sobota, 27 marca 2021

Przedświąteczna Kowarska Skała :)

I stało się !!!
Powiedziałam Radkowi że Oddział PTTK w Legnicy zrobił nową odznakę, "Miłośnik Rudaw Janowickich". I stało się !!!! Nowa odznaka do zdobycia!!!
W ubiegłym roku, gdy nastała pandemia coronavirusa, zdobywaliśmy odznakę z tegoż oddziału PTTK-u - "Korona Kaczawska". Mieliśmy przy tym mnóstwo frajdy i odwiedziliśmy piękne miejsca. Polecamy!!!!
A jak to było można zobaczyć tu: https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2020/02/50-na-50-czyli-stromiecszybowiskoszybow.html

I tak w sobotni ranek wstajemy w miarę wcześnie, ale nie zrywamy się o świcie. Pogoda ma być przez chwilę dość ładna, ale niestety ma się później zepsuć...
Taki jakiś zimny i deszczowy urok tej wiosny...
Śniadanie, kawa, pakowanie jedzenia i picia do plecaka i gdy jesteśmy gotowi, wychodzimy z domu i idziemy do samochodu. Wsiadamy do niego i jedziemy do Mysłakowic. Podróż mija nam szybko i bezproblemowo. Zatrzymujemy się na niewielkim parkingu nieopodal pałacu królewskiego, w którym obecnie mieści się szkoła.
Wysiadamy z autka i fotografujemy się na tle owego pałacu. To jedno z miejsc na liście do odwiedzenia zdobywając odznakę "Miłośnika Rudaw Janowickich".

"Pałac w Mysłakowicach (niem. Schloss Erdmannsdorf) – pochodzący z XVIII wieku pałac we wsi Mysłakowice w województwie dolnośląskim.
Pierwsze wzmianki na temat mysłakowickich dóbr lennych pochodzą z roku 1385. Jako właścicieli wymienia się braci von Kolberg. Między wiekiem XIV a XVI w Mysłakowicach rządziły dwie rodziny: von Stange i von Zedlitz. Majątek mysłakowicki w latach 1593–1759 należał do von Reibnitzów. Pałac w Mysłakowicach wzniesiono ok. pierwszej połowy XVIII w., a zlecenie budowy przypisuje się Maksymilianowi Leopoldowi von Reibnitz. Pierwsza przebudowa nastąpiła w 1816 na zlecenie hr. Augusta Neidharda von Gneisenau. 
Autorem klasycystycznej przebudowy był Josef Carl Raabe. Zmian dokonano w elewacji, nadbudowano mezzanino, na dachu skrzydła frontowego wzniesiono kryty kopułą belweder, zbudowano ogród zimowy.
Po śmierci von Gneisenaua, posiadłość odkupił w roku 1831 król pruski Fryderyk Wilhelm III i przekształcił ją w rezydencję cesarską. W latach 1832-1835 pałac przebudował stylistycznie Karol Fryderyk Schinkel. W trakcie przeprowadzanych prac zmianom poddano układ wnętrz. Pozostałe prace można zaliczyć do kosmetycznych – tyczyły się wystroju wnętrz oraz zmiany kolorystyki elewacji. Ówcześnie wokół pałacu utworzono rozległy park krajobrazowy, którego projektantem był Peter Joseph Lenne.
Mysłakowicką posiadłość po śmierci Fryderyka Wilhelma III odziedziczyła wdowa Augusta von Harrach, która odsprzedała pałac w 1840 następcy tronu Fryderykowi Wilhelmowi IV. Nowy właściciel zlecił gruntowną przebudowę obiektu, której autorem był uczeń Schinkla, August Stüler. Rezydencję przebudowano w stylu neogotyckim. Pałac powiększono: wzniesiono wieżę, wielką jadalnię w osobnym skrzydle, przebudowano dachy i elewacje oraz zmieniono układ pomieszczeń.
Po rozwiązaniu majoratu koronnego w roku 1909 dobra przeszły pod zarząd starostwa powiatu jeleniogórskiego. W latach 20. dobra w Mysłakowicach podzielono. Po 1945 założenie pałacowo-parkowe miało różnych właścicieli m.in. Lasy Państwowe i PGR. Obecnie w pałacu znajduje się siedziba szkoły podstawowej, co uchroniło pałac przed dewastacją. Przy pałacu znajduje się 13-hektarowy park z cennym drzewostanem oraz stawem.
Korpus pałacu założony na planie zbliżonym do prostokąta. Bryła pałacu urozmaicona ryzalitami, wykuszami. Obiekt przekryty płaskimi dachami. Elewacje gładko otynkowane, zwieńczone krenelażem z narożnymi wieżyczkami. W elewacji zachodniej oktagonalna wieża, po stronie południowo-zachodniej jednokondygnacyjna wielka jadalnia. Na detal architektoniczny składają się łuki Tudorów w obramieniach, krenelaże, wieżyczki. We wnętrzu zachowane do naszych czasów są częściowo ozdobne stropy, okładziny ścian i kamienna klatka schodowa. Sala balowa miała w założeniu przypominać z zewnątrz parostatek z rzeki Missisipi. Płaski dach sali to pokład statku, z przodu tarasu dwa kominy, boczne wejścia to koła parostatku, a balkony nad tarasem to mostek kapitański."-Wikipedia.

Po sesji zdjęciowej z pałacem królewskim, idziemy w kierunku kościoła. To drugie miejsce w Mysłakowicach, które trzeba odwiedzić.


"Historia Kościoła i Parafii pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa w Mysłakowicach.
Gdy w 1832 r. król pruski Wilhelm III zakupił pałac i dobra mysłakowickie, jedną z pierwszych budowli miał być kościół, a przy nim dom parafialny i szkoła. Do tej pory w Mysłakowicach nie było kościoła. Wierni uczęszczali do Łomnicy - tak katolicy jak i ewangelicy.
W imieniu króla wszystkie prace przy budowie kościoła nadzoro­wał minister von Rother. Projekt opracował królew­ski architekt K. Schinkel. Kościół usytuowany został w pobliżu pałacu w pięknym parku. Kamień węgiel­ny położono 12 września 1836 r. w obecności brata króla, księcia Wilhelma z Karpnik. Prace budowlane postępowały bardzo szybko i 3 sierpnia 1838 r. miało się odbyć uroczyste poświęcenie kościoła.
Niestety, stało się inaczej. W piątek, tj. 8 czerwca o godzinie 6.30 rano 1838 r. nastąpiła katastrofa - zawaliła się wieża kościelna. Pod gruzami zginęło 10 robotników, a 4 zostało rannych, uratował się tylko jeden robotnik, który akurat w tym czasie wyszedł, by wynieść swoje ubranie. Pracę stracili budowniczy G. Frey z Kowar i mistrz murarski K. Christmann z Jeleniej Góry, którzy zostali pozbawieni prawa wykonywania zawodu.
Król nakazał rozebrać kościół i przystąpić do budowy nowego, opartego na solidnych założeniach budowlanych. W tym samym miejscu wybudowano więc nowy kościół, tym razem większy, gdyż przybyło wiernych (protestanci z Tyrolu austriackiego).
Kościół został poświęcony 8 grudnia 1840 r. w obecności ministra von Rothera. Niestety, stary król już nie doczekał tej wspaniałej uroczystości. Jego syn Wilhelm IV w 18 lat później zmienił płaskie zakończenie wieży, dlatego w 1858 r. zlecił przebudowę w stylu neogotyckim, podnosząc ją do wysokości 50 m.
Najcenniejszym fragmentem ko­ścioła są dwie marmurowe kolumny z Pompei, podtrzymujące przedsio­nek. Ofiarował je Fr. Wilhelmowi III król Neapolu. Organy wykonał w 1840 r. mistrz K. Buckow. Dzwony odlał ludwisarz Siefert z Jele­niej Góry. Stanowiły one dar kró­lowej Elżbiety dla tutejszej świątyni. W okresie I wojny światowej stare dzwony zostały przekazane na cele wojskowe i przetopione na arma­ty, a nowe dzwony zakupiono w 1923 r. za pieniądze parafian.
Przed kościołem z prawej strony stał krzyż z płaskorzeźbą Fr. Wilhelma III, zaś po obu stronach znajdowały się dwie postacie chło­pięce symbolizujące Śląsk i Tyrol. Krzyż ustawiono 7 czerwca 1844 r. We wschodniej części świątyni znajduje się półkolista absyda, we wnę­trzu której ustawiony był mały, drewniany ołtarz głów­ny, spalony w 1946 r. Po prawej stronie prezbiterium była drewniana ambona na wysokiej nodze. Po lewej stronie na bal­konie wydzielono specjalne miejsce dla monarchy i jego rodziny (mogli oni do­stać się tam z lewego pomieszczenia przy ołtarzu). Do pomieszczenia tego prowa­dziły specjalne drzwi i schody od strony pałacu, obecnie zlikwidowane. Pod ab­sydą znajduje się podpiwniczenie.
W 1841 r. w ołtarzu głów­nym ustawiono obraz prof. Remy z Berlina, przedstawiający Jezu­sa wśród dzieci. W 1856 r. król podarował dla tutejszego kościoła 3 żyrandole. Po lewej stronie ołta­rza symetrycznie do ambony, stała chrzcielnica zakryta białym obrusem, obecnie stoi w tylnej części kościoła przy wejściu. Po bokach ołtarza na ścianach absydy wisia­ły dwa portrety: króla Fr. Wilhel­ma III i IV, każdy z nich ubrany był w strój wojskowy. W prezbiterium przed ołtarzem na podłodze leżał skromny dywan w pasy. Wymiary kościoła: długość 84,5 stóp, szer. 39,5 stóp, wysokość 110 stóp, miejsc siedzących 486 a łącznie ze stojącymi 800 (1 stopa = 30 cm). W tej postaci kościół ewangelicki przetrwał do 1945 roku czyli do zakończenia II wojny światowej.
Nowy rozdział w dziejach tutejszej parafii otwie­ra rok 1945, kiedy to w Mysłakowicach osiedliła się ludność wyznania katolickiego napływająca z różnych część dawnej Rzeczpospolitej. Decyzją starosty po­wiatowego z dnia 18 września 1946 r., kościół pro­testancki wraz z plebanią został przekazany w zarząd i użytkowanie parafii w Łomnicy, stając się tym sa­mym kościołem filialnym.
Pierwszym kapłanem, który rozpoczął pracę dusz­pasterską w Mysłakowicach od października 1946 r. był ks. Józef Kotulak. Był to bardzo trudny okres tak dla duchownego jak i dla parafii, ponieważ wiele razy szabrownicy włamywali się do świątyni wynosząc co się dało i zostawiając ogień, spowodowali pożar któ­ry strawił ołtarz główny i ambonę. W maju 1947 r. w Łomnicy zmarł ks. infułat Nosalewski i obsługę ca­łej parafii Łomnica do której należały jeszcze Dąbrowica i Staniszów Kuria powierzyła zarząd i obsługę ks. J. Kotulakowi. W czasie gdy ks. J, Kotulak był chwilowo nieobecny z przyczyn służb bezpieczeństwa, duszpasterzem w tak dużej parafii został mianowany ks. Stanisław Borowczyk, który niedawno powrócił z obozu i zamieszkał w Łomnicy. W następnym roku w maju został on nagle odwołany i skierowany na stanowisko kapelana Wojska Polskiego w kościele garnizonowym w Jeleniej Górze. We wrześniu 1950 r. do parafii Łomnica zosta­je przysłany kolejny duszpasterz, był nim ks. Franciszek Madeja, który siedzibę parafii Łomnica przeniósł do Mysłakowic. Jak opowiadał ks. Franciszek „...kościół zastał bardzo zaniedbany, ołtarz główny spalo­ny i brakowało wiele skradzionych przedmiotów. W czasie jednej z wycieczek rowerowych po oko­licznych wioskach, natknąłem się w Miszkowicach koło Lubawki na ołtarz główny w kościele ewange­lickim, który bardzo pasował do kościoła w Mysłakowicach. Zwróciłem się z prośbą do tamtejszego proboszcza o odsprzedanie lub ofiarowanie owe­go ołtarza dla tutejszego kościoła. Ks. proboszcz do mojej prośby odniósł się pozytywnie i bardzo życzliwie i podarował ołtarz wraz z piękną amboną i chrzcielnicą. Podarowane wyposażenie kościo­ła mieszkańcy Miszkowic przywieźli na 3 drabi­niastych wozach do Mysłakowic, zadawalając się sutym poczęstunkiem na plebani. Przywieziony ołtarz poskładał z pomocnikiem stolarz Broni­sław Brozdowski (ojciec pani Majsterek) w 1951 r. W środku ołtarza była figura ale brzydka więc za­stąpiliśmy ją obrazem, który przekazał ks. Gerard Kuś z Karpacza...";
W 1951 r. ks. F. Madeja zostaje, odwołany a na jego miejsce przysłano ks. Adama Habrata. Ks. Adam był proboszczem w parafii przez 8 lat i dokonał wielu poprawek, ulepszeń oraz drobnych remontów w tu­tejszym kościele oraz w jego otoczeniu. On również usunął obraz z ołtarza zlecając namalowanie nowego z sercem Jezusa, obraz ten w ołtarzu jest do dzisiaj.
Dnia 15 lipca 1957 roku, dekretem erekcyjnym ks. bp. Bolesław Kominek z Wrocławia, dokonał odłączenia kościoła od parafii w Łomnicy. Kościół w Mysłakowicach stał się samodzielną placówką dusz­pasterską pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa. W czerwcu 1959 r. ks. Adam Habrat został przeniesiony do Nowej Soli, a na jego miejsce delegowano ks. Wła­dysława Lupę, dotychczasowego proboszcza w Karpnikach.
Ks. Władysław początkowo na rowerze a później na motorowerze obsługiwał dwie kaplice i kościół pa­rafialny oraz z katechetką prowadził naukę religii w salce parafialnej. Podczas jego duszpasterzowania doko­nano wielu drobnych remontów kościoła: odnowiono wnętrze, zakonserwowano dach, odno­wiono ławki, poprawiono ogro­dzenie wokół kościoła oraz wy­malowano kościół na zewnątrz.
Ks. Tadeusz Grabiak przy­szedł do parafii ze Starej Kamie­nicy w 1981 r. i jak prawdziwy gospodarz - „budowlaniec” zabrał się do wielkich prac. W tym czasie podjęto decyzję o rozbudowie domu parafialne­go w którym znajdą się dwie sale katechetyczne, węzeł sanitarny i duża sala na zebrania, uroczystości czy spotkania oraz piętro do zamieszkania w przyszłości.
Drugim wielkim przedsię­wzięciem był generalny re­mont zabytkowego kościoła. Wymieniono pokrycie wieży na miedziane, położono nowe szlachetne tynki na całej świątyni, pomalowano wnętrza kościoła i dach nad świątynią, generalny remont organów, założono witraże, wymieniono nagłośnienie. Wokół kościoła uporządkowano i wyrównano teren. Trzecim zadaniem jakie postawił przed sobą ks. Tadeusz był generalny remont ple­bani: z wymianą wszystkich instalacji, założe­niem ogrzewania gazowego i wymianą stolar­ki okiennej. Ks. proboszcz był inicjatorem bu­dowy kaplicy cmentarnej, krzyża milenijnego, wykonania sztandaru parafii, oraz wielu akcji charytatywnych. Dnia 12 maja 2006 r. mieszkańcy parafii oraz koledzy i wielu gości pożegnało na cmen­tarzu komunalnym ks. proboszcza, dziekana i kanonika Tadeusza Grabiaka.
W maju tego samego roku został powołany nowy proboszcz i dziekan dekanatu Mysłakowice ks. Mieczysław Bętkowski. Został on przyjęty przez parafian z otwartymi ramio­nami, wielką wyrozumiałością i pomocą ze strony różnych organizacji i instytucji."-tekst ze strony:

Zatrzymujemy się przy pompejskich kolumnach. Dotykamy zimnego marmuru, focimy kolumny, które gdyby mogły przemówić, opowiedziały by nam mnóstwo ciekawych historii. Po sesji kolumnowej, obchodzimy kościół dookoła, fotografujemy się z całym budynkiem świątyni i niespiesznie ruszamy w kierunku stawu, gdzie znajdują się szczęki wieloryba grenlandzkiego.

















W parku pomiędzy pałacem a kościołem, przy stawie znajduje się brama ze szczęk wieloryba grenlandzkiego. Obecnie jest to kopia, ale oryginalna w swoim wydaniu.

"Po wielu latach szczęki wieloryba grenlandzkiego wróciły na brzeg Stawu Wyspowego w zabytkowym parku przypałacowym w Mysłakowicach. Replika szczęk została wykonana w ramach projektu Rewaloryzacji zabytkowego parku w Mysłakowicach współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich Oś IV Leader. Ponadto W ramach projektu została wykonana mała architektura parkowa tj. ława kamienna, estrada, mostki parkowe przy stawie kościelnym oraz przez kaskadę. Łączna wartość projektu 262 tys. zł, w tym dofinansowanie 172 tys. zł.
Oryginale szczęki wieloryba grenlandzkiego, zakupił sam król Wilhelm IV za 45 talarów od wrocławianki, niejakiej Hermann. Mają sześć metrów długości, tworzyły bramę nad brzegiem Stawu Wyspowego w Mysłakowicach. Niestety w latach 80. za sprawą wandali szczęki znalazły się pod wodą. Udało się je odłowić przy oczyszczaniu stawu ale kości uległy już znacznemu zniszczeniu. Zabezpieczona część oryginału szczęk została wyeksponowana w Gminnym Ośrodku Kultury w Mysłakowicach."-tekst ze strony: https://www.myslakowice.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=867:szczki-wieloryba-wrocily-do-parku-w-mysakowicach&catid=27:aktualnoci&Itemid=49

Zatrzymujemy się przy szczękach, robimy kilka zdjęć, a po nich niespiesznie idziemy do zaparkowanego samochodu. Wsiadamy do niego i jedziemy do Kowar. 
Podróż mija nam szybko. Wjeżdżamy na niewielki parking leśny, bierzemy aparat i ruszamy leśną ścieżką w kierunku Kowarskiej Skały.







Mimo tego że Radek wybrał wejście na szagę z dość ostrym podejściem, to i tak nawet szybko docieramy na miejsce. 

"Kowarska Skała (560m)
Blok skalny 17 metrowej wysokości na wschód od kowarskiej starówki, za obwodnicą, przy początku Starego Traktu Kamiennogórskiego. Był to kiedyś punkt widokowy na Kowary i wschodnią część Karkonoszy, na który prowadzą wykute w skale schody. Obecnie drzewa otaczające skałę tak wyrosły, że niewiele spoza nich widać. Na Kowarską Skałę można trafić nieoznakowaną ścieżką ze Starego Traktu Kamiennogórskiego (szlak zielony)."-tekst ze strony: http://www.e-gory.info/index.php?kat=rudawy_janowickie_grupy_skalne

Obchodzimy niespiesznie blok skalny, oglądamy niezwykłe formy wyrzeźbione przez naturę i robimy zdjęcia. Niesamowicie piękna jest Kowarska Skała. Przy odrobinie wyobraźni można tu dostrzec głowę rekina, skalną rynnę, oczy, psa, wazony itp....
Jestem niesamowicie zachwycona tym co widzę :) Mimo padającego deszczu fotek zrobiliśmy całkiem sporo.











































Jednak gdy staję przed schodami to dopiero szczęka mi opadła. Radek opowiadał mi że na szczyt prowadzą wykute w skale strome schody, ale to co widzę zaskakuje mnie, bo stając u podnóża Kowarskiej Skały, można dostrzec tylko część schodów. Deszcz zaczyna padać coraz mocniej, więc nawet nie próbujemy wchodzić na szczyt. Schody są śliskie i nie posiadają żadnych barierek. Robimy mnóstwo zdjęć, a po nich schodzimy do drogi, którą wracamy do zaparkowanego autka.













Gdy wsiadamy do samochodu to leje już dość solidnie. Ściągamy kurtki i siedząc już w aucie, zastanawiamy się dokąd ruszyć dalej??? 
-Może pojedziemy do Bolesławca? - pytam Radka - zobaczylibyśmy ozdoby świąteczne. Widziałam na zdjęciach w internecie że jest wielki królik - mówię z nadzieją że przekonam Radka.
Kiedy wjeżdżamy na główną drogę, a deszcz wciąż pada, Radek stwierdza:
-No dobrze, jedziemy do Bolesławca.
Uśmiecham się i dodaję:
-Może przy okazji zobaczymy też jak Lwówek wygląda w świątecznych ozdobach???
-Zobaczymy - odpowiada Radek.
Podróż do Bolesławca mija nam szybko i bezproblemowo. Zostawiamy samochód na niewielkim parkingu, ubieramy kurtki, bierzemy aparat i ruszamy w kierunku bolesławieckiego Rynku.












Kiedy docieramy na miejsce, naszym oczom ukazały się dość dużych rozmiarów ozdoby wielkanocne - jajka, żółte kurczaki i biało-żółty siedzący królik. Podchodzimy bliżej i focimy się z nimi. Taka sesja trwa trochę, bo wykorzystujemy moment gdy obok nie ma nikogo oprócz nas. Po sesji zdjęciowej idziemy w kierunku schodów wiodących do wnętrza Ratusza. Tu znajduje się ramka z napisem "Wesołych Świąt", kurczak w kolorowej skorupce, barwne jajka i biały królik. Mamy tu bardzo długą sesję zdjęciową, a po niej wędrujemy uliczkami miasta, niespiesznie zmierzając w kierunku zaparkowanego autka, zaglądając jeszcze w inne ciekawe miejsca Bolesławca :)
































Pozdrawiamy Sofijkę :)

Krzysia również pozdrawiamy serdecznie :)

































Po spacerze uliczkami miasta i robiąc mnóstwo zdjęć docieramy do samochodu, wsiadamy do niego i jedziemy do Lwówka Śląskiego. Podróż mija nam szybko. Zostawiamy autko na parkingu marketowym, bierzemy aparat, wysiadamy z samochodu i idziemy ku centrum miasta. Kiedy tak wędrujemy w kierunku Rynku, nad naszymi głowami zaczyna szaleć straszna wichura. Na niebo  nie wiedzieć kiedy nadciągnęły granatowe, ciężkie, niskie chmury. To ten silny wiatr je przygnał. Otulamy się szczelnie i prawie zgięci w pół wędrujemy do centrum miasta.





"Lwówek Śląski należy do grupy najstarszych miast Dolnego Śląska. Jest także jednym z pierwszych miast w Polsce lokowanych na prawie magdeburskim.
Już we wczesnym średniowieczu Lwówek stał się lokalnym centrum gospodarczym i ośrodkiem osadnictwa wiejskiego. Jego rozwój przyspieszyło także dogodne położenie przy znanym szlaku handlowym zwanym Królewską Drogą oraz eksploatacja złota na obszarze dawnych Płakowic. Czynniki te przyczyniły się do wczesnej lokacji - już w 1217 roku książę Henryk I Brodaty nadał Lwówkowi Śląskiemu prawa miejskie. Lokacja i związane z nią przywileje spowodowały szybki rozwój miasta.
Lwówek rozwijał się nie tylko gospodarczo, wzrosła także jego rola jako ośrodka władzy. W 1243 roku książę Bolesław Rogatka zorganizował w mieście pierwszy na Śląsku turniej rycerski, a w latach 1278-86 Lwówek był siedzibą księcia Bernarda Zwinnego i stolicą samodzielnego księstwa. W następnym okresie miasto stało się integralną częścią księstwa świdnicko - jaworskiego i dzieliło jego losy.
Stopniowo, w miarę wyczerpywania się złóż złota, podstawą utrzymania mieszkańców stało się rzemiosło, głównie sukiennictwo i tkactwo, handel oraz obróbka kamienia budowlanego. W 1329 roku miasto liczyło około 11 tysięcy mieszkańców i należało do najludniejszych ośrodków miejskich na Śląsku. W miarę rozwoju miasta lwóweccy mieszczanie uzyskiwali różne przywileje; prawo do organizacji targów i jarmarków, handlu solą, bicia własnej monety itd. We Lwówku istniało kilka cechów, z których najbardziej znaczącym był cech skupiający sukienników.
W 1392 roku, po śmierci księżnej Agnieszki, Lwówek przeszedł pod panowanie czeskie. Sto lat później - w 1498 roku, król czeski Władysław II Jagiellończyk nadał Lwówkowi herb, który jest używany do dnia dzisiejszego.
Na początku XVII wieku miasto liczyło ponad 8 tysięcy mieszkańców. Funkcjonowało w nim 450 warsztatów sukienniczych, które wspaniale prosperowały. Kres tej prosperity przyniosła wojna trzydziestoletnia (1618-48), w trakcie której Lwówek został spustoszony i dokumentnie zniszczony. Zniszczenia wojenne, straty ludnościowe oraz pożary w latach 1659 i 1704, spowodowały, że prawie przez cały wiek XVIII miasto wegetowało.
Niewielkie ożywienie gospodarcze nastąpiło pod koniec XVIII wieku, które niestety zostało zahamowane w trakcie wojen napoleońskich. Przebywał wówczas we Lwówku cesarz Napoleon Bonaparte, który zwyciężył Prusaków podczas tak zwanej "pierwszej bitwy nad Bobrem" 22 sierpnia 1813 roku. Tak zwana "druga bitwa nad Bobrem", stoczona 29 sierpnia 1813 roku, zakończyła się klęską Francuzów.
Dopiero w drugiej połowie XIX wieku następuje pewne ożywienie gospodarcze. Lwówek uzyskuje połączenie kolejowe ze Złotoryją (1884 r.) i Gryfowem Śląskim (1885 r.) oraz znacznie później z Jelenią Górą (1909 r.). W mieście i okolicy rozwija się turystyka wspierana przez aktywne koło Związku Karkonoskiego, a dzięki kapeli dworskiej koncertującej w pałacu Hohenzollernów staje się centrum kulturalnym. Także w tym okresie rozwija się przemysł spożywczy - w mieście powstaje między innymi nowoczesny browar Hohbergów oraz wytwórnia wódek. Następuje dalszy rozkwit lokalnych kamieniołomów, powstaje kopalnia gipsu i anhydrytu.
Niestety, okres międzywojenny nie przyniósł bardziej aktywnego rozwóju, wprawdzie liczba ludności wzrosła do ponad 6 tysięcy, ale zmalała liczba zakładów przemysłowych i rzemieślniczych.
II wojna światowa przyniosła ogromne zniszczenia miasta, które sięgnęły 40%."-tekst ze strony: https://www.perlypolski.pl/miasta-i-wsie/historia/282-lwowek-slaski/297
Idziemy w kierunku Ratusza. Mijamy skwery udekorowane przez dzieci ze szkół, styropianowymi jajkami. Przystajemy przy kamiennych ławkach z wtopionymi agatami. Trzeba przyznać że są piękne :) Focimy świąteczne ozdoby i docieramy do miejsca gdzie ustawiono królika w kolorowe paski i jajka z kwiatami w środku :) Tu oczywiście mamy długą sesję zdjęciową, a po niej pomimo silnego wiatru wędrujemy uliczkami miasta zmierzając w kierunku zaparkowanego autka.































Kiedy docieramy na miejsce, wsiadamy do samochodu oddychając z ulgą, że nie słyszymy już tego ogromnego huku szalejącej wichury nad naszymi głowami. Szczęśliwi jesteśmy że dzień nam się udał niesamowicie :) Jedziemy uliczkami miasta kierując się ku Jeleniej Górze.





Gdy wyjeżdżamy na Krajową 30 dostrzegamy tęczę na niebie i mokry asfalt. Ominęła nas ulewa, która wyprzedziła nas...
Droga do domu minęła nam szybko. Radośni i szczęśliwi parkujemy autko na podwórku, wysiadamy i idziemy do domu, kończąc w ten sposób naszą dzisiejszą wycieczkę, kolejna już wkrótce, więc do zobaczenia niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko, życząc miłej lektury i zdrówka :)


Danusia i Radek :)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz