niedziela, 10 maja 2020

50 na 50 - czyli Zamek Grodziec :) - ostatni szczyt Korony Kaczawskiej :)

W niedzielny ranek lenimy się i wstajemy dość późno,ale nigdzie nam się nie spieszy.Przed nami ostatni szczyt do zdobycia z Korony Kaczawskiej.Gdy zaczynaliśmy zabawę z Koroną Kaczawską,stwierdziliśmy że ten szczyt jest najłatwiejszy dla nas do zdobycia i zostawiliśmy go na później.Jednak pandemia koronawirusa,pokazała że stał się najtrudniejszym.Do dziś był niedostępny.
I tak wstajemy późno,na spokojnie jemy śniadanie,pijemy kawę i pakujemy plecaki.Kiedy jesteśmy gotowi,wychodzimy z domu,wsiadamy do samochodu i ruszamy ku nowej przygodzie :)
Jedziemy znanymi nam drogami,oglądamy i podziwiamy piękne widoki.
Zachwyceni docieramy do Grodźca.Zostawiamy samochód na parkingu przy cmentarzu,bierzemy plecak i aparaty i niespiesznie ruszamy na szlak.Jako jedni z nielicznych wędrujemy szlakiem.Pniemy się cały czas górę,przechodzimy obok kościoła Narodzenia Najświętszej Marii Panny (Matki Boskiej Siewnej),robimy kilka zdjęć i stwierdzamy że obejrzymy go ciut lepiej,gdy będziemy wracać.Od świątyni wędrujemy po kamiennych,lekko nadgryzionych zębem czasu i natury schodach.Podziwiamy otaczającą nas przyrodę,robimy zdjęcia i chłoniemy ciszę i spokój tego szlaku :)
















































Niespiesznie docieramy do wąskiej ścieżki wijącej się wzdłuż murów i ścian Zamku.Tędy do tej pory nie szliśmy,więc z nieukrywaną przyjemnością wędrujemy w kierunku głównego wejścia,robiąc przy okazji mnóstwo zdjęć i spoglądając na Zamek z innej niż do tej pory strony :)
Zamek Grodziec odwiedziliśmy kilka razy,ale chyba tylko jedne nasze odwiedziny opisaliśmy,a jak to było można zobaczyć np.tu:
https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/02/podazajac-za-vizytkami-wracaja.html

































W końcu stajemy przed wejściem na teren zamkowy.Podchodzimy do bramy,gdzie kupujemy bilety,a przy okazji oczywiście robimy zdjęcia i powoli ruszamy zwiedzać.W pierwszej kolejności idziemy do sklepiku,gdzie kupujemy dzwoneczek dla mnie i pytamy o pieczątkę.Kiedy ją dostajemy,to stemplujemy nią wszystkie nasze kajety i karty do odznaki "Korona Kaczawska".Po dopełnieniu formalności zaczynamy zwiedzanie.
Radek zadecydował że najpierw wejdziemy na wieżę zamkową i przejdziemy się po tarasach,a dopiero później zobaczymy wnętrza.Tak więc nasze kroki kierujemy ku wieży.

"Na stromym bazaltowym wzniesieniu, w miejscu gdzie dziś wznosi się majestatyczny za­mek, we wczesnym średniowieczu istniał gród słowiańskiego plemienia Bobrzan, od któ­rego to grodu przyjęła się późniejsza nazwa wzgórza i leżącej u jego stóp osady. Pierwsze wzmian­ki o Grodźcu pochodzą z 23 kwietnia 1155, kiedy jako Godiuice wymieniony został pośród innych śląskich kasztelani w bulli protekcyjnej wydanej przez papieża Hadriana IV dla biskupstwa wroc­ławskiego. W 1175 roku Bolesław Wysoki wystawił tutaj pismo fundacyjne dla klasztoru cyster­sów w Lubiążu, co sugeruje, iż musiała to być wówczas okazała siedziba, mogąca pomieścić sze­roki książęcy dwór wraz z zaproszonymi gośćmi wskazanymi w rzędzie świadków. Z tego okresu wzmiankowani są dwaj kasztelanowie grodu: w 1203 zarządzać miał nim Wicislaus, a w doku­mencie z roku 1250 jako świadek występuje kasztelan Jan Grodez. Niewiele wiadomo o dal­szych, XIII-wiecznych losach drewnianego jeszcze zamku. Zapewne stał się on jedną z kryjówek otoczonych złą sławą rycerzy-rozbójników i został zniszczony w wyniku zbrojnego, prewencyjnego najazdu mieszczan z pobliskich: Bolesławca i Złotoryi. Na przełomie XIII i XIV stulecia miejscowa kasztelania należała do rycerza Jana z Zagrodna, by po jego śmierci przejść na własność księcia Bolesława III zwanego Rozrzutnym. Ten w roku 1320 sprzedał Grodziec wraz z przyległo­ściami pochodzącemu z Niedźwiedzic rycerzowi Swolo z rodu Bożywojów, w dokumencie źród­ło­wym nie wspomina się jednak warowni, ani jakichkolwiek umocnień, co sugeruje, że te wciąż mogły znajdować się w ruinie.
Na przełomie XIV. i XV. stulecia (zapewne już opuszczona) góra zamkowa należała do wsi Witanówka i wspólnie z nią zmieniała właścicieli. O utracie politycznego znaczenia daw­nej książęcej siedziby może świadczyć fakt, iż w okresie wojen husyckich rezydowali tam plądru­jący okoliczne posiadłości rycerze rabusie. W 1470 roku z rąk Bożywojów wykupił Grodziec książę legnicko-brzeski Fryderyk I, który pozostając pod silnym wrażeniem wiedeńskiego dworu cesar­skiego postanowił wznieść tutaj okazałą rezydencję na miarę książęcych ambicji i możliwości fi­nansowych. W tym celu podpisał on kontrakt z trzema mistrzami murarskimi z Legnicy, Wrocła­wia i Zgorzelca na budowę reprezentacyjnej wieży na wzór wieży św. Jadwigi ze stołecznej Leg­nicy. Wraz z wieżą rozpoczęło się wznoszenie palatium - części mieszkalnej zbudowanej na planie wydłużonego sześcioboku z basztami na narożach i włączoną w obręb murów, zachowaną do dziś kwadratową wieżą. Rozbudowa zamku znacząco podniosła prestiż rezydujących tam namiest­ni­ków stanowiących reprezentację władzy książęcej w najbliższej okolicy. Pierwszym nowym burg­ra­bią został Jan Axleben zwany Magnus, po nim funkcję tę pełnił Wincenty von Tauchs­dorf, piastujący jednocześnie urząd starosty księstwa. Potem zarządcy Grodźca zmieniali się dość często - ciekawostką jest fakt, iż w roku 1490 burgrabią został Konrad Hochberg, przodek wiel­kich śląskich przemysłowców i właścicieli rezydencji w Książu oraz Pszczynie. Jeszcze przed tą no­minacją, w maju 1488 roku zmarł książę Fryderyk I, a władzę po nim przejął małoletni syn Fry­deryk II pozostający pod czasową kuratelą matki Ludmiły, córki króla czeskiego Jerzego z Po­diebradów.
Za rządów Fryderyka Grodziec stał się dominującą siedzibą dworską na Dolnym Śląsku i jedynym pałacem o cechach gotyckich w tej części władztwa Piastów. Zwieńczenie prowa­dzonych od ponad 30 lat prac budowlanych na zamku nastąpiło w roku 1515 i zbiegło się ze ślu­bem Fryderyka z córką króla polskiego Kazimierza - Elżbietą Jagiellonką. Z tej okazji zjechała do Grodźca śmietanka rycerstwa śląskiego, polskiego i niemieckiego w towarzystwie dam, a samą wa­rownię pięknie udekorowano. Książę odebrał hołdy wasalne, po czym ubrany w paradną zbroję turniejową rozpoczął zawody rycerskie, których centralnym punktem były wyścigi po pierścień. Niespełna dziesięć lat po tych wydarzeniach zainicjowano prace mające uczynić zamek jeszcze wystawniejszym i bardziej komfortowym. Pod kierunkiem architekta Wendela Rosskopfa wyko­na­no dolną kondygnację pałacu z kręconymi schodami i pięknymi sklepieniami wzorowanymi na tych, jakie zobaczyć można na praskich Hradczanach. Projekt zrealizowano z kamienia, z jakiego było zbudowane wzgórze zamkowe, a mianowicie z bazaltu w kolorze oliwkowym, uzupełniając piaskowcem z pobliskiego kamieniołomu Hockenberge. W odnowionym budynku 27 maja 1523 roku odbyło się spotkanie Fryderyka II z markgrafem Jerzym I i jego bratem kanonikiem Wilhel­mem, po którym to spotkaniu Fryderyk oficjalnie przyjął wiarę luterańską. Tak doniosłe wydarze­nie trzeba było obowiązkowo uczcić - zabawa niewątpliwie musiała być przednia, skoro zakończy­ła się wielkim pożarem, w którym spłonęła połowa odnowionego zamku. Niemal natychmiast przy­stąpiono do odbudowy, przy okazji - w atmosferze wielkiej trwogi przed armią turecką - prze­budowano fortyfikacje przystosowując warownię do obrony przed bronią palną i umożliwiając stosowanie takowej z poziomu murów obronnych. W tym celu poszerzono fosy oraz wzmocniono bramę wjazdową, zbudowano też wielkie półokrągłe kaponiery od strony wschodniej i od zacho­du.
We wrześniu 1547 roku miejsce zmarłego księcia zajął jego syn Fryderyk III, który wcze­śniej po ślubie z księżniczką Katarzyną Meklenburską otrzymał Grodziec wraz z rocznym uposażeniem w wysokości 2000 florenów na utrzymanie dworu. Nie zamierzał on jednak pozo­stawać na prowincji i wkrótce przeniósł się wraz ze swą świtą na cesarski zamek w lewobrzeżnym Wrocławiu. Do Grodźca powrócił sześć lat później w obawie przed panującą we Wrocławiu i Legnicy zarazą, w tym przypadku prowincja - ze względu na znaczną odległość od stałych siedzib ludzkich - postrzegana była jako bezpieczne schronienie, do którego morowe powietrze nie po­win­no dotrzeć. Wkrótce jednak popadł w konflikt z bratem Jerzym II i z samym cesarzem, przez co został odsunięty od władzy i uwięziony. Jego następcą został syn Henryk XI - dwukrotny kan­dydat do polskiego tronu, jeszcze większy niż ojciec utracjusz, który przehulawszy cały majątek, w trudnych chwilach zmuszony był odżywiać się jagodami i samodzielnie oporządzać pozostały przy życiu inwentarz. Pozbawiony własnych dóbr gnębił i okradał majątki swojego młodszego brata - Fryderyka IV, wtedy już prawowitego władcę księstwa, podbierając z należących do niego sta­wów ryby i zabierając krowy z jego stad. Nie stronił też od pospolitych aktów bandyckich, napada­jąc niejednokrotnie na przejeżdżających w okolicy kupców. Wcześniej jednak, bo w roku 1558, odsprzedał warownię wraz z miastami Złotoryja i Lubin Jerzemu II Brzeskiemu za kwotę 67,000 talarów, a ten z kolei w 1577 wydzierżawił ją za 10,000 talarów rycerzowi Leonardowi Skopp-Kotzenau. Leonard zbyt długo na zamku jednak nie mieszkał, bowiem już kilka miesięcy później przegonił go stamtąd Henryk, rozpoczynając opisany wyżej okres rozbojów i grabieży. Obronny charakter budowli i zgromadzony w niej zapas amunicji czyniły z Grodźca twierdzę bar­dzo trudną do zdobycia, dzięki czemu nie niepokojony przez braci książę przez długi okres czasu mógł bez przeszkód kontynuować swój zbójecki proceder. Koniec rządów Henryka XI w Grodźcu przypadł na 16. października 1578, kiedy najwyraźniej znudzony brakiem zajęcia wraz ze swą świ­tą wyruszył w podróż po krajach niemieckich. Po nim opiekę dzierżawną na zamku sprawował Brendan von Zedlitz, który niedługo potem przekazał ją biskupowi Marcinowi Gertsman­nowi, a ten - zmuszony decyzją cesarza - oddał go Fryderykowi IV. Po śmierci tego władcy w roku 1596 Grodziec przeszedł na własność księcia Joachima Fryderyka. Za jego czasów zamek dał się zapamiętać głównie jako miejsce przetrzymywania skazanych za herezję wyznawców doktryny religijnej Kaspara Schwenkfelda, a jego świetność powoli chyliła się ku upadkowi.
Po wybuchu wojny 30-letniej po ziemi śląskiej zaczęły krążyć wojska zwalczających się stron, bezlitośnie plądrując zajęte wsie i miasta. Grodziec stawał się w takich chwilach schronieniem dla okolicznych mieszkańców, którzy oddawali tu na przechowanie nierzadko cały swój dobytek. Aby utrzymać zamek w trwałej i skutecznej gotowości obronnej ówczesny władca Jerzy Rudolf zakontraktował u cenionego fortyfikatora Walentego Saebischa projekt otoczenia go nowoczesnym narysem bastionowym. Część projektów wkrótce zrealizowano, min. wzniesiono nową wieżę z pokojami dla wartowników, wzmocniono główną wieżę obrony i postawiono most zwodzony, jednak większość planów ze względów finansowych zarzucono, co srogo zemściło się w roku 1633, gdy zamek bez większego wysiłku zdobyły cieszące się złą sławą oddziały cesarskie do­wo­dzone przez hr. Albrechta Wallensteina, a następnie okradły go i zniszczyły, paląc książęce pa­la­tium i resztę zabudowań. W kronice złotoryjskiej zanotowano, że zdobycie warowni było efek­tem zdrady jednego z członków załogi, z kolei kronika legnicka podaje, że zdradziła kochanka bur­grabiego, o imieniu Meta, która dla zysku podała oddziałom cesarskim sposób dostania się do zamku. Po tym wydarzeniu burgrabią na zgliszczach został Jan Daniel von Salendopler, zaś w latach 1636-1640 zamkiem zarządzał holender baron von Baer. W tym czasie w zamkowych lochach więziono szwedzkich żołnierzy, których było dość dużo, a wielu z nich zmarło w lochach. Kwaterunek wojsk stanowił ogromne obciążenie finansowe dla mieszkańców okolicznych miej­sco­wości zmuszonych do zbierania sum na jego utrzymanie. Tylko w 1641 kwota ta wyniosła prze­szło 10,000 talarów. Rok później warownia trafiła w ręce szwedzkie, służąc przez krótki czas za kwaterę oddziałów pod dowództwem gen. Stahlhansa i Torstena. W 1643 Grodziec odzyskali żoł­nierze cesarscy, wtedy też mieszkańcy Złotoryi i sąsiadujących wiosek rozpoczęli rozbijanie jego murów, aby pozbyć się uciążliwego miejsca, z którym wiązały się ogromne straty i koszty utrzy­mania obcych armii. Szczęśliwie z różnych względów zamierzenie to nie zostało w pełni osiąg­nięte, choć część umocnień zostało rozebranych, wiele zamkowych detali zdemontowano i sprze­dano na aukcjach, a sam obiekt znacznie podupadł. Cień szansy na jego uratowanie pojawił się podczas uroczystej wizyty na Grodźcu ostatniego Piasta, piętnastoletniego Jerzego Wilhelma, któ­ry niesiony rodzinnymi sentymentami obiecał, że zamek odbuduje. Niestety, książę Jerzy umarł kilka miesięcy po tej deklaracji, a posiadłości wraz Grodźcem trafiły pod zarząd cesarski.
Po wymarciu śląskiej linii rodu Piastów ich posiadłości, wśród nich Grodziec, przeszły pod zarząd cesarski. W roku 1684 majątek za 90,000 florenów kupił hrabia Walter von Gallas, by 16 lat później odstąpić go za sumę 100,000 talarów staroście głogowskiemu Janowi Wolfgangowi von Frankenberg, panu na Kliczkowie, Raciborowicach i Ratajnie. Po nim w 1719 warownię przejął w spadku syn Otto Ferdynand von Frankenberg, który dokonał nie­wielkiego remontu palatium, a w 1728 u stóp góry zamkowej wzniósł zachowany do dziś baro­ko­wy pałac. W roku 1749 za kwotę 97,000 talarów właścicielem Grodźca został pruski feldmarszałek Fryderyk Leopold hrabia von Gessler, lecz już cztery lata później pojawił się tutaj nowy gospodarz - marszałek dworu Hans von Schellendorf. Podobnie jak von Gessler zamieszkał on nie na zamku, tylko w zbudowanym trzy dekady wcześniej pałacu. Warownia pełniła drugorzędne znaczenie, inwestycje w nią były minimalne lub nie było ich w ogóle, z czasem budowla zaczęła więc popadać w ruinę, którą przyspieszyła wielka burza, jaka rozpętała się nad Grodźcem wiosną 1766 roku. W jej efekcie dach i krokwie palatium zawaliły się niszcząc sklepienie górnego piętra. Von Schellendorf zmarł dwa lata po tym wydarzeniu, a władzę nad posiadłością przejęła jego mat­ka Krystyna Dorota, następnie w 1773 roku Jan Zygmunt von Schellendorf, który zmarł 11 lipca 1800 roku.
(..Cały obiekt zachowany jest w poważnej ruinie, cały obszar zamku zasłany jest blokami kamiennymi, które wypadły z murów przy wysadzaniu ich w powietrze przez minerów Wallensteina. Pochodzą one też z ruin wielkiej wieży. Mury były także rujnowane przez miejscową ludność, która brała kamienie z zamku do budowy swych domostw. Jednakże na zamku stoi wspaniały budynek mieszkalny, który ma już od wielu lat dach i okna. Jego pokoje są zasklepione, a piwnice są dobrze zachowane. Także po galerii można chodzić. Schody są dobre. Przed 60-laty w towarzystwie wchodziłem po tych schodach i zwiedzałem poszczególne pokoje. Budowla była wówczas jeszcze możliwa do zamieszkania. W miłym towarzystwie spędziliśmy podczas podróży do Grodźca, jedząc, pijąc i przy muzyce tańcząc, wiele dni, a nawet tam nocowaliśmy. Jednakże dziś byłoby to niemożliwe. [...] Wchodząc na teren zamku mamy przy bramie dużą zwaloną wieżę, na której był wielki krucyfiks i data 1473, a która to budowla dziś jest poważnie uszkodzona.
Adam J. Hensel, Aurimontium vetus Diplomaticus ex centenis Monumentiis in Curia et aliis locis obciis ilustratum, Anno Domini 1753....)
Wpaździerniku 1800 roku ruinę wraz z posiadłością za sumę 353,000 talarów kupił od Zygmunta von Schellendorf hrabia Rzeszy Jan Henryk VI von Hochberg z Ksią­ża, miłośnik sztuki i historii Śląska - ten sam, który zlecił stworzenie malowniczych ruin zamku Stary Książ. Wkrótce przystąpił on do restauracji zaniedbanej budowli i w ciągu ledwie dwóch lat udało mu się przywrócić jej stan umożliwiający zwiedzanie, a nawet organizowanie w jej murach uroczystości czy otwartych imprez plenerowych. Należy przy tym podkreślić, że stosowana przez niego metoda konserwatorska była rzetelna i nie naruszała oryginalnego wystroju warowni, nie do­dawała też obcych architektonicznie elementów. Zasadnicze prace polegały na wyrównaniu te­renu na dziedzińcu i przedzamczu, zalesieniu otaczających zamek stoków, częściowym odkopaniu murów obronnych i ustawieniu kamiennych stołów oraz ław. Ani zniszczony podczas wojny 30-letniej donżon, ani pozbawione dachu palatium nie zostały w pełni odbudowane, natomiast z myś­lą o zwiedzających powstały schody na wieżę bramną, na której umieszczono punkt wido­kowy. Na podzamczu wzniesiono drewniane altany i dom ogrodnika, gdzie można było przeno­co­wać i coś zjeść. W zachowanej części pałacu urządzono skromną wystawę muzealną nawiązującą do historycznych dziejów i tradycji Grodźca - zamek uchodził wówczas za pierwszy w Europie zabytek przystosowany do celów turystycznych.
Wokresie wojen napoleońskich na wzgórzu zamkowym stacjonowały wojska francuskie, wtedy też feralnego dnia 10 sierpnia 1813 roku, podczas hucznej imprezy z okazji 44. uro­dzin Napoleona wybuchł w ruinach pożar spowodowany rozprzestrzenieniem się ognia z przy­gotowanej specjalnie na tę okazję iluminacji wykonanej z rozstawionych wokoło murów pocho­dni. Tydzień później pod Grodźcem toczyły się już zażarte walki między nacierającymi od Legnicy kozakami i wojskami pruskimi, a stacjonującymi we wsi oddziałami francuskimi, zakończonej wycofaniem się Francuzów po trzech dniach zaciętych walk. Dziesięć lat po tych wydarzeniach po­sia­dłość za sumę 350,000 talarów kupił berliński finansista Wilhelm von Benecke. Z zapałem kontynuował on starania poprzednika o poprawę kondycji ruin zamku: wyremontował najwyższe piętro palatium, reprezentacyjną Salę Rycerską wyposażył m.in. w pochodzące z XVI stulecia za­bytkowe szwajcarskie witraże, wzniósł nowe kamienne schody prowadzące do kaplicy, a także po­większył park zamkowy. 1 czerwca 1859 roku dobra przejął syn Wilhelma, pułkownik w stanie spoczynku Ryszard August Benecke, a po jego śmierci w 1868 zarządzała nimi matka Au­gusta - Maria Luiza. Kiedy i ta zmarła, na podstawie sporządzonego przez nią testamentu Grodziec trafił w ręce generałowej Rozalii Cecylii von Schlegell. Spadkobiercą Cecylii po jej smutnej śmierci w 1889 została szwagierka Zuzanna von Salisch, która pozbyła się kłopotu za ogromną wówczas kwotę 1,800,000 marek. Nowy właściciel Leonard Amadeusz Maksymilian hrabia Henckel von Donnersmarck - adiutant Jej Wysokości wielkiego księcia Sachsen-Weimar - częściowo zrekompensował sobie wydatek sprzedając za sumę 80,000 marek wspomniane wcze­śniej zabytkowe witraże z Sali Rycerskiej. Niedługo potem umarł i od 1895 roku przez kolejne cztery lata panią na Grodźcu była wdowa po bogatym Amadeuszu.
''Zamek Grodziec wznosi się na 408 metrów ponad poziom morza na pokładzie bazaltu i leży na Dolnym Śląsku, w obwodzie regencyjnym legnickim, między czterema miastami, z jednej strony Bolesławcem i Loewenbergiem, a z drugiej Haynauem i Goldbergiem [...] Ze wszystkich budowli ocałał tylko pałac na mieszkanie rycerskie służący, dziś w znacznej części w letniej porze na restaurację wydzierżawiony. W pałacu tym godne są widzenia dwie sale rycerskie. Pierwsza z nich, w gotyckim stylu zbudowana, ma trzy w ostre łuki zakończone okna. Okna te, ze względu na obronę wąskie, dawnymi czasy nie miały szkła, tylko ramy ich były wypełnione pergaminem napełnionym tłuszczem lub tabliczkami rogowymi. Ozdób nie ma ta sala żadnych, ani śladu malatur. Druga sala ma na ścianach dużo olejnych obrazów przedstawiających znakomite osobistości zeszłego wieku. Znawców i lubowników sztuki interesować tu będzie sześć obrazów na szkle malowanych a zawieszonych na oknach.
Tygodnik Ilustrowany, 1881 ''
W 1899 roku posiadłość wraz z zamkiem za kwotę 2,000,000 marek nabył tajny radca poselstwa w niemieckim MSZ Willibald Ernest Edward von Dirksen z zamiarem urządzenia w położonym u stóp wzgórza pałacu letniej rezydencji dla rodziny, która mieszkać tu miała do później jesieni, miesiące zimowe zaś spędzać w swej willi przy Potsdamerstrasse w Ber­linie. Von Dirksen miał w planach również rekonstrukcję warowni, dlatego już niedługo po tran­sakcji jej kupna zatrudnił znanego architekta Bodo Justusa Ebhardta, autora późniejszej prze­budowy zamku Czocha, pod kierownictwem którego w ciągu trzech lat naprawiono front pala­tium, podniesiono jego mury i pokryto je dachem, podwyższono też wieże, odtworzono ich szczyty wraz z blankami, postawiono również bramę na podzamcze oraz mosty. Od nowa urządzono wnę­trza organizując w nich pokoje gościnne, restaurację i sale wystawowe z wielką liczbą cennych zabytków sztuki i historycznej broni. W rezultacie tej dość luźno prowadzonej i niekonsekwentnej rekonstrukcji obiekt otrzymał bardzo interesującą bajkową formę, stracił jednak przy tym wiele ze swojego autentycznego charakteru nawiązującego do wcześniejszej historii i tradycji. Ebhardt nie odbudował zamku w całości. Zaniechał odtworzenia donżonu, muru północno-wschodniego i pew­nej części elementów na pamiątkę wandalizmu żołnierzy Wallensteina z czasów wojny trzy­dziestoletniej. Po uroczystym otwarciu z udziałem cesarza Wilhelma II 9 maja 1908 warownia od­dana została w użytkowanie narodowi niemieckiemu, a symboliczną pieczę nad nią sprawować miało jedno z regionalnych towarzystw historycznych. Odtąd często odbywały się tutaj spotkania i masowe imprezy kulturalne, dużą popularność uzyskała też zamkowa restauracja, w latach 20. prowadzona przez niejaką panią Görner. Po śmierci Willibalda w 1926 roku majątek przejął jego syn Herbert von Dirksen, nazistowski polityk i zaufany współpracownik Hitlera.
Na początku 1945 zespół zamkowy uległ częściowej dewastacji: spłonęły dachy pałacu i wież, a zabytkowe zbiory zostały rozkradzione przez oddziały NKWD i korzystających z powojennej anarchii szabrowników. Przez pierwsze lata po wojnie ruiny stały opuszczone i dopie­ro w roku 1959 rozpoczęto tutaj prace zabezpieczające i porządkowe. Równocześnie, w ramach tak zwanego czynu społecznego usunięto z dziedzińca dziko porastającą roślinność, młode drze­wa, a także ułożono rozrzucone bezładnie elementy kamieniarki. W dalszym etapie zrekonstru­owano dach palatium, który pokryto rzymską dachówką, odtworzono drewnianą konstrukcję przejść i schodów, wykonano nowy most, a sklepienia budynków zabezpieczono cementem. Kilka lat później bawiące się w sąsiedztwie warowni dzieci znalazły pod jednym z powalonych drzew ceramiczne naczynie wypełnione 491 sztukami średniowiecznych monet, ukrytych tam prawdo­podobnie około roku 1500 w nieznanych nam dzisiaj okolicznościach. W roku 1975 zamek przejął w użytkowanie wrocławski Instytut Aktora Teatru Laboratorium. Później zarządzało nim PTTK, w okresie 1981-1988 właścicielem Grodźca była cementownia "Podgrodzie", a od 1993 przez kolejne dziewięć lat dzierżawił ją prywatny inwestor. W 2002 roku zabytek przeszedł pod opiekę zarządu gminy Zagrodno, której władze próbują przywrócić byłej rezydencji Piastów jej dawny blask.
Współczesny wygląd wzniesionej z ciemnego bazaltu warowni jest w znacznym stopniu efektem dokonanej sto lat temu przebudowy, która znacząco zatarła obraz założenia póź­nośredniowiecznego. Obecnie zespół zamkowy składa się z malowniczego zamku górnego i rozle­głego, zalesionego dziś przedzamcza o orientacyjnych wymiarach 270x140 metrów. Zabudowa zamku wysokiego tworzy nieregularny sześciobok z elementami dominującymi w postaci uloko­wanego przy zachodniej kurtynie pałacu, wieży północnej i potężnego donżonu, zamykającego sześciobok dziedzińca od południa. Łamane pod kątem 30 stopni palatium jest jedną z nie­licz­nych na Dolnym Śląsku zachowanych w pierwotnej formie książęcych siedzib. Wkomponowane zostało ono w system obronny warowni w taki sposób, że jego zewnętrzna, zachodnia ściana jest jednocześnie murem obwodowym, wzmocnionym w narożach wieżami flankującymi kurtynę zachodnią. W dolnej kondygnacji budynku znajduje się zbiornik z wodą pitną oraz dostępne tylko z dziedzińca, nie połączone z wyższymi kondygnacjami piwnice, w których przed laty funkcjo­nowała piwiarnia, spiżarnia, a także jadalnia dla służby. Pierwsze i drugie piętro pałacu pełniły funkcje rezydencjalne, o czym świadczą bogato ornamentowane otwory okienne, dawniej wypeł­nione witrażami. Wejście do tych pomieszczeń prowadzi przez usytuowany przy załamaniu osi budynku ostrołuczny wysoki portal, następnie kruchtę, z której do wnętrza wiedzie para go­tyc­kich portali zamkniętych pięknie rzeźbionymi drzwiami. Przedsionek przykryty został skle­pieniem krzyżowo-żebrowym, stąd prowadzą wejścia do pomieszczeń parteru, na 1. piętro, a niegdyś również na dach. Na prawo od sieni mieszczą się dwie duże izby kryte sklepieniami beczkowymi. Pomieszczenia te pierwotnie służyły jako pokoje gościnne, a w czasach nowożytnych umieszczono w nich gospodę dla turystów i kuchnię.
Na południe od sieni usytuowano pierwsze reprezentacyjne pomieszczenie na zamku, tzw. Wielką Salę o wymiarach 17x9 metrów, przykrytą sklepieniem gwiaździsto-sieciowym o wysokości przekraczającej 5 i pół metra, w zwornikach którego znajdowały się niegdyś herby śląskich rodów rycerskich. Odpowiednią ilość światła w komnacie zapewniały trzy wielkie gotyc­kie okna zamknięte w krytych pięknym sklepieniem kryształowym wnękach okiennych, daw­niej odseparowanych od Wielkiej Sali szklanymi okiennicami. Południową, skrajną przestrzeń pa­ła­cu na parterze zajmuje Pokój Książęcy kryty sklepieniem gwiaździstym, na którego środ­kowym zworniku znajduje się herb księstwa legnickiego. Główną ozdobą komnaty jest wstawiony tutaj przez Bodo Ebhardta kunsztowny gotycki kominek z herbem Dirksenów w środku i fan­tastycznymi stworami stylizowanymi na psy na jego narożach. W zachodniej części pomieszczenia wznosi się kręcona klatka schodowa z kamienną poręczą, prowadząca do komnat piętra pałacu.
Pierwsze piętro otwierają od południa dwa niewielkie pomieszczenia przeznaczone pierwotnie na potrzeby księżnej i jej dworu. Obok nich znajduje się klatka schodowa pro­wadząca na wszystkie kondygnacje, w tym na umieszczony w koronie murów górny taras, także do krytego korytarza, którym można przejść do położonej w przeciwległej części pałacu kaplicy. Nad Wielką Salą ulokowano drugie reprezentacyjne pomieszczenie zamku, tzw. Salę Rycerską krytą trójprzęsłowym sklepieniem krzyżowo-żebrowym o rozpiętości ponad 9 metrów. Sklepienie to jest wtórnym elementem architektonicznym, bowiem oryginał zawalił się podczas burzy w 1766 roku. Z Sali Rycerskiej prowadzi wyjście na szeroki taras widokowy biegnący wzdłuż wscho­dniej kurtyny palatium, dziś częściowo zrujnowany i niedostępny. Kondygnację zamykają od północy dwa niewielkie bliźniacze pomieszczenia, zapewne dawne pokoje księcia, z których jeden zaaranżowany został na początku XX stulecia na kaplicę. Prowadzi do niej renesansowy por­tal z trzema okrągłymi otworami, dekorowany z obu stron XVI-wiecznymi epitafiami rycerskimi pochodzącymi ze wsi Biersdorf położonej w Środkowej Nadrenii, należącymi do Christopha oraz Fryderyka von Mulburg zmarłych w 1. połowie XVI wieku. Nad wejściem wmurowano średnio­wieczną płaskorzeźbę z przedstawieniem Chrystusa biczowanego przez żołnierzy. Charaktery­stycznym elementem kaplicy jest wykuty w ścianie balkonik, do którego można się dostać od strony korytarza obronnego wyższej kondygnacji, a także oddzielone łukiem prezbiterium z umie­szczonym w jego centralnej części niewielkim ołtarzem. Pomieszczenie nakrywa efektowne dwu­przę­słowe sklepienie sieciowe wzmocnione krzyżującymi się żebrami wykonanymi na podobień­stwo konarów.
Wpołudniowej części zespołu obronnego stoi masywna wieża, donżon, teraz już tylko częś­ciowo zachowana. Ta najpotężniejsza wieża na Grodźcu miała przede wszystkim służyć obronie głównego wjazdu na zamek wysoki. Zbudowana została na planie kwadratu o podstawie 16 metrów, a jej wysokość pierwotnie przekraczała 26 metrów, na które składało się sześć wyso­kich kondygnacji połączonych kamiennymi schodami i dostawionymi w latach 60. XX wieku drewnianymi łącznikami. Druga, wyraźnie mniejsza od donżonu pod względem kubatury wieża, zwana Starą, stoi wysunięta poza kurtynę muru w północnej części założenia. Wieńczy ją czte­ro­spadowy dach, u podstawy którego prowadzi ganek obronny z krenelażem i otworami strzelni­czymi, a na ścianach od strony palatium oraz fosy wiszą charakterystyczne kamienne wykusze la­tryn. Komunikację wewnątrz wieży zapewniają kręcone klatki schodowe w części północnej i południowo-zachodniej, zaś komunikacja pomiędzy wieżami a palatium odbywała się za pośred­nictwem drewnianych tarasów i poprowadzonych na murach ganków. Najciekawszy z nich znaj­duje się na koronie dachu pałacu i łączy z okrągłą wieżą narożną, gdzie na podwyższeniu umiesz­czono punkt widokowy, w którym przed wojną zainstalowane były lornetki. Zabudowania zamku wysokiego uzupełniały od wschodu mniejsze budynki zamykające przestrzeń nieregularnego dzie­dzińca o powierzchni 3,200 metrów2. Obronność zespołu zapewniały wkomponowane w linię murów baszty oraz dwie potężne basteje i bastion wschodni, skąd prowadził mur wzdłuż stawów aż do bramy głównej. Wnętrza baszt zasypane zostały częściowo rumowiskiem, a na ich szczycie urządzono tarasy widokowe.
Wjazd na zamek górny prowadził mostem zwodzonym, zastąpionym później drewnianą przeprawą, przez dwa ostrołukowe kamienne portale, z których jeden przeznaczony był dla pojazdów, a drugi dla pieszych. Nad wejściem wmurowano XV-wieczną płaskorzeźbę z wize­runkiem św. Jerzego, dziś już mało czytelną. Mur w tym miejscu zwieńczono attyką, a w części zachodniej wyposażono w nadwieszoną wieżyczkę wartowniczą, przy czym elementy te nie nale­żały do oryginalnego wyposażenia zamku i zostały dodane podczas romantycznej przebudowy re­alizowanej pod kierownictwem Bodo Ebhardta. Na zachód od wejścia znajduje się szerokie bas­tionowe międzymurze broniące wjazdu na podzamcze od strony za­cho­dniej i południowo-zacho­dnie przedpole zamku. W miejscu tym na początku XX stulecia utworzono lapidarium bogate we wmurowane w ścianę warowni stare elementy jej wystroju: oryginalne żebra sklepień palatium, fragmenty portali oraz ram okiennych, a także kamienne i metalowe kule armatnie z okresu pow­stań husyckich i wojny trzydziestoletniej. Wjazdu na dziedziniec broniło międzybramie z umiesz­czonym tu w okresie nowożytnym wykuszem i piękną tarczą herbową książąt legnickich wyposa­żoną w napis herzoge ze Leignitz (książęta legniccy), zaś bezpieczeństwo od strony głównej drogi zapewniało flankowane wieżyczkami przedzamcze. Współczesny wygląd stojących tu umocnień jest efektem rekonstrukcji Bodo Ebhardta, i tak na przykład główna brama oryginalnie dwutrak­towa, przekształcona została w pozbawiony jednego traktu malowniczy zespół nakryty drewnianą konstrukcją z otworami strzelniczymi i hurydycjami. Teren przedzamcza ograniczony jest fosą, ruinami murów obronnych i baszt, a w jego głębi stały budynki pomocnicze i gospodarcze, któ­rych pozostałości odnaleźć można wśród zdziczałej zieleni.
Zamek Grodziec stanowi niewątpliwie jedną z najwspanialszych atrakcji turystycznych regionu. Udostępniony do zwiedzania w formie z wolna wskrzeszanej ruiny wita gości przyjaznym, nawiązującym do minionych wieków klimatem i znakomitą atmosferą. Na zamku otwarta dla publiczności jest tylko część pomieszczeń, wśród nich Sala Wielka, Sala Rycerska, pokoiki księżnej, Pokój Książęcy oraz kaplica, jeszcze niedoinwestowane, jeszcze w znacznej mie­rze wymagające renowacji, z przypadkowym, często odpustowym wystrojem. Jednak co ważne, widoczne sa zmiany ku lepszemu. Wprawdzie postępują one bardzo powoli, ale jestem przeko­nany, że obrany kierunek rozwoju zamku jest właściwy i ten z roku na rok będzie coraz pięk­niejszy. Dodatkową atrakcją, może nawet sztandarowym punktem wycieczki na Grodziec, jest możliwość wejścia na trzy wieże, w tym niedawno udostępniony donżon, a także - po wielu latach wyłączenia z użytku - możliwość spacerowania po koronie murów pałacu, skąd rozciąga się wspa­niała panorama Pogórza Kaczawskiego. Najmniej interesujące z uwagi na zły stan i wymagające pilnej interwencji jest przedzamcze, obecnie zaniedbane, porośnięte dziką roślinnością i częś­ciowo zaadaptowane na parking dla turystów. Romantyczna forma zamku i jego atrakcyjne po­łożenie sprawiają, że niemal przez cały rok tętni on życiem; organizowane są tutaj turnieje rycer­skie, widowiska teatralne i występy grup muzycznych, liczne imprezy i festyny związane z dzia­łalnością lokalnej społeczności, a także imprezy zamknięte.
{Słowiańska forma Godiuice w okresie średniowiecza wielokrotnie ulegała zmianom. W dokumentach z 1175 roku stoi Grodiz, by w następnych latach pojawiły się zlatynizowane: Grodez, Grodis, Grodes, Gradis oraz Grades. Początek wieku XIV przyniósł postępującą germanizację nazwy i tak w roku 1305 wzgórze pisało się już jako Groditz. W XV stuleciu funkcjonowały określenia Gradesburg i Gradisberge, zaś okoliczni mieszkańcy wołali na zamek po prostu: der Gratz. W 1575 obowiązywała nazwa Godzberg, która na przestrzeni wieków ewoluowała przez Graditzberg (1636), Grotzberg (1665), Graditzberg (1729), aż do XIX-wiecznej formy Groditzburg. Polskie nazewnictwo Gro­dzisko pojawiło się po raz pierwszy w publikacji z roku 1904, nie przetrwało jednak długo, bo po II. wojnie światowej przyjęto nazwę Grodziec Piastowski, skrócony z czasem do krótszej formy Gro­dziec.}
<Zgodnie z wytycznymi księcia Fryderyka budowana na Grodźcu wieża miała mieć mocną konstrukcję, takie same ganki osadzone na podobnej wysokości, cztery sklepienia, wykusze oraz połączenie kręco­nymi schodami z zamkiem. Ponadto zabezpieczać ją miały dymniki, mur ogniochronny, okna dachowe i gzymsy. Wieża miała oczywiście posiadać ustępy, różne komnaty, a w nich szafy ścienne. Dostarczenie materiałów budowlanych w postaci wapna, kamieni, drewna, żerdzi i żelaza leżało po stronie książęcej. Zapłatą dla budowniczych było 200 guldenów, w tym 50 wypłaconych jako zaliczka, 50 na święta Bo­żego Narodzenia, 50 na Wielkanoc i 50 na św. Jana. Książę opłacał też jedzenie i picie dla mistrzów i ich sług.
Podczas prac doszło do przynajmniej jednego śmiertelnego wypadku. Z rusztowania przy wieży spadł robotnik budowlany Jakub Jancke. O tym smutnym wydarzeniu przypominać miała pamiątkowa fi­gurka umieszczona na zachodnich drzwiach zamkowych.>
{Fryderyk III był władcą z natury bardzo rozrywkowym, kochającym się w rozmaitych turniejach, biesiadach i polowaniach. Z jego to inicjatywy 15 czerwca 1549 roku rozpoczął się w Grodźcu wspaniały turniej rycerski, w którym uczestniczyło 102 rycerzy, wśród nich m.in. książę brzeski Jerzy II, książę Henryk II z Bernstadt, książę Jan z Oleśnicy, Otto von Zedlitz z Prochowic, Otton von Zedlitz z Prusic, Gunter von Salza, kanclerz Wolf von Bock z Jerzmanic, Jan von Schaffgotsch z Gryfa, Konrad von Hochberg z Książa, Jerzy von Reder z Uniejowic, Wolf von Skoppe oraz Jerzy von Rechenberg z Kliczkowa. Towarzyszyło im 128 dam, a także 99 knechtów i heroldów. W turnieju brać udział mogli panowie, którzy nigdy nie spieniewierzyli się władzy chrześcijańskiej lub cesarstwu, nigdy też nie złamali danej przysięgi (!), nie dokonali zdrady małżeńskiej (!!), nie stchórzyli na polu bitewnym ani nie trudnili się rozbojem. Ponadto każdy z nich musiał udowodnić swe szlacheckie pochodzenie głosami co najmniej czterech świadków. Książę Fryderyk osobiście opłacił udział hrabiego z 6 końmi, wolnego pana z 4, rycerza z 3 i szlachcica z 2 końmi.
Trwający 4 dni turniej w najważniejszej konkurencji, pojedynku na kopie, wygrał Otto von Zedlitz z Prochowic i on otrzymał z rąk księżnej złotą kotwicę. Druge miejsce, uhonorowane pięknym hełmem rycerskim, zajął Baltazar von Promnic, zaś trzecie - Mateusz von Logau, który wzbogacił się o srebrny puchar. Uzupełnieniem ostatniego dnia turnieju były zawody w strzelaniu ze sprowadzonego z Turcji muszkietu, za co nagrodą były jedynie chorągwie i trąbki. Damy również rywalizowały ze sobą w strzelaniu do tarczy, a zwyciężczyni wygrała złotą kotwicę.}
<Podczas prowadzonej na początku XX wieku rekonstrukcji Grodźca jej autor Bodo Ebhardt odnalazł liczne dokumenty przybliżające życie codzienne mieszkańców zamku z XVI i XVII stulecia. W doku­mentach tych odnotowano opłaty czynszowe wnoszone przez karczmarza, czynsz od kowala, wpisano opłaty za sprzedaż drewna z lasu grodzieckiego, kary pieniężne, czynsze wieczyste, napiwki, ważniejsze wydarzenia we wsi, konflikty graniczne itp. Wśród rozchodów znajdował się zapis dotyczący wypłacenia proboszczowi z Sędzimirowa 4 talarów i 25 groszy za odprawienie nabożeństwa przy folwarku w Grodźcu w dzień św. Jerzego, czy wydatków dotyczących spraw tak przyziemnych jak zakup kłódek do komór zamkowych za kwotę 10 groszy i łupek do pokrycia dachu kaplicy za kwotę 1 talara i 24 groszy. Zachowały się również księgowania kosztów oraz zysków z hodowli karpii w stawie folwarcznym. Jak się okazuje, był to interes bardzo opłacalny, który tylko w 1606 roku przyniósł zysk netto w wysokości 252 talarów.
Wśród odnalezionych przez Ebhardta dokumentów ogromną wartość przedstawiają opisy inwen­taryzacyjne zamku z lat 1625 i 1630. Ich tekst jest zbieżny, a różnice dotyczą zmian dokonanych w wyniku remontu zniszczonych przez wojnę murów oraz pomieszczeń. Wedle tych opisów główny budynek mieszkalny - palatium - pokryty był dwuspadowym dachem, po bokach zakończonym go­tyckimi schodkowymi szczytami. Przy pałacu, od strony murów stały dwie okrągłe trzykondygnacyjne wieże, zaś od strony północnej - pomiędzy pałacem a starym domem - stara wieża niszczona często przez wichury. Wewnątrz, w dolnym, pięknie zasklepionym pomieszczeniu, znajdowała się piwnica zwana winiarnią, nad nią komnaty z oknami oraz stary pokój z kominkiem. Całość przykryto dachem, który jeszcze w 1625 roku był mocno zniszczony. Za wieżą, w kierunku wschodnim, wznosił się dom zarządcy zamku. Dalej po prawej stronie stała kuchnia z jadalnią i łaźnią. W ich sąsiedztwie przy murze znajdowała się okrągła wieżyczka pełniąca funkcję więzienia. Obok piekarnia z dwoma piecami, a dalej studnia. Wielka wieża (donżon) stojąca u wjazdu na dziedziniec miała dwie zasklepione piwnice, ponad którymi wznosiło się sześć pięter. Na samym jej szczycie umieszczono zbrojownię, a nad nią poddasze do magazynowania zboża. Wieżę przykrywał strzelisty, czterospadowy dach.
W sąsiedztwie wjazdu, od strony bramy, wmurowano płaskorzeźbę z 1473 z wizerunkiem ukrzyżo­wanego Chrystusa. Po lewej stronie stały dwie murowane stajnie na 11 koni. Wrota do zamku zabez­pieczone były dodatkowo kutą żelazną kratą i mostem zwodzonym. Przy nim wedle opisu z 1625 roku miały stać mury kościoła, którego dach i pokrycie zostały zerwane, a ocalał jedynie zarys murów. Wedle opisu z roku 1630 mieścił się tutaj arsenał, zbrojownia i magazyn zboża.>
{Herbert Kurt von Dirksen urodził się w Berlinie 2 kwietnia 1882 roku w rodzinie bogatych dyplomatów niemieckich. Po ukończeniu studiów prawniczych rozpoczął pierwszą pracę w sądzie okręgowym w Złotoryi, następnie zatrudnił się w Bonn jako asesor. Po zakończeniu 1. wojny światowej, podczas której służył w kawalerii, rozpoczął - nie bez pomocy ojca - służbę dyplomatyczną. W 1919 objął referat krajów bałtyckich przy niemieckim MSZ, rok później był radcą poselskim w Warszawie, zaś już w 1921 pełnił funkcję kierownika Departamentu Polskiego MSZ. Jego kariera nabierała rozpędu: w 1923 roku został konsulem generalnym Niemiec w Wolnym Mieście Gdańsku, a pięć lat później był już ambasadorem Niemiec w Moskwie. Po dojściu Hitlera do władzy mianowany został ambasadorem w Tokio, a od 1938 przebywał w Londynie, pertraktując z Anglikami warunki ewentualnej współpracy przed wybuchem II wojny światowej.
Herbert von Dirksen był przekonanym nazistą i jednym z niewielu cywilnych polityków, którzy cieszyli się zaufaniem Hitlera. 15 listopada 1933 roku fuhrer wylądował na lotnisku w Zgorzelcu i stamtąd po krótkiej uroczystości udał się w kierunku Wrocławia. Wczesnym popołudniem zatrzymał się w Bolesławcu, a następnie zajechał do pałacu w Grodźcu, gdzie spędził noc jako gość Dirksena. Pałac na czas jego wizyty został odświętnie udekorowany, a przy wiejskich drogach czekały na Hitlera tłumy okolicznej ludności.
Pod koniec wojny zbliżający się front nie skłonił byłego ambasadora nazistów do wyjazdu. Ufny w dawne radzieckie kontakty był w Grodźcu w chwili wejścia Armii Czerwonej. Stary glejt ministra Spraw Zagranicznych Związku Radzieckiego i fotografie z czasów pobytu na placówce w Moskwie, na których pozował wspólnie z wysokimi rangą oficerami sowieckimi, sprawiły, że żołnierze wroga bali się go, niektórzy wręcz oddawali honory. Siepacze NKWD zwracali się do von Dirksena per 'panie ambasadorze', co dowodziło, że wiedzą, z kim mają do czynienia i mają wytyczne z dowództwa. Nie zdążyli jednak wywieźć go do Rosji, bowiem 21 lutego 1945 roku do pałacu weszli potajemnie przebrani niemieccy komandosi, którzy pod groźbą śmierci wyprowadzili von Dirksena i pod osłoną nocy przerzucili za linię frontu. Po zakończeniu wojny ostatni dziedzic Grodźca wyjechał do Bawarii, gdzie w 1955 roku zmarł.}
<Pretekstem do rozpoczęcia prac porządkowych i renowacyjnych na Grodźcu po upadku spowodowanym obecnością Sowietów było zbliżające się 1000-lecie Państwa Polskiego. Z tej okazji zorganizowano na dziedzińcu zamkowym imprezę propagandową, której przewodnim hasłem był slogan dotyczący Ziem Zachodnich i Północnych "Tu byliśmy, jesteśmy i będziemy". Organizatorem imprezy został Powiatowy Komitet Frontu Jedności Narodowej w Złotoryi. W uroczystości uczestniczyły lokalne władze, żołnierze WP i liczne zastępy harcerzy, podczas jednego z wieczorów zorganizowano Harcerskie Ognisko 1000-lecia, a w ostatnim dniu zlotu uroczyście wręczono dowody osobiste młodym ludziom urodzonym w po­wiecie złotoryjskim.>
{Grodziec często gości ekipy telewizyjne i filmowe. W jego murach kręcono seriale Przyłbice i kap­tury, Wiedźmin, filmy Fanny Hill, Kwiat diabła, także spektakl teatralny Romeo i Julia. W roku 2004 szwedzka telewizja SVT realizowała na zamku i jego okolicach reality drama Riket, zaś w 2005 powstały: Le Royaume Telewizji TF1 z Francji, De saga van Oberon-a ÉÉN z Belgii i TROS z Holandii, a także program telewizji rosyjskiej z udziałem Daniela Olbrychskiego i znanego z licznych antypolskich haseł lidera faszystów rosyjskich Wladimira Żirinowskiego. Na Grodźcu realizowano też programy telewizyjne m.in. Nie do wiary, Para w Polskę, Ziarno, Rower oraz Podróże kuli­narne Roberta Makłowicza.}"-tekst ze strony: http://www.zamkipolskie.com/grodziec/grodziec.html
Po pokonaniu krętych kamiennych schodów,stajemy na tarasie widokowym.Dziś zbytnio pogoda nas nie rozpieszcza,w mgle ukryły się dalekie krajobrazy,ale nas to nie martwi,cieszymy się swoim towarzystwem i że znów tu jesteśmy razem :)






















Po obejrzeniu przymglonych widoków,schodzimy z wieży zamkowej i niespiesznie wędrujemy ku tarasom zamkowym.






























































































Spacerujemy powoli dookoła zamkowego dachu.Robimy mnóstwo zdjęć,podziwiamy widoki i zaglądamy wszędzie gdzie możemy,radując się każdą chwilą spędzoną razem.Po przejściu górą Zamku,schodzimy na dół,na dziedziniec zamkowy i po kilku fotkach wchodzimy do wnętrza budowli.



















































Wchodzimy schodami do przedsionka znajdującego się na parterze.Tu na spokojnie oglądamy wszystko i robimy zdjęcia,a po nich wchodzimy do niewielkiej komnaty,którą niespiesznie przechadzając się oglądamy i focimy.Po zrobieniu sporej ilości zdjęć,powoli idziemy dalej,do kolejnej komnaty,tym razem ogromnej,zwanej Wielką Salą :)















































Z Wielkiej Sali przechodzimy do komnaty Kominkowej,niewielkiego pomieszczenia,ale niesamowicie urokliwego.Sufit,kręte schody,wiodące na pierwsze piętro i kominek robią ogromne wrażenie na każdym kto tu wejdzie.My oczywiście mamy tu dość długą sesję zdjęciową :) Po zrobieniu całkiem pokaźnej ilości fotek,niespiesznie idziemy krętymi,kamiennymi schodami na pierwsze piętro Zamku.









































































Na pierwszym piętrze oglądamy Salę Rycerską,gdzie poustawiano tu stylizowane łoża,stoły i krzesła.W szklanych gablotach poustawiano stare i nowe szkło.Całości dopełniają manekiny ubrane w stroje z epoki napoleońskiej.Powoli przechadzamy się,oglądamy wszystko i fotografujemy :),niespiesznie przechodząc do Kaplicy.













































































W Kaplicy zamkowej spędzamy zdecydowanie najwięcej czasu.Radek fotografuje po kawałku płyty nagrobne umieszczone w ścianie,skrupulatnie przyglądając się każdemu fragmentowi.Zajmuje Mu to sporo czasu,ale nigdzie nam się nie spieszy,za to czerpiemy ogromną radość z możliwości bycia tu razem :)


































































































Po sfoceniu praktycznie każdego detalu,powoli opuszczamy Kaplicę i krętymi,kamiennymi schodami schodzimy najpierw na parter,a później na dziedziniec zamkowy,gdzie robimy sobie wspólne zdjęcie :)
Po wspólnym selfie,spacerowym krokiem wędrujemy po dziedzińcu zamkowym,oglądając wszystko i robiąc zdjęcia detalom architektonicznym,a po sfoceniu i obejrzeniu prawie wszystkiego,powoli zmierzamy w kierunku Głównej Bramy z kasą biletową.














































Celebrytka...












Zanim jednak opuścimy mury Zamku Grodziec,wchodzimy jeszcze do Lapidarium.W murze z prawej strony odnajdujemy niewielkie wejście.Kamiennymi schodkami idziemy na niewielki dziedziniec,gdzie latają pazie królowej.Niestety są tak zajęte swoimi sprawami,że tylko możemy oglądać je w locie.No cóż,nam pozostało obejrzeć szczątki dawnych okien i portali wmurowane w ściany Zamku,poza tym mamy stąd całkowicie inne spojrzenie na budowlę,co uwieczniamy na zdjęciach,a po nich opuszczamy Zamek i wychodzimy na Podzamcze.


























Na Podzamczu szukamy drzewa z kartką z nazwą i wysokością szczytu.Niestety,mimo obejrzenia wszystkich drzew,nie znajdujemy tego,którego szukamy.Stwierdzamy oboje że sam Zamek Grodziec jest chyba tą "kartką".Przechadzamy się więc niespiesznie po Podzamczu,oglądamy,robimy zdjęcia i chłoniemy piękno,które nas otacza :)







































































Po dość długim spacerze po Podzamczu i zrobieniu sporej ilości zdjęć,niespiesznie ruszamy w drogę powrotną,do zaparkowanego koło cmentarza samochodu.Zanim tam jednak dotrzemy,przystajemy przy kościele Narodzenia Najświętszej Marii Panny.Świątynia jest zamknięta.Obchodzimy ją dookoła,robiąc przy okazji zdjęcia.

"Kościół Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Grodźcu.
Bardzo trafnym określeniem tego miejsca była używana dawniej niemiecka nazwa „Bergkirche”, co znaczyło „kościół górski’. Opis uzasadniony gdyż kościół znajduje się u podnóża góry zamkowej na bazaltowym stoku. Niewiele wiadomo o historii pierwotnej świątyni ponieważ wszystkie dokumenty wraz samą budowla uległy zniszczeniu podczas wojny trzydziestoletniej.
Z pewnością pierwsza świątynia istniała już w XIII w., mówią o tym inne źródła wspominające o pracujących tam proboszczach i parafii pod wezwaniem Św. Rycerza Jerzego. Taki patronat utrzymał się aż do zakończenia II wojny światowej. W czasie reformacji, ok. roku 1523 kościół stał się filią parafii ewangelickiej w Sędzimirowie. Ale należy tez wspomnieć, że w tym samym okresie kościołowi w Grodźcu podlegała pobliska wieś Jurków. Podczas wspomnianej wojny trzydziestoletniej świątynia uległa zniszczeniu, stało się to podczas zdobywania pobliskiego zamku przez wojska Albrechta Wallensteina.
Przez następne lata kościół był remontowany i przebudowywany, ważny jest również fakt że zmiany kilkakrotnie dotyczyły także przynależności wyznaniowej, w zależności od zawieruchy historycznej. Z istotnych przeróbek przede wszystkim trzeba wymienić dobudowę w 1770 r. na planie owalnym późnobarokowej kaplicy cmentarnej rodziny Schellendorf, oraz zastąpienie drewnianej wieży murowaną w 1826 r.
Po II wojnie światowej, świątynia została przejęta przez katolików, głównie przez napływających w te tereny osadników. W połowie lat 70-tych dokonano ostatnich przeróbek, pokryto wówczas dach blachą w miejsce starych płytek łupkowych, zadaszono także przybudówki.
Kościół w Grodźcu to ogólnie skromna jednonawowa budowla na planie prostokąta, całość przykryto naczółkowym dachem który wyposażono w trzy okienka po każdej stronie połaci. Trzy okrągłe okienka widnieją również w ośmiobocznej części wieży wyrastającej nad prezbiterium powyżej okapu dachu, wieża posiada również ośmioboczny wysmukły hełm który zwieńczono puszką i krzyżem.
Wokół świątyni zachowały się resztki starego cmentarza, jednak bardziej przypomina to obecnie lapidarium niż dawną nekropolię. Otynkowany na biało kościół prezentuje się bardzo malowniczo na tle zieleni i górzystego terenu a usytuowanie przy drodze do zamku właściwie zmusza nas aby nie przejść obok niego obojętnie. Kościół Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Grodźcu jest obecnie filią nowo utworzonej parafii w Olszanicy."-tekst ze strony:
http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/6951,grodziec-kosciol-narodzenia-nmp-(xvii-w-)-.html

Kiedy już zrobimy sporo fotek i obejrzymy kościół z zewnątrz,opuszczamy teren przykościelny i wędrujemy w kierunku zaparkowanego autka.Gdy tam docieramy,wsiadamy do niego i ruszamy ku domowi.
























Podróż umilamy sobie rozmowami i podziwianiem widoków.Na chwilę zatrzymujemy się nieopodal krzyża stojącego na rozstaju dróg.Stąd mamy piękny widok na Ostrzycę Proboszczowicką.Wysiadam z samochodu i robię kilka zdjęć,a przy okazji sprawdzam światła w aucie.Niestety chyba nam się żaróweczka spaliła.Radek ma nietęgą minę,musi mieć włączone długie światła,co denerwuje innych kierowców,o czym informują nas mruganiem świateł.My nie mamy wyjścia,musimy tak jechać.Zatrzymujemy się gdy widzimy łąkę pełną mniszka.Wysiadamy z autka,bierzemy szmacianą torbę i ruszamy na zbiory.Zrywamy kwiaty mniszka lekarskiego,wszak trzeba zrobić syrop na wspomaganie w infekcjach górnych dróg oddechowych z bólem gardła i kaszlem (każdego rodzaju).Jest to również środek wspomagający trawienie i pobudzający wydzielanie soków żółciowych,a poza tym działa przeciwzapalnie,przeciwskurczowo,żółciopędnie i moczopędnie.Na czas jesienny i zimowy jak znalazł.Po nazrywaniu całej szmacianki,wracamy do samochodu i zaczynamy wymieniać żarówki.Oczywiście robi to Radek,ja Mu dzielnie towarzyszę i w miarę moich możliwości pomagam.Po wymianie żarówek,rozluźniamy się robiąc zdjęcia w kwitnącym rzepaku :) Niesamowicie pięknie wyglądają ogromne połacie żółtych pół :)








































Po rzepakowej sesji zdjęciowej,wsiadamy do samochodu i jedziemy już do domu.Podróż mija nam bezproblemowo i dość szybko.Jesteśmy szczęśliwi i radośni,udało nam się zdobyć najłatwiejszy,a jednak najbardziej niedostępny w tym dziwnym czasie szczyt :) Nasza zabawa z "Koroną Kaczawską" dobiegła końca,trzeba teraz znaleźć coś innego.....
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłe lektury i zdrówka :)

Do zobaczenia niebawem :)

Danusia i Radek :)


2 komentarze:

  1. Fajne cele sobie Wytyczacie sobie. A wycieczka jak widać po zdjęciach była udana.
    Mogliście spokojnie zwiedzać bez tych rozkrzyczanych tłumów jakie czasami
    spotyka się przy obiektach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu dziękujemy za miłe słowa i zaglądanie do nas :)
      Czas mamy teraz dziwny,ale dzięki temu było bardziej kameralnie,przez co piękniej :)
      Pozdrawiamy serdecznie :)

      Usuń