niedziela, 8 lipca 2012

Dwa światy kolei cz.3 - Stacja przeklęta Sędzisław ;(

Jeszcze dobrze nie ochłonąłem po sobocie a już muszę się zmagać z powracającym koszmarem.Dziś dzień drugi podróży z biletem turystycznym + Czechy.Zabrałem też ze sobą bilet Danusi może ktoś rozsądny go wykorzysta.Na dworcu nie ma jakiejś oszałamiającej frekwencji,może doszły pogłoski o kłopotach z przesiadkami i część osób zrezygnowała.Wspominam Wiktorowi o problemach,ale nie widać po nim by specjalnie się przejął.Ruszamy.Stacja za stacją i do Sędzisławia dojeżdżamy grubo przed czasem.Niespodzianka,mamy kilkanaście minut do odjazdu.Może ciągłe awantury doprowadziły w końcu do normalnego funkcjonowania tej stacji.Po wejściu do szynobusu powoli wszystko wraca do normy.Uderza w nos zapaszek z otwartej toalety.Daję bilet Marlenie i tłumaczę jak ma się zachowywać w razie czego,to bilet imienny i ktoś może w końcu poprosić o dowód.Bardziej mi zależało by to polska kolej straciła na tym,za te wszystkie przejścia.Obawiałem się jednak,że będzie jechała wczorajsza obsada i zorientuje się,że jedzie ktoś inny.W Lubawce tradycyjnie mamy przesiadkę i tu czekają na nas Jarek i Boguś.Bilety sprzedaje świeża bileterka,wczoraj dopiero się przyuczała a dziś została od razu rzucona na głęboką wodę.Bierze od Marleny bilet turystyczny + Czechy i pyta się ile osób na niego jedzie ;). Dojeżdżamy do Trutnova bez przeszkód.Ja jednak zauważam,że autobus zrobił skrót i nie zatrzymał się w Śtred gdzie mamy wsiadać z powrotem.Wiktor poszedł to wyjaśnić.Mamy godzinę czasu do odjazdu vlaku,więc ruszamy w miasto.Ja z Jarem lecimy za vizytkami.Reszta idzie z Wiktorem oglądać rynek.Wszystko pozamykane,wobec tego zasiadamy przy piwku.Jesteśmy zgodni,zamawiamy Kruśovice Ćerne.Zachwycamy się kolorem.Jest czarne z bardzo gęstą pianą.Fachowcy chwalą wytrawny smak czekolady,ale ganią za wodnistość.Mi ta wodnistość w upalne dni odpowiada,nie nasyca jak inne ciemne piwa i pozwala spokojnie wypić więcej niż jedno,bez uczucia pełności.Czas się zbierać,przy moście obok dworca Marlena schodzi po schodach zrobić zdjęcie ludkowi z dzieckiem.A do Jara dociera,że zostawił aparat w lokalu.Biegnie.Czekamy na niego z plecakiem.Wkrótce pojawia się w polu widzenia z uśmiechem,czyli skończyło się szczęśliwie.Idziemy na hlavni nadrażi i odjeżdżamy planowo o 10.40 pociągiem do Pragi.Nasza podróż nie będzie trwała tak długo,wysiądziemy już po kilku stacjach w Rtyne v Podkarkonosi.W międzyczasie mamy kolejny test biletu Marleny.Po raz kolejny nikt nie prosi o pokazanie dokumentów.Z dworca docelowego ruszamy do miasta by zwiedzić muzeum górnicze.Eksponaty są imponujące.Niestety nie można robić zdjęć.Są nawet węglowe rzeźby.






































Namawiam Wiktora na zwiedzenie efektownej drewnianej dzwonnicy.Otrzymuje odpowiedź,że widoków z niej nie ma.Można tylko wejść i zobaczyć od dołu dzwony.Nie ma więc sensu sobie zawracać głowy.Oglądamy sam kościół i dzwonnice z zewnątrz i ruszamy z powrotem w kierunku stacji i odbijamy w przeciwnym kierunku.Naszym celem jest wieża widokowa Żaltman.Po drodze spragnieni wchodzimy do hospudki w ... gdzie raczymy się zimnym Krakonośem.Obowiązkowo w Czechach pianka,więc piwo leje się długo.Ruszamy w kierunku następnego punktu.Po drodze mijamy sporo Ropików,czyli bunkrów opracowanej na olbrzymią skalę linii umocnień.Linii nieukończonej i jak wiadomo nigdy nie wykorzystanej.Za to część z nich była na tyle dobrze i nowocześnie wyposażona,że Niemcy po zajęciu Czech zabrali co tylko można było z nich zabrać i wykorzystali to w swoich bunkrach w Międzyrzeckim Rejonie Umocnień.







W końcu dochodzimy do celu.Wieża widokowa Żaltman stoi w lesie,metalowa konstrukcja góruje nad konarami drzew.Oczywiście tu nie obeszło się bez zdjęcia grupowego i krótkiego odpoczynku na posiłek.Popełniłem mały błąd,zostałem chwilę próbując zrobić zdjęcie pustej wieży.Ta chwila trwała dłużej niż myślałem i straciłem zupełnie kontakt wzrokowy z grupą.Skończyło się na tym,że musiałem sięgnąć do plecaka po mapę i zorientować się w terenie.Podkręciłem tempo i dogoniłem naszych.Zbliżaliśmy się do Jestrebi Boudy. Liczyłem,że zakupię tu wizytki i ze schroniska i z wieży widokowej.Okazało się,ze nie mam dziś kompletnie szczęścia.Schronisko było zamknięte,trwał remont.A więc pod tym względem ta wyprawa nie była dla mnie udana.Czas był nie najlepszy,więc podkręciłem tempo.





Po dość intensywnym marszu doszliśmy do przedmieść Trutnova. Szybkie tempo marszu opłacało się i mogliśmy odpocząć w czeskiej knajpce.Zapytałem barmanki ile czasu jest do dworca w Trutnovie Stred i usłyszałem odpowiedź,która mnie bardzo satysfakcjonowała,bo to raptem 15 min. marszu.Odpowiedź na drugie pytanie też mi sprawiła przyjemność.Po konsultacji z panią w kuchni barmanka potwierdziła,że dostanę polevkę kapustovą.Wyglądała dość kontrowersyjnie bo na kapuśniaku pojawił się kleks śmietany.Przełamałem się,spróbowałem i muszę powiedzieć,że choć kapuśniak był w wersji na kwaśno,to połączenie ze śmietaną mu nie zaszkodziło.Po zjedzeniu i wypiciu piwa ruszyliśmy w kierunku zastępczego przystanku dworcowego w Trutnovie Śtred. 
 Po odczekaniu kilku minut nadjechał autobus.W Lubawce i tym razem kierowca nie poradził sobie przy nawrocie i skosił lampę uliczną.Dzięki temu pasażerowie musieli opuszczać zatłoczony pojazd przez przednie drzwi,bo środkowe nie otworzyły się po bliskim kontakcie z lampą.To jednak był dopiero początek przygód z podróżą powrotną.Już na przywitanie od konduktora usłyszeliśmy,że nie mamy szans na przesiadkę na pociąg do Jeleniej Góry w Sędzisławiu.Oczywiście mogliśmy sobie obejrzeć przez okna stojąc już przed samym dworcem w Sędzisławiu jak powolutku odjeżdża ten do naszego miasta i dopiero wtedy wypuszczono nas z szynobusu.Od razu udaliśmy się do dyżurnego ruchu.I tradycyjnie padły argumenty,że to dla naszego bezpieczeństwa i że to pana praca i że nie będzie z nami rozmawiał.Zostaliśmy skazani na 1,5 godzinną przerwę w podróży w tym cudownym i "ulubionym" przeze mnie miejscu.Po mniej więcej godzinie padła informacja,że będzie jechał jakiś nieoficjalny pociąg i zabierze nas,ale mamy o tym nikomu nie mówić :). W domu już na spokojnie przeanalizowałem rozkład i zobaczyłem jak to absurdalnie wygląda,zresztą jak cała polska kolej.Otóż szynobus Trutnova,a właściwie z Lubawki przyjeżdża do Sędzisławia,przepuszczając pociąg do Jeleniej Góry,na który powinien nie tylko zdążyć ale jeszcze dać kilkuminutowy czas na spokojną przesiadkę.Po czym odjeżdża w kierunku Wrocławia,ale tam nie dojeżdża.Powód?- remont torów.Kończy więc swój bieg w Wałbrzychu Głównym.Parę minut po nim na dworzec w Sędzisławiu wjeżdża pociąg z Jeleniej Góry do Gdyni,jadący przez Wrocław.I tu pojawia się absurd.Ludzie jadący szynobusem(tym z Trutnova) do Wrocławia,też muszą go opuścić,właśnie w Wałbrzychu i poczekać ok.20 minut na przyjazd pociągu jadącego z Jeleniej do Gdyni.Co się dzieje dalej z szynobusem,który utknął w Wałbrzychu Głównym ?.Wraca z załogą już z pustym przebiegiem do stacji macierzystej.Gdzie ? Do Jeleniej Góry !!!!!Czy nie prościej by było gdyby od razu zawiózł z Lubawki pasażerów do Jeleniej Góry a pasażerowie do Wrocławia przesiedli się na pociąg z Jeleniej bez postoju i czekania w Wałbrzychu ? Pewnie tak,ale to wymaga koordynacji i współpracy wszystkich ludzi na kolei a jak wywnioskowałem po rozmowie z dyżurnym oni tam pracują dla siebie,nie dla pasażerów.Dodam jeszcze,że ten nieoficjalny pociąg,który nas zabrał po godzinie czekania w Sędzisławiu to był właśnie wspomniany szynobus,który wracał na odpoczynek z Wałbrzycha do Jeleniej Góry.
Lubię ten kierunek zwiedzania Czech od strony Trutnova, ale póki co nasza kolej skutecznie wybija mi go z głowy ;(.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie,życząc miłej lektury :)
Zdjęcia tu zamieszczone są Jarka i moje.
Do zobaczenia już niedługo...
Radek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz