Śląska, który posiadał 2400 miejsc siedzących. W początkach XVIII w. gromadziło się w nim do 11 000 osób według niektórych źródeł, gdy pełnił on rolę kościoła ucieczkowego.
W 1554r. w Twardocicach, Bielance, Czaplach, Dłużcu, Sobocie i Proboszczowie osiedlili się chrześcijanie, których przywódcą był śląski reformator – Caspar Schwenckfeld von Ossing.Postać zapomniana w Europie przez wieki, obecnie przeżywa swój renesans. Kiedyś prześladowany, a obecnie uznawany za jednego ze znamienitszych śląskich przedstawicieli reformacji. Urodził się 1490r. w Osieku koło Lubina, a zmarł 10 grudnia 1561r. w Ulm.
Nawrócił się podczas „Nawiedzenia Pańskiego” w 1519r., doświadczając realności  i bliskości Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Był uczniem Marcina Lutra. Od 1521r. jako kaznodzieja rozpoczął głosić nauki Lutra na Śląsku. Dzięki niemu książę legnicki Fryderyk II nawrócił się na luteranizm i uczynił go wyznaniem państwowym. W tym czasie Caspar był radcą dworu księcia, przyczynił się do powstania protestanckiego uniwersytetu legnickiego.
Jego pragnieniem było widzieć powrót  Kościoła do wzorca opisanego w Nowym Testamencie. Nauka i działania Caspara kierowały się w stronę reformacji życia, wolności wyznania i tolerancji religijnej. Chciał rozdzielenia Kościoła od państwa, budowania bliskiej społeczności z Jezusem Chrystusem, uważał, że wiara powinna być żywym doświadczeniem w życiu chrześcijan. Dostrzegał potrzebę rozwoju na duchowej drodze, a w swoich nauczaniach kierował się ku społeczności chrześcijan z różnych kościołów, uznających Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela i Pana, aby połączyć Kościół chrześcijański.
On i jego naśladowcy wspierali zrodzony ruch reformacyjny nazywany „Reformacja   Środkowej Drogi” oraz tworzyli grupy biblijne. „Drogą Środka” była droga duchowa, którą jest Jezus Chrystus (E. Jana 14:6). Jego twórczość i osobiste doświadczenia z Bogiem wpłynęły w przyszłości na rozwój pietyzmu i purytanizmu.
W połowie XVI w. liczba jego zwolenników na Śląsku wynosiła tysiące. Od początku doświadczali prześladowań ze strony kościoła katolickiego, luterańskiego i władz świeckich, dlatego przez większość czasu ich spotkania odbywały się potajemnie.
W wyniku prześladowań na terenie Śląska, wielu schwenckfeldystów osiedliło się w  Twardocicach i we wspomnianych wcześniej miejscowościach, znajdując względny spokój. Liczba wyznawców w tym regionie wynosiła około 1300 – 1500.
Schwenckfeldyści mieli bardzo dobrą opinię w społeczeństwie z powodu pracowitości, życiowej moralności i skromności.
Gdy Karol VI Habsburg w 1711r. zasiadł na tronie jako cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego, rozpoczął się proces osiągania jedności religijnej kościoła katolickiego oraz niszczenia ośrodków protestanckich. W ramach kontrreformacji ruszyła w 1719r. w Twardocicach misja katolicka jezuitów. Na rozkaz cesarza przybyło dwóch księży jezuitów, których zadaniem było nawrócenie schwenckfeldystów na rzymsko-katolicyzm. Skłócili  schwenckfeldystów i luteran ze sobą, niszcząc ład społeczny. Schwenckfeldyści obowiązkowo musieli uczęszczać na nauki, a za niestawienie się płacili wysokie kary, za które wybudowano kościół katolicki. Ich małżeństwa uznano za nieważne oraz zakazano związków mieszanych z luteranami. Chrzest mógł być tylko katolicki, dzieci do chrztu odprowadzało wojsko cesarskie.  Nad sierotami sprawowano specjalny nadzór, wychowując je na katolików. Zakazane książki i pisma były konfiskowane, a praktyki religijne ściśle zakazane. Często zakuwano ich w dyby i stawiano pod pręgierzem, tych co odmawiali wykonywania rozkazów więziono w zamkach książęcych w Legnicy, Jaworze oraz Grodźcu. Nawet skazywani byli jako niewolnicy na galery. Nie mogli sprzedawać swojej własności, ani kupować ziemi, czy gospodarstw. Mieli zakaz opuszczania miejsc zamieszkania bez specjalnego zezwolenia.
Zakazano im grzebania zmarłych na lokalnym cmentarzu w tzw. święconej ziemi (taki zakaz dotyczył tylko samobójców i kryminalistów), co oznaczało, że nie mogli być pochowani w obrządku chrześcijańskim.  Dlatego zmarłych chowano w lasach i na polach, poza granicami wsi (podaje się, że w latach 1720-1740 pochowano 200 – 300 osób).  Na pamiątkę tych wydarzeń w roku 1863 został wystawiony pomnik.
Będąc zdesperowanymi z powodu prześladowań i utrudnień, uniemożliwiających życie, liderzy wspólnoty potajemnie skontaktowali się z hrabią Nicholasem Ludwigiem von Zinzendorf w Saksonii, który zaoferował im schronienie w Herrnhut oraz w Berthelsdorf. Od lutego 1726r.  ponad 500 wiernych nocami opuściło swoje posiadłości, mając na sobie tylko ubranie i to, co mogli unieść na plecach oraz w rękach.
W Herrnhut byli tolerowani  i żyli spokojnie. W roku 1733 zmarł władca Saksonii, który zezwolił im, by mogli żyć na ziemiach hrabiego. Wykorzystując ten fakt, jezuici ze Śląska prosili nowego władcę Saksonii  o wydanie schwenckfeldystów (jako zbiegów/uciekinierów).  Schwenckfeldyści podjęli szybką decyzję o znalezieniu nowego miejsca schronienia, nie czekając na decyzję nowego władcy Saksonii. Zdecydowali udać się do Pensylwanii, która już była domem schronienia dla wielu Niemców, poszukujących wolności religijnej. W Wielkanocny poniedziałek 20  kwietnia 1734r. pierwsza grupa opuściła Berthelsdorf  i udała się w podróż rzeką Łabą i przez Danię przybyła w maju do Holandii. Holenderscy menonici udzieli im schronienia, dali żywność i sfinansowali podróż statkiem do Ameryki. Największa grupa  21 czerwca 1734 r. wypłynęła na  statku „St. Andrew” . Przypłynęli 22 września 1734r. do portu w Filadelfii. W sumie do 1737r. przypłynęło do Ameryki sześć grup. Razem było to 209 osób.
Obecnie Kościół Schwenkfelderów (Schwenkfelder Church) posiada sześć wspólnot (około 2800 wiernych), a liczbę 209 potomków ocenia się na około 500 000 osób. W utworzonej bibliotece i centrum dziedzictwa (Schwenkfelder Library- Heritage Center) zgromadzono dzieła teologiczne reformatora w 19 tomach, mających 18 000 stron. Znalazły się w nich 1252 dokumenty, zawierające 408 tekstów teologicznych. Ponadto znajdują się tam liczne książki, grafiki, publikacje Schwenkfelderów, akty chrztu, świadectwa małżeństw, zgonów i inne dokumenty z przeszłości.
Po przyjeździe 24 września 1734r. zorganizowali Dzień Dziękczynienia za bezpieczny przyjazd na ziemię tolerancji religijnej. Od tamtego dnia co roku obchodzą Dzień Dziękczynienia 24.09,  i jest to najstarsze ciągle obchodzone święto w Stanach Zjednoczonych.
Początkowo poszukiwali miejsca, gdzie  mogliby zamieszkać  razem. Ostatecznie zamieszkali pomiędzy Filadelfią a Allentown w Pensylwanii."-tekst ze strony: https://instytutdidaskalos.pl/historia-protestantow/twardocice-niem-harpersdorf
600 metrów do Pomnika,to króciutka wędrówka,za to sesja zdjęciowa z pomnikiem w roli głównej trwa dość długo.Trzeba przyznać miejsce jest urokliwe,a jeśli się zna historię tego wyznania religijnego,to warto tam zawitać :)
Po zrobieniu sporej ilości zdjęć,niespiesznie wracamy do autka,wsiadamy do niego i jedziemy do dawnej wsi Rochów-obecnie jest to część Twardocic.






































Wjeżdżamy polną drogą na parking usytuowany na skraju lasu.Mówię Radkowi że tędy szliśmy naszą Drogą św.Jakuba,a jak to było można zobaczyć tu:
https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2014/02/szesc-samochodow-i-jeden-rower-czyli.html
Wysiadamy z samochodu,bierzemy aparaty i plecaki i ruszamy ku naszemu szczytowi.Przed nami Świątek :)
Idziemy tak jak wiedzie nas mapa.Z zielonego szlaku schodzimy na wąską,wydeptaną ścieżkę wijącą się między drzewami i wiodącą ku szczytowi.Idziemy nią i po jakimś czasie stajemy przed naszym celem.Wskazują na to ścięte bazaltowe słupy.Kiedy je dostrzegamy,wiemy że musimy się po nich wspiąć by osiągnąć szczyt.






















Znajdujemy wąziutką,wydeptaną ścieżynkę i nią wchodzimy na samiutką górę dawnego wulkanu.Kiedy stajemy na szczycie naszym oczom ukazuje się cudny widok na Karkonosze i Góry Izerskie.Jest on częściowo przysłonięty przez korony drzew,ale i tak jest cudny :) Rozkoszujemy się ciszą i pięknem,które nas otacza.Bazaltowe słupy na Świątku są w pozycji półleżącej a nie pionowej i to właśnie tworzy wyjątkowość i piękno tego miejsca :)

"Wzniesienie znajduje się we zachodniej części Pogórza Kaczawskiego, w skrajnie południowej części dużego kompleksu leśnego określanego jako Złotoryjski Las. Odległość wierzchołka od centrum wsi Twardocie (ruiny kościoła) wynosi 2,8 km w kierunku WNW, od przysiółka Rochów – 1,6 km w kierunku NNW.
Skałki szczytowe rozciągają się na długości około 20 m, wierzchołek podcięty od wschodu wyrobiskiem dawnego kamieniołomu o wymiarach 75 x 45 m. Wysokość kulminacji wzniesienia – 331 m n.p.m., wysokość względna – 50 m (od strony południowej).
Świątek (330 m) jest izolowanym wzniesieniem twardzielcowym – przykładem neku, zbudowanym z bazaltowej lawy wypełniającej dawny komin wulkaniczny. W najbliższym otoczeniu występują skały osadowe wieku wczesnotriasowego (pstry piaskowiec), w większej odległości powierzchnia zrównania ścinająca skały osadowe jest przykryta przez utwory pochodzenia lodowcowego, głównie piaski i żwiry wodnolodowcowe.
Świątek jest przykładem niewielkiego wzniesienia twardzielcowego – neku, zawdzięczającego powstanie większej odporności bazaltu w stosunku do występującego w sąsiedztwie piaskowca wieku triasowego. Wysokość względna wzniesienia jest niewielka i wynosi około 30 m od strony północnej i do 50 m od strony południowej. W najwyższej części wzniesienia są widoczne słupy o średnicy 20–30 cm, pochylone pod kątem około 40° w kierunku północnym. Główne wyrobisko dawnego kamieniołomu podcina partię szczytową od strony wschodniej i jest całkowicie zarośnięte. Na południowym stoku występuje zarośnięte, ustabilizowane rumowisko głazów bazaltowych, powstałych wskutek wietrzenia mechanicznego."-fragment tekstu ze strony:
https://media.gorykaczawskie.pl/2020/01/053_swiatek.pdf














Zdjęcie ze strony: https://media.gorykaczawskie.pl/2020/01/053_swiatek.pdf









Stoimy na szczycie dość długą chwilę,rozkoszujemy się cudnymi widokami,cieszymy się spokojem i ciszą tego miejsca,robimy zdjęcia i zastanawiamy się gdzie znajduje się kartka z wysokością i nazwą szczytu.Nigdzie dookoła jej nie widać.Dopiero po jakimś czasie dostrzegam poniżej szczytu drzewo z przybitą doń kartką.Spoglądamy w dół i oboje stwierdzamy że raczej tędy nie zejdziemy,więc zostajemy jeszcze na górze by nasycić siebie i aparaty pięknem i wyjątkowością tego miejsca.Śmiejemy się,że byliśmy tak bliziutko,wędrując Jakubową Drogą,a nie mieliśmy pojęcia że takie cudowne miejsce jest tuż obok,dosłownie na wyciągnięcie ręki.









































Po dość długiej sesji zdjęciowej na szczycie,postanawiamy zejść na dół i podejść do drzewa z kartką.Kiedy już zejdziemy ze szczytu,Radek stwierdza że lepiej będzie pójść w prawo,ja natomiast twierdzę że w lewo i żeby się nie sprzeczać,każde z nas rusza w obranym przez siebie kierunku.Ja obchodzę szczyt Świątka od lewej strony i bez problemu docieram do drzewa z kartką.Jestem tu przed Radkiem i cieszę się że udało mi wejść tu pierwszej.Robię sobie zdjęcia i kiedy dostrzegam Radka,wołam Go.Gdy do mnie dociera,wspólnie się focimy z kartką i rozmawiamy na temat jej umieszczenia.Dziwi nas że nie znajduje się ona na szczycie, a u jego podnóża.
Po sesji dość długiej zdjęciowej.powolutku zaczynamy schodzić ze Świątka i na szagę wędrujemy w kierunku zaparkowanego auta.


























Oczywiście szybciej docieramy do samochodu niż wchodziliśmy na Świątka.Zanim jednak wsiądziemy do autka,spoglądamy jeszcze na przecudną panoramę,robimy kilka zdjęć i dopiero po nich wsiadamy do samochodu i ruszamy w drogę powrotną do domu :)




Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Do domu przyjeżdżamy szczęśliwi i zadowoleni :)
Znów byliśmy w przepięknych miejscach razem,mogliśmy cieszyć się cudem natury i chłonąć jej piękno :)
Każdemu życzymy by doświadczył tej cudowności,jedynej w swoim rodzaju :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury i zdrówka :)

I widzimy się już niebawem,podczas kolejnej wędrówki :)

Do zobaczenia :)

Danusia i Radek :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz